recenzje / ESEJE

Kochanka Norwida

Joanna Roś

Recenzja Joanny Roś z książki Kochanka Norwida Eugeniusza Tkaczyszyna-Dyckiego.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Sło­wa wier­szy zamiesz­czo­nych w naj­now­szym tomie Euge­niu­sza Tka­czy­szy­na-Dyc­kie­go nie są ści­śnię­te, przy­kle­jo­ne do sie­bie, ani osta­tecz­ne. Już wyda­wa­ło­by się, że ich tre­ści są peł­ne rezy­gna­cji, a wte­dy oka­zu­je się, że moż­na tyl­ko ina­czej je uło­żyć, aby prze­rwać mono­to­nię albo prze­dłu­żyć cze­muś życie.

Te wszyst­kie miej­sca i ludzie, do któ­rych odsy­ła­ją – ośrod­ki psy­chia­trycz­ne, uli­ce, wozy, dru­ty, uciecz­ki i pory­wy mat­ki, wyda­ją się być obda­rzo­ne nie­skoń­czo­no­ścią wła­snych ilu­stra­cji, z któ­rych każ­da jest inna i wno­si odmien­ne emo­cje. Na począt­ku myśla­łam, że to nostal­gia i gniew biją się w nich o swo­je naj­waż­niej­sze miej­sce, ale szyb­ko odkry­łam, że dla mnie wier­sze te peł­ne są trud­nej do opi­sa­nia czu­ło­ści, nie­wy­po­wie­dzia­ne­go uwo­dzi­ciel­stwa:

„lecz wyje­chaw­szy ze wsi
nie umia­łem się sprze­dać (nawet
w poezji) i dziś po raz kolej­ny
czy­tam Mnisz­ki sio­stry Bor­kow­skiej,”

sub­tel­nie pro­mie­niu­ją sza­leń­stwem, któ­re­go doty­ka­ją:

„moja mat­ka (zamknię­ta
w Żura­wi­cy, Węgo­rze­wie,
Jaro­sła­wiu) zawsze
musia­ła do kogoś nale­żeć

kogo sobie zmy­śli­ła wyobra­zi­ła
lub kto został jej przed­sta­wio­ny
we śnie (na podo­bień­stwo
Nor­wi­da)”

peł­ne są posta­ci obda­rzo­nych dzi­ką, nie­znisz­czal­ną uro­dą – tyl­ko tak się wyda­je, że gdzieś z nich wymy­ka się mło­dość, dzie­ciń­stwo, nadzie­ja. Pew­na mrocz­na siła hoj­nie obda­rza je świe­żo­ścią, pięk­nem. Mat­ka się nie sta­rze­je, wybu­cha pła­czem z rów­ną furią co kil­ka­dzie­siąt lat temu, cią­gle ma siłę wdra­py­wać się na okno, wyszar­py­wać wiel­kie rygle z gru­be­go drew­na. Cią­gle ma zmien­ne nastro­je. Jeśli jest powie­trzem każ­de­go z tych wier­szy, to raz oddy­cha się nim mia­ro­wo i spo­koj­nie, raz łapie je łap­czy­wie, jak przed uto­nię­ciem.

Czy­ta­jąc Kochan­kę Nor­wi­da koła­ta­ły mi w gło­wie licz­ne zda­nia z Pierw­sze­go czło­wie­ka Alber­ta Camu­sa i już nie potra­fię myśleć o pod­mio­cie lirycz­nym ina­czej, niż

„Ta ciem­ność w nim, te splą­ta­ne, mrocz­ne korze­nie, łączą­ce go z zie­mią wspa­nia­łą i strasz­ną, z jej pło­ną­cy­mi dnia­mi i wie­czo­ra­mi tak nagły­mi, że ści­ska­ło się ser­ce (…).”

Pole­cam Kochan­kę Nor­wi­da, znów recy­tu­jąc to w myślach.


Recen­zja uka­za­ła się w por­ta­lu Stro­na Tytu­ło­wa. Dzię­ku­je­my Autor­ce i Redak­cji za wyra­że­nie zgo­dy na prze­druk.

O autorze

Joanna Roś

Urodzona w 1989 roku. Studentka Interdyscyplinarnych Humanistycznych Studiów Doktoranckich na Uniwersytecie Warszawskim. Publikowała m.in. w "Analizie i Egzystencji", "Nowym Filomacie", "Polisemii". Mieszka w Warszawie.

Powiązania