recenzje / ESEJE

Liczby się liczą

Grzegorz Tomicki

Recenzja Grzegorza Tomickiego towarzysząca premierze Kraina wiecznych zer Zbigniewa Macheja.

Biuro Literackie

Zbi­gniew Machej jest poetą odważ­nym. Odważ­nym, ponie­waż ma odwa­gę być nie­po­waż­ny. Zło­śli­wi mogli­by powie­dzieć, że owa odwa­ga bie­rze się stąd, iż poeta nie­wie­le ma (arty­stycz­nie) do stra­ce­nia. Chwa­lić Boga, to nie zło­śli­wym przy­słu­gu­je pra­wo fero­wa­nia sądów o tym, ile jaki twór­ca ma do stra­ce­nia (zło­śli­wi zresz­tą, będąc zło­śli­wy­mi wła­śnie, bar­dziej świad­czą o sobie niż o twór­cy, na któ­re­go temat się wypo­wia­da­ją). O tym zawsze decy­du­je sam zain­te­re­so­wa­ny. Któ­ry w tym przy­pad­ku (jak­że odważ­nie!) mówi o tym tak: Mówiąc szcze­rze to jest tak, że jeże­li mam czas to piszę wiersz, a jak nie mam, to się zaj­mu­ję czymś innym. Mogę chy­ba tak do tego pod­cho­dzić, bo już tro­chę w życiu wier­szy napi­sa­łem i czu­ję się już w pew­nym stop­niu speł­nio­ny jako autor. I czy doło­żę jesz­cze do tego jesz­cze dwa zda­nia, czy też nie doło­żę, to już mi zaczy­na być obo­jęt­ne („Dzien­nik Por­to­wy” nr 1). Jak widać, autor „czu­je się w pew­nym stop­niu” speł­nio­ny – i to „czu­cie się” jest wła­śnie tym, co ma do stra­ce­nia. Ale tego nikt mu – poza nim samym, rzecz jasna – ode­brać nie może. Na pew­no nie ci, któ­rzy twier­dzą, że Machej „pro­pa­gu­je zbo­cze­nia”, jego „wier­sze są wul­gar­ne”, a on sam jest „męską szo­wi­ni­stycz­ną świ­nią” (cytu­ję za auto­rem, oso­bi­ście spo­ty­ka­łem się nie­mal wyłącz­nie z omó­wie­nia­mi jego twór­czo­ści peł­ny­mi super­la­ty­wów). Jako twór­ca nie lubią­cy dosto­so­wy­wać się do wymo­gów i ocze­ki­wań spo­łecz­nych, autor „Legend pra­skie­go metra” bie­rze pew­nie te (wil­cze) echa za nie zamie­rzo­ne – przez co ileż atrak­cyj­niej­sze – kom­ple­men­ty.

Z przy­to­czo­nej wypo­wie­dzi wycią­gnąć moż­na oczy­wi­ście dalej idą­ce, istot­niej­sze wnio­ski. Na przy­kład ten, iż Machej nie trak­tu­je swo­je­go „życia w sztu­ce” w spo­sób line­ar­ny, a kolej­ne tomy wier­szy jako szcze­ble w – no wła­śnie, w czym: w karie­rze lite­rac­kiej? roz­wo­ju arty­stycz­nym? Bliż­sza mu jest zapew­ne (choć może bez filo­zo­ficz­ne­go zadę­cia) Nie­tz­sche­ań­ska idea „wiecz­ne­go powro­tu”, według któ­rej „wszyst­ko, co zosta­nie uczy­nio­ne, będzie już trwać całą wiecz­ność”. Stąd „czu­cie się speł­nio­nym” bez koniecz­no­ści cią­głe­go potwier­dza­nia, aktu­ali­zo­wa­nia swo­ich arty­stycz­nych kom­pe­ten­cji. Doro­bek pisa­rza to zbiór raz na zawsze przy­po­rząd­ko­wa­nych mu walo­rów, do któ­re­go moż­na już tyl­ko dorzu­cać: dwa zda­nia dziś, jed­no jutro – albo i wca­le. Bo lepiej wca­le niż byle co i byle jak (byle nie wypaść z obie­gu). War­to z tej per­spek­ty­wy przyj­rzeć się wier­szo­wi Fazy, otwie­ra­ją­ce­mu naj­now­szy tom cie­szyń­skie­go poety:

1) księ­życ się toczył nad polem
nad polem lasem nad rze­ką
przez nocy pół i pół dnia
pole spa­ło bez nie­ba
las się palił bez wia­tru
dale­ko bli­sko dale­ko
rze­ka pły­nę­ła bez dna

Dru­ga stro­fa wyglą­da iden­tycz­nie – z jed­nym wyjąt­kiem: w miej­sce „toczył” zosta­ło pod­sta­wio­ne „boczył”, a trze­cia leci jak niżej:

2) księ­życ się moczył nad polem
i – jak mawiał Chleb­ni­kow -
tak dalej

Jeże­li­by począć sobie z tym wier­szem dość zuchwa­le i stwier­dzić, że trak­tu­je on o isto­cie pro­ce­su histo­rycz­no­li­te­rac­kie­go jako takie­go, otwo­rzyć się może przed czy­tel­ni­kiem pole do cał­kiem inte­re­su­ją­cych reflek­sji (że tekst ten doma­ga się czy­tel­ni­cze­go dookre­śle­nia wyda­je się pew­ne, autor wszak pre­zen­tu­je w tym wzglę­dzie – we wzglę­dzie „skoń­czo­no­ści”, jed­no­znacz­no­ści prze­ka­zu – dale­ko posu­nię­tą powścią­gli­wość). Otóż moż­na by sobie posta­wić na przy­kład pyta­nie: czy zmia­ny w inte­re­su­ją­cej nas tu dzie­dzi­nie, któ­re dziś jawią się jako „donio­słe”, „epo­ko­we” czy „rewo­lu­cyj­ne” naj­czę­ściej w koń­cu – w per­spek­ty­wie histo­rycz­nej – oka­zu­ją się zmia­na­mi led­wie zauwa­żal­ny­mi, kosme­tycz­ny­mi, nie­wie­le „zna­czą­cy­mi”? Pole­ga­ją­cy­mi li tyl­ko na wymia­nie (tak bła­hej jak) „toczył” na „boczył”, a „boczył” na „moczył” (a więc zgod­nie z regu­ła­mi kla­sycz­ne­go sylo­gi­zmu: z „toczył” na „moczył”)? Już nawet nie wymia­na jed­ne­go sło­wa w obrę­bie kil­ku­na­stu, a tyl­ko jed­nej lite­ry spo­śród kil­ku­dzie­się­ciu (licz­by, jak się oka­że, są waż­ne)? A może jest dokład­nie odwrot­nie? Wystar­cza zmia­na jed­nej lite­ry w jed­nym sło­wie, aby zmie­nić zna­cze­nie nie tyl­ko owe­go sło­wa, ale i wszyst­kich „przy­bocz­nych” (tu ukłon w stro­nę legen­dar­nych doko­nań pra­skiej szko­ły struk­tu­ral­nej)? Ujmu­jąc spra­wę dobit­niej: wystar­czy jeden, z pozo­ru nie­wie­le wno­szą­cy do lite­ra­tu­ry poetyc­ki gest, a zmia­nie ule­ga cała (ależ mnie ponio­sło!) histo­ria lite­ra­tu­ry? A może spra­wa tyczy dużo węż­szych prze­strze­ni niż te histo­rycz­ne, tj. prze­strze­ni indy­wi­du­al­nych, tj. indy­wi­du­al­nych poglą­dów arty­sty na temat wła­snych doko­nań? Że nie każ­dy jest – nawet, a raczej zwłasz­cza wte­dy, gdy mu się tak wyda­je – Dan­tem, co to był „posu­nął” (jak by powie­dział Darek Foks) lite­ra­tu­rę (posu­nął, oczy­wi­ście, do przo­du)? Autor nie udzie­la nam odpo­wie­dzi na te pyta­nia. Wiersz jest wpraw­dzie jaw­nie iro­nicz­ny (już choć­by przez samo przy­wo­ła­nie nazwi­ska Chleb­ni­ko­wa), ale nie bar­dzo wia­do­mo w co tak napraw­dę iro­nia ta mie­rzy (to może ozna­czyć tyl­ko jed­no – jak mawia pewien szczwa­ny detek­tyw – a ja nie wiem co).

Po lek­tu­rze „Kra­iny wiecz­nych zer” pew­nym moż­na być wszak­że jed­ne­go: sto­su­nek Mache­ja do lite­ra­tu­ry, czy może sze­rzej: kul­tu­ry, sta­je się coraz bar­dziej ambi­wa­lent­ny. Dystans poety do upra­wia­ne­go prze­zeń rze­mio­sła – ewi­dent­nie widocz­ny już wcze­śniej: poprzez humor, iro­nię, sil­ne skon­wen­cjo­na­li­zo­wa­nie, żon­gler­kę rymo­wo-ryt­micz­ną itp. – powięk­sza się z książ­ki na książ­kę. Co potwier­dza się tak­że w poza­po­etyc­kich wypo­wie­dziach auto­ra. Zarów­no w tej przy­to­czo­nej wyżej, jak i w innych: Mam wra­że­nie, że jeśli ktoś jest wycho­wa­ny w suro­wych warun­kach, bli­sko natu­ry, to jego postrze­ga­nie takich spraw jak lite­ra­tu­ra czy kul­tu­ra w ogó­le zazwy­czaj jest nie­sen­ty­men­tal­ne. Czy­li wyda­je mi się, że ktoś, kto „doświad­czył” natu­ry czy też pew­nej suro­wo­ści życia, to ma w pew­nym stop­niu pogar­dli­wy i ambi­wa­lent­ny sto­su­nek do kul­tu­ry. Tym „kimś” jest oczy­wi­ście sam Machej, któ­ry na zada­ne pod­czas tej samej roz­mo­wy pyta­nie „cze­go byś poezji nigdy, za żad­ną cenę nie oddał?”, odpo­wia­da: nie oddał­bym życia. Zna­ko­mi­tą egzem­pli­fi­ka­cją tych kon­sta­ta­cji jest wiersz Rady, w któ­rym poeta „radzi” fotografować/ wier­szem dwa­dzie­ścia pięć godzin/ na dobę, czy­li, cokol­wiek uprasz­cza­jąc, „oddać poezji życie” wła­śnie, po czym prze­po­wia­da, czym to się skoń­czy:

W nagro­dę będziesz ślę­czał
bez koń­ca bez koń­ca
wypi­su­jąc cze­ki
w jakimś nie­bie­skim kącie
kra­iny wiecz­nych zer.

Zero, jak mówi defi­ni­cja, to „licz­ba ozna­czo­na sym­bo­lem 0, któ­ra doda­na do dowol­nej licz­by nie zmie­nia jej war­to­ści”. Czym jest „kra­ina wiecz­nych zer”? Jest miej­scem na tym i na tam­tym świe­cie, w któ­rym czło­wiek, któ­ry zaprze­dał duszę kul­tu­rze, doda­je 0 do licz­by będą­cej war­to­ścią jego życia. Czy mowa tu o wyż­szo­ści Natu­ry nad Kul­tu­rą, czy tyl­ko o zacho­wa­niu odpo­wied­nich (czy­taj: zdro­wych) pro­por­cji pomię­dzy jed­ną sfe­rą a dru­gą? Oso­bi­ście skła­niał­bym się ku tej dru­giej opcji, ale prze­ko­ny­wać niko­go nie zamie­rzam.

Czy będzie zbyt wiel­ką eks­tra­wa­gan­cją z mojej stro­ny, jeśli po tym wszyst­kim, co tu zosta­ło powie­dzia­ne, wska­żę na powi­no­wac­two dzi­siej­szej posta­wy poety nazwi­skiem Machej z nie­gdy­siej­szą posta­wą poety nazwi­skiem Nor­wid? Zna­my wszy­scy, jak tuszę, wiersz tego dru­gie­go pt. „Idee i praw­da”, pamię­ta­my zatem dobrze ów frag­ment: Po cóż się wdzie­rać, gdzie świa­ty są zera,/ Pył – arcy­dzie­ła?!… I w dal­szej czę­ści: Bo w górze – g r ó b  j e s t    I d e o m  c z ł o w i e k a,/   W d o l e –  g r ó b   c i a ł u;/  I nie­raz s z c z y t n e wczo­raj­sze­go wieka/ Dziś – tyczy kału… No pro­szę. Czyż ostrze iro­nii nie jest tu i tam wymie­rzo­ne jeśli nie w te same, to w każ­dym razie w bar­dzo podob­ne cele? Gdy­bym był natu­rą bar­dziej egzal­to­wa­ną i skłon­ną do epi­fa­nicz­nych unie­sień, krzyk­nął­bym: Machej Nor­wi­dem naszych cza­sów! A tak – powiem tyl­ko: no pro­szę. I dodam: czy­taj­my kla­sy­ków. I rób­my to taką z uwa­gą i kry­ty­cy­zmem, z jaki­mi trak­tu­je­my współ­cze­snych.

O sto­sun­ku Mache­ja do anty­no­mii Kul­tu­ra – Natu­ra świad­czy tak­że sama kom­po­zy­cja Kra­iny wiecz­nych zer, współ­two­rzo­na przez trzy wyod­ręb­nio­ne przez auto­ra cykle: Wier­sze ubocz­ne, Inny układ i Wier­sze przy­bocz­ne. Inny układ to cykl wier­szy, w któ­rych głów­ną posta­cią jest Dusio i to jemu odda­je się tu głos. Nie przy­pad­kiem, jak się wyda­je, jest to cen­tral­na część zbio­ru, a resz­ta to jak­by (nie­co prze­wrot­nie zresz­tą) pobo­cza, mar­gi­ne­sy, dodat­ki. Co zna­mien­ne, jest to część naj­bar­dziej pro­sto­li­nij­na, natu­ral­na, wyzu­ta z lite­rac­kich kon­wen­cji (na mia­rę podej­mo­wa­nych w tym kie­run­ku wysił­ków). Wią­że się to oczy­wi­ście z języ­kiem, jakim posłu­gu­je się Dusio – wie­my, jak trak­tu­ją język dzie­ci, wszy­scy poeci im tego zazdrosz­czą, nie będę się nad tym roz­wo­dził – cho­dzi o to, co z tego fak­tu wyni­ka. A wyni­ka rzecz nie­ba­ga­tel­na i raz już tu wyar­ty­ku­ło­wa­na: są rze­czy waż­niej­sze od lite­ra­tu­ry, dzia­ła­nia bar­dziej tre­ści­we od doda­wa­nia zer do abs­trak­cyj­nych liczb – na przy­kład (a przy­kład to jeden z wie­lu, wystę­pu­ją­cy tu ponie­kąd „w imie­niu”) ojco­stwo. A to, co ma do powie­dze­nia Dusio, nie jest mniej waż­ne, mniej donio­słe od tego, co mają do powie­dze­nia Dan­te, Nor­wid i Machej razem wzię­ci. I tak jest bar­dzo dobrze./ Tak jest bar­dzo ład­nie.

A Dusio, nie rozu­mie­jąc nic z tego, o czym tu była mowa, a jed­nak jak­by wprost nawią­zu­jąc, powstaw­szy z noc­ni­ka powia­da: ta kupa jest w kształ­cie żół­wia.

I ja się w zasa­dzie z nim zga­dzam.

O autorze

Grzegorz Tomicki

Urodzony w 1965 roku. Doktor nauk humanistycznych. Krytyk literacki, poeta, publicysta, wykładowca. Stale współpracuje z miesięcznikami „Odra” i „Twórczość” oraz kwartalnikiem „FA-art”. Prowadzi blog literacki Szkice ciurkiem. Mieszka w Legnicy.

Powiązania

Panie i panowie, powtarzamy

wywiady / o książce Darek Foks Grzegorz Tomicki

Roz­mo­wa Grze­go­rza Tomic­kie­go z Dar­kiem Fok­sem, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Histo­ria kina pol­skie­go, któ­ra uka­za­ła się nakła­dem Biu­ra Lite­rac­kie­go 7 grud­nia 2015 roku.

Więcej

Rekonstrukcja podmiotu

recenzje / IMPRESJE Grzegorz Tomicki

Esej Grze­go­rza Tomic­kie­go towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze książ­ki Woda na Mar­sie Jerze­go Jar­nie­wi­cza, któ­ra uka­za­ła się 25 maja 2015 roku nakła­dem Biu­ra Lite­rac­kie­go.

Więcej

Literacka przygoda z formą. O zyskach i stratach poety Jacka Dehnela

recenzje / ESEJE Grzegorz Tomicki

Recen­zja Grze­go­rza Tomic­kie­go z książ­ki Rubry­ki strat i zysków Jac­ka Deh­ne­la.

Więcej

Tyłem do poezji polskiej odwrócony

recenzje / IMPRESJE Grzegorz Tomicki

Szkic Grze­go­rza Tomic­kie­go towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze nowej książ­ki Zbi­gnie­wa Mache­ja Mrocz­ny przed­miot podą­ża­nia, któ­ra uka­za­ła się nakła­dem Biu­ra Lite­rac­kie­go 23 czerw­ca 2014 roku.

Więcej

Myśli o powrocie do domu

recenzje / ESEJE Grzegorz Tomicki

Recen­zja Grze­go­rza Tomic­kie­go z książ­ki Imię i zna­mię Euge­niu­sza Tka­czy­szy­na-Dyc­kie­go.

Więcej

Teraźniejszość jest sprawą otwartą

recenzje / ESEJE Grzegorz Tomicki

Recen­zja Grze­go­rza Tomic­kie­go z książ­ki Trop w trop. Roz­mo­wy z Andrze­jem Sosnow­skim Grze­go­rza Jan­ko­wi­cza.

Więcej

Life Is A Long Song

recenzje / ESEJE Grzegorz Tomicki

Recen­zja Grze­go­rza Tomic­kie­go z książ­ki Pio­sen­ki dla mar­twe­go kogu­ta Juri­ja Andru­cho­wy­cza.

Więcej

Wnuk rezuna, syn banderówki

recenzje / ESEJE Grzegorz Tomicki

Recen­zja Grze­go­rza Tomic­kie­go z książ­ki Imię i zna­mię Euge­niu­sza Tka­czy­szy­na-Dyc­kie­go.

Więcej

O Somie

recenzje / Różni autorzy

Komen­ta­rze Boh­da­na Zadu­ry, Agniesz­ki Wol­ny-Ham­ka­ło, Ingi Iwa­siów, Paw­ła Lek­szyc­kie­go, Mariu­sza Grze­bal­skie­go, Macie­ja Rober­ta, Mar­ci­na Orliń­skie­go, Artu­ra Nowa­czew­skie­go, Grze­go­rza Tomic­kie­go, Pio­tra Kępiń­skie­go.

Więcej

Ludzki sposób na przetrwanie

recenzje / ESEJE Grzegorz Tomicki

Recen­zja Grze­go­rza Tomic­kie­go z książ­ki Listo­pad nad Narwią Julii Fie­dor­czuk. .

Więcej

Ciche wnioski

recenzje / ESEJE Grzegorz Tomicki

Recen­zja Grze­go­rza Tomic­kie­go z książ­ki Opium i Lament Mar­ty Pod­gór­nik.

Więcej

Dom z samych balkonów

recenzje / ESEJE Grzegorz Tomicki

Szkic Grze­go­rza Tomic­kie­go towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze ksiaż­ki Wte i nazad Anny Pod­cza­szy, któ­ra uka­za­ła się nakła­dem Biu­ra Lite­rac­kie­go.

Więcej

Kraina wiecznych zer i Wola i Ochota

dzwieki / WYDARZENIA Tadeusz Pióro Zbigniew Machej

Zapis całe­go spo­tka­nia autor­skie­go Zbi­gnie­wa Mache­ja i Tade­usza Pió­ry pod­czas Por­tu Legni­ca 2000.

Więcej

To lubię, Uwaga o seksie w ciemności, Po procesji wokół kościoła św. Józefa w Bolesławowie, [Nic się Nie Stało]

recenzje / KOMENTARZE Zbigniew Machej

Autor­ski kome­natrz Zbi­gnie­wa Mache­ja do wier­szy z książ­ki Kra­ina wiecz­nych zer.

Więcej

Rady

dzwieki / RECYTACJE Zbigniew Machej

Wiersz z tomu Kra­ina wiecz­nych zer, zare­je­stro­wa­ny pod­czas spo­tka­nia pre­mie­ro­we­go na festi­wa­lu Port Legni­ca 2000.

Więcej

To lubię

dzwieki / RECYTACJE Zbigniew Machej

Wiersz z tomu Kra­ina wiecz­nych zer, zare­je­stro­wa­ny pod­czas spo­tka­nia pre­mie­ro­we­go na festi­wa­lu Port Legni­ca 2000.

Więcej

Co przemilczeć, aby wzmocnić to, co się powiedziało

wywiady / o książce Bartłomiej Majzel Zbigniew Machej

Ze Zbi­gnie­wem Mache­jem o książ­ce Kra­ina wiecz­nych zer roz­ma­wia Bar­tło­miej Maj­zel.

Więcej