Wersy kłębią się jak płotki
recenzje / ESEJE Ewa ChruścielRecenzja Ewy Chruściel z książki Prześwity Jorie Graham.
WięcejEsej Ewy Chruściel towarzyszący premierze książki Prześwity Jorie Graham.
W poezji Jorie Graham dostrzegam „wgłębność” („inwardgoingness”). Jej wiersze zakreślają trajektorię „wgłębności”, a jednocześnie zachęcają do demontażu znaczeń i porzucenia fabuły. W wierszu „Widzialny Świat„1 („The Visible World”) z tomu Materialism czytamy:
Zagłębiam swoje ręce w absolut. Powierzchnia
łamie się
Jeśli przyjrzę się dokładnie mojej dłoni, jeśli
łrozewrę ją tak,
że się nie rozkruszą: łupiny, omszałe początki i końce, zmierzwione
łkrupinki glinek
(tłum. Ewa Chruściel)
Motyw wykopywania warstw pojawia się dość regularnie w poetyckim krajobrazie Graham. Jednakże kiedy zaczynamy wykopaliska tekstowe, znaczenia wyślizgują nam się z rąk. W końcowej, trzeciej części wiersza „Epoka Rozumu„2 z jej drugiego tomu Erosion czytamy:
Jak głęboko jest
prawda?
Jak daleko w głąb
Ziemi
może wniknąć widzenie
i wciąż być
miłością? Czy
uczciwość
rzeczy nie leży w ich
oporze,
tam, gdzie tylko wiatr
może je nagiąć
z powrotem, prawdziwe żywioły,
nie syk
naszych pragnień. Opowiedz mi
o częściach siebie,
które może zrozumiem,
o swoim ciele,
swojej historii. Dlatego też
mamy
postacie i nóż
fabuły,
żeby brodzić przez ten
nurt. Teraz
cały sad
jest w kwiatach
od końca do końca.
Wzbiera
czułość. Nigdzie nie jest
dość
głęboko.
(tłum. Ewa Chruściel i Miłosz Biedrzycki)
Wykopaliska znaczeń skazane są na niepowodzenie. Nie jesteśmy w stanie dotrzeć do absolutu. Odkopujemy promieniste rowki, kłącza, symultaniczne narracje, nawarstwienia. Zawsze pozostaje niedosyt, niemoc, niemota słowa. Pisanie jest jak żłobienie. W wierszu „Przy zmartwychstaniu ciał Luki Signorellego„3 z tomu Erosion powraca podobne pytanie: „Jak głęboko/ leży prawda?”:
W swojej pracowni
Luca Signorelli
w imię Boga
i Nauki
i wiarygodności
włamał się do ciała,
studiując przybywanie.
Lecz mur ciała
otwiera się
bez końca;
znikający punkt tak głęboki
i ulotny,
że jeszcze go nie odkryliśmy,
jeszcze nas
nie powstrzymał. Więc wcinał się
głębiej,
przechodząc powoli
od symbolu
do piękna. Jak głęboko
leży prawda?
Kiedy jego jedyny syn
zginął nagłą śmiercią
kazał przynieść ciało
i położyć
na stole w pracowni;
stanął
w pewnej odległości
i czekał na najlepsze
światło, najlepszą głębię
dnia,
a potem z rozeznaniem, kunsztem
gracją i uwagą,
przebił się do cienia,
przebił się
do kości i ścięgien, do wszystkich
zagłębień
zebranego zimnego światła.
Całymi
dniami trwała
ta głęboka
pieszczota, przecinanie,
rozpinanie,
aż jego umysł
wspiął się
w otwarte ciało
i zagoił.
(tłum. Ewa Chruściel i Miłosz Biedrzycki)
Obraz wstępowania w ludzkie ciało nakłada się na akt pisania. Poetka jak Luca Signorelli wdziera się w głąb świata i ziemi. Dokonuje dysekcji. Jest to odwieczne pragnienie inkarnacji, zastąpienia abstrakcji doświadczeniem. Pisanie jest ciągłym wcieleniem, a raczej procesem wcielania się. „Nie ma wejścia,/ jest tylko wchodzenie”. Proces wdzierania się w głąb prawdy jest, paradoksalnie, procesem gojenia się. Tak jakby uleczenie rany wymagało najpierw jej rozwarcia. Jest to także pragnienie iście „pigmaliońskie”, pragnienie wejścia w związek z własnym dziełem.
Pochodny obraz „orania” pojawia się w wierszu „Na Pastwisku„4 (w tomie Errancy) zainspirowanego lekturą Zeszytów woroneskich 1935–37 Osipa Mandelsztama. W swoich szkicach Słowo i kultura5 Mandelsztam pisze: „Poezja jest pługiem, który odwraca czas, aż jego głębokie warstwy, jego czarnoziem, wychodzą na powierzchnię”. Jorie Graham oddaje złożoność użytej przez Mandelsztama metafory w następujących wersach:
Naciskam mocno
wzdłuż rany – szlaku bojowego – naciskam myśli, moich małych
donosicieli.
Ziemia zakrzywia się bardziej niż z początku
myślałam.
Mój umysł, moje umundurowane myśli,
wytłaczam je jak małe hieroglify
w błocie osuwiska gdzie poruszają się teraz
grudy ziemi i wargi.
Kim będziesz?
Co powiesz, kiedy rozlegnie się powtarzajcie za mną,
a ty nie dosłyszysz tego przez hałas
czarnoziemu?
Masz na wyposażeniu własny lemiesz, w ustach -
ostry, działa za darmo, co ostrzy go jeszcze bardziej, wcina się
w dowolną odległość, myśląc swobodnie, jak dobrze jest umrzeć -
na wpół oszalałe słowa biegną szybko i twardo
nad błotnistymi polami, szukając granic
– przepięknych zboczy.
Kim będziesz, kiedy przyjdzie twoja kolej?
Kiedy podnoszę wzrok, widzę ciało mojego przyjaciela, jak wspina się
na pagórek
i znów schodzi w dół. Jest druga strona (mój umysł
to wie).
(tłum. Ewa Chruściel i Miłosz Biedrzycki)
Pisanie to naciskanie rany, wytłaczanie znaków hieroglificznych. Pióro przeobraża się w lemiesz, odkopujący warstwy znaczeń, zakopaną prawdę. Pióro staje się zatem bronią w ręku poety. Z drugiej strony jednak pióro może być narzędziem totalizującym, ze względu na ustalony system znaków, ograniczających wolność słowa.
Ponownie pojawia się więc motyw niemoty słowa. Nie da się sięgnąć pod korę drzewa. Pozostaje żłobkowanie, małe olśnienia w prześwitach.
Jorie Graham zestawia obraz lemiesza z idyllicznym pastwiskiem, otwartym i dziewiczym, nietkniętym przez pług. Czarnoziem z prześwitami ciszy, której nie da się zaorać jest jak ludzki umysł, pojemniejszy od barier języka. Graham zwraca się do Mandelsztama i jego zabitego przyjaciela:
A ty: kroczysz tak
wyraziście
po tej ziemi, twojej ziemi, z umysłem niesionym wysoko
w ognistym zagłębieniu – nawet przed-
wczoraj
wciąż skrzącym się tam w środku jak tlen – ach -
jaką przestrzeń niesiesz w sobie ponad tym polem -
I powiedz, czy zgłosiłeś się na ochotnika?
Czy jesteś ostatnim wolnym człowiekiem na świecie?6
(tłum. Ewa Chruściel i Miłosz Biedrzycki)
Graham znów powraca do pytania: „jak głęboko leży prawda?” Jakie są granice wolności? Co musimy odkryć (a może właśnie nieustannie odkrywać) w zagłębieniach ziemi?
Co będzie musiał odnaleźć mój przyjaciel,
rozkładając się i rozkładając?
Ziemia zakrzywia się bardziej, niż sobie wyobrażaliśmy.
Zbocza nie da się odepchnąć.
Deszczówka, dzień przed, sylaba,
która zapuszcza korzenie w malutkim śpiącym bogu
i sprawia, że wielki sen wzdryga się z powrotem
do jawy.
(tłum. Ewa Chruściel i Miłosz Biedrzycki)
Każda sylaba w ustach poety to lemiesz, który przewraca ziemię: na powierzchni pojawiają się grudy prawdy. Niezmierzone przestrzenie w czarnej i żyznej glebie to miejsca w naszym sercu, które musimy odkryć, które musimy nieustannie odkrywać. Graham znów zadaje pytanie choć bez znaku zapytania, retorycznie:
Kiedy przestrzeń w sercu zostanie osadzona
na wieki, ubita, zduszona korzeniem, naroślą,
ostatecznym uciszeniem bez pragnień.7
Nawet śmierć nie jest w stanie zamknąć ludzkiego serca, jak wnioskujemy z kolejnych wersów tego wiersza. Wiersz ocala ludzkie serce poprzez odkopywanie zarosłej, niedogodnej prawdy. Wiersz przeciwstawia się okluzjom, rozwiera zamknięte przestrzenie. Ocala to, co marginalne i zapomniane. Wiersz jest więc świadectwem. Powołaniem. Takie są właśnie imperatywy moralne w krajobrazie pisarskim Jorie Graham.
Inny jeszcze przykład, w którym obraz „wykopywania” nakłada się na obraz „pisania” pojawia się w „Do Czytelnika„8 z tomu End of the Beauty. Jest to wiersz inicjajcyjny, wiersz o genezie pisania:
Przysięgam ci, że chciała wrócić do tego, co zamknięte, niespieszne,
do ziemi, na którą można powiedzieć To jest moje prawdziwe życie, Dzień dobry,
na którą można powiedzieć Dziewczyna na klęczkach, która jest mną,
wciąż przekopuje metr kwadratowy gleby,
żeby opisać i rozpłaszczyć na kartce wszystko, co tam się uda znaleźć,
i nazwać, gdzieś pod koniec kwietnia, gdzie wierzą w idee,
w czwartek, tę odrobinę, która przetrwa, i całą resztę.
(tłum. Ewa Chruściel i Miłosz Biedrzycki)
W przytoczonym utworze dziewczynka wykopuje szpadlem dziurę w ziemi, a potem odmierza ją linijką. Jest to zadanie na konkurs naukowy w szkole. Dziewczynka przywołuje postać Luki Signorellego, który skalperzem wdziera się w ciało swojego syna, żeby poznać prawdę. Znów pobrzmiewa to samo pytanie: „jak głęboko leży prawda?” Przychodzi na myśl wiersz Seamusa Heaney’a „Kopać„9:
Pomiędzy kciukiem a palcem wskazującym
Tkwi przysadziste pióro.
Nim będę kopać.
(tłum. Piotr Sommer)
Graham komplikuje jednak „kopanie”. Nie ma u niej domknięcia, konkluzji. Wręcz przeciwnie wykopana/odkopana prawda wymyka się z rąk, bo zbudowana jest z nieskończonych warstw:
W tym miejscu to zaczyna się
wymykać. Wzięła szpadel i zarysowała granice. Przez środek
chwastów, porostów, mchów, zatrzymując połówki tego, co znalazło się w środku
przypadkiem, świeże liście, śmieci nawiane przez wiatr -
Oto zapach rozciętej ziemi, zapach czterech boków.
Oto brązowa słodycz abstrakcji, w której jej cztery płytkie bruzdki
powtarzają jedno słowo.
Weźmie linijkę i wepchnie ją na całą długość.
Wsunie jej ostrą krawędź przez kolonie, tunele,
przez sproszkowane skały i sproszkowane liście
(tłum. Ewa Chruściel i Miłosz Biedrzycki)
Akt tworzenia staje się „rendez-vous ziemi i rąk -”. Pióro jest tym razem szpadlem. Pisanie odkryciem i kolonizacją. Zresztą słowo kolonizacja pochodzi od łacińskiego słowa „colere” (zamieszkiwać, kultywować). Z tej samej etymologii wywodzi się słowo „kultura”. Pisanie poszukuje granic i je przekracza. Graham zestawia te dwie metafory kopania, kultywowania ziemi oraz sztuki/kultury następujaco:
Powiedzmy, że ją tam zostawimy, w kucki, wypiętą,
wyciągającą chwasty pęsetą,
rozrywającą rozkwit na prawdę,
każde nasiono każda dżdżownica po drodze w dół zapakowane do
plastikowej torebki (czy mam cię porównać do), Powiedzmy, że ją
tam zostawimy, dokąd jeszcze moglibyśmy pójść? Słowo,
usta ponad wodą? Czy jest gdzieś miejsce
ani tam, ani tu?
Gdzie teraz będziemy żyć, w jakim terenie?
Błoto, popiół, __________, _________ . Chcemy, żeby się do nas lepiło,
ręce nie pełne, ale i nie czyste.10
(tłum. Ewa Chruściel i Miłosz Biedrzycki)
Nawiązanie do osiemnastego sonetu Szekspira nakłada akt kopania/kolonizowania na akt tworzenia. W sonecie Szekspira pióro/pisanie staje się aktem tworzenia i uwieczniania. W powyższym fragmencie wiersza „Do czytelnika” pojawia się także obraz nasiona. Pisanie to zasiewanie ziaren, kultywacja ziemi. Pojawiają się również puste przestrzenie w tekście, jakby lakuny. Czy jest to aluzja do niemożności dotarcia w głąb prawdy? Czy może jest to nałożenie ruchu w głąb/do wewnątrz oraz w to, co niewidzialne? W końcowej cześci wiersza Graham wprowadza aluzje do dziury w piersiach Adama, kiedy Bóg wyjmuje mu żebro, żeby stworzyć Ewę. Mamy więc nałożenie Genesis z osobistym genesis bohaterki wiersza. Autorka komplikuje całą sytuację. Wiersz kończy się w następujący sposób:
a dla niektórych to jest dziura w plecach biegnącego człowieka,
przez którą to, co się do niego zbliża, dostaje się do środka, i rośnie,
dziura w jego piersi, przez którą widać drzewa w oddali,
i rośnie, wypycha niebo, wypycha opowieść,
aż jest blisko, jest wszystkim, co widać, ta chwila, dziura w jego plecach,
w której teraz pojawia się dziewczyna z chwastem i zeszytem.11
Dziura w plecach uciekającego człowieka przypomina wiersz „Na Pastwisku”. Strzelanie w plecy było dość charakterystyczne dla metod KGB. Wiersz kończy się nawiązaniem do dziury jako rany lub śmierci. Ale pojawia się też zeszyt i pióro. Na myśl przychodzi wiersz Czesława Miłosza „Który skrzywdziłeś„12:
Nie bądź bezpieczny. Poeta pamięta
Możesz go zabić – narodzi się nowy.
Spisane będą czyny i rozmowy.
Dziura w wierszu „Do czytelnika”, podobnie jak w „Na Pastwisku” staje się metaforą grobu:
ten dół, w który go wpędzili, jak bardzo kocha
ziemię, którą wpychają mu
– miłośnicy wierszy, kwitnienia, wszystkich niedostarczonych wiadomości -
do rozwartego gardła.13
Rozwarte gardło to otwarta przestrzeń, lakuna, prześwit, szczelina. Te szczeliny przywołują na myśl teorię modularnego umysłu, według której nasza świadomość, złożona z rozmaitych modułów, zawiera luki. Poszczególne części tworzą całość dzięki centralnemu układowi nerwowemu lub wypełnionej lukami świadomości. Ellen Spolsky twierdzi, że teksty literackie mają moc wypełniania tych luk w sposób niekonwencjonalny. Teksty świadczące o niezwykłej wyobraźni są nawet w stanie „przeskoczyć luki w strukturze mózgu i pokonać ograniczenia biologicznego dziedzictwa„14. Ażeby właśnie skusić się na taki interpretatcyjny przeskok, możemy także zbudować pomost pomiędzy „gardłem” a wierszem. Taki przeskok miałby uzasadnienie zarówno metonimicznie (gardło jako głos) i etymologicznie (słowo „gardło” nawiązuje do poezji w niektórych kulturach pierwotnych, na przykład „nanola” u Trobriandczyków w Papua-Nowej Gwinei oznacza zarówno gardło, jak i akt twórczy)15.
Thomas Otten, amerykański krytyk, uznaje wiersz „Do Czytelnika” za ars poetica Jorie Graham. W swoim eseju „Jorie Graham’s _____s” pisze, że metafora dziury oraz puste przestrzenie nawiązują do mglistości, tego, co w moim rozumieniu Zbigniew Herbert określił „niejasną pewnością” w wierszu „Pan Cogito i Wyobraźnia.”: „blokada kognitywna powstaje właśnie wtedy, gdy pojawia się obraz, który obiecuje prześwit w rozumieniu, okno pomiędzy wielorakimi jaźniami. Otwory w wierszu są jednocześnie przejrzyste i nieprzejrzyste, puste i wypełnione„16.
Dla mnie otwory, szczeliny, prześwity, lakuny w wierszach Graham są słownikiem ciszy. W eseju „Notatki o ciszy„17 Jorie Graham czytamy:
Bo czy wiersze nie są mimo wszystko dialogami pomiędzy należącą do człowieka pieśnią a milczeniem Boga? Prawie każdy wiersz stanowi ilustrację jednego z dwóch doświadczanych przez nas impulsów: połączyć się z nieznanym, przerwać to oddzielenie, albo wyrwać jedyność, tożsamość z tej wszechobejmującej pełni […]. Przypuszczam, że tym, co mnie porusza jest odwaga. I ten niewyobrażalny trud powiedzenia czegoś prawdziwego. Obecność ciszy, która jest aktywnym uczestnikiem na stronie, zawziętym przeciwnikiem zmuszającym do tego, bym próbowała, na tyle, na ile zdołam, nie kłamać. Intensywna biel wymaga ode mnie autentyczności, sprawia że czerpię zyski z małych słów i dzięki nim trwam. To powoduje, że wybory, jakie podejmuję w swoich wierszach, nie przynależą wyłącznie do kategorii estetycznych czy też technicznych, ale zawsze, w jakiś sposób, moralnych. Dzięki nim zaczynam uczestniczyć i staję się odpowiedzialna, ostatecznie odpowiedzialna za każdą, jak gdyby to było podejmowane na ulicy działanie, decyzję w wierszu. Cisza jest tym, co Bishop określiła monumentem. Myślę o łagodnym sposobie, w jaki nas napomina: przypatrzcie się dokładnie.
(tłum. Maciej Topolski)
Myślę, że istnieje prawdziwe pokrewieństwo pomiędzy myśleniem Graham a Elizabeth Bishop. Graham, podobnie jak Bishop, posługuje się bardzo drobiazgowym, misternym opisem chwili widzianej. Identycznie rozłupuje minutę na sekundy. W równym stopniu zainteresowana jest procesem myślenia (jakby chciała złapać je na gorącym uczynku). U obu poetek, wśród drobiazgowego opisu, pojawia się nagle skok, nagłe przesunięcie w głąb lub poza obręb obrazu, w to, co niewidzialne.
Popatrzmy na wiersz Bishop „Okolica Przetwórni Ryb„18. Utwór zaczyna się od szczegółowego opisu starego mężczyzny i czynności wiązania sieci. Dostrzegamy nawet cekiny na jego kamizelce. Potem nasz wzrok przenosi się na „cienkie, srebrne pnie drzew”, następnie na foki. Później przywołana jest konkretna foka i jej zanurzanie się-wynurzanie. W końcu nasz wzrok przesuwa się na morze i w jego głąb, ażeby w konkluzji wiersza dokonać przeskoku do ludzkiej wiedzy:
Gdyby zanurzyć w nim rękę,
natychmiast zabolałby przegub,
w kościach zacząłby ćmić ból, ręka paliłaby jak oparzona,
jak gdyby woda była przeistoczonym ogniem
żywiącym się kamieniami, buchającym ciemnoszarym płomieniem.
Gdyby spróbować jej smaku, byłby to smak najpierw gorzki,
potem słony, potem z pewnością parzący język.
Taka jest właśnie w naszych wyobrażeniach wiedza:
ciemna, słona, klarowna, wciąż w ruchu, dogłębnie swobodna,
zaczerpywana z zimnych, twardych ust czy ujść
świata, dobywająca się wiecznie ze skalistych piersi,
płynnie zaczerpywana, a zarazem – jako że nasza wiedza
jest poddana historii – płynnie wymykająca się nam.
(tłum. Stanisław Barańczak)
U Graham podobne przesunięcia następują w jeszcze większej częstotliwości, choć pozbawione są narracji. W przeciwieństwie do Bishop Graham nie kończy wierszy uniwersalizującym dopełnieniem. Graham przywołuje tylko wielorakie warstwy: do czytelnika należy ich zestawienie. U Graham „dotykanie absolutu” jest możliwe tylko w momentach prześwitów, w chwilach pomiędzy, prawie nigdy w zakończeniach wierszy. Ławice prawd błyskają w przebłyskach, dochodzą spośród szczelin i pęknięć, nigdy nie wytwarzają nurtu.
Poetka, tłumaczka. Wykłada literaturę w Colby-Sawyer College w New Hampshire. Wiersze publikowała m.in. w „Odrze”, „Nowej Okolicy Poetów”, „Studium”, „Zeszytach Literackich” oraz w „Boston Review”, „Colorado Review”, „American Letters and Commentary”. Ostatnio wydała tom wierszy w języku angielskim "Strata" (2011). Mieszka w Stanach Zjednoczonych.
Recenzja Ewy Chruściel z książki Prześwity Jorie Graham.
WięcejEsej Ewy Chruściel towarzyszący premierze książki Prześwity Jorie Graham.
WięcejGłos Ewy Chruściel w debacie „Kogo tłumaczyć”.
WięcejRecenzja Alicji Piechuckiej z książki Prześwity Jorie Graham.
WięcejRecenzja Tomasza Fijałkowskiego z książki Prześwity Jorie Graham.
WięcejRecenzja Michała Szymańskiego z książki Prześwity Jorie Graham.
WięcejRecenzja Ewy Chruściel z książki Prześwity Jorie Graham.
WięcejEsej Ewy Chruściel towarzyszący premierze książki Prześwity Jorie Graham.
Więcej