recenzje / ESEJE

Kontenery i duchy

Maciej Woźniak

Recenzja Macieja Woźniaka z książki Duchy dni Dariusza Suski.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Traf zechciał, że wyda­nie nowe­go tomu Dariu­sza Suski zbie­gło się nie­mal co do dnia ze śmier­cią Jerze­go Nowo­siel­skie­go, więc mojej lek­tu­rze wier­szy towa­rzy­szy­ła lek­tu­ra opu­bli­ko­wa­nej kie­dyś w „Dużym For­ma­cie” roz­mo­wy, jaką poeta ze Zło­to­ryi prze­pro­wa­dził ze zna­ko­mi­tym mala­rzem. Przez myśl mi nie prze­szło sło­wo „wywiad”, bo ta wymia­na ostroż­nych suge­stii (Suska) i na poły reli­gij­nych prze­czuć oraz prze­świad­czeń (Nowo­siel­ski) doty­czy­ła spraw fun­da­men­tal­nych, docie­ra­ją­cych do egzy­sten­cjal­ne­go „hory­zon­tu zda­rzeń”, a jej echa nie­trud­no wyło­wić w tomie Duchy dni, nawet jeśli poprze­stać na odczy­ta­niu same­go tytu­łu.

Suska jako jed­ną z pod­sta­wo­wych infor­ma­cji w nocie bio­gra­ficz­nej na okład­ce poda­je fakt, że jest absol­wen­tem fizy­ki (a przy innej oka­zji napo­my­ka, że „tro­chę jesz­cze pamię­ta mecha­ni­kę kwan­to­wą”), dzię­ki cze­mu, być może, dosta­je­my w jego nowych wier­szach m.in. suge­styw­ne figu­ry „anty­ko­tów” i „anty­kwia­tów”. Sko­ja­rze­nia z bud­dy­zmem, jako oczy­wi­ste (co nie zna­czy – banal­ne; nawet wiersz „Anat­ta” stro­ni od goto­wych bud­dy­zu­ją­cych pod­pó­rek, a dro­ga w nim asfal­to­wa, nie dia­men­to­wa), na razie zostaw­my na boku. Przy­po­mnij­my pyta­nie do Nowo­siel­skie­go, czy nie razi go, że Biblia prze­ka­zu­je sprzecz­ne ze sobą prze­sła­nia, oraz nie­le­d­wie rado­sną, afir­mu­ją­cą sprzecz­no­ści odpo­wiedź mala­rza, któ­ra zda­je się łączyć obu arty­stów. Nowo­siel­ski bowiem podał w roz­mo­wie przy­kład rady­kal­nej nie­zgod­no­ści mię­dzy Księ­gą Rodza­ju a Księ­gą Ekle­zja­sty, zaś Suska, kil­ka lat póź­niej, w wywia­dzie opu­bli­ko­wa­nym na stro­nie Biu­ra Lite­rac­kie­go wypo­wie­dział zda­nie zakra­wa­ją­ce na mot­to całej jego twór­czo­ści poetyc­kiej: „Nie przy­wią­zy­wał­bym się tutaj w ogó­le do słów­ka ‘j e s t’, bo co to zna­czy, że się ‘j e s t’? Coś zna­czy, ale tyl­ko wyobra­ża­my sobie co”. W nowym tomie Suski pro­blem ten powra­ca bodaj naj­bar­dziej wyraź­nie w wier­szu „Nazy­wa­łem to życiem”, gdzie naj­pierw nastę­pu­je rap­tow­ne prze­ta­so­wa­nie onto­lo­gicz­ne:

Nazy­wa­łem to życiem, a życia nie było.
W reszt­ce słoń­ca, w pośpie­chu, pła­cąc za ben­zy­nę
Zoba­czy­łem: to nie ja. Zamiast mnie coś żyło.
Z soczy­stej sztucz­nej tra­wy wyra­sta­ły żywe
Orga­ni­zmy prę­tów. Ran­ną tkan­kę sta­cji
Chro­nił jak mógł żywo­płot z kwit­ną­cych for­sy­cji.

a chwi­lę póź­niej oka­zu­je się, że się­ga­jąc po kar­tą płat­ni­czą, niby wizy­tów­kę oświe­co­nej racjo­nal­no­ści, prze­cho­dzi się już zupeł­nie na stro­nę duchów

Czym pan pła­ci? – Niczym. I to wszyst­ko? Życie?
Obro­ty pla­sti­ku, kod do wykre­śle­nia,
Bo skoń­czą się wpły­wy z godzin do zabi­cia.

Takie poli­wa­lent­ne „jest” – kwan­to­wo-bud­dyj­sko-mistycz­ne – rzu­tu­je na języ­ko­wą mate­rię poezji auto­ra ze Zło­to­ryi („być” nie jest trak­to­wa­ne w kate­go­rii „mieć bycie” uru­cha­mia kalej­do­sko­po­we sekwen­cje fraz, w któ­rych wido­ki, przed­mio­ty, posta­cie wiru­ją z osti­na­to­wą inten­syw­no­ścią, jak­by sztuć­ce wypa­dły z miesz­czań­skie­go kre­den­su sen­su), a tak­że pozwa­la na stwo­rze­nie cie­ka­we­go nar­ra­to­ra tych wier­szy, nazwa­ne­go „anty­mi­strzem zen” i wypo­sa­żo­ne­go w świa­do­mość szcze­gól­ne­go „trze­cie­go” sta­nu rze­czy, poza byciem i nie. Wier­sze Suski wyda­ją się bli­skie poezji Różyc­kie­go czy Kobier­skie­go (szcze­gól­nie z tomu Lacri­mo­sa), ale w Duchach dni nastę­pu­je pró­ba prze­ła­ma­nia tej dyk­cji. Szla­gwor­to­wo nośna fra­za „Żył dłu­go i szczę­śli­wie, a potem mu prze­szło” nie jest bynaj­mniej zapro­sze­niem do melan­cho­lii, a mniej wię­cej w poło­wie tomu, gdzieś mię­dzy „Pio­sen­ką” („zaczy­nam od koń­ca i nie mam początku/ zda­rza się cza­sa­mi, naj­pierw przy­szła śmierć, a dopie­ro po niej wybu­chło dzie­ciń­stwo”) a „Fumą i Ciuch­ciu­nem” („Fuma to samo­chód, a Ciuch­ciun to pociąg/ pru­ją szyb­ciej niż gro­za, tym bar­dziej reli­gia”) nar­ra­tor jak­by wręcz poczuł potrze­bę uspra­wie­dli­wie­nia się z tona­cji poprzed­nich ksią­żek swo­je­go auto­ra. Raz dekla­ru­je, że „Skoń­czył ze śmier­cią, ona gra na litość”, a kil­ka tek­stów dalej wspo­mi­na: „Miłość pyta­ła o nie­go na miej­skim base­nie, ale był za mło­dy i wolał ze śmier­cią”. W tym miej­scu war­to wró­cić do roz­mo­wy w „Dużym For­ma­cie” i pyta­nia o trwo­gę, na któ­re Jerzy Nowo­siel­ski odpo­wie­dział: „lęk przed śmier­cią jest pod­sta­wo­wym ludz­kim doświad­cze­niem”. Kie­dy prze­glą­da się pod tym kątem wier­sze poety ze Zło­to­ryi od począt­ku jego twór­czo­ści (czy­li od trzy­na­sto­let­nich mor­der­ców kotów, gon­cia­rza Miet­ka palą­ce­go pośmiert­ne­go spor­ta czy maso­we­go zabój­stwa kieł­bi z Mły­nów­ki) aż po naj­now­szy tom (z odstrza­łem kru­ków, zabi­ja­niem z pro­cy gołę­bi, patrze­niem na umie­ra­ją­ce w tra­wie kle­nie i inny­mi chło­pac­ki­mi czyn­no­ścia­mi, pod­su­mo­wa­ny­mi fra­zą: „Byli­śmy dobrzy w śmier­ci, może i naj­lep­si”), widać, jak stop­nio­wo rodzi się w nar­ra­to­rze stwo­rzo­nym przez Suskę coś w rodza­ju har­tu ducha, jak prze­pro­wa­dza on – zupeł­nie inny niż Nowo­siel­ski – regu­lar­ny tre­ning śmier­tel­no­ści.

Na to, że są urzą­dze­nia­mi tre­nin­go­wy­mi w escha­to­lo­gicz­nej siłow­ni, wska­zu­je for­ma tek­stów z Duchów dni. Wier­sze Suski zawsze pra­co­wa­ły w spo­sób typo­wy dla roz­ma­itych wycią­gów i sztang (regu­lar­ne rymy, metrum itp.), ale w tego­rocz­nym tomie poja­wia się cał­kiem nowa for­ma – nie­co zwich­nię­tej vila­nel­li. Zacho­wa­na zosta­je powta­rzal­ność klu­czo­wych dla niej fraz i dłu­gość zwro­tek, nato­miast kru­sze­ją orto­dok­syj­ne zasa­dy wyzna­cza­ją­ce dłu­gość całe­go utwo­ru oraz wska­zu­ją­ce, któ­re kon­kret­nie wer­sy i rymy mają się powta­rzać. War­to tu nad­mie­nić, że Suska jest auto­rem wyda­ne­go nie­daw­no wybo­ru wier­szy Wła­dy­sła­wa Bro­niew­skie­go, w któ­rym umie­ścił głów­nie utwo­ry schył­ko­we poety, o przy­ga­śnię­tym bla­sku for­mal­nym, takie wła­śnie „zwich­nię­te”. A wyja­śniał swo­ją decy­zję tym, że „to są nie­mal bez wyjąt­ku wier­sze pisa­ne jak­by nie­dba­le, nie­po­rad­nie, bez tro­ski o popraw­ność języ­ko­wą, skła­dnio­wą, jaką­kol­wiek – to wier­sze rzu­co­ne jak­by mimo­cho­dem”. Nie­mal poło­wę nowe­go tomu auto­ra ze Zło­to­ryi wypeł­nia­ją tym­cza­sem rzu­ca­ne mimo­cho­dem vila­nel­le. Co nie zna­czy, że mniej istot­ne są wier­sze bar­dziej zdy­scy­pli­no­wa­ne, np. nawią­zu­ją­cy do Aude­na „Tren” (z fra­zą „Niech wypom­pu­ją powie­trze” i mija­niem się fizy­ki z jej pre­fik­sem „meta-”) oraz „Póź­ny kwie­cień” (z efek­tow­nym obra­zem psz­czół uno­szą­cych gałąź wiśni, powo­ła­niem do języ­ko­we­go ist­nie­nia „anty­kwia­tów”, ale tak­że z inter­tek­stu­al­nym cie­niem meta­licz­nych owa­dów z Nie­zwy­cię­żo­ne­go Lema). Suska potra­fi tak­że być suge­styw­nie zwię­zły, uni­ka­jąc prze­tre­no­wa­nia na regu­lar­nych for­mach (np. w wier­szu „Pina Bausch”), zaś nie­bez­pie­czeń­stwo budo­wa­nia pustej musku­la­tu­ry niwe­lu­je ujmu­ją­cym bra­kiem ste­ry­dów. Racjo­nal­na fizy­ka, bud­dyzm i chrze­ści­jań­stwo są zwy­kły­mi han­tla­mi, po któ­re się­ga się codzien­nie pod łóż­ko, a nie dogma­tycz­nym kok­sem z aptecz­ki.

Pisa­niu o Duchach dni towa­rzy­szy­ło mi rów­nież czy­ta­nie tego, co prze­ciw­ko poetom z poko­le­nia „bru­lio­nu” (któ­rych Suska jest rówie­śni­kiem i przy­rod­nim bra­tem) napi­sa­no ostat­nio w Prze­kro­ju w imię rze­ko­mej wia­ry lewi­co­wym ide­om. Tym­cza­sem już w tytu­le nowe­go tomu Suski wyczu­wam prze­ko­rę wobec zna­ne­go wier­sza Lar­ki­na, któ­ry trak­tu­je dni jako pudła (pyta­jąc, „gdzie być, jeśli nie w nich?”), jako eukli­de­so­we bry­ły (widzia­ne przez metraż i litraż, a nie witraż), jako prak­tycz­ne pojem­ni­ki na wszyst­kie nasze dzien­ne spra­wy (zaś pojem­ni­ki zwy­rod­nia­ją się w kon­te­ne­ry, upior­ny sym­bol glo­ba­li­zmu). Jesz­cze ina­czej „lewi­co­wy” bywa Suska w budo­wa­niu rela­cji rodzin­nych, w któ­rych tato jest z dzieć­mi w nie­ustan­nej ser­decz­nej bli­sko­ści, intym­nie wpro­wa­dza­jąc je w życie i w śmierć (w tomie Cała w pia­chu była obec­na córecz­ka, w Duchach dni poja­wia się synek z „fumą” i „ciuch­ciu­nem” na ustach). O swo­im anty-patriar­chal­nym dys­kur­sie poeta mówi w wywia­dzie tak: „Ojciec jako taka kla­sycz­na figu­ra kogoś nie­obec­ne­go i trzy­ma­ją­ce­go wła­dzę […] się nie poja­wia. Oby. Kon­se­kwent­nie jest tato. I oby tyl­ko tato”. Ślad tego myśle­nia – ale już znacz­nie potęż­niej­szy, meta­fi­zycz­ny ślad – poja­wia się w moim ulu­bio­nym nowym wier­szu Pan od tele­wi­zo­rów, w któ­rym zapa­mię­ta­na w dzie­ciń­stwie postać domo­krąż­ne­go maj­stra repe­ru­ją­ce­go odbior­ni­ki TV zysku­je rysy i kom­pe­ten­cje bez mała chry­stu­so­we.

Jeże­li pamię­tać o tym, co o współ­cze­snej wie­rze napi­sał Nico­la Chia­ro­mon­te: „Nasz wiek nie jest wie­kiem wia­ry, ale nie jest też wie­kiem nie­wia­ry. Jest wie­kiem złej wia­ry, wie­rzeń pod­trzy­my­wa­nych siłą, z bra­ku innych, praw­dzi­wych” – wier­sze poety ze Zło­to­ryi oka­zu­ją się peł­ne wła­śnie tej dru­giej. Nie wia­ry w duchy prze­le­wów, kre­dy­tów i gieł­do­wych akcji, tyl­ko wia­ry w duchy nas samych. Wia­ry (wespół w zespół kwan­to­wo-bud­dyj­sko-mistycz­nej) w duchy naszych przod­ków i naszych dzie­ci. Wia­ry w dobre duchy naszych dni.


Tekst opu­bli­ko­wa­ny na łamach „Waka­tu”. Dzię­ku­je­my Redak­cji i Auto­ro­wi za udo­stęp­nie­nie mate­ria­łu.

O autorze

Maciej Woźniak

Urodzony w 1969 r.. Autor książek z wierszami oraz felietonista muzyczny i literacki. Okazjonalnie redaktor, tłumacz, sprawca wydarzeń poetyckich. Autor dziewięciu książek z wierszami oraz współautor albumu foto-poetyckiego o Wiśle. Wiosną 2017 r. ukazał się jego najnowsza książka Obywatelstwo podwójnego kraju. Mieszka w Płocku i okolicach.

Powiązania

Chopin słuchany spod stołu

recenzje / ESEJE Maciej Woźniak

Recen­zja Macie­ja Woź­nia­ka książ­ki Ser­ce Cho­pi­na Jac­ka Deh­ne­la, wyda­nej nakła­dem Biu­ra Lite­rac­kie­go 11 czerw­ca 2018 roku.

Więcej

I kto tu mówi?

recenzje / ESEJE Maciej Woźniak

Recen­zja Macie­ja Woź­nia­ka z Zim­nej książ­ki Mar­ty Pod­gór­nik, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 15 maja 2017 roku.

Więcej

Konstrukcje i rewolucje

wywiady / o książce Jacek Dehnel Maciej Woźniak

Z Jac­kiem Deh­ne­lem o książ­ce Języ­ki obce roz­ma­wia Maciej Woź­niak.

Więcej

Szóste opakowanie

recenzje / ESEJE Maciej Woźniak

Recen­zja Macie­ja Woź­nia­ka z książ­ki Rezy­den­cja sury­ka­tek Mar­ty Pod­gór­nik.

Więcej

O Antypodach

recenzje / NOTKI I OPINIE Różni autorzy

Komen­ta­rze Mariu­sza Grze­bal­skie­go, Grze­go­rza Jan­ko­wi­cza, Mar­ka K. E. Baczew­skie­go, Macie­ja Rober­ta, Łuka­sza Jaro­sza, Grze­go­rza Wysoc­kie­go oraz Macie­ja Woź­nia­ka do książ­ki Anty­po­dy Sła­wo­mi­ra Elsne­ra.

Więcej

Ciemność tożsamości

recenzje / ESEJE Krzysztof Lisowski

Recen­zja Krzysz­to­fa Lisow­skiie­go z książ­ki Duchy dni Dariu­sza Suski.

Więcej

Kruk

recenzje / KOMENTARZE Dariusz Suska

Autor­ski komen­tarz Dariu­sza Suski do wier­sza „Kruk” z książ­ki Duchy dni, któ­ra uka­za­ła się nakła­dem Biu­ra Lite­rac­kie­go 23 lute­go 2012 roku.

Więcej

W życiu, być może nie daje się żyć bez duchów

recenzje / IMPRESJE Marcin Jurzysta

Esej Mar­ci­na Jurzy­sty towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze książ­ki Duchy dni Dariu­sza Suski.

Więcej