recenzje / KOMENTARZE

Próba doszorowania

Justyna Bargielska

Autorski komentarz Justyny Bargielskiej do wiersza "Próba doszorowania", towarzyszący premierze książki Nudelman, wydanej w Biurze Literackim 7 lipca 2014 roku, a w wersji elektronicznej 11 grudnia 2017 roku.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Próba doszorowania

Będzie kapać cola na masło, czy nie będzie,
nie­do­krę­co­na w lodów­ce? Pod­czas trzę­sie­nia zie­mi
trze­ba stać pod futry­ną, mówi mi pozna­ny w pocią­gu
wło­ski ksiądz. Wło­ski czy­li z Włoch.
Całe życie sto­ję pod futry­ną, a dwa razy nawet sama nią byłam.
Maria idzie do Elż­bie­ty i kła­dzie jej rękę na brzu­chu,
i tak sto­ją, dwie futry­ny obok sie­bie,
na obra­zie, czy­li też ponie­kąd we Wło­szech.
Zrób­my, dziew­czy­ny, pira­mi­dę futryn.
Czy wyda­ję się wam bar­dziej zro­zu­mia­ła, teraz,
gdy wyba­czy­łam mu i sobie też wyba­czy­łam?


Wra­cam z Kato­wic, gdzie na pań­stwo­wym uni­wer­sy­te­cie dano mi szan­sę wygło­sić wykład o tym, czy Leda może zjeść łabę­dzia (może, pyta­nie, czy chce), ale pociąg jest brud­ny, z Zie­lo­nej Góry, ja zmę­czo­na, godzi­na coraz póź­niej­sza, sytu­acja geo­po­li­tycz­na nie­pew­na, meta­fi­zycz­na tra­dy­cyj­nie nie do pozaz­drosz­cze­nia. Już na star­cie mam w prze­dzia­le pięć­dzie­się­cio­let­nie­go plus świad­ka w pro­ce­sie mafii pali­wo­wej, któ­ry wra­ca z prze­słu­cha­nia, w Zawier­ciu dosia­da się ksiądz o twa­rzy jak pupa nie­mow­lę­cia i elek­tryk, któ­ry miesz­ka w Pol­sce, ale ma fir­mę w Szwe­cji. Jezu, a ja jestem taka zmę­czo­na! Zmę­czo­na, nie­mniej w pra­cy, mówię sobie i bio­rę się do robo­ty.

Elek­tryk ma trzy­let­nią wnucz­kę, któ­ra uczy go obsłu­gi gadże­tów elek­tro­nicz­nych. Ksiądz ma trój­kę rodzeń­stwa w Łuko­wie, ale na sta­łe miesz­ka w Rzy­mie. Świa­dek świad­ko­wał nie tyl­ko mafii, ale i kata­stro­fie ato­mo­wej: sprzą­tał Czar­no­byl. Elek­tryk w Szwe­cji jeź­dzi pięć­dzie­siąt na godzi­nę, ale w Pol­sce już nie, bo by go zabi­li inni peł­no­praw­ni uczest­ni­cy dro­gi. U świad­ka wszyst­kie poko­le­nia poni­żej świad­ka i jego żony miesz­ka­ją już na sta­łe w Anglii. Ksiądz mówi, że kole­ga z Pol­ski mówi mu, że na Wir­tu­al­nej Pol­sce wynaj­mu­ją ludzi do pisa­nia anty­ka­to­lic­kich komen­ta­rzy. Elek­tryk zabrał sobie dwa piwa Lech na dro­gę, ale się dener­wu­je, bo nor­mal­nie do Szwe­cji pły­wa, a teraz będzie leciał. Świa­dek wzru­sza się lata­niem i opo­wia­da, jak poprzed­nie­go dnia przy­je­chał do Ryb­ni­ka, gdzie miał zezna­wać, i wysiadł z pocią­gu, i nie mógł zna­leźć hote­lu (zna­leźć hote­lu!), ale wie­dział, że musi zna­leźć hotel, bo nie może rano iść do sądu sflu­rzo­ny po nocy spę­dzo­nej na ryb­nic­kim dep­ta­ku. Osta­tecz­nie to sąd. Już chcę mu powie­dzieć, że hote­le się zna­ko­mi­cie znaj­du­je w inter­ne­cie, ale przy­po­mi­nam sobie, że to nie jest moja rola, i robi­my kolej­ną run­dę: ślub sio­stry księ­dza, zwrot nad­pła­co­ne­go VAT‑u w Szwe­cji (bły­ska­wicz­ny i na pod­sta­wie ust­ne­go oświad­cze­nia), co lepiej zatrzy­mu­je pro­mie­nio­wa­nie radio­ak­tyw­ne – cegła czy też beton.

Jest i bonus: gdy po raz kolej­ny sta­je­my w szcze­rym polu, ksiądz wycho­dzi do mnie na kory­tarz, gdzie wywie­szam się przez okno, sądzę bowiem, że obser­wu­jąc uważ­nie wyda­rze­nia, mogę jakoś wpły­nąć na ich bieg, więc pytam się go, jak to będzie z tym paź­dzier­ni­ko­wym syno­dem bisku­pów i jakie były na świe­cie odpo­wie­dzi na tę ankie­tę, co ją Fran­ci­szek wysto­so­wał oneg­daj do wier­nych. Pro­szę pani, mówi ksiądz, biskup Lyonu powie­dział w lutym, że 99% naci­sku kła­dą fran­cu­scy respon­den­ci na sakra­men­ty dla roz­wod­ni­ków. No i mam: zda­nia­mi wyko­nu­ję swo­ją pra­cę i zda­nia­mi za nią jestem wyna­gra­dza­na. Gdy pociąg rusza, wra­ca­my do prze­dzia­łu i zaczy­na­my od nowa.

Trzy lata temu mie­li­śmy takie trzę­sie­nie zie­mi, mówi nagle ksiądz. Byłem sam w obcej para­fii, na zastęp­stwie, bo tam jest nie­do­bór księ­ży, była czwar­ta rano. Wszyst­ko się rusza­ło. Jak prze­sta­ło, wysze­dłem do ludzi, przy­biegł do mnie jeden i mówi: niech ksiądz pod żad­nym pozo­rem nie wcho­dzi teraz do kościo­ła. A ja sze­dłem wła­śnie do kościo­ła, spraw­dzić, jak to wyglą­da. Ale dla­cze­go, pytam? Bo kościo­ły są sta­re, mówi ten czło­wiek. Juże­śmy tak mie­li, że ksiądz po trzę­sie­niu pobiegł do kościo­ła spraw­dzić, jak to wyglą­da i były wstrzą­sy wtór­ne, i zosta­li­śmy bez księ­dza. Jak pani myśli, mówi do mnie ksiądz, powi­nie­nem był tam pójść?

A potem mówi: no, ale wszyst­ko jed­no. W każ­dym razie w razie trzę­sie­nia zie­mi pamię­taj­cie, żeby stać pod futry­ną.

I o tym – że poet’s work is never done, ale przede wszyst­kim, że cza­sem war­to słu­chać, co inni mają nam do powie­dze­nia na temat nasze­go zba­wie­nia – jest ten wiersz.

O autorze

Justyna Bargielska

Urodzona w 1977 roku w Warszawie. Poetka, pisarka. Laureatka konkursu poetyckiego im. Rainera Marii Rilkego (2001) i nagrody specjalnej im. Jacka Bierezina (2002). Otrzymała dwa razy Nagrodę Literacką Gdynia (2010 i 2011). Mieszka w Warszawie.

Powiązania