recenzje / ESEJE

Krytyka bez krytyki?

Dariusz Nowacki

Recenzja Dariusza Nowackiego z książki Bez stempla Piotra Kępińskiego.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

W dys­ku­sji nad sta­nem pol­skiej kry­ty­ki lite­rac­kiej głos Pio­tra Kępiń­skie­go jest jed­nym z naj­waż­niej­szych. Pro­po­nu­je bowiem model kry­ty­ki zry­wa­ją­cy z wszel­ki­mi ogra­ni­cze­nia­mi zewnętrz­ny­mi wobec samej lite­ra­tu­ry.

Skła­mał­bym, gdy­bym powie­dział, że tek­sty przed­sta­wia­ją­ce kry­ty­kę lite­rac­ką w sta­nie upad­ku nie robią na mnie żad­ne­go wra­że­nia. Te, w któ­rych poja­wia­ją się jakie­kol­wiek pomy­sły sana­cyj­ne, bar­dzo mnie zacie­ka­wia­ją. Zgo­da – nie jest dobrze, auto­ry­tet kry­ty­ka pod­upadł, jego głos albo nic nie zna­czy, albo ginie pośród innych gło­sów, poziom deba­ty nie satys­fak­cjo­nu­je, dzie­ją się rze­czy nie­po­ko­ją­ce. Ale jak ów kry­zys prze­zwy­cię­żyć, jak wyjść z impa­su? Są to cie­ka­we pyta­nia, a jeśli towa­rzy­szą im jakieś odpo­wie­dzi, robi się – z moje­go punk­tu widze­nia – bar­dzo inte­re­su­ją­co.

W ostat­nich sezo­nach for­mu­ło­wa­no roz­ma­ite pomy­sły napraw­cze. W ramach dużej dys­ku­sji o kry­ty­ce lite­rac­kiej, jaka toczy­ła się jesie­nią ubie­głe­go roku na łamach „Dzien­ni­ka”, poja­wi­ło się kil­ka suge­stii god­nych uwa­gi. Wśród nich bodaj naj­bar­dziej wyra­zi­stą i zara­zem dość oczy­wi­stą była dyrek­ty­wa pod­rzu­co­na przez Mag­da­le­nę Miecz­nic­ką: robić swo­je, nie oglą­da­jąc się na nic, a już naj­mniej na uwa­run­ko­wa­nia towa­rzy­skie, mody inte­lek­tu­al­ne i inne poza­li­te­rac­kie dyk­ta­ty. Poja­wia­ły się też wska­zów­ki mniej oczy­wi­ste. Obszer­ną roz­pra­wę Prze­my­sła­wa Cza­pliń­skie­go „Żwa­wy trup. Kry­ty­ka lite­rac­ka 1989–2004” zamy­ka na przy­kład sze­ścio­punk­to­wy pro­gram, któ­ry moż­na rozu­mieć jako zachę­tę do „prak­ty­ko­wa­nia sprzecz­no­ści”. Isto­ta tego pro­gra­mu, mówiąc w naj­więk­szym skró­cie, pole­ga na tym, że dobry kry­tyk (kry­tyk przy­szło­ści?) powi­nien uzgod­nić w sobie sprzecz­ne posta­wy i zobo­wią­za­nia, umie­jęt­nie balan­su­jąc mię­dzy nimi. Powi­nien być – by ogra­ni­czyć się tu do trzech punk­tów – jed­no­cze­śnie zacho­waw­czy i postę­po­wy, „ary­sto­kra­tycz­ny” i „demo­kra­tycz­ny”, prze­ma­wiać języ­kiem facho­wym i zara­zem zro­zu­mia­łym. Z kolei Jaro­sław Klej­noc­ki zapro­po­no­wał nie­daw­no roz­wią­za­nie bar­dziej niż rady­kal­ne: porzu­ce­nie „kry­ty­ki poni­żej kry­ty­ki”. Jego zda­niem roz­licz­ne pato­lo­gie w tej dome­nie, opa­no­wa­nej przez mier­no­ty i aro­gan­tów, są nie­usu­wal­ne. Jeże­li pisać – pod­po­wia­da Klej­noc­ki – to tyl­ko arty­stycz­nie, bo dys­kur­syw­nie (w polu kry­ty­ki) nie spo­sób.

Nikt jed­nak nie zadzi­wił tak jak Piotr Kępiń­ski, któ­ry na pro­gu tego­rocz­nych waka­cji ogło­sił intry­gu­ją­cy zbiór szki­ców zaty­tu­ło­wa­ny Bez stem­pla. Opo­wie­ści o wier­szach. Co takie­go uczy­nił? Posta­no­wił spraw­dzić, czy jest moż­li­wa kry­ty­ka lite­rac­ka… poza kry­ty­ką lite­rac­ką.

„Kry­ty­ków inte­re­su­ją­cych się współ­cze­sną poezją jest kil­ku­na­stu” – zauwa­ża Kępiń­ski. Zani­żo­ny rachu­nek? Bynaj­mniej. Skru­pu­lat­nie poli­czy­łem eks­per­tów, któ­rzy w mia­rę sys­te­ma­tycz­nie komen­tu­ją doko­na­nia współ­cze­snych poetów oraz w cią­gu ostat­nich 10 lat opu­bli­ko­wa­li choć jed­ną książ­kę kry­tycz­no­li­te­rac­ką na ten temat. Doli­czy­łem się 14 kry­ty­ków. Dziw­ne. Poetów mamy w Pol­sce pew­nie ze 100 tysię­cy, a komen­ta­to­rów poezji ciut wię­cej niż tuzin. Ta rażą­ca asy­me­tria nie jest wca­le naj­więk­szą oso­bli­wo­ścią, inne zja­wi­sko wyda­je się cie­kaw­sze – to mia­no­wi­cie, że zde­cy­do­wa­na więk­szość aktyw­nych kry­ty­ków poezji to tak­że czyn­ni poeci. Piotr Kępiń­ski, mimo że namięt­nie temu zaprze­cza, jest jed­nym z nich – to zna­czy jest poetą, któ­ry nie­kie­dy zabie­ra głos jako kry­tyk (Bez stem­pla gro­ma­dzi tek­sty pocho­dzą­ce z lat 1999–2005; sie­dem szki­ców to tek­sty pre­mie­ro­we).

Nie ma sen­su spie­rać się z oczy­wi­sto­ścia­mi. Bez stem­pla jest nie tyl­ko zbio­rem impre­sji lek­tu­ro­wych, ale i pew­nym pro­jek­tem kry­tycz­no­li­te­rac­kim. Rzecz zawie­ra kon­kret­ne mnie­ma­nia na temat dzi­siej­szej poezji, autor wyra­zi­ście war­to­ściu­je, wcho­dzi w pole­mi­ki z inny­mi opi­nio­daw­ca­mi, upie­ra się przy wła­snych roz­po­zna­niach, sta­wia moc­ne tezy. Inny­mi sło­wy, zacho­wu­je się jak raso­wy kry­tyk. Ale jed­no­cze­śnie bar­dzo nie chce nim być. Dla­cze­go?

Wyda­je się, że z dwóch powo­dów, z któ­rych jeden jest cał­kiem jaw­ny, a dru­gi bodaj zawo­alo­wa­ny. O tej pierw­szej racji powia­da­mia sam tytuł: bez stem­pla, czy­li bez lite­ra­tu­ro­znaw­czych kate­go­ry­za­cji. Kępiń­ski pisze w roz­dzia­le wstęp­nym: „Czas skoń­czyć z mno­że­niem kry­tycz­no­li­te­rac­kich stem­pli. Bo to wszyst­ko dzia­ła­nia na siłę. (…) Gru­po­wa­nie twór­ców i przy­pi­sy­wa­nie im inten­cji speł­znie na niczym. Oni zawsze są osob­no. Razem wier­szy nie piszą”. W dal­szych roz­dzia­łach ów pogląd zosta­je zra­dy­ka­li­zo­wa­ny. Raz po raz docho­dzi do gło­su prze­ko­na­nie, że opi­sy i komen­ta­rze kry­tycz­no­li­te­rac­kie nie tyl­ko nie są aż tak potrzeb­ne, jak się na ogół sądzi, ale nie­kie­dy bywa­ją wręcz szko­dli­we – psu­ją przy­jem­ność obco­wa­nia z poezją, zabi­ja­ją jej ducha, nie pozwa­la­ją na to, na czym Kępiń­skie­mu naj­bar­dziej zale­ży: by „zoba­czyć w poezji tyl­ko poezję”.

Zanim opro­te­stu­ję „anty­kry­tycz­ne” sta­no­wi­sko auto­ra Bez stem­pla, kil­ka zdań o prze­słan­ce ukry­tej. A ukry­tej, bo bodaj wsty­dli­wej. Otóż wcho­dze­nie w świat wier­szy, prze­by­wa­nie w tej prze­strze­ni to doświad­cze­nia aż nad­to oso­bi­ste. Rzec by moż­na – intym­ne. Nar­ra­tor snu­ją­cy „opo­wie­ści o wier­szach” wyda­je się jak gdy­by zaże­no­wa­ny tym, że ze spraw oso­bi­stych czy­ni spra­wy publicz­ne. To coś jak zapro­sze­nie do alko­wy lub pry­wat­nej łazien­ki. Tę trud­ną psy­cho­lo­gicz­nie sytu­ację moż­na oswo­ić wyraź­nym gestem toż­sa­mo­ścio­wym. Mówię do was, czy­tel­ni­cy – powia­da Kępiń­ski – nie jako eks­pert, kry­tyk, „badacz owa­dzich nogów”, lecz przede wszyst­kim jako poeta, autor sze­ściu ksią­żek poetyc­kich, jako ktoś, kto z poezją komu­ni­ku­je się na innych zasa­dach – w reje­strach i try­bach, któ­rych nie­po­dob­na spro­wa­dzić do zna­nych i prak­ty­ko­wa­nych języ­ków dys­kur­syw­nych. Jeże­li nie uwzględ­ni­cie pozy­cji, z któ­rej prze­ma­wiam – dopo­wia­dam za Kępiń­skie­go – nie­wie­le z Bez stem­pla zro­zu­mie­cie.

A teraz pro­test. Żeby była peł­na jasność – nie wyni­ka on z myśle­nia cecho­we­go (kry­tyk bro­ni kry­ty­ków w imię soli­dar­no­ści zawo­do­wej), lecz jest pró­bą wyka­za­nia, że autor Bez stem­pla myli się, tak a nie ina­czej defi­niu­jąc „wro­gów” poezji.

Zacznę od tego, że Piotr Kępiń­ski uda­je, że nie dostrze­ga (a na pew­no go widzi) fun­da­men­tal­ne­go para­dok­su leżą­ce­go u pod­staw dzia­łal­no­ści kry­tycz­no­li­te­rac­kiej. Spo­łecz­ny auto­ry­tet kry­ty­ków poezji czy – sze­rzej – ich legi­ty­ma­cja jest ufun­do­wa­na wła­śnie na tym, cze­go autor Bez stem­pla tak bar­dzo nie lubi – na uogól­nie­niu, któ­re koniecz­nie trze­ba odróż­nić od wul­ga­ry­za­cji. Stem­pel poko­le­nio­wy, z któ­rym bez­par­do­no­wo roz­pra­wia się Kępiń­ski we „Wstę­pie”, to naj­bar­dziej wyra­zi­sty prze­jaw owej wul­ga­ry­za­cji. Ale też nikt z wytraw­nych kry­ty­ków poezji nie odwo­łu­je się do kate­go­rii poko­le­nia lite­rac­kie­go. Z poję­cia­mi w rodza­ju poko­le­nie „bru­Lio­nu” (kate­go­ria ostro nego­wa­na w odau­tor­skim wpro­wa­dze­niu do książ­ki) od bie­dy moż­na się zetknąć w kiep­skich tek­stach nale­żą­cych do publi­cy­sty­ki kul­tu­ral­nej. I tyl­ko tam. Nato­miast uogól­nie­nia bar­dziej sub­tel­ne, nie­ska­żo­ne wul­ga­ry­za­cją są koniecz­ne. Moż­na i nale­ży roz­pra­wiać – jak postu­lu­je Kępiń­ski i sam zgrab­nie to czy­ni – „o poetach zawsze osob­nych, zawsze na mar­gi­ne­sach, zawsze z dala od sta­da”, ale od tak­so­no­mii, hie­rar­chi­za­cji, zesta­wień, porów­nań oraz innych ope­ra­cji tego typu nie ma uciecz­ki. Bez stem­pli – co prze­cież oczy­wi­ste – nie ma kry­ty­ki. Bez nich nie­moż­li­wa jest tak­że – czy się to auto­ro­wi podo­ba czy nie – jaka­kol­wiek „opo­wieść o wier­szach”. Stem­plu­je­my nawet wte­dy, kie­dy nie stem­plu­je­my – oto treść pokrew­ne­go para­dok­su.

Ale mia­ło być o nie­przy­ja­cio­łach współ­cze­snej poezji. Z pew­no­ścią nie są nimi kry­ty­cy posłu­gu­ją­cy się z koniecz­no­ści czy to topor­ny­mi, czy fine­zyj­ny­mi stem­pla­mi. Współ­cze­sna poezja nie ma wro­gów, któ­rych dało­by się ująć per­so­nal­nie. Jedy­nym wro­giem poezji – na pew­no tej, któ­rą podzi­wia i o któ­rej pięk­nie pisze Kępiń­ski – jest dale­ko posu­nię­ta obo­jęt­ność. Autor Bez stem­pla roz­pra­wia o przed­mio­tach bar­dzo eks­klu­zyw­nych, któ­re – mów­my sobie praw­dę – obcho­dzą głów­nie, jeśli nie wyłącz­nie, bez­po­śred­nio zain­te­re­so­wa­nych, zwra­ca się ku poezji, któ­ra nie ma żad­nej moż­li­wo­ści oddzia­ły­wa­nia poza wła­sną sfe­rą. I już teraz wie­my, dla­cze­go poza kil­ko­ma wyjąt­ka­mi (Anna Nasi­łow­ska, Marian Sta­la, Piotr Śli­wiń­ski – by wymie­nić nazwi­ska naj­więk­szych zna­ko­mi­to­ści i zara­zem bodaj wyczer­pać listę) kry­ty­ka­mi poezji są poeci. Gdy­by nie ich szla­chet­ne wysił­ki, podej­mo­wa­ne oczy­wi­ście we wła­snym inte­re­sie, roz­mo­wa o poezji eli­tar­nej zapew­ne by usta­ła. War­to nawia­so­wo wtrą­cić, iż pozo­ro­wa­na, czy­sto rytu­al­na roz­mo­wa o poezji aka­de­mij­nej (nie mylić z aka­de­mic­ką!), a więc tej, któ­ra słu­ży cele­bro­wa­niu donio­sło­ści lite­ra­tu­ry – poezji, któ­ra nas rze­ko­mo uwraż­li­wia, ubo­ga­ca, zba­wia bądź poucza – nie­pręd­ko usta­nie. Będzie pod­trzy­my­wa­na przez to, co Kępiń­ski pięt­nu­je i bez­li­to­śnie kom­pro­mi­tu­je: ide­olo­gię, mora­li­za­tor­stwo, peda­go­gi­kę spo­łecz­ną, ana­chro­nicz­ne, pod­szy­te hipo­kry­zją wyobra­że­nia na temat uczest­nic­twa w kul­tu­rze wyso­kiej.

Zauwa­ży­łem wcze­śniej, że wbrew lek­ce­wa­żą­ce­mu (a może tyl­ko kokie­te­ryj­ne­mu?) sto­sun­ko­wi auto­ra do wła­snej pra­cy, w zbio­rze szki­ców Bez stem­pla sfor­mu­ło­wa­ny został kon­kret­ny pro­jekt kry­tycz­no­li­te­rac­ki. Nie jest to oczy­wi­ście dia­gno­za ani pro­gno­za, o żad­nej pró­bie porząd­ko­wa­nia doświad­czeń lek­tu­ro­wych, kre­śle­niu map zja­wisk czy ten­den­cji też nie ma mowy. Sen­sem tego pro­jek­tu jest intry­gu­ją­cy postu­lat. Gdy­bym mógł go wypo­wie­dzieć za auto­ra, zbie­ra­jąc w jed­nym miej­scu to, co w Bez stem­pla roz­pro­szo­ne, powie­dział­bym, że cho­dzi o zra­dy­ka­li­zo­wa­nie uto­pii poezji czy­stej, wol­nej, samo­wy­star­czal­nej, nie potrze­bu­ją­cej nicze­go poza sobą. Ów postu­lat – jak chcę wie­rzyć – nie jest wyra­zem nie­od­po­wie­dzial­ne­go pięk­no­du­cho­stwa, skraj­ne­go eska­pi­zmu, nie jest zna­kiem sza­leń­stwa. Kępiń­skie­mu zale­ży – jeśli dobrze go rozu­miem – na wyko­rzy­sta­niu pew­nej szan­sy. Sko­ro poezja bli­ska jego ser­cu nic nie musi, jest wol­na od zobo­wią­zań spo­łecz­nych, komu­ni­ka­cyj­nych, edu­ka­cyj­nych, ide­olo­gicz­nych itd., to trze­ba to wyko­rzy­stać, nie zaś prze­zwy­cię­żać. Poezja – czy­ta­my – „to jedy­na sztu­ka, któ­ra jest abso­lut­nie wol­na. Poezja w prze­strze­ni publicz­nej nie ist­nie­je”. I świet­nie – trze­ba się z tego cie­szyć, pie­lę­gno­wać ten stan rze­czy.

Uto­pij­ne­mu postu­la­to­wi, by „zoba­czyć w poezji tyl­ko poezję”, nie spo­sób nie przy­kla­snąć. Bar­dzo mi się to sta­no­wi­sko podo­ba, szko­da tyl­ko, że nie moż­na go w prak­ty­ce zre­ali­zo­wać. To zna­czy moż­na, ale tyl­ko bez­gło­śnie, bez spo­rzą­dza­nia pro­to­ko­łu z lek­tu­ry. Nie dzi­wią więc takie dyrek­ty­wy, jak: „Nic tyl­ko czy­tać, czy­tać i jesz­cze raz czy­tać. Bez wytchnie­nia” (o poezji Boh­da­na Zadu­ry); „Wier­szy tych nie nale­ży roz­gry­zać ani nawet nad­gry­zać. Wystar­czy czy­tać i myśleć” (o wier­szach Mar­ci­na Sen­dec­kie­go); „Takie wier­sze moż­na czy­ty­wać pasja­mi” (o liry­kach Euge­niu­sza Tka­czy­szy­na-Dyc­kie­go). Ta pięk­na idea („wystar­czy czy­tać”) kom­pli­ku­je się z chwi­lą przej­ścia od lek­tu­ry i ciche­go myśle­nia do tek­stu komen­ta­rza. Co się wów­czas dzie­je? Powsta­je na przy­kład tekst poetyc­ki zapi­sa­ny na modłę pro­za­tor­ską, jak gdy­by poezja dru­gie­go stop­nia: „Kra­ta mowy jest udrę­ką, a jed­no­cze­śnie wyba­wie­niem. Gdy­by nie ona, nie mie­li­by­śmy nicze­go. Naj­mniej­szej nawet nadziei. Jeże­li nasze cia­ło jest na skra­ju i wszyst­ko zmie­rza ku wyma­za­niu sie­bie ze świa­ta, z pomo­cą przy­cho­dzi język. Pozwa­la balan­so­wać na powierzch­ni, spa­ce­ro­wać po wul­ka­nie. Dzię­ki języ­ko­wi powsta­ją bia­łe prze­pa­ście, bia­łe pla­my, któ­rych w życiu real­nym nie da się omi­nąć. Czło­wiek wpa­da w nie i nijak nie może wygrze­bać się z zim­na roz­pa­czy albo pomi­nię­cia. Zapa­da się w nie łagod­nie, a potem nie ma wyj­ścia. Albo­wiem myli się ten, kto sądzi, że życie w języ­ku nie nara­ża piszą­ce­go na rany. Nara­ża i na rany, a cza­sem i na śmierć”. To obszer­ny frag­ment – by dobrze zilu­stro­wać zja­wi­sko – komen­ta­rza Pio­tra Kępiń­skie­go do jed­ne­go z wier­szy Mar­ci­na Świe­tlic­kie­go. Jeśli zatem „zoba­czyć w poezji tyl­ko poezję” ozna­cza: odpo­wie­dzieć poezją na tekst poety – to wszyst­ko się zga­dza. Pod tym wzglę­dem książ­ka Kępiń­skie­go jest zna­ko­mi­ta.

Wróć­my do wykład­ni autor­skiej: „To rzecz o moich auto­rach i moich lite­rac­kich fascy­na­cjach” – powia­da Kępiń­ski. Jacy to auto­rzy i jakie fascy­na­cje? Poeci oczy­wi­ście muszą być bar­dzo róż­ni, wszak zawsze cho­dzi o twór­ców osob­nych – indy­wi­du­alizm jest w Opo­wie­ściach o wier­szach cno­tą i zasłu­gą naj­wyż­szą. Są tedy naj­cie­kaw­si rówie­śni­cy Kępiń­skie­go (ur. 1964), z któ­ry­mi poja­wił się na sce­nie poetyc­kiej na prze­ło­mie lat 80. i 90. (wymie­nie­ni już: Świe­tlic­ki, Sen­dec­ki, Tka­czy­szyn-Dyc­ki, a nade wszyst­ko Mariusz Grze­bal­ski, któ­re­mu autor Bez stem­pla odda­je hołd bodaj naj­więk­szy). Są zna­ko­mi­to­ści współ­cze­snej pol­skiej poezji, poeci, któ­rym już daw­no (Tade­usz Róże­wicz) lub cał­kiem nie­daw­no (Andrzej Sosnow­ski, Boh­dan Zadu­ra) wrę­czo­no prze­pust­kę do histo­rii (lite­ra­tu­ry). Nie zabra­kło twór­ców o kil­ka ład­nych lat młod­szych od Kępiń­skie­go, poetów, któ­rzy dziś są na ustach bez mała wszyst­kich kry­ty­ków poezji (Tomasz Różyc­ki, Edward Pase­wicz). Ale na kar­tach Bez stem­pla z takim samym prze­ję­ciem są opi­sy­wa­ni i wiel­bie­ni poeci nie­zbyt wyso­ko (Jacek Bie­re­zin, Bar­tosz Muszyń­ski) lub wca­le nie noto­wa­ni (Tomasz Sta­wi­szyń­ski) na lite­rac­kiej gieł­dzie. Co ich – poza pro­gra­mo­wą osob­no­ścią – łączy?

W pierw­szej kolej­no­ści to, że zosta­li roz­po­zna­ni przez Kępiń­skie­go jako „poeci praw­dy”. Rzecz jasna, wła­snej praw­dy. A tak­że poeci, któ­rzy zacho­wu­ją dystans wzglę­dem wła­snych czyn­no­ści twór­czych. Rzecz jasna, zdro­wy dystans. Pozo­sta­łe i nie­ja­ko pomoc­ni­cze kate­go­rie, któ­ry­mi posłu­gu­je się autor Bez stem­pla, opo­wia­da­jąc o „swo­ich auto­rach”, nale­żą do tra­dy­cyj­ne­go reper­tu­aru pojęć kry­ty­ki lite­rac­kiej. Tu bodaj naj­czę­ściej poja­wia się kom­ple­ment mówią­cy o uda­nej, prze­my­śla­nej w każ­dym calu kom­po­zy­cji książ­ki poetyc­kiej.

War­to się na chwi­lę zatrzy­mać przy meto­dzie Kępiń­skie­go, któ­ra pole­ga na szu­ka­niu swo­iste­go kom­pro­mi­su, prze­su­wa­niu roz­po­znań zawsze ku środ­ko­wi, cię­ciu po skrzy­dłach. „Inter­tek­stu­al­ne rosza­dy” w poezji Tade­usza Pió­ry, cudzo­żyw­ny cha­rak­ter tej twór­czo­ści – owszem, jest na to peł­ne przy­zwo­le­nie, ale jest też zna­mien­ne zastrze­że­nie: „Pió­ro z biblio­te­ki korzy­sta nie­zwy­kle twór­czo”. Jest zgo­da na „wier­sze roz­wi­chrzo­ne emo­cjo­nal­nie”, wsze­la­ko pod warun­kiem, że są one „jed­no­cze­śnie tak pie­kiel­nie sta­ran­ne” (to o stro­fach Dyc­kie­go). Sło­wem, opo­wia­dacz prze­ma­wia­ją­cy w Bez stem­pla, mimo że chce się nam przed­sta­wić jako namięt­ny kocha­nek poezji, wła­ści­wie nigdzie nie tra­ci gło­wy. Każ­da żar­li­wa apo­lo­gia, każ­dy ryzy­kow­ny zachwyt ma tu swo­je racjo­nal­ne dopeł­nie­nie, jakiś chłod­ny kon­tra­punkt, ogra­ni­cze­nie.

Czy­ta­jąc uważ­nie tę książ­kę, moż­na się zorien­to­wać, dla­cze­go wła­śnie w poło­wie roku 2007 Piotr Kępiń­ski posta­no­wił opo­wie­dzieć o swo­ich lite­rac­kich fascy­na­cjach. Publi­ka­cja ta mogła się prze­cież poja­wić już daw­no, autor dys­po­no­wał aż nad­to obszer­nym mate­ria­łem. Otóż moja hipo­te­za – wydo­by­ta z Bez stem­pla, bynaj­mniej nie wymy­ślo­na – jest taka, że rzecz ta wzię­ła się w jakiejś mie­rze z iry­ta­cji. Jeden ze szki­ców pośred­nio infor­mu­je, kie­dy Kępiń­ski się zde­ner­wo­wał. Dłu­gi tytuł tego szki­cu brzmi: „Bia­ła Afry­ka Bar­tło­mie­ja Maj­zla prze­czy­ta­na w chwi­lę po odło­że­niu ‘Gaze­ty Wybor­czej’ z tek­stem Igo­ra Stok­fi­szew­skie­go o koń­cu poezji poko­le­nia lat 60.”. Ów tekst Stok­fi­szew­skie­go zaty­tu­ło­wa­ny „Poezja uni­ków” uka­zał się na począt­ku lute­go bie­żą­ce­go roku. Oczy­wi­ście „poezja uni­ków” to ta sama poezja, któ­rą Kępiń­ski nazy­wa czy­stą i wol­ną, wiel­bi za to, że jest twór­czo­ścią anty­ide­olo­gicz­ną, apo­li­tycz­ną, nie­ilu­stra­cyj­ną, nie­za­an­ga­żo­wa­ną (okre­śle­nia moż­na by tu mno­żyć, ale i tak wia­do­mo, o co cho­dzi). Być może sło­wo „iry­ta­cja” nie jest sło­wem naj­szczę­śliw­szym. Pew­nie lep­szym było­by zanie­po­ko­je­nie. Co zatem zanie­po­ko­iło Kępiń­skie­go? Ujaw­nia­ją­ce się z wol­na prze­si­le­nie? Ale żad­ne­go prze­si­le­nia nie widać. Wysił­ki jed­ne­go har­cow­ni­ka pró­bu­ją­ce­go namó­wić publicz­ność kul­tu­ral­ną na poezję poli­tycz­ną (zaan­ga­żo­wa­ną) to za mało, by prze­czu­wać jaką­kol­wiek zmia­nę. Czyż­by więc autor Bez stem­pla dmu­chał na zim­ne? Pozo­sta­wiam to pyta­nie bez odpo­wie­dzi.


Tekst po raz pierw­szy uka­zał się w maga­zy­nie „Euro­pa” (doda­tek do „Dzien­ni­ka”). Dzię­ku­je­my za zgo­dę na prze­druk.

O autorze

Dariusz Nowacki

Urodzony w 1965 roku. Krytyk literacki i badacz literatury, pracownik Instytutu Nauk o Literaturze Polskiej Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. Mieszka w Katowicach.

Powiązania

Dyskusja „Barbarzyńcy czy nie. Dwadzieścia lat po przełomie”

nagrania / między wierszami Różni autorzy

Port Wro­cław 2009: wypo­wie­dzi Dariu­sza Nowac­kie­go, Pio­tra Śli­wiń­skie­go, Justy­ny Sobo­lew­skiej, Pio­tra Czer­niaw­skie­go, Dar­ka Fok­sa, Krzysz­to­fa Jawor­skie­go, Boh­da­na Zadu­ry, Roma­na Hone­ta.

Więcej

Świat bez twierdz i klamek

debaty / ankiety i podsumowania Dariusz Nowacki

Głos Dariu­sza Nowac­kie­go w deba­cie „Bar­ba­rzyń­cy czy nie? Dwa­dzie­ścia lat po ‘prze­ło­mie’ ”.

Więcej

Na własne ryzyko

recenzje / ESEJE Piotr Bratkowski

Recen­zja Pio­tra Brat­kow­skie­go z książ­ki Bez stem­pla Pio­tra Kępiń­skie­go, któ­ra uka­za­ła się 19 sierp­nia 2008 roku na łamach New­swe­eka.

Więcej

O znikomości wspólnych mianowników

recenzje / ESEJE Jakub Winiarski

Recen­zja Jaku­ba Winiar­skie­go z książ­ki Bez stem­pla Pio­tra Kępiń­skie­go.

Więcej

O Bez stempla

recenzje / NOTKI I OPINIE Różni autorzy

Komen­ta­rze Anny Kału­ży, Jac­ka Guto­ro­wa, Ada­ma Wie­de­man­na, Pio­tra Śli­wiń­skie­go, Pio­tra Boga­lec­kie­go.

Więcej

Piotr Kępiński – krytyk z charakterem

recenzje / ESEJE Piotr Śliwiński

Recen­zja Pio­tra Śli­wiń­skie­go z książ­ki Bez stem­pla Pio­tra Kępiń­skie­go.

Więcej