Próba doszorowania
Będzie kapać cola na masło, czy nie będzie,
niedokręcona w lodówce? Podczas trzęsienia ziemi
trzeba stać pod futryną, mówi mi poznany w pociągu
włoski ksiądz. Włoski czyli z Włoch.
Całe życie stoję pod futryną, a dwa razy nawet sama nią byłam.
Maria idzie do Elżbiety i kładzie jej rękę na brzuchu,
i tak stoją, dwie futryny obok siebie,
na obrazie, czyli też poniekąd we Włoszech.
Zróbmy, dziewczyny, piramidę futryn.
Czy wydaję się wam bardziej zrozumiała, teraz,
gdy wybaczyłam mu i sobie też wybaczyłam?
Wracam z Katowic, gdzie na państwowym uniwersytecie dano mi szansę wygłosić wykład o tym, czy Leda może zjeść łabędzia (może, pytanie, czy chce), ale pociąg jest brudny, z Zielonej Góry, ja zmęczona, godzina coraz późniejsza, sytuacja geopolityczna niepewna, metafizyczna tradycyjnie nie do pozazdroszczenia. Już na starcie mam w przedziale pięćdziesięcioletniego plus świadka w procesie mafii paliwowej, który wraca z przesłuchania, w Zawierciu dosiada się ksiądz o twarzy jak pupa niemowlęcia i elektryk, który mieszka w Polsce, ale ma firmę w Szwecji. Jezu, a ja jestem taka zmęczona! Zmęczona, niemniej w pracy, mówię sobie i biorę się do roboty.
Elektryk ma trzyletnią wnuczkę, która uczy go obsługi gadżetów elektronicznych. Ksiądz ma trójkę rodzeństwa w Łukowie, ale na stałe mieszka w Rzymie. Świadek świadkował nie tylko mafii, ale i katastrofie atomowej: sprzątał Czarnobyl. Elektryk w Szwecji jeździ pięćdziesiąt na godzinę, ale w Polsce już nie, bo by go zabili inni pełnoprawni uczestnicy drogi. U świadka wszystkie pokolenia poniżej świadka i jego żony mieszkają już na stałe w Anglii. Ksiądz mówi, że kolega z Polski mówi mu, że na Wirtualnej Polsce wynajmują ludzi do pisania antykatolickich komentarzy. Elektryk zabrał sobie dwa piwa Lech na drogę, ale się denerwuje, bo normalnie do Szwecji pływa, a teraz będzie leciał. Świadek wzrusza się lataniem i opowiada, jak poprzedniego dnia przyjechał do Rybnika, gdzie miał zeznawać, i wysiadł z pociągu, i nie mógł znaleźć hotelu (znaleźć hotelu!), ale wiedział, że musi znaleźć hotel, bo nie może rano iść do sądu sflurzony po nocy spędzonej na rybnickim deptaku. Ostatecznie to sąd. Już chcę mu powiedzieć, że hotele się znakomicie znajduje w internecie, ale przypominam sobie, że to nie jest moja rola, i robimy kolejną rundę: ślub siostry księdza, zwrot nadpłaconego VAT‑u w Szwecji (błyskawiczny i na podstawie ustnego oświadczenia), co lepiej zatrzymuje promieniowanie radioaktywne – cegła czy też beton.
Jest i bonus: gdy po raz kolejny stajemy w szczerym polu, ksiądz wychodzi do mnie na korytarz, gdzie wywieszam się przez okno, sądzę bowiem, że obserwując uważnie wydarzenia, mogę jakoś wpłynąć na ich bieg, więc pytam się go, jak to będzie z tym październikowym synodem biskupów i jakie były na świecie odpowiedzi na tę ankietę, co ją Franciszek wystosował onegdaj do wiernych. Proszę pani, mówi ksiądz, biskup Lyonu powiedział w lutym, że 99% nacisku kładą francuscy respondenci na sakramenty dla rozwodników. No i mam: zdaniami wykonuję swoją pracę i zdaniami za nią jestem wynagradzana. Gdy pociąg rusza, wracamy do przedziału i zaczynamy od nowa.
Trzy lata temu mieliśmy takie trzęsienie ziemi, mówi nagle ksiądz. Byłem sam w obcej parafii, na zastępstwie, bo tam jest niedobór księży, była czwarta rano. Wszystko się ruszało. Jak przestało, wyszedłem do ludzi, przybiegł do mnie jeden i mówi: niech ksiądz pod żadnym pozorem nie wchodzi teraz do kościoła. A ja szedłem właśnie do kościoła, sprawdzić, jak to wygląda. Ale dlaczego, pytam? Bo kościoły są stare, mówi ten człowiek. Jużeśmy tak mieli, że ksiądz po trzęsieniu pobiegł do kościoła sprawdzić, jak to wygląda i były wstrząsy wtórne, i zostaliśmy bez księdza. Jak pani myśli, mówi do mnie ksiądz, powinienem był tam pójść?
A potem mówi: no, ale wszystko jedno. W każdym razie w razie trzęsienia ziemi pamiętajcie, żeby stać pod futryną.
I o tym – że poet’s work is never done, ale przede wszystkim, że czasem warto słuchać, co inni mają nam do powiedzenia na temat naszego zbawienia – jest ten wiersz.