recenzje / KOMENTARZE

Lodowiec

Jacek Gutorow

Komentarz Jacka Gutorowa do książki Z tamtej strony ciszy Bolesława Leśmiana, wydanej w Biurze Literackim 8 listopada 2012 roku.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

1.

Sko­men­to­wać któ­ryś z wier­szy Leśmia­na? Sam nie wiem. One same komen­tu­ją się naj­le­piej, to zna­czy bez pla­nu, w try­bie przy­pad­ku i dosko­ku, bez tele­olo­gicz­nych i teo­lo­gicz­nych zapę­dów. Leśmia­now­skie meta­fo­ry i obra­zy to luź­ne wią­za­nia, któ­rych nie łączy nic poza pew­no­ścią rze­czy. Pora­nek rze­czy­wi­sto­ści, taki cho­ciaż­by, jaki mamy w wier­szu „Przed świ­tem”, jed­nym z naj­wspa­nial­szych wier­szy Leśmia­na (w pierw­szym odru­chu to o nim chcia­łem pisać). Pora­nek wszyst­kie­go, co jest fak­tem, a zara­zem pora­nek roz­pa­du na fak­ty.

2.

Wier­sze Leśmia­na to taki rodzaj poezji, w któ­rym wszyst­ko odpo­wia­da wszyst­kie­mu, za wszyst­ko, przed wszyst­kim. Języ­ko­we eks­plo­zje, krwo­to­ki, klek­sy. Moc­ne, nasy­co­ne odcie­nie słów. Zadzior­ność spół­gło­sek i leni­we owal­no­ści samo­gło­sek. Sys­tem naczyń połą­czo­nych. Koron­ko­wa robo­ta, przez któ­rą prze­świe­ca świa­tło. Albo lita ska­ła, za któ­rą nie ma nic, albo jest wszyst­ko (nie­po­trzeb­ne skre­ślić).

3.

Jed­ną z pomoc­nych for­muł odnaj­dzie­my w krót­kim wier­szu zaczy­na­ją­cym się od słów „Oto słoń­ce prze­ni­ka świa­tłem bór dale­ki” (z tomu Łąka). Jeśli wiersz „Przed świ­tem” opi­su­je sta­wa­nie się rze­czy­wi­sto­ści, to ten dro­biazg zaj­mu­je się cza­sem powi­do­ków, kie­dy rze­czy zaszły, ale pozo­sta­wi­ły łunę przy­pad­ko­wych zna­ków. W tym momen­cie – w chwi­li zacho­du słoń­ca i w kil­ka chwil po nim – Leśmia­now­ski impe­ra­tyw nabie­ra cech mani­fe­stu este­tycz­ne­go, egzy­sten­cjal­ne­go i, pro­szę wyba­czyć, meta­fi­zycz­ne­go:

Zastać na nikłym trwa­niu i spraw­dzić naocz­nie
To wła­śnie, co już drze­wa widzia­ły przede mną.

Oczy­wi­ście jest to łże-mani­fest. Jeże­li coś tu zosta­ło zama­ni­fe­sto­wa­ne, to chy­ba tyl­ko nie­trwa­łość sce­ny.

4.

For­mu­ła, któ­ra mnie tutaj inte­re­su­je i wypeł­nia całą dostęp­ną nam jako czy­tel­ni­kom Leśmia­na prze­strzeń logicz­ną, zamy­ka się w dwóch sło­wach. Nikłe trwa­nie. Nie­peł­ne, nie­za­koń­czo­ne, ułom­ne, kale­kie tocze­nie się egzy­sten­cji rze­czy i ludzi. Kule­ją­ca, ale zara­zem nie­wy­czer­pa­na mowa. Resz­ta, któ­ra pozo­sta­ła i nie zni­ka. Nie­szczel­ność. Chro­po­wa­tość. Zadzior­ność (na pew­no odmien­na od zadzior­no­ści, któ­rą ostat­nio Piotr Śli­wiń­ski w cudacz­nym szki­cu przy­pi­sał poezji Ada­ma Zaga­jew­skie­go, z pew­no­ścią naj­bar­dziej obłe­go z obłych poetów). Poziom prze­trwa­nia, w nie­któ­rych wier­szach wege­ta­cji. Zara­zem świat zja­wia­ją­cy się z ani­mu­szem, peł­ną parą, jak naj­bar­dziej galo­re i bez zastrze­żeń. Poziom poezji jako doświad­cze­nia, a nie kon­tem­pla­cji (Zaga­jew­ski) czy pseu­do-obiek­tyw­nych for­muł (Miłosz).

5.

Nikłe trwa­nie. War­to prze­żuć tę fra­zę, wgryźć się w jej mate­rię, wyczuć jej led­wie sły­szal­ny puls. Przy­zwy­cza­ili­śmy się – rów­nież w ramach zachod­niej meta­fi­zy­ki czy choć­by dając posłuch postu­la­tom tak zwa­nej pol­skiej szko­ły poezji – że świa­do­mość, egzy­sten­cja, rze­czy­wi­stość to pew­ne nie­zmien­ne, sta­bil­ne jako­ści, pakiet danych dają­cy się zamy­kać w języ­ku. Mało kto posu­wa się do zakwe­stio­no­wa­nia tych zało­żeń, spraw­dze­nia ich gene­alo­gii (choć w pewien spo­sób, głów­nie za spra­wą wiecz­nie żywe­go języ­ka i jego gier, świa­do­mość sama się kwe­stio­nu­je, pod­rzu­ca sobie erra­ty, uak­tu­al­nie­nia i ulep­szo­ne wer­sje). Ina­czej u Leśmia­na, gdzie nic nie jest do koń­ca dane. Wszyst­ko jest ułom­ne i kale­kie, nawet zie­leń kostrze­wy czy świa­tło o poran­ku. Nie ma mowy o peł­ni egzy­sten­cji czy rze­czy­wi­sto­ści. Życie ocie­ra się o śmierć, świat ocie­ra się o fik­cję, przed­mio­ty ście­ra­ją się z nie­ist­nie­niem. A język sta­le się prze­cie­ra i roz­sz­czel­nia, nie pozwa­la­jąc na żad­ne gran­de fina­le, żad­ną sumę czy kul­mi­na­cję.

6.

Leśmian był tego świa­dom. Świad­czy o tym choć­by jego fascy­na­cja pisar­stwem Berg­so­na i cie­ka­wy szkic poświę­co­ny fran­cu­skie­mu myśli­cie­lo­wi („Z roz­my­ślań o Berg­so­nie”). Świa­dec­twem naj­waż­niej­szym pozo­sta­je jed­nak sama poezja. Przy­po­mnij­my sobie choć­by Leśmia­now­skich „odda­leń­ców” (tytuł cyklu z debiu­tanc­kie­go tomu) czy fan­ta­stycz­ne „posta­cie” z Napo­ju cie­ni­ste­go. Chi­me­ry, hybry­dy, isto­ty nie do koń­ca ludz­kie, zwie­rzo­człe­ko­upio­ry, stwo­ry wyję­te z fan­ta­stycz­ne­go bestia­rium czy też może z jakie­goś fan­ta­zma­tu teo­rii ewo­lu­cji, nie­przy­pi­sa­ne do żad­ne­go szcze­bla jej histo­rii i hie­rar­chii, zawie­szo­ne w fik­cyj­nym, poza-ewo­lu­cyj­nym obło­ku życia, któ­re prze­trwa­ło, choć nie jest naj­sil­niej­sze. Przy­po­mnij­my sobie „pie­śni kale­ku­ją­ce”, w któ­rych życie i śmierć są gar­ba­te („Gar­ba­ty żywot miał istnie/ I śmierć ma ist­nie gar­ba­tą”, „Gar­bus”). Przy­po­mnij­my sobie opi­sy roślin­nej wege­ta­cji; śle­pej, nie­świa­do­mej, ale prze­cież żywej, choć żywej nie do koń­ca, a każ­dym razie nie do takie­go koń­ca, jaki zwy­kli­śmy przy­pi­sy­wać tak zwa­ne­mu „peł­ne­mu życiu”. Leśmia­now­skie uni­wer­sum (rów­nież uni­wer­sum zna­ków) jest celo­wo nie­do­ro­zwi­nię­te i dla­te­go tacy poeci impe­rial­nej świa­do­mo­ści jak Zaga­jew­ski czy Miłosz mają w sto­sun­ku do nie­go (poety i świa­ta przed­sta­wio­ne­go) zastrze­że­nia. Impe­rial­na świa­do­mość nie jest w sta­nie zaak­cep­to­wać idei „nikłe­go trwa­nia” (rozu­mia­ne­go jako ułom­ne trwa­nie roz­sz­czel­nio­ne­go „ja”). Ale też nie dla takie­go czy­tel­ni­ka pisał Leśmian. Aby czy­tać Leśmia­na, nale­ży zro­bić krok do tyłu, w prze­strzeń nie­oswo­jo­ną, otwar­tą na prze­strzał, nie­pod­po­rząd­ko­wa­ną żad­ne­mu sys­te­mo­wi zna­ków.

7.

Być może wszyst­ko spro­wa­dza się do tego, że nikłe trwa­nie jest pew­nym fak­tem. Cokol­wiek byśmy o nim myśle­li lub nie myśle­li. W wier­szach Leśmia­na fakt ten odnaj­du­je wyjąt­ko­wy wyraz. Wsłu­chi­wać się w jego brzmie­nie, śle­dzić jego muta­cje, dać się ponieść jego prą­dom, zama­rzać bądź tajać „z” nim i „w” nim, udzie­lać sobie dys­pen­sy od świa­ta zakre­ślo­ne­go moc­ny­mi kon­tu­ra­mi – to wła­ści­wie jedy­ny komen­tarz, na jaki mnie w tym miej­scu stać.


Komen­tarz uka­zał się pier­wot­nie 9 listo­pa­da 2012 roku w Biu­ro­wym por­ta­lu Przy­stań jako tekst towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze wybo­ru wier­szy Bole­sła­wa Leśmia­na Z tam­tej stro­ny ciszy.

O autorze

Jacek Gutorow

Urodzony 12 września 1970 roku w Grodkowie. Poeta, krytyk, tłumacz. Pracuje w Instytucie Filologii Angielskiej Uniwersytetu Opolskiego. Laureat Nagrody im. Kazimiery Iłłakowiczówny (1998), Fundacji Kultury (2003) oraz Nagrody im. Ludwika Frydego (2003). Nominowany do Nagrody Literackiej Nike, Nagrody Literackiej Gdynia oraz Nagrody Mediów Publicznych Cogito za opublikowany w 2008 roku tom Inne tempo. Mieszka w Opolu.

Powiązania