Z kamienia i kości Bérengère Cournut jest książką zadziwiającą. To odważna i zaskakująco udana próba opowiedzenia historii z perspektywy rdzennej Inuitki żyjącej w tradycyjnej społeczności istniejącej właściwie poza czasem, od wieków funkcjonującej w oparciu o cykliczny rytm pór roku. Powieść jest prowadzona w formie monologu głównej bohaterki – Uqsuralik, co prowadzi do mocniejszego związania emocjonalnego czytelnika z przedstawianym mu światem, ogromne znaczenie ma również fakt, że jest to narracja kobieca.
Wykorzystując kobiecą perspektywę, Cournut odczarowuje tutaj mity dotyczące wywodzenia słabości i niesamodzielności kobiet z warunków życia społeczeństw tradycyjnych. Nie zaburzając wiarygodnego obrazu silnie patriarchalnych zasad, udowadnia ich powierzchowność przez portretowanie świetnie radzących sobie w trudnych warunkach, silnych i niezależnych postaci, które w żaden sposób nie ustępują mężczyznom, nawet gdy chodzi o polowanie czy umiejętności przetrwania. Nie jest to oczywiście idylla – Uqsuralik jest również wyśmiewana z powodu swoich ponadprzeciętnych zdolności łowieckich przez zazdrosnych mężczyzn, którzy nie chcą zaakceptować jej w swoim gronie. Istotne jest jednak odwrócenie spojrzenia: postać Uqsuralik emanuje siłą, wolnością i niezależnością. Jej przetrwanie jest zależne od sił natury w takim samym stopniu, jak życie mężczyzn, a jej życie jest trudniejsze tylko dlatego, że jako obiekt seksualny może zostać wykorzystana do męskiej zemsty, płeć jest słabością tylko w znaczeniu narażenia na skrzywdzenie poprzez gwałt.
Niezwykle ważna jest tutaj symbolika pierwszej krwi. To ona wywołuje młodą dziewczynę z namiotu, poza bezpieczny krąg igloo, gdzie lód niespodziewanie pęka i oddziela ją od rodziny. Symboliczny moment osiągnięcia dojrzałości płciowej równa się w jej przypadku z rozpoczęciem samotnej walki o przetrwanie, którą stacza, stając się kobietą także w wymiarze emocjonalnym i intelektualnym. Mierzy się z lękiem, żałobą, samotnością i bezradnością.
Jej siła i odwaga nie są też sztucznymi konstruktami, lecz przymiotami ciosanymi w skrajnie trudnych warunkach, niczym skały żłobione przez mrozy i deszcze. Uqsuralik zmaga się kolejno z naturą, samotnością, ludźmi i duchami, na koniec jej dusza podróżuje, ryzykując, że już nie powróci. Te próby inicjacyjne czynią ją silną. Cierpienie przywodzi ją na skraj szaleństwa, lecz także równocześnie umacnia. Głęboka akceptacja ludzkiego losu i pokora połączone z niezależnością otaczają ją surowym pięknem, jakie zazwyczaj przypisujemy krajobrazom oraz zwierzętom. Z kamienia i kości uwodzi, zaraża tęsknotą za ciszą, otwartą przestrzenią, dotykiem skał i mchu.
Równocześnie, co bardzo istotne, Cournut nie romantyzuje natury. Jej opisy przyrody są bardzo piękne, pozostają jednak oszczędne i surowe, a relacje między człowiekiem a zwierzętami są ukazane z pełną brutalnością walki o przetrwanie w skrajnie trudnych warunkach. Szczególnie uderzające jest to w przypadku psów, które dzielą z człowiekiem wspólny los, bywają obrońcami i przyjaciółmi – należą do jednego stada, mogą jednak zostać zjedzone, gdy przydarzy się taka konieczność.
Książka Cournut to powieść zbudowana z kamienia i kości, z pomruku morza i kruchego lodu. Francuska pisarka niczym szamanka snuje niezwykle prostą i znaną ludziom od wieków historię, która, mimo wszystko, zapiera dech w piersiach swoją mocą. Opowiada nam na nowo o tym, że człowiek jest zwierzęciem, zależnym od światła, wody i pożywienia, że nie jest najsilniejszy. Narratorka traktuje inuickie wierzenia jako integralną część historii, wplatając je w powieść z taką prostotą, że nie odstają w żaden sposób od reszty opowieści, są wpasowane w krajobraz, logiczne i zrozumiałe, nawet gdy nieprawdopodobne. Cournut ma dużą umiejętność otwierania czytelnika na zupełnie inną rzeczywistość, bez fajerwerków i nadmiernego zachęcania. W czasie lektury zostałam uwiedziona zupełnie niepostrzeżenie: nim zdążyłam się zorientować, proza ta oddziaływała już tak mocno na moją wyobraźnię i zmysły, że odczuwałam ją niemal fizycznie. Siłą Z kamienia i kości jest to, że w opowieści tak odległej od doświadczenia współczesnego człowieka autorka zawarła bardzo uniwersalne doświadczenia, a opisywane przez nią życie plemion inuickich pobudza tęsknotę za przestrzenią i kontaktem z przyrodą, której tak często dziś brakuje.
Powieść Cournut jest pieśnią ku chwale morza i śniegu, mchu i zwierzęcej sierści, ku chwale życia, które jest zmaganiem się i ma w sobie nieoczywiste piękno. Tundra śpiewa w ciszy. Narrację przeplatają pieśni zwierząt, ludzi i duchów – proste, rytmiczne, z powtarzalnymi refrenami, wprowadzające w trans. Ten rytm to oddech ziemi tajającej w słońcu o poranku, to oddech z głębin zamarzniętego morza. Siła w opowieści tak prostej jak przedmioty z kamienia i kości.
W swoim śnie Uqsuralik widzi odległe ludy jako drobne punkty na lodowym polu, rozświetlone kopuły domostw niczym konstelacje gwiazd na ramieniu lodowca. Odczuwa z nimi bliskość, bo wszyscy znoszą ten sam los. Jaki? „Nie chcę ciebie, nie chcę ciała ani śpiewu, jestem mrokiem, czarną nocą, a ty jesteś letnim śniegiem i krwią, idź sobie” – mówi olbrzym do pragnącej umrzeć dziewczyny. „Letnim śniegiem i krwią” – tylko tyle. Może jeszcze trochę ciała i śpiewu.