recenzje / IMPRESJE

Kontynent Bohdan Zadura

Andrij Bondar

Esej Andrija Bondara towarzyszący premierze antologii poezji ukrainskiej Wiersze zawsze są wolne w wyborze i przekładzie Bohdana Zadury.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Boh­dan Zadu­ra jest jedy­nym czło­wie­kiem w moim życiu, do jakie­go zwra­cam się per „Mistrzu”. Boh­dan Zadu­ra prze­kro­czył już sześć­dzie­siąt­kę, a ja zwra­cam się do nie­go przez ty. „Poeci mię­dzy sobą muszą być wyłącz­nie na ty” – powie­dział mi kie­dyś pewien poeta. Boh­dan Zadu­ra – to wyjąt­ko­wy czło­wiek w moim życiu, bo do nie­go zwra­cam się zawsze. Jest jak­by moim rów­no­le­głym ojcem. W naj­gor­szy dzień moje­go życia, kie­dy zie­mia pło­nę­ła mi pod noga­mi, a spusz­czo­ne z łań­cu­cha ner­wy bez­li­to­śnie szar­pa­ły moje wnętrz­no­ści, wybra­łem jego numer, żeby się prze­ko­nać, że świat dalej ist­nie­je. Wystar­czy­ło po pro­stu usły­szeć jego głos i zro­bi­ło się lżej. „Tak, Boh­dan, Boh­dan – myśla­łem gorącz­ko­wo – on jest, odpo­wie­dział, jest spo­koj­ny”. Do rodzo­ne­go ojca zadzwo­ni­łem dopie­ro następ­ne­go dnia.

Posło­wie to nie jest naj­lep­sze miej­sce do wyli­cza­nia pozy­tyw­nych ludz­kich cech. To nie cha­rak­te­ry­sty­ka przed wstą­pie­niem do par­tii ani (ucho­waj Boże!) nekro­log. Par­tyj­ny Zadu­ra już nie będzie, a i par­tii dla nie­go się nie wymy­śli, zaś umie­rać zwy­czaj­nie mu nie wol­no. Ukra­iń­ska poezja ma wzglę­dem nie­go kupę nie­spła­co­nych dłu­gów. I ta, wca­le prze­cież nie cien­ka, książ­ka – to tyl­ko począ­tek spła­ca­nia kre­dy­tu udzie­lo­ne­go nam szczo­drze przez jed­ne­go tyl­ko czło­wie­ka, któ­ry w pew­nym momen­cie swo­je­go życia posta­no­wił po pro­stu tłu­ma­czyć Ukra­iń­ców. Tak jak­by w lite­rac­kim świe­cie nie było cie­kaw­szych poezji i bar­dziej zna­nych anglo­ję­zycz­nych poetów, na któ­rych moż­na by sobie wyro­bić solid­ne tłu­mac­kie nazwi­sko. Boh­da­no­wa ukra­ino­fi­lia to pate­tycz­na zagad­ka z tych nie­roz­wią­za­nych. Tak się sta­ło, że nagle sta­li­śmy się mu pobra­tym­ca­mi: ze swo­im naro­do­wym pato­sem i syla­bo­to­ni­ką, ze swo­imi cięż­ka­wy­mi meta­fo­ra­mi i ner­wo­wy­mi vers libre­’a­mi. Ale fakt wyraź­ny – Zadu­ra poda­ro­wał współ­cze­snej ukra­iń­skiej poezji życio­wo waż­ne pol­skie brzmie­nie. Czy to nie ilu­stra­cja na temat „Rola oso­bo­wo­ści w świa­to­wej histo­rii?”. Wła­śnie jemu sądzo­ne było stać się medium mię­dzy róż­ny­mi poetyc­ki­mi świa­ta­mi. Zadu­ra – to 95 pro­cent ukra­iń­skiej poezji po pol­sku.

Zadu­ra wybrał dla sie­bie uni­kal­ny szlak w poezji, któ­ry sam dla sie­bie okre­ślił iro­nicz­ną i „poza­ziem­ską” for­mu­łą w „Wier­szu dla Mar­ty Pod­gór­nik”: „To dziw­ne ale nigdy nie cią­gnę­ło mnie do star­sza­ków / Sta­ni­sław i Julian Ryszard Adam albo Krzysz­tof / to powin­na być moja gru­pa a ja wolę się bawić z Dar­kiem Mar­kiem Tom­kiem Krzyś­kiem i Mar­tu­sią”. Poeta wła­snym twór­czym życiem utu­lił mania­kal­ną gom­bro­wi­czow­ską miłość do mło­do­ści: wygod­niej jest mu z poetyc­ki­mi „syna­mi” i nawet „wnu­ka­mi” – Fok­sem, Melec­kim, Różyc­kim, Siwi­czy­kiem i Pod­gór­nik niż z rówie­śni­ka­mi – Barań­cza­kiem, Korn­hau­se­rem, Kry­nic­kim, Zaga­jew­skim. Z pierw­szych, któ­rzy zaczę­li pisać w latach 90., jesz­cze nie wia­do­mo, co wyro­śnie – nie­okre­ślo­ność, mło­dzień­czość, skan­da­licz­ność. Dru­dzy czę­sto-gęsto roz­mie­nia­li swój poetyc­ki talent na poli­tycz­ne dekla­ra­cje, demon­stra­cyj­ne dysy­denc­two, mil­czą­cy ser­wi­lizm i pro­fe­sor­skie posa­dy na sla­wi­stycz­nych kate­drach USA i Kana­dy. Zadu­ra moral­nie zawsze był z nie­ufor­mo­wa­ny­mi „dzi­ki­mi dzieć­mi”. Tak, Zadu­ra poszedł inną, o wie­le bar­dziej skom­pli­ko­wa­ną dro­gą niż jego rówie­śni­cy: „Cicha” zewnętrz­na pozy­cja spo­koj­ne­go i mądre­go redak­to­ra, pra­cow­ni­ka teatru czy muzeum w para­dok­sal­ny spo­sób łączy­ła się z wybu­cho­wym poetyc­kim eks­pe­ry­men­ta­tor­stwem. Zadu­ra – nie jest z tych poetów, któ­rzy pew­ne­go razu dosiadł­szy jakie­goś konia, nie scho­dzą z nie­go do koń­ca życia. Jego poetyc­ki dia­pa­zon pora­ża swo­ją roz­le­gło­ścią, on w poezji umie wszyst­ko, bo wszyst­kie­go spró­bo­wał – i na pozio­mie for­mal­nym, i obra­zo­wym, i tema­tycz­nym. Cegła po cegle budo­wał swój mozai­ko­wy świat, ani tro­chę nie wąt­piąc – nie, nie w pra­wi­dło­wość wła­snej gene­ral­nej linii, bo tej aku­rat u nie­go nie było – w zasad­ni­czą dla sie­bie praw­dę: nie moż­na się zatrzy­my­wać.

Prze­cież życie nie jest na tyle dłu­gie, żeby moż­na było sobie pozwo­lić na śpie­wa­nie jed­nej pio­sen­ki, gra­nie jed­nej roli. Zadu­ra to swo­isty Gau­di pol­skiej poezji. To dziw­ne: jego wcze­sne kla­sy­cy­stycz­ne rze­czy moż­na moż­na odbie­rać jak arcy­dzie­ła poetyc­kie­go masto­don­ta, nato­miast wier­sze z ostat­nich zbio­rów – kla­sy­fi­ko­wać jako mło­dzień­cze chu­li­gań­stwo. Praw­dzi­we mło­dzień­cze chu­li­gań­stwo – Zadu­ra chy­ba posia­da cudow­ny elik­sir. Weź­my bodaj wier­sze „Sche­ma­tyzm” albo „Ego (poza kon­tek­stem)”. I to w kon­ser­wa­tyw­no-kato­lic­kiej Pol­sce! Wier­sze Pana od Poezji! Zadu­ra zwy­czaj­nie plu­je na wyzna­cza­ne mu miej­sca i tytu­ły – on sam je sobie wybie­ra. Wczo­raj był rymo­wa­no-kla­sy­cy­stycz­ny, dziś do bólu lako­nicz­ny i afo­ry­stycz­ny, jutro po post­mo­der­ni­stycz­ne­mu nasy­co­ny cyta­ta­mi i obra­za­mi, a poju­trze – smut­ny i nawet pate­tycz­ny.

Zadu­ra nie fał­szu­je i nie zmie­nia masek. Zbyt wiel­kim zbyt­kiem było­by dla nie­go poetyc­kie pozer­stwo i zbyt sil­na jest jego poetyc­ka oso­bo­wość. Moż­na by go nazwać meta­fi­zycz­nym scep­ty­kiem, gdy­by ozna­cze­nie „meta­fi­zycz­ny” nie mie­ści­ło w sobie rze­czy, któ­re przy­tłu­mia­ją indy­wi­du­al­ną zasa­dę na rzecz poza­ludz­kie­go i poza­cie­le­sne­go. Zadu­ra bar­dzo czę­sto zaj­mu­je się tym, że przy­zie­mia tema­ty ducho­wo-meta­fi­zycz­ne, pozba­wia je dok­try­ner­skie­go pato­su, uczło­wie­cza. Poeta cho­ry jest na jakąś spe­cy­ficz­ną for­mę huma­ni­zmu. Ten huma­nizm jed­nak nie jest wysi­lo­no-dekla­ra­tyw­ny, jak na przy­kład było u naszych szes­t­de­siat­ny­kyw, a nie­li­nio­wy, z dodat­kiem uczci­we­go i nie­mal miło­sne­go okru­cień­stwa: „ucze­ni okry­li że ampu­ta­cja pier­si / chro­ni przed rakiem pier­si” albo „Trze­ba pogo­dzić się z tym że żyje­my w sta­dzie i wcze­śniej czy póź­niej dosta­je­my po gło­wie”… Nie, to nie o pta­kach i ich gry­pie zosta­ło powie­dzia­ne, a wła­śnie o nas, ludziach, któ­rych nie moż­na kochać i bić dla­te­go, że ina­czej oni już nie rozu­mie­ją, albo jesz­cze nie rozu­mie­ją. Czy ist­nie­je okru­cień­stwo deli­kat­ne? U Zadu­ry takie wła­śnie jest.

W Zadu­ro­we kon­tek­sty i dru­gie, trze­cie, pięt­na­ste pozio­my rozu­mie­nia cza­sa­mi trze­ba dłu­go się „wgry­zać”. Trze­ba tę poezję wizu­ali­zo­wać, pró­bo­wać na smak, doty­kać jej pal­ca­mi. Kie­dy ja cze­goś naj­wy­raź­niej nie rozu­mia­łem w Boh­da­no­wych tek­stach, on naj­pierw usi­ło­wał mi to wyja­śnić inny­mi sło­wa­mi, a kie­dy i to nie poma­ga­ło, przy­cho­dzi­ło mi podą­żać za jego ręka­mi i mimi­ką. A co już mówić o zastę­pach cał­kiem kon­kret­nych boha­te­rów jego wier­szy, któ­rzy zmie­nia­ją poezję w labo­ra­to­rium rze­czy­wi­sto­ści. Zadu­ra nie boi się być nie­zro­zu­mia­łym. Wszyst­ko mu jed­no, czy będzie wie­dział, powiedz­my jego angiel­ski czy­tel­nik, kto to taki Agniesz­ka Tabor­ska czy Jerzy Buzek. Już nie mówiąc o napo­mknię­ciach o licz­nych przy­ja­cio­łach-poetach. Zadu­ra cza­sa­mi wyda­je się „naj­bar­dziej hory­zon­tal­nym” z poetów. Jed­nak ta jego mania przy­wią­zy­wa­nia się do dat, nazwisk, roślin, fak­tów, zda­rzeń – to tyl­ko haczyk, spo­sób, przy pomo­cy któ­re­go moż­na wznieść się na poziom naj­wyż­szej wia­ry­god­no­ści. Zadu­ro­wa dokład­ność i ści­słość ma nie medycz­ny i nie foto­gra­ficz­ny cha­rak­ter. To raczej coś z gatun­ku poetyc­kie­go miło­sier­dzia: dawać głos isto­tom i zja­wi­skom, któ­re gło­su są pozba­wio­ne.

Zadu­ra ma jakąś nie­mal Lecow­ską skłon­ność do afo­ry­za­cji poezji. Z jego tek­stów moż­na uło­żyć zbiór afo­ry­zmów: na moich oczach świat zmie­nia się na lep­sze / tyl­ko w gor­szym gatun­ku; Czy mamy pew­ność że zmar­twych­wsta­nie będzie osta­tecz­ne?; Nie inte­re­su­ją mnie inte­re­su­ją­cy ludzie / nie­in­te­re­su­ją­cy są rów­nie cie­ka­wi; Im wię­cej zro­bi­łeś / tym bar­dziej jesteś nie­po­trzeb­ny; kie­dyś bez­par­tyj­ni mie­li pro­blem ze zna­le­zie­niem pra­cy / teraz ci po czter­dzie­st­ce i ci któ­rzy palą; samot­ność jak cho­le­ste­rol, bywa dobra i zła; Pra­wo do życia i obo­wią­zek śmier­ci… Obok skraj­nej eko­no­micz­no­ści pisma, zdol­ne­go zawrzeć całe ludz­kie ist­nie­nie w jed­nym zda­niu (na przy­kład: sine świa­tło poro­dów­ki / bla­sza­ny barak tru­piar­ni), Zadu­ra roz­sie­wa na tyle nad­mier­ną meta­fo­rycz­ną i sty­li­stycz­ną szczo­drość, że ona zdol­na jest po pro­stu zato­pić czy­tel­ni­ka. Zadu­rę cza­sa­mi trze­ba czy­tać z ency­klo­pe­dią czy – jeśli ktoś woli – z Google’em.

Medy­ta­cyj­ne płót­na Zadu­ry rodzą się z jed­ne­go wra­że­nia, z jed­nej fra­zy: tego wystar­cza, aby wywo­łać całą śnie­go­wą lawi­nę. I zupeł­nie nie wia­do­mo, dokąd koniec koń­ców ta medy­ta­cja dopro­wa­dzi. Fina­ły jego wier­szy są tak samo nie­spo­dzie­wa­ne, jak ich począt­ki, czy powiedz­my start. Boh­da­no­wi bar­dzo by impo­no­wa­ła spor­to­wa ter­mi­no­lo­gia. W całej pol­skiej poezji nie znaj­dzie się rów­ne­go jemu znaw­cy spor­tu. W dodat­ku Zadu­ra jest praw­dzi­wym spor­to­wym ency­klo­pe­dy­stą, nie ogra­ni­cza­ją­cym się, jak nie­któ­rzy, do cze­goś jed­ne­go. Wyda­rze­nia spor­to­we i uczest­ni­cy zma­gań – to jesz­cze jed­na pró­ba poety przy­wią­za­nia płyn­ne­go cza­su do cze­goś kon­kret­ne­go i, swo­ją dro­gą, jakaś kon­kret­na Flo­ren­ce Grif­fith-Joy­ner – lek­ko­atle­tycz­na gwiaz­da lat osiem­dzie­sią­tych – prze­sta­je być tyl­ko banal­nym „hero­iną spor­tu”, zmie­nia­jąc się w jed­ną wiel­ką roz­wi­nię­tą meta­fo­rę, w smu­tek poety za musku­lar­ną prze­szło­ścią.

Zadu­ra po czu­bek gło­wy uza­leż­nio­ny jest od języ­ka, od jego wykrę­tów i obro­tów. Zadu­ro­we wiel­kie rze­czy – to swe­go rodza­ju poetyc­kie bob­sle­je: on nie wie, co go cze­ka za każ­dym nowym zakrę­tem, nie widzi, dokąd zapro­wa­dzi go jego język. Zadu­ra uświa­da­mia sobie swo­ją od nie­go zależ­ność, prze­cież wszyst­ko na świe­cie to sen języ­ka, któ­re­mu śni­my się ty i ja.

Już dru­gi rok wro­cław­skie wydaw­nic­two Biu­ro Lite­rac­kie publi­ku­je peł­ne wyda­nie utwo­rów poety. W tej chwi­li wyszły trzy opa­słe tomy poezji i dwa tomy pro­zy. Przy­go­to­wy­wa­ne są do dru­ku tak­że ese­je, podróż­ne notat­ki, kry­tycz­ne arty­ku­ły Boh­da­na Zadu­ry. Wydaw­nic­two sta­ra się zebrać cały jego twór­czy doro­bek. Sądząc po roz­pacz­li­wych mailach poety, tej mozol­nej pra­cy nie widać koń­ca. Ale cóż zro­bić, jeśli z obiek­tyw­nych przy­czyn Boh­da­no­wi Zadu­rze sądzo­ne było stać się lite­rac­kim kon­ty­nen­tem?

Jeśli komuś z pań­stwa przyj­dzie jechać pocią­giem z Kijo­wa do War­sza­wy, nie omi­nie­cie nie­wiel­kiej sta­cji „Puła­wy Mia­sto”. W Puła­wach miesz­ka poeta Boh­dan Zadu­ra. To jedy­na sta­cja w Pol­sce, na któ­rej nie ma zaka­zu pale­nia. Na tej sta­cji i pań­stwo mogą wysiąść, wziąć tak­sów­kę za sześć zło­tych i poje­chać na uli­cę Bata­lio­nów Chłop­skich. Otwo­rzy wam drzwi siwy Mistrz (a sło­wo „mistrz” tłu­ma­czy się z pol­skie­go tak­że jako „cham­pion”), nakar­mi was zupą z chrza­nu (nie, nie zupą do chrza­nu!), nale­je wino­gro­no­wej wód­ki wła­sne­go wyro­bu i będzie­cie pół nocy roz­ma­wiać o poezji, tra­wić aneg­do­ty, po pro­stu patrzeć jeden dru­gie­mu w oczy i palić cudow­ne pol­skie papie­ro­sy „Car­men” (koniecz­nie czer­wo­ne!) – jeden po dru­gim, jeden po dru­gim… Ja chciał­bym, żeby moja roz­mo­wa z Boh­da­nem nie skoń­czy­ła się nigdy.

Prze­ło­żył TJ

O autorze

Andrij Bondar

Urodzony 14 sierpnia 1974 roku w Kamieńcu Podolskim. Ukraiński poeta, prozaik, literaturoznawca, tłumacz i publicysta. Ukończył studia filologiczne w Akademii Kijowsko-Mohylańskiej. W latach 1998-2000 redaktor naczelny pisma „Literatura Plus”, następnie redaktor działu literackiego w „Zwierciadle Tygodnia”. Laureat nagrody wydawnictwa Smołoskyp (1997). Na język ukraiński przełożył m.in. "Ferdydurke" Gombrowicza i "Pięknych dwudziestoletnich" Hłaski. Mieszka w Kławdjiewem pod Kijowem.

Powiązania

Piosenki dla martwego koguta

dzwieki / WYDARZENIA Różni autorzy

Zapis całe­go spo­tka­nia autor­skie­go Juri­ja Andru­cho­wy­cza, Andri­ja Bon­da­ra, Naza­ra Hon­cza­ra, Myko­ły Riab­czu­ka, Osta­pa Sly­wyn­skie­go, Ser­hi­ja Żada­na, Dar­ka Fok­sa oraz Boh­dan Zadu­ry pod­czas Por­tu Legni­ca 2004.

Więcej

Zazdrościliśmy Polakom, kiedy spadł samolot

wywiady / o pisaniu Andrij Bondar Maciej Robert

Roz­mo­wa Macie­ja Rober­ta z Andri­jem Bon­da­rem, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Histo­rie waż­ne i nie­waż­ne w prze­kła­dzie Boh­da­na Zadu­ry, wyda­nej nakła­dem Biu­ra Lite­rac­kie­go 26 maja 2011 roku, a w wer­sji elek­tro­nicz­nej 13 listo­pa­da 2017 roku.

Więcej

Robbie Williams

dzwieki / RECYTACJE Andrij Bondar

Frag­ment spo­tka­nia „Pio­sen­ki dla mar­twe­go kogu­ta” z festi­wa­lu Port Wro­cław 2005.

Więcej

Łagodne monstrum

recenzje / ESEJE Andrij Bondar

Recen­zja Andri­ja Bon­da­ra z książ­ki Kla­syk na luzie Boh­da­na Zadu­ry.

Więcej

Profesor Szczur

recenzje / KOMENTARZE Andrij Bondar

Autor­ski komen­tarz Andri­ja Bon­da­ra do opo­wia­da­nia „Pro­fe­sor Szczur” z książ­ki Histo­rie waż­ne i nie­waż­ne, wyda­nej nakła­dem Biu­ra Lite­rac­kie­go 26 maja 2011 roku.

Więcej

Jestem takim zajączkiem…

wywiady / o książce Andrij Bondar Bohdan Zadura

Z Andri­jem Bon­da­rem o książ­ce Histo­rie waż­ne i nie­waż­ne roz­ma­wia Boh­dan Zadu­ra.

Więcej

Piosenki dla martwego koguta

dzwieki / WYDARZENIA Różni autorzy

Zapis całe­go spo­tka­nia autor­skie­go Juri­ja Andru­cho­wy­cza, Andri­ja Bon­da­ra, Naza­ra Hon­cza­ra, Myko­ły Riab­czu­ka, Osta­pa Sly­wyn­skie­go, Ser­hi­ja Żada­na, Dar­ka Fok­sa oraz Boh­dan Zadu­ry pod­czas Por­tu Legni­ca 2004.

Więcej

Robbie Williams

dzwieki / RECYTACJE Andrij Bondar

Frag­ment spo­tka­nia „Pio­sen­ki dla mar­twe­go kogu­ta” z festi­wa­lu Port Wro­cław 2005.

Więcej

[czy mnie bawisz czy nudzisz]

dzwieki / RECYTACJE Nazar Honczar

Wiersz zare­je­stro­wa­ny pod­czas spo­tka­nia „Pio­sen­ki dla mar­twe­go kogu­ta” na festi­wa­lu Port Wro­cław 2005. Prze­kład wier­sza czy­ta Boh­dan Zadu­ra.

Więcej
Tragiczna ironia Bohdana Zadury

Tragiczna ironia Bohdana Zadury

recenzje / IMPRESJE Dmytro Pawłyczko

Esej Dmy­tra Paw­łycz­ki towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze książ­ki Wier­sze są zawsze wol­ne w wybo­rze i prze­kła­dzie Boh­da­na Zadu­ry.

Więcej

Przedmowa do pierwszego wydania i Dopowiedzenie

recenzje / KOMENTARZE Bohdan Zadura

Przed­mo­wa Boh­da­na Zadu­ry do pierw­sze­go wyda­nia anto­lo­gii poezji ukra­iń­skiej Wier­sze zawsze są wol­ne, wyda­nej nakła­dem Biu­ra Lite­rac­kie­go.

Więcej

Przygoda wciąż trwa

wywiady / o książce Bohdan Zadura

Roz­mo­wa Anny Krzy­wa­ni z Boh­da­nem Zadu­rą, towa­rzy­szą­ca wyda­niu w Biu­rze Lite­rac­kim anto­lo­gii Węgier­skie lato.

Więcej