Przygotowując posłowie, mam na biurku wykonane przez Tymoteusza Karpowicza w Chicago – już pożółkłe – kserokopie, skrupulatnie ręcznie przez niego opisane. To odbitki kilku stron książki Richarda Cavendisha Man, Myth and Magic: The Illustrated Encyclopedia of Mythology, Religion and the Unknown [Człowiek, mit i magia: ilustrowana encyklopedia mitologii, religii i nieznanego]. Interesowały go hasła: las, drzewa, oddech, odosobnienie, ustronie po podróży (seclusion after a journey), poświęcenie, oczyszczenie, ogień, midsummer (środek lata, noc świętojańska), życie, dusza, zieleń, milczenie, wegetacja, powietrze oraz wiatr. I myślę: wszystkie one stały się słowami-kluczami tego skonstruowanego na 25-lecie Biura Literackiego wyboru wierszy. Las jest tu znacznikiem świadomości intertekstualnej poety, a także jego namysłu nad materiałem pisarskim, nad tworzywem, nad wyobraźnią. Jest też czymś o wiele więcej – więcej nawet niż zagadką i metaforą twórczości: żywiołem, najbardziej poetyckim, reprezentantem sił poezji i natury.
Karpowicz czytał las jak księgę, jak kosmos, a był w tym spadkobiercą dwóch polskich poetów: Juliana Przybosia, autora wiersza W głąb las, wędrującego do lasu jako po lek, w „przebyt bez domu”, oraz zżytego z tą przestrzenią już nazwiskiem – Bolesława Leśmiana.
W Poezji niemożliwej. Modelach Leśmianowskiej wyobraźni – pracy doktorskiej, a docelowo książce o twórczości autora Dziewczyny – zauważał Karpowicz odzwierciedlone w Łące zainteresowanie tym, co drzewa widziały przed nami. Także jego własna poezja to próba ekspresji lasu. Ale jednocześnie – las ekspresji. „Więc las pokochaj! Nic nie ma prócz lasu!” – przychodzi z wezwaniem z wiersza Miłość stroskana, twierdząc, że przyroda jest w twórczości Leśmiana medium traktującym nas jako medium. Może w szczególności – dodaję – traktuje ona w ten sposób ów osobny gatunek ludzi, jakim są poeci.
Czuć, że Karpowicz dokłada starań, by mówić o drzewach, o lesie jak pierwszy poeta. Chętnie cytował przecież zdanie Rainera Marii Rilkego z Listów do młodego poety, streszczające jego własną filozofię poetycką – by próbować powiedzieć, jakbyśmy byli pierwszym człowiekiem: co widzimy, czym żyjemy, co kochamy i tracimy. Potrzebował widzieć las, żył lasem, kochał go; tracił żonę – w jej długiej chorobie, tracił własne zdrowie; stracił na emigracji kontakt z wszechogarniającą polszczyzną. Ją także potrzebował widzieć i nią oddychał.
Ileż drzew znajdziemy w twórczości tego poety urodzonego we wsi Zielona, a zmarłego w Oak Park (Dębowym Parku) na przedmieściach Chicago. Rozpina i rozpisuje się ona na lesie, udziela lekcji zieloności – intensywniej nawet może niż lekcji ciszy, choć i ten wiersz – który niegdyś dał tytuł Dedeciusowej antologii polskiej poezji – znajdą Czytelnik i Czytelniczka w oddanym im wyborze.
Motywacja kierowała mną dwojaka – przypomnieć najbardziej znane wiersze zapomnianego poety (jak rozkład jazdy, księga eklesiastesa, non omnis moriar, sen), oraz wybrać te, które prawdziwie oddychają lasem, a otwarte nim, otwierają także czytających na nowe doświadczenia. Bo owe drzewne utwory pozwolą zobaczyć w twórczości Karpowicza wartość, której chyba dotąd nie dostrzegano – udzielanie lekcji medytacji i spokoju. One stały się sercem zbioru, a zostały otoczone oraz przeplecione utworami nieszeleszczącymi, nieszumiącymi, nieunerwionymi lasem, nieprzesuniętymi w stronę drzew.
Piąta strona świata – to tytuł jednego z dramatów autora Odwróconego światła. Pozostałe cztery strony jego poezji zdają się już dokładnie zbadane: polimorficzność, labiryntowa wieloznaczność (Bartosz Małczyński), jej fizjologiczność (Joanna Mueller), powtarzanie i niepowtarzalność (Magdalena Kokoszka), totalność, kabalistyczność, sui generis genezyjskość (Władysław Włoch). Piątą stroną bywa w niej właśnie medytacja nad światem przyrody i uważność (mindfulness).
Czytelnicy ostatnich tomów Karpowicza przywykli do tego, że wiersz rozbiega się w różnych kierunkach, przelewa na inne książkowe strony, wypuszcza pędy, splątuje korzeniami z innymi utworami: i wewnątrz zbioru, i daleko poza nim. Ale w tej książce proponuję spojrzenie nie na kłącza (wtedy czytelnik wierszy staje się tułaczem, nomadą), ale na koronę (wierszowego) drzewa.
Jon Kabat-Zinn, amerykański profesor medycyny i twórca kliniki redukcji stresu oraz centrum mindfulness, w Praktyce uważności dla początkujących za fundamenty postawy uważnościowej uznał: nieosądzanie, cierpliwość, umysł początkującego oraz akceptację, a także miłosny związek z wyobraźnią. Karpowicz medytuje nad lasem, medytuje drzewem (jego żona Maria chętnie się do drzew przytulała, o czym opowiadała mi niegdyś jej znajoma, wskazując dąb, z którym najbliżej się zaprzyjaźniła). Leśmianowską podróż do zieleni w Poezji niemożliwej interpretował autor Trudnego lasu jako „równoczesną podróż w głąb siebie”. Organizując jako profesor Uniwersytetu Illinois w Chicago konferencję poświęconą autorowi Dziejby leśnej, badał znów ten „krzepki upiór dębowy” – i musiał dostrzegać, jak to w poezji autora Topielca schodzą się jego własne początek i koniec: Zielona pod Wilnem i Dębowy (Oak) Park. W lesie, w drzewie znalazł punkt oparcia, pierwotną inteligencję.
Dla Tymoteusza Karpowicza poezja niewątpliwie była sprawą języka (wewnętrznych rotacji słów, ich pełnej mobilizacji), ale niezaprzeczalnie też – a może przede wszystkim – kwestią życia. O Carlu Sandburgu przeczytałam pierwszy raz w jego szkicu. Polskiemu poecie adekwatna zdała się sformułowana przez Amerykanina, również z Chicago, definicja: „Poezja to dziennik zwierząt morskich, które żyją na ziemi, a chciałyby latać”. On, mający poezję za „twórczą negację”, za siłę, „która poetami pomiata”, spełniał w niej – niekiedy, na piątej stronie, w ósmym dniu tygodnia – marzenia o locie.
W tym kontekście ciekawa i warta przypomnienia okaże się proza poetycka Stroiciele tonu (drukowana w „Odrze” i „Pomostach” dopiero w 2011 roku):
Stroiciele najwyższego tonu gwiazdy żyją na nizinach. […] wychodzą wieczorem na brzeg lasu i strugają małe gałązki, potem je tną na małe patyki i rozdają mrówkom. Mrówki roznoszą je po lesie i układają w kształcie klawiatury. W cichą noc, kiedy w taką klawiaturę uderzy pyłek z kwiatu leśnej konwalii − odzywa się najwyższy i najczystszy z możliwych tonów. A stroiciele go zapamiętują i przenoszą na gwiazdę.
Karpowicz wsłuchiwał się w to, co zaintonują drzewa, pisał poezję na obraz i podobieństwo lasu, w leśnym porządku, dając wyraz potrzebie pierwotnego kontaktu z nim; w intelektualnym jego przeżywaniu szukał poetyckich zasad kierujących wszechświatem, zależności, proporcji, źródeł prywatnej kosmologii.
8 kwietnia 2020
(dzień, w którym obowiązuje zakaz wejścia do lasu,
dzień, w którym pozostaje poezja)