recenzje / KOMENTARZE

Komentarz do wiersza „Chemia organiczna dla początkujących”

Jerzy Jarniewicz

Autorski komentarz Jerzego Jarniewicza do wiersza z książki Woda na Marsie, która ukazała się 25 maja nakładem Biura Literackiego.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Chemia organiczna dla początkujących

Uświa­da­mia­ła mnie, natu­ral­nie, mat­ka. Ojca
musia­ło krę­po­wać, że mam już wło­sy łono­we,
polu­cje i zarost, pew­nie dla­te­go, że sam miał
wło­sy łono­we, polu­cje i zarost. Co robi­my
z Aśką, któ­rą czę­sto­wał her­ba­tą w fili­żan­kach
z Ćmie­lo­wa, nawet się nie domy­ślał, fili­żan­ki
mil­cza­ły na temat. Był che­mi­kiem. Podej­rze­wam,
że kochał się po cichu w Bar­ba­rze
Kwiat­kow­skiej. Przy­niósł mi raz z pra­cy
węża fara­ona, któ­re­go pod­pa­lił i we dwóch
patrzy­li­śmy. Patrz, mówił, patrz tyl­ko, a wąż
prę­żył się, wydłu­żał, po czym jak popiół
z papie­ro­sa ojca posy­pał się na stół. Pod wie­czór
skle­ja­li­śmy przy lamp­ce moski­ty i bom­bar­do­wa­li­śmy
Dre­zno. Wiem, to sta­ra histo­ria i mnie nie
tłu­ma­czy: gdy jesteś dla mnie jak morze
w cem­bro­wa­nej stud­ni, ja tobie jestem popio­łem
na bia­łej kart­ce z zeszy­tu.


Ten wiersz jest wier­szem z boha­te­rem. Boha­te­rem tego wier­sza jest wąż fara­ona. Zwra­cam na to uwa­gę, bo pozo­ry wier­sza mogą mylić. Pozo­ry wier­sza suge­ru­ją, że boha­te­rem jest tu ojciec, che­mik, albo jego syn, nie­che­mik,  któ­re­go, przy oka­zji, bar­dzo pro­szę nie utoż­sa­miać z auto­rem.

Wąż fara­ona, któ­re­go też pro­szę z nikim nie utoż­sa­miać, ma tę cie­ka­wą cechę, że wężem nie jest. To spa­la­ją­cy się roda­nek rtę­ci, Hg (SCN)2, sól kwa­su roda­no­wo­do­ro­we­go i rtę­ci na II stop­niu utle­nie­nia.  Jako taki jest związ­kiem nie­orga­nicz­nym, co wyda­je się kłó­cić z tytu­łem wier­sza. Ale tyl­ko „wyda­je się”, albo­wiem związ­ki orga­nicz­ne, a już z pew­no­ścią orga­ny, gra­ją w utwo­rze pierw­sze skrzyp­ce, wystar­czy doczy­tać wiersz do koń­ca. Wróć­my jed­nak do węża.

By go zoba­czyć, nale­ży zdo­być roda­nek rtę­ci – to gęsta bia­ła masa, z któ­rej lepi­my pira­mid­kę. Z tej pira­mid­ki, jeśli ją pod­pa­lić, zaczy­na wysnu­wać się dłu­gi wąż, któ­ry prę­ży się i wije, aż w koń­cu zamie­nia się w popiół i roz­sy­pu­je się sro­mot­nie na sto­le. Znaw­cy piszą, że eks­pe­ry­ment z wężem winien być prze­pro­wa­dzo­ny w dyge­sto­rium, bo wąż jest wyso­ce tok­sycz­ny. Kie­dy przyj­rzeć się, jak takie dyge­sto­rium wyglą­da, na myśl przyjść może inku­ba­tor. Mnie przy­szedł.

Węża fara­ona widzia­łem rap­tem raz czy dwa w odle­głej mło­do­ści. Pew­nie bym nie pamię­tał tego eks­pe­ry­men­tu, a już na pew­no nie napi­sał­bym o nim wier­sza do książ­ki Woda na Mar­sie, gdy­by spa­la­ją­cy się roda­nek rtę­ci nie nazy­wał się wężem fara­ona. Dla­cze­go fara­ona, do dziś pozo­sta­je dla mnie tajem­ni­cą, bo mógł­by być, daj­my na to, wężem Kle­opa­try, ale wężem Kle­opa­try nie jest. Dla­te­go o nim pamię­tam.  Świad­czy to o wła­dzy sło­wa (tu: dwóch słów) nad pamię­cią. Kie­dy oglą­da­łem ten eks­pe­ry­ment, byłem świe­żo po lek­tu­rze książ­ki Kar­la Bruck­ne­ra Zło­ty fara­on, z kolo­ro­wym Tuten­cha­mo­nem na okład­ce, wyda­nej przez Naszą Księ­gar­nię.  Wte­dy, w prze­szło­ści, wszyst­ko zaczy­na­ło się ukła­dać w przej­rzy­sty wzór, któ­ry wszyst­ko wyja­śniał. Nie­ste­ty, oka­za­ło się wkrót­ce, że wzór, czy też wąż, wyja­śnia­ją nie­wie­le.  A fara­onów brak od tysiąc­le­ci.

O autorze

Jerzy Jarniewicz

Urodzony 4 maja 1958 roku w Łowiczu. Poeta, tłumacz, krytyk. W 1982 r. ukończył anglistykę na Uniwersytecie Łódzkim, w 1984 r. filozofię. Autor między innymi tomów poetyckich Dowód z tożsamości (2003), Oranżada (2005), Na dzień dzisiejszy i chwilę obecną (2012) czy Woda na Marsie (2015), licznych przekładów literatury zagranicznej oraz książek krytycznoliterackich. Od 1994 r. redaktor "Literatury na Świecie". Współpracuje z "Gazetą Wyborczą", "Tygodnikiem Powszechnym" i "Tyglem Kultury". Mieszka w Łodzi.

Powiązania