recenzje / KOMENTARZE

Lata w papilotach, Tren, Piosenka Prospera

Bogusław Kierc

Autorski komentarz Bogusława Kierca do wierszy z książki Zaskroniec, która ukazała się nakładem Biura Literackiego.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Trzy wesołe wierszyki o smutnych przypadłościach

Boha­ter tego liry­ku jest oso­bą zdy­scy­pli­no­wa­ną; sys­te­ma­tycz­nie bie­ga rano (zapew­ne wzdłuż brze­gu morza, kie­dy o świ­cie ten pro­ce­der niko­go nie gor­szy, bo nie ma kogo) i nago wyśpie­wu­je pochwa­łę stwo­rze­nia (w tym sie­bie same­go). Nie­wy­klu­czo­ne, że jest posta­rza­łą gwiaz­dą, bo sta­ro­świec­ka dba­łość o kędzio­ry (jakim cudem ma ich jesz­cze tyle, choć to reszt­ka) widocz­na w eks­tra­wa­ganc­kim nosze­niu papi­lo­tów – pozwa­la się domy­ślać jego buj­nej (nie­co podej­rza­nej) arty­stow­skiej prze­szło­ści i sfla­cza­łej (tej nawet nie trze­ba się domy­ślać) teraź­niej­szo­ści.


Lata w papilotach

Nie pomo­że bieg nago za smu­kłym
cie­niem;
nie upięk­szy śpie­wa­ją­cej kukły
wie­niec
papi­lo­tów na tej reszt­ce wło­sów;
spo­sób
to zawod­ny – sam z sobą w zawo­dach -
szko­da
tchu i duszy na takie zma­ga­nie.
Panie
Janie, niech pan sta­nie, bo już panu
sta­nął
czas. Jego – na śpiew pań­ski – głu­chy pień
rzu­ca cień.


Gdy­by ten wier­szyk nazy­wał się powiedz­my „Walt” a nie „Tren”, może uda­ło­by mu się uda­wać głęb­sze serio i zacho­wać – mimo wszyst­ko – powa­gę. Ale on nie chce. I ja nie chcę. Ta bajecz­ka o gadu­le pró­bu­je zła­pać Począ­tek i Koniec, i jesz­cze to, co mię­dzy – naraz, jed­nym chap­nię­ciem. Tą jed­ną samo­gło­ską „a”, chwy­ta­ją­cą wszyst­kie rymy i wyra­ża­ją­cą (uwa­ga: będzie pod­nio­śle!) pierw­sze i ostat­nie tchnie­nie.


Tren

Nie­do­szły pede­ra­sta, nawró­co­ny na
hete­ro­sek­su­alizm, opo­wia­da nam

(w odcin­kach) swo­je życie, któ­re wła­śnie ma
zakoń­czyć się nie­ba­wem, ale kie­dy? ba,

żeby to czło­wiek wie­dział, to już dzi­siaj nas
powia­do­mił­by o tym, bo wypa­da znać

fak­ty nie­odwo­łal­ne, lecz na razie nad
nami prze­czy­ste słoń­ce a pod nami gad

zwa­ny padal­cem pal­ce nam łasko­cze, a
prze­stra­sze­ni, myśle­li­śmy, że żmi­ja – ta

przy­go­da się gadu­le sko­ja­rzy­ła z nad-
zwy­czaj­ną aneg­do­tą, kie­dy wła­śnie nad

ranem, goły, po pla­ży bie­gał, jak­byś zgadł,
tak mi chla­stał o uda – no co? – żebym padł,

jeśli kła­mię, więc chla­stał mi dokład­nie tak,
jak jej war­kocz o ple­cy w morzu; nagle ptak

wystar­to­wał do słoń­ca. I to był ten akt
moje­go nawró­ce­nia. Jutro umrę. Fakt.


No tak, wszyst­ko się wyja­śnia. Ten pan ubz­du­rał sobie, że jest kimś w rodza­ju Pro­spe­ra. Coś mu się mie­sza, bo żony już tam na wyspie nie ma, ale chciał­by, żeby była, no to niech śpi na tym sztucz­nym futrze. W teatrze wszyst­ko jest moż­li­we. (Ponie­waż wcze­śniej uży­łem imie­nia Jan a teraz – Pro­spe­ro, nie chciał­bym, mimo zmył­ko­wej supo­zy­cji ono­ma­stycz­nej „Walt”, żeby ktoś myślał, że piszę o czło­wie­ku nazy­wa­nym John Giel­go­ud. Temu wiel­kie­mu akto­ro­wi, gdy­by jesz­cze żył, chęt­nie zade­dy­ko­wał­bym niniej­sze poema, ale – sko­ro go nie ma tutaj – pio­sen­kę Pro­spe­ra śpie­wam sam.


Piosenka Prospera

Dżez dżdżu. Żona śpi na futrze.
Wyjeż­dża­my popo­ju­trze.

Kot­ka drze­mie w betach cór­ki.
Gdzieś prze­cie­ka namiot ciur­kiem.

Nie chce się stąd jechać, ale
pora do cnót zaprząc talent,

któ­ry sztucz­ne futro żony
prze­mie­ni w nad­przy­ro­dzo­ny

mech pod sny cen­zu­ro­wa­ne
przez nie­biań­skie para­wa­ny,

żeby ta, co kot­kę pie­ści,
nie stra­ci­ła czci nie­wie­ściej,

zanim jej w tym nie pomo­że
ów zuchwa­ły zuch nie­bo­żę,

co na razie jest pio­sen­ką,
któ­rą śpie­wa się panien­kom,

żeby potem się nie bały,
gdy przed nimi sta­nie cały

goły. Lepiej tam nie zezuj.
Słu­chaj chmur tchu i dżdżu dże­zu.

O autorze

Bogusław Kierc

Poeta, aktor, reżyser, pedagog. Edytor utworów Rafała Wojaczka, dramaturg. Mieszka we Wrocławiu.

Powiązania