recenzje / IMPRESJE

Koczowniczość znaczeń i wykopalisk. Kilka refleksji o poezji Jorie Graham

Ewa Chruściel

Esej Ewy Chruściel towarzyszący premierze książki Prześwity Jorie Graham.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

W poezji Jorie Gra­ham dostrze­gam „wgłęb­ność” („inward­go­in­gness”). Jej wier­sze zakre­śla­ją tra­jek­to­rię „wgłęb­no­ści”, a jed­no­cze­śnie zachę­ca­ją do demon­ta­żu zna­czeń i porzu­ce­nia fabu­ły. W wier­szu „Widzial­ny Świat„1 („The Visi­ble World”) z tomu Mate­ria­lism czy­ta­my:

Zagłę­biam swo­je ręce w abso­lut. Powierzch­nia
łamie się

Jeśli przyj­rzę się dokład­nie mojej dło­ni, jeśli
łro­zew­rę ją tak,

że się nie roz­kru­szą: łupi­ny, omsza­łe począt­ki i koń­ce, zmierz­wio­ne
łkru­pin­ki gli­nek

(tłum. Ewa Chru­ściel)

Motyw wyko­py­wa­nia warstw poja­wia się dość regu­lar­nie w poetyc­kim kra­jo­bra­zie Gra­ham. Jed­nak­że kie­dy zaczy­na­my wyko­pa­li­ska tek­sto­we, zna­cze­nia wyśli­zgu­ją nam się z rąk. W koń­co­wej, trze­ciej czę­ści wier­sza „Epo­ka Rozu­mu„2 z jej dru­gie­go tomu Ero­sion czy­ta­my:

Jak głę­bo­ko jest
praw­da?
Jak dale­ko w głąb
Zie­mi
może wnik­nąć widze­nie
i wciąż być

miło­ścią? Czy
uczci­wość
rze­czy nie leży w ich
opo­rze,
tam, gdzie tyl­ko wiatr
może je nagiąć

z powro­tem, praw­dzi­we żywio­ły,
nie syk
naszych pra­gnień. Opo­wiedz mi
o czę­ściach sie­bie,
któ­re może zro­zu­miem,
o swo­im cie­le,

swo­jej histo­rii. Dla­te­go też
mamy
posta­cie i nóż
fabu­ły,
żeby bro­dzić przez ten
nurt. Teraz

cały sad
jest w kwia­tach
od koń­ca do koń­ca.
Wzbie­ra
czu­łość. Nigdzie nie jest
dość

głę­bo­ko.

(tłum. Ewa Chru­ściel i Miłosz Bie­drzyc­ki)

Wyko­pa­li­ska zna­czeń ska­za­ne są na nie­po­wo­dze­nie. Nie jeste­śmy w sta­nie dotrzeć do abso­lu­tu. Odko­pu­je­my pro­mie­ni­ste row­ki, kłą­cza, symul­ta­nicz­ne nar­ra­cje, nawar­stwie­nia. Zawsze pozo­sta­je nie­do­syt, nie­moc, nie­mo­ta sło­wa. Pisa­nie jest jak żło­bie­nie. W wier­szu „Przy zmar­twych­sta­niu ciał Luki Signo­rel­le­go„3 z tomu Ero­sion powra­ca podob­ne pyta­nie: „Jak głęboko/ leży praw­da?”:

W swo­jej pra­cow­ni
Luca Signo­rel­li
w imię Boga
i Nauki
i wia­ry­god­no­ści
wła­mał się do cia­ła,

stu­diu­jąc przy­by­wa­nie.
Lecz mur cia­ła
otwie­ra się
bez koń­ca;
zni­ka­ją­cy punkt tak głę­bo­ki
i ulot­ny,

że jesz­cze go nie odkry­li­śmy,
jesz­cze nas
nie powstrzy­mał. Więc wci­nał się
głę­biej,
prze­cho­dząc powo­li
od sym­bo­lu

do pięk­na. Jak głę­bo­ko
leży praw­da?
Kie­dy jego jedy­ny syn
zgi­nął nagłą śmier­cią
kazał przy­nieść cia­ło
i poło­żyć

na sto­le w pra­cow­ni;
sta­nął
w pew­nej odle­gło­ści
i cze­kał na naj­lep­sze
świa­tło, naj­lep­szą głę­bię
dnia,

a potem z roze­zna­niem, kunsz­tem
gra­cją i uwa­gą,
prze­bił się do cie­nia,
prze­bił się
do kości i ścię­gien, do wszyst­kich
zagłę­bień
zebra­ne­go zim­ne­go świa­tła.
Cały­mi
dnia­mi trwa­ła
ta głę­bo­ka
piesz­czo­ta, prze­ci­na­nie,
roz­pi­na­nie,

aż jego umysł
wspiął się
w otwar­te cia­ło
i zago­ił.

(tłum. Ewa Chru­ściel i Miłosz Bie­drzyc­ki)

Obraz wstę­po­wa­nia w ludz­kie cia­ło nakła­da się na akt pisa­nia. Poet­ka jak Luca Signo­rel­li wdzie­ra się w głąb świa­ta i zie­mi. Doko­nu­je dysek­cji. Jest to odwiecz­ne pra­gnie­nie inkar­na­cji, zastą­pie­nia abs­trak­cji doświad­cze­niem. Pisa­nie jest cią­głym wcie­le­niem, a raczej pro­ce­sem wcie­la­nia się. „Nie ma wejścia,/ jest tyl­ko wcho­dze­nie”. Pro­ces wdzie­ra­nia się w głąb praw­dy jest, para­dok­sal­nie, pro­ce­sem goje­nia się. Tak jak­by ule­cze­nie rany wyma­ga­ło naj­pierw jej roz­war­cia. Jest to tak­że pra­gnie­nie iście „pig­ma­lioń­skie”, pra­gnie­nie wej­ścia w zwią­zek z wła­snym dzie­łem.

Pochod­ny obraz „ora­nia” poja­wia się w wier­szu „Na Pastwi­sku„4 (w tomie Erran­cy) zain­spi­ro­wa­ne­go lek­tu­rą Zeszy­tów woro­ne­skich 1935–37 Osi­pa Man­delsz­ta­ma. W swo­ich szki­cach Sło­wo i kul­tu­ra5 Man­delsz­tam pisze: „Poezja jest płu­giem, któ­ry odwra­ca czas, aż jego głę­bo­kie war­stwy, jego czar­no­ziem, wycho­dzą na powierzch­nię”. Jorie Gra­ham odda­je zło­żo­ność uży­tej przez Man­delsz­ta­ma meta­fo­ry w nastę­pu­ją­cych wer­sach:

Naci­skam moc­no
wzdłuż rany – szla­ku bojo­we­go – naci­skam myśli, moich małych
dono­si­cie­li.
Zie­mia zakrzy­wia się bar­dziej niż z począt­ku
myśla­łam.
Mój umysł, moje umun­du­ro­wa­ne myśli,
wytła­czam je jak małe hie­ro­gli­fy
w bło­cie osu­wi­ska gdzie poru­sza­ją się teraz
gru­dy zie­mi i war­gi.
Kim będziesz?
Co powiesz, kie­dy roz­le­gnie się powta­rzaj­cie za mną,
a ty nie dosły­szysz tego przez hałas
czar­no­zie­mu?
Masz na wypo­sa­że­niu wła­sny lemiesz, w ustach -
ostry, dzia­ła za dar­mo, co ostrzy go jesz­cze bar­dziej, wci­na się
w dowol­ną odle­głość, myśląc swo­bod­nie, jak dobrze jest umrzeć -
na wpół osza­la­łe sło­wa bie­gną szyb­ko i twar­do
nad błot­ni­sty­mi pola­mi, szu­ka­jąc gra­nic
– prze­pięk­nych zbo­czy.
Kim będziesz, kie­dy przyj­dzie two­ja kolej?
Kie­dy pod­no­szę wzrok, widzę cia­ło moje­go przy­ja­cie­la, jak wspi­na się
na pagó­rek
i znów scho­dzi w dół. Jest dru­ga stro­na (mój umysł
to wie).

(tłum. Ewa Chru­ściel i Miłosz Bie­drzyc­ki)

Pisa­nie to naci­ska­nie rany, wytła­cza­nie zna­ków hie­ro­gli­ficz­nych. Pió­ro prze­obra­ża się w lemiesz, odko­pu­ją­cy war­stwy zna­czeń, zako­pa­ną praw­dę. Pió­ro sta­je się zatem bro­nią w ręku poety. Z dru­giej stro­ny jed­nak pió­ro może być narzę­dziem tota­li­zu­ją­cym, ze wzglę­du na usta­lo­ny sys­tem zna­ków, ogra­ni­cza­ją­cych wol­ność sło­wa.

Ponow­nie poja­wia się więc motyw nie­mo­ty sło­wa. Nie da się się­gnąć pod korę drze­wa. Pozo­sta­je żłob­ko­wa­nie, małe olśnie­nia w prze­świ­tach.

Jorie Gra­ham zesta­wia obraz lemie­sza z idyl­licz­nym pastwi­skiem, otwar­tym i dzie­wi­czym, nie­tknię­tym przez pług. Czar­no­ziem z prze­świ­ta­mi ciszy, któ­rej nie da się zaorać jest jak ludz­ki umysł, pojem­niej­szy od barier języ­ka. Gra­ham zwra­ca się do Man­delsz­ta­ma i jego zabi­te­go przy­ja­cie­la:

A ty: kro­czysz tak
wyra­zi­ście
po tej zie­mi, two­jej zie­mi, z umy­słem nie­sio­nym wyso­ko
w ogni­stym zagłę­bie­niu – nawet przed-
wczo­raj
wciąż skrzą­cym się tam w środ­ku jak tlen – ach -
jaką prze­strzeń nie­siesz w sobie ponad tym polem -
I powiedz, czy zgło­si­łeś się na ochot­ni­ka?
Czy jesteś ostat­nim wol­nym czło­wie­kiem na świe­cie?6

(tłum. Ewa Chru­ściel i Miłosz Bie­drzyc­ki)

Gra­ham znów powra­ca do pyta­nia: „jak głę­bo­ko leży praw­da?” Jakie są gra­ni­ce wol­no­ści? Co musi­my odkryć (a może wła­śnie nie­ustan­nie odkry­wać) w zagłę­bie­niach zie­mi?

Co będzie musiał odna­leźć mój przy­ja­ciel,
roz­kła­da­jąc się i roz­kła­da­jąc?
Zie­mia zakrzy­wia się bar­dziej, niż sobie wyobra­ża­li­śmy.
Zbo­cza nie da się ode­pchnąć.
Desz­czów­ka, dzień przed, syla­ba,
któ­ra zapusz­cza korze­nie w malut­kim śpią­cym bogu
i spra­wia, że wiel­ki sen wzdry­ga się z powro­tem
do jawy.

(tłum. Ewa Chru­ściel i Miłosz Bie­drzyc­ki)

Każ­da syla­ba w ustach poety to lemiesz, któ­ry prze­wra­ca zie­mię: na powierzch­ni poja­wia­ją się gru­dy praw­dy. Nie­zmie­rzo­ne prze­strze­nie w czar­nej i żyznej gle­bie to miej­sca w naszym ser­cu, któ­re musi­my odkryć, któ­re musi­my nie­ustan­nie odkry­wać. Gra­ham znów zada­je pyta­nie choć bez zna­ku zapy­ta­nia, reto­rycz­nie:

Kie­dy prze­strzeń w ser­cu zosta­nie osa­dzo­na
na wie­ki, ubi­ta, zdu­szo­na korze­niem, naro­ślą,
osta­tecz­nym uci­sze­niem bez pra­gnień.7

Nawet śmierć nie jest w sta­nie zamknąć ludz­kie­go ser­ca, jak wnio­sku­je­my z kolej­nych wer­sów tego wier­sza. Wiersz oca­la ludz­kie ser­ce poprzez odko­py­wa­nie zaro­słej, nie­do­god­nej praw­dy. Wiersz prze­ciw­sta­wia się oklu­zjom, roz­wie­ra zamknię­te prze­strze­nie. Oca­la to, co mar­gi­nal­ne i zapo­mnia­ne. Wiersz jest więc świa­dec­twem. Powo­ła­niem. Takie są wła­śnie impe­ra­ty­wy moral­ne w kra­jo­bra­zie pisar­skim Jorie Gra­ham.

Inny jesz­cze przy­kład, w któ­rym obraz „wyko­py­wa­nia” nakła­da się na obraz „pisa­nia” poja­wia się w „Do Czy­tel­ni­ka„8 z tomu End of the Beau­ty. Jest to wiersz ini­cjaj­cyj­ny, wiersz o gene­zie pisa­nia:

Przy­się­gam ci, że chcia­ła wró­cić do tego, co zamknię­te, nie­spiesz­ne,

do zie­mi, na któ­rą moż­na powie­dzieć To jest moje praw­dzi­we życie, Dzień dobry,
na któ­rą moż­na powie­dzieć Dziew­czy­na na klęcz­kach, któ­ra jest mną,
wciąż prze­ko­pu­je metr kwa­dra­to­wy gle­by,
żeby opi­sać i roz­płasz­czyć na kart­ce wszyst­ko, co tam się uda zna­leźć,
i nazwać, gdzieś pod koniec kwiet­nia, gdzie wie­rzą w idee,
w czwar­tek, tę odro­bi­nę, któ­ra prze­trwa, i całą resz­tę.

(tłum. Ewa Chru­ściel i Miłosz Bie­drzyc­ki)

W przy­to­czo­nym utwo­rze dziew­czyn­ka wyko­pu­je szpa­dlem dziu­rę w zie­mi, a potem odmie­rza ją linij­ką. Jest to zada­nie na kon­kurs nauko­wy w szko­le. Dziew­czyn­ka przy­wo­łu­je postać Luki Signo­rel­le­go, któ­ry skal­pe­rzem wdzie­ra się w cia­ło swo­je­go syna, żeby poznać praw­dę. Znów pobrzmie­wa to samo pyta­nie: „jak głę­bo­ko leży praw­da?” Przy­cho­dzi na myśl wiersz Seamu­sa Heaney­’a „Kopać„9:

Pomię­dzy kciu­kiem a pal­cem wska­zu­ją­cym
Tkwi przy­sa­dzi­ste pió­ro.
Nim będę kopać.

(tłum. Piotr Som­mer)

Gra­ham kom­pli­ku­je jed­nak „kopa­nie”. Nie ma u niej domknię­cia, kon­klu­zji. Wręcz prze­ciw­nie wykopana/odkopana praw­da wymy­ka się z rąk, bo zbu­do­wa­na jest z nie­skoń­czo­nych warstw:

W tym miej­scu to zaczy­na się
wymy­kać. Wzię­ła szpa­del i zary­so­wa­ła gra­ni­ce. Przez śro­dek
chwa­stów, poro­stów, mchów, zatrzy­mu­jąc połów­ki tego, co zna­la­zło się w środ­ku
przy­pad­kiem, świe­że liście, śmie­ci nawia­ne przez wiatr -

Oto zapach roz­cię­tej zie­mi, zapach czte­rech boków.
Oto brą­zo­wa sło­dycz abs­trak­cji, w któ­rej jej czte­ry płyt­kie bruzd­ki
powta­rza­ją jed­no sło­wo.
Weź­mie linij­kę i wepchnie ją na całą dłu­gość.
Wsu­nie jej ostrą kra­wędź przez kolo­nie, tune­le,
przez sprosz­ko­wa­ne ska­ły i sprosz­ko­wa­ne liście

(tłum. Ewa Chru­ściel i Miłosz Bie­drzyc­ki)

Akt two­rze­nia sta­je się „ren­dez-vous zie­mi i rąk -”. Pió­ro jest tym razem szpa­dlem. Pisa­nie odkry­ciem i kolo­ni­za­cją. Zresz­tą sło­wo kolo­ni­za­cja pocho­dzi od łaciń­skie­go sło­wa „cole­re” (zamiesz­ki­wać, kul­ty­wo­wać). Z tej samej ety­mo­lo­gii wywo­dzi się sło­wo „kul­tu­ra”. Pisa­nie poszu­ku­je gra­nic i je prze­kra­cza. Gra­ham zesta­wia te dwie meta­fo­ry kopa­nia, kul­ty­wo­wa­nia zie­mi oraz sztuki/kultury nastę­pu­ja­co:

Powiedz­my, że ją tam zosta­wi­my, w kuc­ki, wypię­tą,
wycią­ga­ją­cą chwa­sty pęse­tą,
roz­ry­wa­ją­cą roz­kwit na praw­dę,
każ­de nasio­no każ­da dżdżow­ni­ca po dro­dze w dół zapa­ko­wa­ne do
pla­sti­ko­wej toreb­ki (czy mam cię porów­nać do), Powiedz­my, że ją

tam zosta­wi­my, dokąd jesz­cze mogli­by­śmy pójść? Sło­wo,
usta ponad wodą? Czy jest gdzieś miej­sce
ani tam, ani tu?
Gdzie teraz będzie­my żyć, w jakim tere­nie?
Bło­to, popiół, __________, _________ . Chce­my, żeby się do nas lepi­ło,
ręce nie peł­ne, ale i nie czy­ste.10

(tłum. Ewa Chru­ściel i Miłosz Bie­drzyc­ki)

Nawią­za­nie do osiem­na­ste­go sone­tu Szek­spi­ra nakła­da akt kopania/kolonizowania na akt two­rze­nia. W sone­cie Szek­spi­ra pióro/pisanie sta­je się aktem two­rze­nia i uwiecz­nia­nia. W powyż­szym frag­men­cie wier­sza „Do czy­tel­ni­ka” poja­wia się tak­że obraz nasio­na. Pisa­nie to zasie­wa­nie zia­ren, kul­ty­wa­cja zie­mi. Poja­wia­ją się rów­nież puste prze­strze­nie w tek­ście, jak­by laku­ny. Czy jest to alu­zja do nie­moż­no­ści dotar­cia w głąb praw­dy? Czy może jest to nało­że­nie ruchu w głąb/do wewnątrz oraz w to, co nie­wi­dzial­ne? W koń­co­wej cze­ści wier­sza Gra­ham wpro­wa­dza alu­zje do dziu­ry w pier­siach Ada­ma, kie­dy Bóg wyj­mu­je mu żebro, żeby stwo­rzyć Ewę. Mamy więc nało­że­nie Gene­sis z oso­bi­stym gene­sis boha­ter­ki wier­sza. Autor­ka kom­pli­ku­je całą sytu­ację. Wiersz koń­czy się w nastę­pu­ją­cy spo­sób:

a dla nie­któ­rych to jest dziu­ra w ple­cach bie­gną­ce­go czło­wie­ka,

przez któ­rą to, co się do nie­go zbli­ża, dosta­je się do środ­ka, i rośnie,

dziu­ra w jego pier­si, przez któ­rą widać drze­wa w odda­li,
i rośnie, wypy­cha nie­bo, wypy­cha opo­wieść,

aż jest bli­sko, jest wszyst­kim, co widać, ta chwi­la, dziu­ra w jego ple­cach,

w któ­rej teraz poja­wia się dziew­czy­na z chwa­stem i zeszy­tem.11

Dziu­ra w ple­cach ucie­ka­ją­ce­go czło­wie­ka przy­po­mi­na wiersz „Na Pastwi­sku”. Strze­la­nie w ple­cy było dość cha­rak­te­ry­stycz­ne dla metod KGB. Wiersz koń­czy się nawią­za­niem do dziu­ry jako rany lub śmier­ci. Ale poja­wia się też zeszyt i pió­ro. Na myśl przy­cho­dzi wiersz Cze­sła­wa Miło­sza „Któ­ry skrzyw­dzi­łeś„12:

Nie bądź bez­piecz­ny. Poeta pamię­ta
Możesz go zabić – naro­dzi się nowy.
Spi­sa­ne będą czy­ny i roz­mo­wy.

Dziu­ra w wier­szu „Do czy­tel­ni­ka”, podob­nie jak w „Na Pastwi­sku” sta­je się meta­fo­rą gro­bu:

ten dół, w któ­ry go wpę­dzi­li, jak bar­dzo kocha
zie­mię, któ­rą wpy­cha­ją mu
– miło­śni­cy wier­szy, kwit­nie­nia, wszyst­kich nie­do­star­czo­nych wia­do­mo­ści -
do roz­war­te­go gar­dła.13

Roz­war­te gar­dło to otwar­ta prze­strzeń, laku­na, prze­świt, szcze­li­na. Te szcze­li­ny przy­wo­łu­ją na myśl teo­rię modu­lar­ne­go umy­słu, według któ­rej nasza świa­do­mość, zło­żo­na z roz­ma­itych modu­łów, zawie­ra luki. Poszcze­gól­ne czę­ści two­rzą całość dzię­ki cen­tral­ne­mu ukła­do­wi ner­wo­we­mu lub wypeł­nio­nej luka­mi świa­do­mo­ści. Ellen Spo­lsky twier­dzi, że tek­sty lite­rac­kie mają moc wypeł­nia­nia tych luk w spo­sób nie­kon­wen­cjo­nal­ny. Tek­sty świad­czą­ce o nie­zwy­kłej wyobraź­ni są nawet w sta­nie „prze­sko­czyć luki w struk­tu­rze mózgu i poko­nać ogra­ni­cze­nia bio­lo­gicz­ne­go dzie­dzic­twa„14. Aże­by wła­śnie sku­sić się na taki inter­pre­tat­cyj­ny prze­skok, może­my tak­że zbu­do­wać pomost pomię­dzy „gar­dłem” a wier­szem. Taki prze­skok miał­by uza­sad­nie­nie zarów­no meto­ni­micz­nie (gar­dło jako głos) i ety­mo­lo­gicz­nie (sło­wo „gar­dło” nawią­zu­je do poezji w nie­któ­rych kul­tu­rach pier­wot­nych, na przy­kład „nano­la” u Tro­briand­czy­ków w Papua-Nowej Gwi­nei ozna­cza zarów­no gar­dło, jak i akt twór­czy)15.

Tho­mas Otten, ame­ry­kań­ski kry­tyk, uzna­je wiersz „Do Czy­tel­ni­ka” za ars poeti­ca Jorie Gra­ham. W swo­im ese­ju „Jorie Gra­ha­m’s _____s” pisze, że meta­fo­ra dziu­ry oraz puste prze­strze­nie nawią­zu­ją do mgli­sto­ści, tego, co w moim rozu­mie­niu Zbi­gniew Her­bert okre­ślił „nie­ja­sną pew­no­ścią” w wier­szu „Pan Cogi­to i Wyobraź­nia.”: „blo­ka­da kogni­tyw­na powsta­je wła­śnie wte­dy, gdy poja­wia się obraz, któ­ry obie­cu­je prze­świt w rozu­mie­niu, okno pomię­dzy wie­lo­ra­ki­mi jaź­nia­mi. Otwo­ry w wier­szu są jed­no­cze­śnie przej­rzy­ste i nie­przej­rzy­ste, puste i wypeł­nio­ne„16.

Dla mnie otwo­ry, szcze­li­ny, prze­świ­ty, laku­ny w wier­szach Gra­ham są słow­ni­kiem ciszy. W ese­ju „Notat­ki o ciszy„17 Jorie Gra­ham czy­ta­my:

Bo czy wier­sze nie są mimo wszyst­ko dia­lo­ga­mi pomię­dzy nale­żą­cą do czło­wie­ka pie­śnią a mil­cze­niem Boga? Pra­wie każ­dy wiersz sta­no­wi ilu­stra­cję jed­ne­go z dwóch doświad­cza­nych przez nas impul­sów: połą­czyć się z nie­zna­nym, prze­rwać to oddzie­le­nie, albo wyrwać jedy­ność, toż­sa­mość z tej wszech­obej­mu­ją­cej peł­ni […]. Przy­pusz­czam, że tym, co mnie poru­sza jest odwa­ga. I ten nie­wy­obra­żal­ny trud powie­dze­nia cze­goś praw­dzi­we­go. Obec­ność ciszy, któ­ra jest aktyw­nym uczest­ni­kiem na stro­nie, zawzię­tym prze­ciw­ni­kiem zmu­sza­ją­cym do tego, bym pró­bo­wa­ła, na tyle, na ile zdo­łam, nie kła­mać. Inten­syw­na biel wyma­ga ode mnie auten­tycz­no­ści, spra­wia że czer­pię zyski z małych słów i dzię­ki nim trwam. To powo­du­je, że wybo­ry, jakie podej­mu­ję w swo­ich wier­szach, nie przy­na­le­żą wyłącz­nie do kate­go­rii este­tycz­nych czy też tech­nicz­nych, ale zawsze, w jakiś spo­sób, moral­nych. Dzię­ki nim zaczy­nam uczest­ni­czyć i sta­ję się odpo­wie­dzial­na, osta­tecz­nie odpo­wie­dzial­na za każ­dą, jak gdy­by to było podej­mo­wa­ne na uli­cy dzia­ła­nie, decy­zję w wier­szu. Cisza jest tym, co Bishop okre­śli­ła monu­men­tem. Myślę o łagod­nym spo­so­bie, w jaki nas napo­mi­na: przy­pa­trz­cie się dokład­nie.

(tłum. Maciej Topol­ski)

Myślę, że ist­nie­je praw­dzi­we pokre­wień­stwo pomię­dzy myśle­niem Gra­ham a Eli­za­beth Bishop. Gra­ham, podob­nie jak Bishop, posłu­gu­je się bar­dzo dro­bia­zgo­wym, mister­nym opi­sem chwi­li widzia­nej. Iden­tycz­nie roz­łu­pu­je minu­tę na sekun­dy. W rów­nym stop­niu zain­te­re­so­wa­na jest pro­ce­sem myśle­nia (jak­by chcia­ła zła­pać je na gorą­cym uczyn­ku). U obu poetek, wśród dro­bia­zgo­we­go opi­su, poja­wia się nagle skok, nagłe prze­su­nię­cie w głąb lub poza obręb obra­zu, w to, co nie­wi­dzial­ne.

Popa­trz­my na wiersz Bishop „Oko­li­ca Prze­twór­ni Ryb„18. Utwór zaczy­na się od szcze­gó­ło­we­go opi­su sta­re­go męż­czy­zny i czyn­no­ści wią­za­nia sie­ci. Dostrze­ga­my nawet ceki­ny na jego kami­zel­ce. Potem nasz wzrok prze­no­si się na „cien­kie, srebr­ne pnie drzew”, następ­nie na foki. Póź­niej przy­wo­ła­na jest kon­kret­na foka i jej zanu­rza­nie się-wynu­rza­nie. W koń­cu nasz wzrok prze­su­wa się na morze i w jego głąb, aże­by w kon­klu­zji wier­sza doko­nać prze­sko­ku do ludz­kiej wie­dzy:

Gdy­by zanu­rzyć w nim rękę,
natych­miast zabo­lał­by prze­gub,
w kościach zaczął­by ćmić ból, ręka pali­ła­by jak opa­rzo­na,
jak gdy­by woda była prze­isto­czo­nym ogniem
żywią­cym się kamie­nia­mi, bucha­ją­cym ciem­no­sza­rym pło­mie­niem.
Gdy­by spró­bo­wać jej sma­ku, był­by to smak naj­pierw gorz­ki,

potem sło­ny, potem z pew­no­ścią parzą­cy język.
Taka jest wła­śnie w naszych wyobra­że­niach wie­dza:
ciem­na, sło­na, kla­row­na, wciąż w ruchu, dogłęb­nie swo­bod­na,
zaczer­py­wa­na z zim­nych, twar­dych ust czy ujść
świa­ta, doby­wa­ją­ca się wiecz­nie ze ska­li­stych pier­si,
płyn­nie zaczer­py­wa­na, a zara­zem – jako że nasza wie­dza
jest pod­da­na histo­rii – płyn­nie wymy­ka­ją­ca się nam.

(tłum. Sta­ni­sław Barań­czak)

U Gra­ham podob­ne prze­su­nię­cia nastę­pu­ją w jesz­cze więk­szej czę­sto­tli­wo­ści, choć pozba­wio­ne są nar­ra­cji. W prze­ci­wień­stwie do Bishop Gra­ham nie koń­czy wier­szy uni­wer­sa­li­zu­ją­cym dopeł­nie­niem. Gra­ham przy­wo­łu­je tyl­ko wie­lo­ra­kie war­stwy: do czy­tel­ni­ka nale­ży ich zesta­wie­nie. U Gra­ham „doty­ka­nie abso­lu­tu” jest moż­li­we tyl­ko w momen­tach prze­świ­tów, w chwi­lach pomię­dzy, pra­wie nigdy w zakoń­cze­niach wier­szy. Ławi­ce prawd bły­ska­ją w prze­bły­skach, docho­dzą spo­śród szcze­lin i pęk­nięć, nigdy nie wytwa­rza­ją nur­tu.


Przy­pi­sy:
[1] J. Gra­ham. Mate­ria­lism, The Ecco P, Hope­well, NJ 1993, s. 139.
[2] J. Gra­ham. Ero­sion. Prin­ce­ton UP, Prin­ce­ton, NJ 1983, s. 19.
[3] Tam­że s. 76.
[4] J. Gra­ham. The Erran­cy. The Ecco P, Hope­well, NJ, 1997, s. 88.
[5] O. Man­del­stam. The Voro­nezh Note­bo­oks: Poems 1935–1937. Blo­oda­xe Books, Nor­thum­ber­land NE, 1996.
[6] Tam­że, s. 89.
[7] Tam­że, s. 90.
[8] J. Gra­ham. The End of Beau­ty, The Ecco P, Hope­well, NJ 1987, s. 23.
[9] S. Heaney. 44 Wier­sze. Kra­ków 1994.
[10] Tam­że, s. 24.
[11] Tam­że, s. 25.
[12] C. Milosz. New and Col­lec­ted Poems 1931–2001. Har­per­Col­lins, New York 2001.
[13] J. Gra­ham. The Erran­cy. The Ecco P, Hope­well, NJ, 1997, s. 91.
[14] E. Spo­lsky. Gaps in Natu­re: Lite­ra­ry Inter­pre­ta­tion and the Modu­lar Mind. Sta­te U of New York P, New York 1993, s. 2.
[15] E. Car­pen­ter. The Beca­me What They Beheld. Bal­lan­ti­ne Books, New York 1970, s. 13.
[16] T. Otten.„Jorie Gra­ha­m’s ____s”. w: Jorie Gra­ham: Essays on Poetry. U of Wiscon­sin P, Madi­son, WI 2005, s. 189.
[17] J. Gra­ham. Some Notes on Silen­ce. w: By Her­self: Women Rec­la­im Poetry. Gray­wolf, St. Paul, MN 2000, s. 168.
[18] E. Bishop. 33 wier­sze. Kra­ków 1995, s. 57–59.

O autorze

Ewa Chruściel

Poetka, tłumaczka. Wykłada literaturę w Colby-Sawyer College w New Hampshire. Wiersze publikowała m.in. w „Odrze”, „Nowej Okolicy Poetów”, „Studium”, „Zeszytach Literackich” oraz w „Boston Review”, „Colorado Review”, „American Letters and Commentary”. Ostatnio wydała tom wierszy w języku angielskim "Strata" (2011). Mieszka w Stanach Zjednoczonych.

Powiązania

Wersy kłębią się jak płotki

recenzje / ESEJE Ewa Chruściel

Recen­zja Ewy Chru­ściel z książ­ki Prze­świ­ty Jorie Gra­ham.

Więcej

Na granicy poznania, zawsze pomiędzy

recenzje / IMPRESJE Ewa Chruściel

Esej Ewy Chru­ściel towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze książ­ki Prze­świ­ty Jorie Gra­ham.

Więcej

Dialog ze wszystkimi

recenzje / ESEJE Alicja Piechucka

Recen­zja Ali­cji Pie­chuc­kiej z książ­ki Prze­świ­ty Jorie Gra­ham.

Więcej

Wpatrywać się w szczyt

recenzje / ESEJE Tomasz Fijałkowski

Recen­zja Toma­sza Fijał­kow­skie­go z książ­ki Prze­świ­ty Jorie Gra­ham.

Więcej

Dwanaście notatek o Jorie Graham

recenzje / ESEJE Michał Szymański

Recen­zja Micha­ła Szy­mań­skie­go z książ­ki Prze­świ­ty Jorie Gra­ham.

Więcej

Wersy kłębią się jak płotki

recenzje / ESEJE Ewa Chruściel

Recen­zja Ewy Chru­ściel z książ­ki Prze­świ­ty Jorie Gra­ham.

Więcej

Na granicy poznania, zawsze pomiędzy

recenzje / IMPRESJE Ewa Chruściel

Esej Ewy Chru­ściel towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze książ­ki Prze­świ­ty Jorie Gra­ham.

Więcej