recenzje / ESEJE

Lęk przed sztucznością

Michał Larek

Recenzja Michała Larka z książki Makijaż Jerzego Jarniewicza.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

1.

Po lek­tu­rze Maki­ja­żu wiem to już na pew­no: naj­waż­niej­szą wier­szo­twór­czą ener­gię poezji Jerze­go Jar­nie­wi­cza sta­no­wi lęk przed sło­wa­mi. Tak było w debiu­tanc­kich Kory­ta­rzach, we wszyst­kich kolej­nych książ­kach poety, tak jest i w ostat­nim tomie. Jak rozu­mieć ów lęk? Odpo­wiedź na to pyta­nie pod­po­wia­da w spo­sób nie­zwy­kle dobit­ny meta­fo­ra maki­ja­żu, któ­ra prze­cież sta­je się tytu­łem aż czte­rech liry­ków. Nawia­sem mówiąc, sam gest czte­ro­krot­ne­go powie­le­nia sło­wa boga­te­go w seman­ty­kę seryj­ne­go repro­du­ko­wa­nia ilu­zji jest mani­fe­sta­cyj­nie wymow­ny. Skup­my się na dwóch wier­szach, otwie­ra­ją­cym i zamy­ka­ją­cym. Pierw­szy zaczy­na się tak: „Powsta­je kawa­łek po kawałku/ gdy robi twarz – na obraz”. Jeste­śmy zatem świad­ka­mi sce­ny nakła­da­nia maki­ja­żu, któ­rą Jar­nie­wicz inter­pre­tu­je jako fik­cjo­na­li­zo­wa­nie cia­ła. Pod wpły­wem fil­mu Came­ro­na może­my też bąk­nąć coś o pro­jek­to­wa­niu awa­ta­rów. Dokład­ny opis, cytu­ją­cy sfor­mu­ło­wa­nia, któ­re pocho­dzą z bran­żo­wych pism, koń­czy się moc­ną poin­tą: „Po czym zagry­za war­gi, a krew/ roz­le­wa się łagod­ną falą/ po nie­za­pi­sa­nych policz­kach”. Oto cud sztuk­mi­strzów popkul­tu­ry: prze­mia­na krwi w kosme­tycz­ny barw­nik! Poeta powstrzy­mu­je się od kry­tycz­ne­go komen­ta­rza, ale sta­rzy czy­tel­ni­cy domy­śla­ją się, że jego boha­ter nie pozo­sta­je obo­jęt­ny, obser­wu­jąc wspa­nia­łe efek­ty magii wiza­żu. W liry­ku zamy­ka­ją­cym tom znaj­dzie­my nastę­pu­ją­cy pas­sus: „Teraz pora zmyć się/ ze słów – metodycznie,/ roz­po­cząć maki­jaż od demakijażu:/ wokół skrzy­de­łek nosa, przy linii/ wło­sów i na styku/ policz­ków z szy­ją”. Oka­zu­je się, że „maki­jaż” – z fran­cu­skie­go, jak przy­po­mi­na „nie­za­wod­na” Wiki­pe­dia, fał­szo­wać, szmin­ko­wać – jest meta­fo­rą zwod­ni­czej reto­ry­ki. Zwróć­my jed­nak uwa­gę, z iro­nicz­nym uśmiesz­kiem na twa­rzy, ma się rozu­mieć, że owo nawo­ły­wa­nie do dema­ki­ja­żu jest wyra­żo­ne w języ­ku sztu­ki maki­ja­żu. Wystar­czy wpi­sać do wyszu­ki­war­ki Google ostat­nie zacy­to­wa­ne sło­wa, żeby zna­leźć się na stro­nie, na któ­rej ktoś zawie­sił taką oto instruk­cję:

Pod­kład sta­ran­nie wcie­ra­my w skó­rę, zwłasz­cza w naj­bar­dziej zdra­dziec­kich miej­scach: wokół skrzy­de­łek nosa, przy linii wło­sów i na sty­ku policz­ków z szy­ją. Meto­da ta ma jesz­cze inne zale­ty: pod­kład dłu­żej pozo­sta­je mato­wy, a tak­że, dzię­ki wyczu­ciu w pal­cach pozwa­la na opty­mal­ne pokry­cie cery.

Co to ozna­cza? W moim prze­ko­na­niu to, że według Jar­nie­wi­cza nie moż­na doko­nać reto­rycz­ne­go dema­ki­ja­żu, czy­li nie moż­na uciec ze świa­ta słów, któ­ry jest sie­dli­skiem fał­szu. Z jed­ne­go maki­ja­żu w dru­gi maki­jaż! „Pożą­da­nym efek­tem maki­ja­żu – powia­da Wiki­pe­dia – jest jak naj­do­sko­nal­sze zbli­że­nie wyglą­du do aktu­al­nie obo­wią­zu­ją­ce­go kano­nu pięk­na i uro­dy.” Zwo­len­nik „sztu­ki maki­ja­żu” będzie zatem pod­po­rząd­ko­wy­wał swo­je praw­dzi­we „ja” dyrek­ty­wom cen­tral­nych dys­kur­sów este­tycz­nych. Zesta­wie­nie tych dwóch domen (wiza­żu i reto­ry­ki) uza­sad­nia domysł, iż poezja auto­ra Oran­ża­dy pod­szy­ta jest lękiem przed sztucz­no­ścią. Jar­nie­wicz nale­ży do gro­na tych zna­ko­mi­tych pisa­rzy (Bur­sa, Ire­dyń­ski, no-wofa­low­cy, Zadu­ra etc.), któ­rzy są upo­rczy­wy­mi tro­pi­cie­la­mi kon­wen­cjo­nal­no­ści ludz­kiej egzy­sten­cji. Wie­lu huma­ni­stów pogo­dzi­ło się już z symu­la­krycz­no­ścią świa­ta, Jar­nie­wicz nie, i to pew­nie każe Pio­tro­wi Śli­wiń­skie­mu dopa­trzyć się w jego poezji cze­goś sta­ro­świec­kie­go.

2.

Nie­uf­ność wobec języ­ka jako takie­go prze­kła­da się w poezji Jar­nie­wi­cza na nie­uf­ność wobec języ­ka miło­ści. „Coś zgrzy­ta w języ­ku miło­ści, pomy­ślał bez słów,/ kie­dy leże­li sobie na wprost, a jego pierw­szy raz/ był razem, gdy jej na świe­cie nie było – w ten spo­sób zaczy­na się wiersz „Na wprost”, odsy­ła­ją­cy nas do innych liry­ków poety, w któ­rych miło­sne obco­wa­nie zosta­je zakłó­co­ne przez obec­ność słów. Rady­kal­nie zre­to­ry­zo­wa­na świa­do­mość pod­mio­tu i jego lin­gwi­stycz­ne prze­wraż­li­wie­nie powo­du­je, że w ostat­nich tomach Jar­nie­wi­cza nie znaj­dzie­my żad­ne­go „czy­ste­go” ero­ty­ku. Upra­wia­nie miło­ści zawsze będzie, prze­pra­szam za wyra­że­nie, robo­tą w języ­ku. Mówie­nie o sek­sie zawsze będzie mówie­niem o czymś innym. Jak koń­czy się przy­wo­ła­ny przed chwi­lą wiersz? W ten oto spo­sób: „a plótł trzy po trzy pal­ca­mi. Raz po raz./ I pierw­szy raz. Tym razem zmie­nia­jąc kierunek/ pstrą­gi wró­ci­ły do źró­deł. Kocha­li się pod prąd.” Jak widzi­my, język miło­ści zatra­ca swo­ją oczy­wi­stość refe­ren­cjal­ną, w kon­se­kwen­cji nie wie­my, o czym tak napraw­dę tu się mówi. Zmie­rzam do nastę­pu­ją­ce­go wnio­sku: przed­sta­wia­ne w Maki­ja­żu akcje ero­tycz­ne będą zazwy­czaj akcja­mi zupeł­nie inne­go rodza­ju. Świet­nym przy­kła­dem jest „Pro­sty wiersz o miło­ści”, któ­ry zaczy­na się nastę­pu­ją­cą stro­fą: „Zrzu­ci­li­śmy ubrania/ i zaczę­li­śmy się kochać tak rewolucyjnie,/ że zadrżał gmach ban­ku narodowego,/ się­gnął dna indeks giełdowy,/ a makle­rzy zawy­li z ognia, któ­ry tra­wił im/ trze­wia i port­fe­le”. Pro­sty wiersz o miło­ści? Chy­ba jed­nak nie. Wszak­że język ero­tycz­ny zosta­je pod­bi­ty przez język eko­no­mii i w osta­tecz­nym roz­ra­chun­ku otrzy­mu­je­my tyleż sce­nę sek­su­al­ną, co sce­nę jakie­goś zama­chu na gieł­do­wy porzą­dek. W ostat­nich dwu­na­stu linij­kach sytu­acja pod wzglę­dem reto­rycz­nym zagęsz­cza się nie­sa­mo­wi­cie: idiom prak­tyk sek­su­al­nych („poły­ka­łem cię”) zosta­je wymie­nio­ny na język przy­wo­łu­ją­cy kra­jo­braz ruin, w któ­re popa­dły roz­licz­ne ban­ki (enu­me­ra­cja nazw tych­że insty­tu­cji), na koń­cu, w final­nym dys­ty­chu, poja­wia się prze­two­rzo­ne zawo­ła­nie Mark­sa: „Kocham cię – nasze cia­ła krą­żą po Europie/ jak nie­opie­rzo­ny, nie­win­ny komu­nizm”. Oto praw­dzi­we pomie­sza­nie języ­ków, któ­re moż­na chy­ba odczy­tać jako wyra­zi­sty komu­ni­kat o nie­moż­no­ści zako­mu­ni­ko­wa­nia komu­kol­wiek w dobrej wie­rze cze­goś kon­kret­ne­go. Zauwa­żyć wypa­da, że Jar­nie­wicz w taki anar­chi­stycz­ny (z punk­tu widze­nia inter­pre­ta­cji) spo­sób koń­czy wie­le swo­ich wier­szy. Po co? Żeby pro­wo­ka­cyj­nie zasu­ge­ro­wać, że języ­ki słu­żą do (z)używania, a nie do nazy­wa­nia rze­czy­wi­sto­ści? Myślę, że wła­śnie to chce nam poeta uprzy­tom­nić, zamie­nia­jąc swo­je liry­ki w grzę­za­wi­ska cyta­tów i zara­zem czę­sto uni­ka­jąc mówie­nia od sie­bie, swo­imi sło­wa­mi. Po tych wszyst­kich eks­tre­mal­nych przy­go­dach jak­że nie­uf­nie zaczy­na­my lek­tu­rę wier­sza z trzy­dzie­stej pierw­szej stro­ny: „Kocham cię i nigdy cię kochać nie prze­sta­nę -/ wyszep­ta­ła dziew­czy­na, skła­da­jąc usta/ do poca­łun­ku. War­gi Raphaela/ z całą siłą przy­lgnę­ły do ust dziew­czy­ny”. Kolej­ne zwrot­ki przy­no­szą coraz śmiel­sze ero­tycz­ne odsło­ny. Jaki jest tytuł wier­sza? „Shop­ping and Fuc­king”. Jak brzmi mot­to? „Życzy­my Ci, dro­ga Czy­tel­nicz­ko, abyś i Ty mogła/ prze­żyć rów­nie wspa­nia­łe przy­go­dy i odkryć/ praw­dzi­wą miłość”. Źró­dło mot­ta? „Har­le­qu­in Enter­pri­ses. Sp. z o.o.” Zatem nawet dosłow­ny język w wier­szach Jar­nie­wi­cza jest dema­sko­wa­ny jako rzecz pod­szy­ta fał­szem – tutaj choć­by ze wzglę­du na swo­ją mar­ke­tin­go­wą funk­cję. Jeśli nawet zwy­czaj­ne „kocham cię” nie jest praw­dzi­wym wyzna­niem miło­ści, lecz jedy­nie PR-owską zagryw­ką, to w takim razie cóż w naszym języ­ku moż­na uznać za auten­tycz­ne i szcze­re? Wer­dykt brzmi chy­ba tak: nic! W wier­szu „Baj­pa­sy Pino­che­ta” jest taki frag­ment: „Boisz się słów? Coś się w ser­cu odzywa/ nim na zawsze legnie. Sło­wo -/ śle­py kar­tridż.” Czyż­by lęk przed sło­wa­mi krył w sobie domysł, że to, co wypo­wie­dzia­ne bez­a­pe­la­cyj­nie, wypa­ro­wu­je, ulat­nia się, zni­ka, uni­ce­stwia? Że kry­zys języ­ka ozna­cza kry­zys świa­ta? Że wyja­ło­wie­nie języ­ka miło­ści dowo­dzi wyja­ło­wie­nia samej miło­ści? Jar­nie­wicz w jed­nym z zaadre­so­wa­nych do mnie e‑maili napi­sał: „ta ero­ty­ka to prze­cież powierzch­nia, a pod nią – gro­za nie­wy­ra­żal­no­ści. Hor­ror współ­cze­sne­go jazgo­tu. Pró­ba zakrzy­cze­nia pust­ki”. Wzbo­ga­cił­bym auto­ko­men­tarz o gro­zę wyra­żal­no­ści, któ­ra to wyra­żal­ność ozna­cza nie­po­skro­mio­ną dewa­sta­cję tego, co zosta­ło wyra­żo­ne.

3.

W wier­szu „Z Ksiąg Kró­lew­skich” znaj­dzie­my bar­dzo waż­ny frag­ment: „Nie chcę zapi­sy­wać tej zwy­czaj­nej chwili,/ bo nie­za­pi­sa­ne pozo­sta­nie dla nas/ niczym obiet­ni­ca dale­kie­go miasta,/ bez moni­to­rin­gu i bez stra­ży miejskiej/ z bur­mi­strzem na wiecz­nym urlopie,/ i z inną kamien­ną tablicą/ na któ­rą sami nanie­sie­my prawa/ ręcz­nym, roz­ko­ły­sa­nym do woli pismem – nie do czy­ta­nia, a do zło­że­nia jak pod­pis”. Zasu­ge­ro­wa­łem parę chwil temu, że Jar­nie­wicz czę­ściej prze­drzeź­nia cudzą reto­ry­kę niż prze­ma­wia wła­snym gło­sem. Wyda­je mi się jed­nak, że są momen­ty, w któ­rych jego sam­plu­ją­ce cudzy­mi frag­men­ta­mi „ja” zazna­cza wła­sne sta­no­wi­sko, ujaw­nia wła­sną per­spek­ty­wę, zdra­dza wła­sną dys­po­zy­cję emo­cjo­nal­ną. „Nie chcę zapi­sać tej zwy­czaj­nej chwi­li” – to brzmi jak pole­mi­ka ze słyn­ną kon­cep­cją poezji jako utrwa­la­nia czy nawet unie­śmier­tel­nia­nia poszcze­gól­nych chwil z nasze­go życia. Dla­cze­go pole­mi­zo­wać z czymś tak natu­ral­nym? Dla­cze­go rezy­gno­wać z moż­li­wo­ści zapi­su? Dla­te­go że poezja auto­ra powsta­je w świe­cie do gra­nic roz­ga­da­nym, mak­sy­mal­nie roz­plot­ko­wa­nym, w świe­cie uza­leż­nio­nym od pro­du­ko­wa­nia, powie­la­nia, pochła­nia­nia i nad­zo­ro­wa­nia obra­zów. Czy­li w świe­cie, któ­ry wszyst­ko uze­wnętrz­nił i zara­zem zba­na­li­zo­wał. Jeśli więc wszy­scy zapi­su­ją, try­wia­li­zu­jąc jed­no­cze­śnie sam wyna­la­zek zapi­su, to po cóż tra­cić czas na uczest­nic­two w tej maso­wej dzia­łal­no­ści, w tej ogól­nej gada­ni­nie? Jar­nie­wicz suge­ru­je, że cen­niej­sze jest dzi­siaj to, co nie zosta­to sko­lo­ni­zo­wa­ne przez tech­ni­ki zapi­su i dzię­ki temu zacho­wa­ło zba­wien­ną aurę nie­obec­no­ści. „Zapi­sać” ozna­cza w tym kon­tek­ście „udo­słow­nić”, a boha­ter pra­gnie tek­stów, gestów, stra­te­gii bycia w świe­cie przy­naj­mniej odro­bi­nę bar­dziej tajem­ni­czym ze wzglę­du na swo­ją nie-roz­strzy­gal­ność. Ten świat, teraź­niej­szy, aktu­al­ny, któ­ry Jar­nie­wicz z wiel­kim zacię­ciem pod­słu­chu­je i któ­ry sta­ra się mimo wszyst­ko wpro­wa­dzić do swo­ich wier­szy, jest rów­nież świa­tem wzmo­żo­nej per­swa­zyj­no­ści. Iro­nicz­nie zaty­tu­ło­wa­ny wiersz „Free Tibet” koń­czy się nastę­pu­ją­cy­mi fra­za­mi: „Plazma/ posia­dła nasze sny o rozdzielczości/ trud­nej do wyce­ny. No i co z tym sushi?/ Weź kre­dyt. Jesteś tego warta,/ a kre­dyt wart mszy. Jutro wezmę w obronę/ kró­li­ki szorst­ko­wło­se”. Justy­na Zim­na w swo­im bły­sko­tli­wym szki­cu o pro­zie Zbi­gnie­wa Kru­szyń­skie­go napi­sa­ła:

Świat natręt­nie toku­je do nas w dru­go­oso­bo­wej nar­ra­cji, któ­ra czy­ni z pod­mio­tu zbęd­ną odpo­wiedź na mecha­nicz­nie zada­wa­ne pyta­nia, a sam świat usta­na­wia jako jedy­ną moż­li­wość, z któ­rej nale­ży sko­rzy­stać dla swo­je­go dobra.

Ist­nie­nie w świe­cie jest rów­no­znacz­ne z ule­ga­niem wpły­wo­wi wszel­kich moż­li­wych insty­tu­cji i kon­cer­nów, któ­re poprzez swo­je inten­syw­ne i apo­dyk­tycz­ne komu­ni­ka­ty pró­bu­ją nas zwa­żyć, pod­li­czyć, zuni­fi­ko­wać i zamie­nić w tar­get. „GPS/ cię popro­wa­dzi. Powie ci,/ gdzie jesteś” – tak się koń­czy kolej­ny liryk, z któ­re­go wyni­ka, że nawet małe, drob­ne, nie­po­zor­ne medium może pokie­ro­wać naszym życiem. Wyda­je mi się, że tak wła­śnie zdia­gno­zo­wa­na rze­czy­wi­stość jest naj­waż­niej­szym źró­dłem sygna­li­zo­wa­ne­go lęku przed sztucz­no­ścią repro­du­ko­wa­ną na maso­wą ska­lę przez tech­ni­kę. Ktoś zapy­ta, czy według Jar­nie­wi­cza sto­imy na stra­co­nej pozy­cji. Pisa­łem już, że wiersz zamy­ka­ją­cy tomik nie pozo­sta­wia złu­dzeń, bo uprzy­tam­nia, iż każ­da pró­ba dema­ki­ja­żu pocią­ga za sobą kolej­ny maki­jaż. Nie ma zatem pocie­sza­ją­cych kon­klu­zji. Ale my, czy­tel­ni­cy Nie­wia­dom­skie­go, Pió­ry, Wie­de­man­na, nie wie­rzy­my prze­cież w kon­klu­zje. Dla­te­go pocie­sze­nia i porad, jak zatrosz­czyć się o sie­bie (słyn­ne Foucaul­tow­skie tech­ni­ki sie­bie!), szu­ka­my w mniej eks­po­no­wa­nych miej­scach. Na przy­kład w tych wier­szo­wych zaka­mar­kach, gdzie Jar­nie­wicz mówi o pocie. W „Pan­to­gra­fie” czy­ta­my coś takie­go: „Słowa/ obok słów. Chcia­ła coś powiedzieć/ i poczu­ła pot. Jego pot, który/ zamknął jej usta nutą amoniaku./ Co sło­wom do potu, a jej do jego słów?” Pot zamknął usta, a zatem i poko­nał – przy­naj­mniej na chwi­lę – wła­dzę maki­ja­żu. W „Fety­szu” męż­czy­zna woła do kochan­ki: „Pot twój, kocha­nie, tak upajający,/ że pił­bym go z two­ich bio­der”. Czy­li co? W amo­nia­ku zba­wie­nie? Z całą pew­no­ścią nie! Więc o co mi cho­dzi? W wywia­dzie udzie­lo­nym Joan­nie Orskiej poeta powie­dział: „ale w tym nie­na­tu­ral­nym, sztucz­nym wyra­zie daje jed­nak o sobie znać. Sztucz­ność jest więc chy­ba zawsze pęk­nię­ta i dwu­znacz­na. Zawsze coś ją od środ­ka roz­sa­dza, dla­te­go zglajch­szal­to­wa­nie wier­szy nie jest niczym prze­są­dzo­nym. Sztucz­ność tyl­ko na pozór spra­wu­je wła­dzę abso­lut­ną, jest bowiem w sta­nie cią­głe­go zagro­że­nia”. Otóż to: trosz­cząc się o samych sie­bie, może­my przede wszyst­kim igrać ze sztucz­no­ścią, nękać ją, nad­gry­zać; kłu­so­wać w obrę­bie zafał­szo­wa­nej empi­rii. A to chy­ba dużo.


Tekst opu­bli­ko­wa­ny na łamach „Cza­su Kul­tu­ry” (3/2010). Dzię­ku­je­my Auto­ro­wi i Redak­cji za udo­stęp­nie­nie mate­ria­łu.

O autorze

Michał Larek

Urodzony w 1978 roku. Adiunkt w Zakładzie Literatury i Kultury Nowoczesnej IFP UAM, redaktor "Czasu Kultury". Zajmuje się literaturą XX i XXI wieku, antropologią mediów i kulturą popularną.

Powiązania

Sama się! O Bach for my baby Justyny Bargielskiej

recenzje / ESEJE Michał Larek

Recen­zja Micha­ła Lar­ka towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze dru­gie­go wyda­nia książ­ki Justy­ny Bar­giel­skiej Bach for my baby.

Więcej

Dlaczego potrzebny jest nam Honet?

recenzje / ESEJE Michał Larek

Recen­zja Micha­ła Lar­ka z książ­ki pią­te kró­le­stwo Roma­na Hone­ta.

Więcej

Jak mówić, czyli być?

recenzje / ESEJE Michał Larek

Recen­zja Micha­ła Lar­ka z książ­ki O rze­czach i ludziach (1991–2010) Dariu­sza Sośnic­kie­go.

Więcej

Makijaż zaczyna się od demakijażu

wywiady / o książce Jerzy Jarniewicz Joanna Orska

Roz­mo­wa Joan­ny Orskiej z Jerzym Jar­nie­wi­czem, opu­bli­ko­wa­na w cyklu pre­zen­ta­cji naj­cie­kaw­szych archi­wal­nych tek­stów z dwu­dzie­sto­pię­cio­le­cia festi­wa­lu Sta­cja Lite­ra­tu­ra.

Więcej

Cztery krótkie wiersze dla Doroty Nieznalskiej

recenzje / KOMENTARZE Jerzy Jarniewicz

Komen­tarz Jerze­go Jar­nie­wi­cza opu­bli­ko­wa­ny w cyklu pre­zen­ta­cji naj­cie­kaw­szych archi­wal­nych tek­stów z dwu­dzie­sto­pię­cio­le­cia festi­wa­lu Sta­cja Lite­ra­tu­ra.

Więcej

Bieżnia

dzwieki / RECYTACJE Jerzy Jarniewicz

Wiersz z tomu Maki­jaż, zare­je­stro­wa­ny pod­czas spo­tka­nia „Hotel, maki­jaż, pio­sen­ki” na festi­wa­lu Port Wro­cław 2010.

Więcej

Makijaż

dzwieki / AUDYCJE Jerzy Jarniewicz

Audy­cja poświę­co­na pre­mie­rze książ­ki Maki­jaż Jerze­go Jar­nie­wi­cza z udzia­łem auto­ra.

Więcej

Mokry parkiet

dzwieki / RECYTACJE Jerzy Jarniewicz

Wiersz z tomu Maki­jaż, zare­je­stro­wa­ny pod­czas spo­tka­nia „Hotel, maki­jaż, pio­sen­ki” na festi­wa­lu Port Wro­cław 2010.

Więcej

Dominuje technika „makijażu”

recenzje / ESEJE Anna Kałuża

Recen­zja Anny Kału­ży z książ­ki Maki­jaż Jerze­go Jar­nie­wi­cza.

Więcej

Raz jeszcze, po słowie, w otwartych drzwiach (fragment)

recenzje / ESEJE Jacek Gutorow

Recen­zja Jac­ka Guto­ro­wa z książ­ki Maki­jaż Jerze­go Jar­nie­wi­cza.

Więcej

Co zgrzyta w języku miłości?

recenzje / ESEJE Jakub Winiarski

Recen­zja Jaku­ba Winiar­skie­go z książ­ki Maki­jaż Jerze­go Jar­nie­wi­cza.

Więcej