recenzje / ESEJE

Karpowicz: zarys encyklopedyczny

Jakub Momro

Recenzja Jakuba Momro z pierwszego tomu Dzieł zebranych Tymoteusza Karpowicza.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Czy­tać Tymo­te­usza Kar­po­wi­cza od począt­ku? Sza­lo­ny, ale fascy­nu­ją­cy pomysł. Pierw­szy tom Dzieł zebra­nych jest oczy­wi­ście do tego ide­al­ną oka­zją, ale też od razu wrzu­ca nas w sam śro­dek ogrom­nych kło­po­tów. Od począt­ku, to zna­czy: od pierw­szych napi­sa­nych przez poetę wier­szy, czy od tych, któ­re da się czy­tać? Czy­tać: co to w ogó­le zna­czy w odnie­sie­niu do poezji Kar­po­wi­cza?

Moja obec­na lek­tu­ra wcze­snych tomów auto­ra Roz­wią­zy­wa­nia prze­strze­ni jest, muszę przy­znać, co naj­mniej dziw­na. Z jed­nej stro­ny po raz kolej­ny czu­ję podziw dla zamy­słu auto­ra, z dru­giej – znu­że­nie, wyni­ka­ją­ce z obco­wa­nia z ana­chro­nicz­nie awan­gar­do­wą, wytar­tą do cna poety­ką wal­ki o nie­za­leż­ność wła­sne­go idio­mu. Pew­nie nic się tu nie da pora­dzić: w wiel­kie dzie­ła nowo­cze­sne (arcy­no­wo­cze­sne, jak w przy­pad­ku Kar­po­wi­cza) jest wpi­sa­na klę­ska, moż­na powie­dzieć nawet: klę­ska jest w tych dzie­łach uwew­nętrz­nio­na, po Nie­tz­sche­ań­sku prze­żu­ta, prze­tra­wio­na, prze­mie­lo­na przez auto­ra i wysta­wio­na czy­tel­ni­ko­wi pod pozo­ra­mi arty­stycz­ne­go zwy­cię­stwa.

Kar­po­wicz był mistrzem – tak rozu­mia­nej – klę­ski, któ­ra wyni­ka­ła z gry o naj­więk­szą staw­kę. Ta gra widocz­na jest nie­mal u zara­nia jego twór­czo­ści (może pomi­nąw­szy pierw­szy tom): wypo­wie­dzieć wszyst­ko, wyra­zić to, co tyl­ko się da, mając nad­mier­ną świa­do­mość, że jaka­kol­wiek myśl o cało­ści jest nie tyl­ko nie­moż­li­wa do prak­ty­ko­wa­nia, ale rów­nież do oca­le­nia. Całość to syno­nim poraż­ki, ale w przy­pad­ku Kar­po­wi­cza ten fan­ta­zmat total­no­ści sta­je się klę­ską wybit­ną.

Zamie­rze­niem poety było upo­rząd­ko­wa­nie rze­czy­wi­sto­ści, poukła­da­nie świa­ta według idio­syn­kra­tycz­ne­go poetyc­kie­go alfa­be­tu, usta­le­nie porząd­ku języ­ka prze­po­czwa­rza­ją­ce­go się w for­mę ist­nie­nia, stwo­rze­nie poezji jako kata­lo­gu zja­wisk i prze­ja­wów bytu. Co z tego zosta­ło? W dużej mie­rze te fan­ta­stycz­ne zamie­rze­nia pozo­sta­ją tyl­ko cudow­ny­mi gesta­mi i pięk­ny­mi struk­tu­ra­mi. W znacz­nym też zakre­sie wyda­ją się nie­czy­tel­ne, ale ta nie­czy­tel­ność dzi­siaj już jakoś nie wcią­ga, nie fascy­nu­je, nie opa­li­zu­je, prze­ciw­nie: wyda­je się dość mono­ton­na, jak gdy­by nad­mier­nie nasy­co­na zna­cze­nia­mi, któ­rych język poetyc­ki nie jest w sta­nie udźwi­gnąć.

Zara­zem pierw­szy tom Dzieł zebra­nych to zarys poetyc­kiej ency­klo­pe­dii, któ­rą Kar­po­wicz pró­bo­wał napi­sać, two­rząc coraz nowe ukła­dy, kon­fi­gu­ra­cje, rewi­zje. Ten zarys sta­no­wi rodzaj gene­zy sil­ne­go gło­su, któ­ry poja­wi się w póź­niej­szych tomach, kie­dy poeta już bez żad­nych obaw będzie wytrwa­le szu­kał upra­gnio­nej cało­ści poskła­da­nej z frag­men­tów, szcząt­ków, resz­tek, śla­dów.

Gdy­by więc poku­sić się o taki ency­klo­pe­dycz­ny szkic do lek­tu­ry ini­cjal­ne­go tomu Dzieł zebra­nych, mógł­by wyglą­dać tak oto:

1. Pro­jekt. Kar­po­wicz pisze nie­ustan­nie, zakre­śla­jąc gra­ni­ce; samo jego pisa­nie jest szu­ka­niem gra­ni­cy, któ­ra musi zostać natych­miast prze­kro­czo­na. Poezja jest pisa­niem w imię nie­da­ją­cej się zre­ali­zo­wać przy­szło­ści; sta­no­wi anty­cy­pa­cję tego, co dopie­ro może się poja­wić. Ten pro­lep­tycz­ny aspekt pisa­nia wcho­dzi w dia­lek­tycz­ną rela­cję z zasa­dą trans­gre­sji: „Więc módl się módl o kra­wędź o któ­rą musisz się strza­skać” („Stud­nia”)

2. Pra­ca. Pisa­nie to pra­ca – męczą­ca, nie­skoń­czo­na. Sło­wa nie są jedy­nie kon­struk­cja­mi zna­czeń, lecz przez swo­ją postrze­że­nio­wą obec­ność zama­zu­ją sen­sy, sta­ją się miej­sca­mi szcze­gól­nej inten­syw­no­ści. Sama ta inten­syw­ność jest skraj­nie mate­rial­na – to „kamien­na muzy­ka” języ­ka, w któ­rej poeta – niczym wcie­lo­ny mista­gog awan­gar­dy – doko­nu­je obrób­ki słow­nych obiek­tów. Zara­zem te dzia­ła­nia, dzię­ki swo­jej upo­rczy­wo­ści, wyzna­cza­ją zada­nie, jakie sta­je przed wier­szem – wol­ność, eman­cy­pa­cja za pomo­cą pra­cy języ­ka i pra­cy w języ­ku jako nie­jed­no­rod­nym sze­re­gu obiek­tów. Dwa bie­gu­ny, mię­dzy któ­ry­mi roz­gry­wa się pisa­nie Kar­po­wi­cza: pro­jekt oraz hete­ro­no­mia: „przy­bliż się sło­wo do rze­czy jako usta do ust/ ten kot zawęź­lił się w kona­rach drzewa/ by pta­ka zła­pać nie meta­fo­rę” („Kot”).

3. Natu­ra. Chy­ba jedy­na praw­dzi­wa – bez­den­na, nie­moż­li­wa do logicz­ne­go uspra­wie­dli­wie­nia – fascy­na­cja Kar­po­wi­cza. Pod tym wzglę­dem sta­ra się prze­li­cy­to­wać swo­je­go pre­kur­so­ra, czy­li Leśmia­na. „Trud­ny las” – naj­lep­sze okre­śle­nie rela­cji mię­dzy sło­wem a świa­tem natu­ral­nym, nad wyraz przez poetę uwiel­bia­nym, nie­kie­dy dość naiw­nie, nie­kie­dy przej­mu­ją­co, zwłasz­cza wte­dy gdy zmy­sło­wość świa­ta sta­je się jego bez­względ­ną, mil­czą­cą cie­le­sno­ścią. Natu­ra to zawsze inna od ludz­kiej, języ­ko­wej prze­mia­ny meta­mor­fo­za rze­czy­wi­sto­ści.

4. Uto­pia. Fascy­na­cja uwol­nio­nym sło­wem bądź – z dru­giej stro­ny – uwol­nio­nym przed­mio­tem idzie w parze z odrzu­ce­niem samo­rzut­no­ści języ­ka. Dla­te­go Kar­po­wi­czow­ska uto­pia este­tycz­na ma w sobie coś z obse­sji fana­ty­ka – pod­po­rząd­ko­wać wła­sne­mu idio­mo­wi wszel­kie głę­bo­kie struk­tu­ry i powierzch­nio­we zja­wi­ska mowy, zjed­nać je, trzy­ma­jąc pod nad­zo­rem wła­sne­go idio­syn­kra­tycz­ne­go czy nawet: mitycz­ne­go i abso­lut­nie oso­bli­we­go porząd­ku: „A ludzie krzyczą/ na widok rzeczy/ wol­nej od czło­wie­ka” („Dra­mat”).

5. Dys­kurs. Kar­po­wicz pisze kil­ka pię­ter wyżej od „języ­ka neu­tral­ne­go”. Jego wcze­sna twór­czość to labo­ra­to­rium nie­moż­li­wo­ści. Odby­wa się w nim sza­leń­czy pościg za odpo­wied­nim usta­wie­niem meta­ję­zy­ka, któ­ry zara­zem był­by uwew­nętrz­nio­ny w samej fak­tu­rze wier­sza czy kon­struk­cji tomu. Poezja jako dys­kurs, w któ­rym obja­wia się pra­xis zasa­dy urzą­dze­nia rze­czy­wi­sto­ści. Stąd chro­pa­wy, szorst­ki język tej poezji, spla­ta­ją­cy w jed­no obse­sję dosko­na­łej epi­ste­mo­lo­gicz­nej kon­struk­cji z meta­fi­zycz­ną tęsk­no­tą za czy­stą obec­no­ścią.

O autorze

Jakub Momro

Krytyk literacki. Doktor nauk humanistycznych. Asystent na Wydziale Polonistyki UJ, wykładowca w Instytucie Kultury na Wydziale Zarządzania UJ oraz w Krakowskiej Szkole Scenariuszowej. Mieszka w Krakowie.

Powiązania

Rozległa pustka czasu

recenzje / ESEJE Jakub Momro

Recen­zja Jaku­ba Mom­ro z książ­ki Nie­dzie­la życia Ray­mon­da Quene­au, wyda­nej w prze­kła­dzie Han­ny Igal­son-Tygiel­skiej w Biu­rze Lite­rac­kim w wer­sji papie­ro­wej 4 paź­dzier­ni­ka 2016 roku, a w wer­sji elek­tro­nicz­nej 8 maja 2017 roku.

Więcej

Aleatoryzm niekontrolowany. Noc jest to tylko wygnanym dniem Tymoteusza Karpowicza

recenzje / KOMENTARZE Jakub Momro

Komen­tarz Jaku­ba Mom­ry do dra­ma­tu Tymo­te­usza Kar­po­wi­cza z pią­te­go tomu Dzieł zebra­nych, któ­ry uka­zał się nakła­dem Biu­ra Lite­rac­kie­go 13 kwiet­nia 2015 roku.

Więcej

Autonomia i metonimia

recenzje / IMPRESJE Jakub Momro

Esej Jaku­ba Mom­ro towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze książ­ki Dzie­ła zebra­ne, tom 3 Tymo­te­usza Kar­po­wi­cza.

Więcej

Wyobraźnia krytyczna

debaty / książki i autorzy Jakub Momro

Głos Jaku­ba Mom­ry w deba­cie „Co nam po kla­sy­kach? Lar­kin, Rous­sel, Ste­vens – czy­li kano­ni­zo­wa­nie”.

Więcej

Niechęć wobec dźwigów

recenzje / ESEJE Paweł Kozioł

Recen­zja Paw­ła Kozio­ła z pierw­sze­go tomu Dzieł zebra­nych Tymo­te­usza Kar­po­wi­cza.

Więcej

We wszystkim będę pana słuchał. O pierwszych kontaktach z Tymoteuszem Karpowiczem

recenzje / IMPRESJE Janusz Styczeń

Esej Janu­sza Stycz­nia towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze pierw­sze­go tomu Dzieł zebra­nych Tymo­te­usza Kar­po­wi­cza.

Więcej