recenzje / KOMENTARZE

„Któregoś marca (2022)”

Jakub Pszoniak

Autorski komentarz Jakuba Pszoniaka, towarzyszący premierze książki Z dnia robię noc Mirona Białoszewskiego, wydanej w Biurze Literackim 4 kwietnia 2022.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Być może ta książ­ka powin­na uka­zać się za dwa lata? Może to nie stu­le­cie uro­dzin, ale pierw­sze­go wypo­wie­dzia­ne­go przez Miro­na Bia­ło­szew­skie­go sło­wa powin­no stać się świę­tem? Może rok 2024 win­ni­śmy feto­wać kłót­nią o uchwa­łę Sej­mu, wyści­giem bryk sze­ścio­kon­nych tra­są Praga–Wilanów–Saska Kępa, pra­wy­ko­na­niem spe­cjal­nie na tę oka­zję napi­sa­ne­go przez pierw­szo­rzęd­ne­go kom­po­zy­to­ra utwo­ru na rury kana­li­za­cyj­ne, deszcz i sta­rą win­dę? Miron Bia­ło­szew­ski jest bowiem poetą sło­wa, któ­re oży­wia i pusz­cza wol­no, by bie­gło na zła­ma­nie języ­ka. Ale jest jed­no­cze­śnie poetą dźwię­ku, któ­ry sło­wo poprze­dza, napę­dza i two­rzy. Pierw­sze­go krzy­ku, śmie­chu i ciszy, któ­ra, gdy krzyk i śmiech milk­ną, wybrzmie­wa wyjąt­ko­wo gło­śno. Jest poetą odde­chu. Więc jed­nak!

Poja­wie­nie się Bia­ło­szew­skie­go wraz z czwór­ką innych debiu­tan­tów na łamach słyn­ne­go 51. nume­ru „Życia Lite­rac­kie­go” z 1955 roku mia­ło zmie­nić histo­rię pol­skiej lite­ra­tu­ry. Nie tyl­ko było sym­bo­licz­nym koń­cem socre­ali­zmu, ale też obja­wi­ło nie­spo­ty­ka­ny dotych­czas głos poetyc­ki. Ta nie­zwy­kła, osob­na poety­ka mia­ła wybrzmieć w peł­ni już rok póź­niej, w debiu­tanc­kich Obro­tach rze­czy. Cha­rak­te­ry­stycz­ne dla całej twór­czo­ści poety napię­cie mię­dzy zna­cze­niem, błę­dem, zapi­sem i brzmie­niem języ­ka poka­za­ło nie­oczy­wi­ste, ale i głę­bo­kie pięk­no pol­sz­czy­zny. W tym brud­nym, prze­trą­co­nym pięk­nie wpro­wa­dza­ją­cy debiu­tan­ta na łamy „Życia Lite­rac­kie­go” Artur San­dau­er widział „rupie­ciar­nię słów”, a w samym auto­rze „sata­ni­stę języka”[1].

W dobie coraz szyb­szych i moc­niej­szych bodź­ców, szu­mu infor­ma­cyj­ne­go i wir­tu­al­ne­go świa­ta ja widzę w nim raczej – w stu­le­cie jego uro­dzin – ciche­go pro­ro­ka. A jed­no­cze­śnie tym nie­spo­ty­ka­nym, obró­co­nym na lewą stro­nę języ­kiem Bia­ło­szew­ski mówi nam o tym, co jest tak bar­dzo zwy­kłe. Rzecz pozo­sta­je tą samą, zwy­kłą rze­czą, choć jest cięż­sza o opi­su­ją­ce ją sło­wo. Autor patrzy, chło­nie i prze­twa­rza: „pusz­czę pły­tę i będę pisał… wszyst­ko to, wszystko…”[2]. Jest dosko­na­łym obser­wa­to­rem, a nawet – zgod­nie z hisz­pań­sko­ję­zycz­nym zna­cze­niem swo­je­go imie­nia – podglądaczem[3]. Bia­ło­szew­ski zacie­ra gra­ni­cę mię­dzy tym, co istot­ne, a tym, co bez zna­cze­nia. Dopie­ro zde­rze­nie waż­ne­go i nie­waż­ne­go każe się nam zasta­no­wić, czy to, co tak powszech­ne, że pra­wie nie­zau­wa­żal­ne, nie jest znacz­nie cie­kaw­sze, niż nam się zda­je. Mur, któ­ry pozwa­la oddzie­lić nam to, co waż­ne, od zupeł­nie nie­istot­ne­go, a dzię­ki temu nie postra­dać zmy­słów, poezja Bia­ło­szew­skie­go roz­bi­ja. Odbi­ja­ją­ca się w jego wier­szach rze­czy­wi­stość na nowo się sta­je, na nowo zaczy­na w peł­ni być. Czy­ta­nie Miro­na Bia­ło­szew­skie­go bywa więc pokrew­ne doświad­cze­niu nar­ko­tycz­ne­mu. Fascy­na­cja tym, co doświad­czal­ne, mie­sza się zara­zem z nie­uf­no­ścią i prze­ra­że­niem, a cza­sem nawet odra­zą. Zde­rze­nie tych sprzecz­nych emo­cji obra­ca się u Bia­ło­szew­skie­go czę­sto w żart – jed­ną ze stra­te­gii prze­trwa­nia. Innym spo­so­bem bycia w rze­czy­wi­sto­ści i jed­no­cze­sne­go wyj­ścia ponad nią jest miłość, tak wie­lo­barw­nie odma­lo­wa­na w nie­któ­rych wier­szach auto­ra. Wszyst­ko to zaś spla­ta w jed­no sen, w któ­rym jest się ina­czej, choć rów­nie nama­cal­nie.

Kie­dy zaczy­na­łem pra­co­wać nad niniej­szym wybo­rem, sta­ra­łem się nie tyl­ko uchwy­cić naj­waż­niej­sze wąt­ki poja­wia­ją­ce się w twór­czo­ści poetyc­kiej pisa­rza, ale też zapro­sić czy­tel­ni­ka do wej­ścia w oso­bi­stą rela­cję z wier­sza­mi Bia­ło­szew­skie­go. Bo prze­cież ich lek­tu­ra to, nie­za­leż­nie od kalen­da­rza, wej­ście w słyn­ny „miro­no­wy wto­rek”. Prze­kro­cze­nie pro­gu jego miesz­ka­nia i „roz­sią­ście się” na wci­śnię­tej pod okno, nie­wiel­kiej wer­sal­ce („Tu leży poeta Miron. Boże, daj mu więk­sze wyro”). Te wier­sze to wspól­na podróż win­dą. To kart­ka nabi­ta na klam­kę z dopi­skiem „wejdź i jak chcesz, to sobie to weź”[4]. Bia­ło­szew­ski pisze bowiem same­go sie­bie, a przez to pisze osie­dle, War­sza­wę, Pol­skę i świat. Bo „być samym sobą” to być w rela­cji do cza­su, miej­sca i inne­go czło­wie­ka. Ten zaś sta­je w wier­szu żywy i real­ny, nawet jeśli poja­wia się mimo­cho­dem, jak Le. w „Koń­czę 60 lat” czy Lu. w „Gorzej” (wystę­pu­ją­cy pod peł­nym imie­niem rów­nież w „Któ­re­goś mar­ca (też 1964)”), lub jest przy­wo­ła­ny jedy­nie jako ini­cjał w dedy­ka­cji wier­sza. Oso­by te zresz­tą może­my spo­tkać nie tyl­ko w zamiesz­czo­nych w tomie wier­szach, ale też w wie­lu innych tek­stach poetyc­kich auto­ra, jego opo­wia­da­niach oraz w Taj­nym dzien­ni­ku. Wbrew dekla­ra­cji: „bez ludzi/ tyl­ko ja” poeta budu­je swo­je wier­sze na rela­cji z dru­gim czło­wie­kiem – choć cza­sem jest to rela­cja przy­kra, przy­god­na i wymu­szo­na. Sta­ni­sław Barań­czak zauwa­żał, że dla Miro­na Bia­ło­szew­skie­go „lęk przed samot­no­ścią jest jak gdy­by odwrot­ną stro­ną indy­wi­du­ali­zmu i samotnictwa”[5]. Odręb­ność i wycho­dze­nie poza to, co gru­po­we, nie może ist­nieć zatem bez tego, wobec cze­go twór­ca się dystan­su­je. Trze­ba też zauwa­żyć, że ten – jak twier­dzi­ła Maria Janion – „naj­więk­szy pol­ski poeta pry­wat­ny” potra­fi prze­kro­czyć hory­zont tego, co wła­sne. Dziś ów mniej oczy­wi­sty głos auto­ra wybrzmie­wa szcze­gól­nie wyraź­nie.

Jest marzec 2022 roku. Zasta­na­wiam się, jak pisać o wier­szach Bia­ło­szew­skie­go, gdy przy­wód­ca „dziw­ne­go naro­du omi­ja­ją­ce­go w mowie sło­wa «jestem» i «mam»” ludo­bój­czo „obma­po­wu­je” Euro­pę. Gdy coraz gło­śniej syczy wąż dzie­jów. Gdy ci, co „noszą sobą jakieś swo­je wła­sne miej­sca”, muszą ucie­kać, a ktoś chce, by to zaczę­ło zna­czyć, że ich nie ma. Gdy dzień zamie­nia w noc. Nie potra­fię dziś czy­tać wier­sza „W obcym kra­ju” – pisa­ne­go prze­cież w zupeł­nie innym kon­tek­ście – ina­czej niż przez histo­rie nowo przy­by­łych do Pol­ski sąsia­dów. Nie potra­fię ina­czej niż przez ich doświad­cze­nia czy­tać „poro­syj­skiej bal­la­dy” – wciąż „nie­przedaw­nio­nej”. A prze­cież mie­siąc temu odbie­ra­łem te wier­sze zupeł­nie ina­czej. I to też świad­czy o wiel­ko­ści poezji Miro­na Bia­ło­szew­skie­go.

By zosta­wić czy­tel­ni­ków nie w mino­ro­wym, a miro­no­wym nastro­ju, na koniec chciał­bym zapro­sić do wzię­cia udzia­łu w kon­kur­sie. Pro­szę spró­bo­wać prze­czy­tać „Karu­ze­lę z madon­na­mi”, a przy tym unik­nąć pod­śpie­wy­wa­nia gło­sem Ewy Demar­czyk i fra­zo­wa­nia dyk­to­wa­ne­go melo­dią Zyg­mun­ta Koniecz­ne­go. Na zwy­cięz­ców cze­ka­ją atrak­cyj­ne nagro­dy: kosza­jec oraz czar­ne skar­pet­ki Dan­te­go. Co gest, to gest!


Przy­pi­sy:
[1]  A. San­dau­er, Poezja rupie­ci, w: tegoż, Samo­bój­stwo Mitry­da­te­sa. Ese­je, War­sza­wa 1968, s. 115, 127.
[2] M. Bia­ło­szew­ski, „Spi­szę wszyst­ko”, w: Szu­my, zle­py, cią­gi, War­sza­wa 1976, s. 8.
[3] „Mirón” po hisz­pań­sku zna­czy „pod­glą­dacz”, co odno­to­wał Alek­san­der Tro­ja­now­ski.
[4] „Wio­sną 1971 roku, w umó­wio­ny dzień odwie­dzi­łem Miro­na. Na drzwiach wej­ścio­wych zoba­czy­łem nadzia­ny na klam­kę plik zeszy­to­wych kar­tek. Prze­czy­ta­łem: «Ska­ra­be­uszu wejdź i jak chcesz, to sobie to weź». Był to ręko­pis wier­sza Sen, opa­trzo­ny datą 27 maja 1971 roku” – T. Sobo­lew­ski, „Jak chcesz, to sobie to weź”. Komen­tarz do „szó­ste­go tomi­ku” wier­szy Miro­na Bia­ło­szew­skie­go i ręko­pi­su Snu”, https://terytoria.com.pl/modules/nxproduct/images/1853/fragment-miroforfragment_1607936026.pdf.
[5] S. Barań­czak, Język poetyc­ki Miro­na Bia­ło­szew­skie­go a struk­tu­ra mowy dzie­cię­cej, „Pamięt­nik Lite­rac­ki” 1973, nr 64/1, s. 151–194.

 

Dofi­nan­so­wa­no ze środ­ków Mini­stra Kul­tu­ry i Dzie­dzic­twa Naro­do­we­go pocho­dzą­cych z Fun­du­szu Pro­mo­cji Kul­tu­ry – pań­stwo­we­go fun­du­szu celo­we­go

 

O autorze

Jakub Pszoniak

Urodzony w 1983 r. w Bytomiu. Poeta i grafik, autor książek poetyckich Chyba na pewno (Biuro Literackie 2019), za którą otrzymał Wrocławską Nagrodę Poetycką Silesius, Lorem ipsum (Biuro Literackie 2022) oraz Karnister (Biuro Literackie 2024). Tłumacz tomów Głosy Kateriny Michalicyny (Pogranicze 2022), Oddychaj Oleny Stepanenko (Pogranicze 2023) oraz Tryb Switłany Powalajewej (Pogranicze 2024), autor wyboru wierszy Mirona Białoszewskiego Z dnia robię noc (Biuro Literackie 2022).

Powiązania