1.
Skomentować któryś z wierszy Leśmiana? Sam nie wiem. One same komentują się najlepiej, to znaczy bez planu, w trybie przypadku i doskoku, bez teleologicznych i teologicznych zapędów. Leśmianowskie metafory i obrazy to luźne wiązania, których nie łączy nic poza pewnością rzeczy. Poranek rzeczywistości, taki chociażby, jaki mamy w wierszu „Przed świtem”, jednym z najwspanialszych wierszy Leśmiana (w pierwszym odruchu to o nim chciałem pisać). Poranek wszystkiego, co jest faktem, a zarazem poranek rozpadu na fakty.
2.
Wiersze Leśmiana to taki rodzaj poezji, w którym wszystko odpowiada wszystkiemu, za wszystko, przed wszystkim. Językowe eksplozje, krwotoki, kleksy. Mocne, nasycone odcienie słów. Zadziorność spółgłosek i leniwe owalności samogłosek. System naczyń połączonych. Koronkowa robota, przez którą prześwieca światło. Albo lita skała, za którą nie ma nic, albo jest wszystko (niepotrzebne skreślić).
3.
Jedną z pomocnych formuł odnajdziemy w krótkim wierszu zaczynającym się od słów „Oto słońce przenika światłem bór daleki” (z tomu Łąka). Jeśli wiersz „Przed świtem” opisuje stawanie się rzeczywistości, to ten drobiazg zajmuje się czasem powidoków, kiedy rzeczy zaszły, ale pozostawiły łunę przypadkowych znaków. W tym momencie – w chwili zachodu słońca i w kilka chwil po nim – Leśmianowski imperatyw nabiera cech manifestu estetycznego, egzystencjalnego i, proszę wybaczyć, metafizycznego:
Zastać na nikłym trwaniu i sprawdzić naocznie
To właśnie, co już drzewa widziały przede mną.
Oczywiście jest to łże-manifest. Jeżeli coś tu zostało zamanifestowane, to chyba tylko nietrwałość sceny.
4.
Formuła, która mnie tutaj interesuje i wypełnia całą dostępną nam jako czytelnikom Leśmiana przestrzeń logiczną, zamyka się w dwóch słowach. Nikłe trwanie. Niepełne, niezakończone, ułomne, kalekie toczenie się egzystencji rzeczy i ludzi. Kulejąca, ale zarazem niewyczerpana mowa. Reszta, która pozostała i nie znika. Nieszczelność. Chropowatość. Zadziorność (na pewno odmienna od zadziorności, którą ostatnio Piotr Śliwiński w cudacznym szkicu przypisał poezji Adama Zagajewskiego, z pewnością najbardziej obłego z obłych poetów). Poziom przetrwania, w niektórych wierszach wegetacji. Zarazem świat zjawiający się z animuszem, pełną parą, jak najbardziej galore i bez zastrzeżeń. Poziom poezji jako doświadczenia, a nie kontemplacji (Zagajewski) czy pseudo-obiektywnych formuł (Miłosz).
5.
Nikłe trwanie. Warto przeżuć tę frazę, wgryźć się w jej materię, wyczuć jej ledwie słyszalny puls. Przyzwyczailiśmy się – również w ramach zachodniej metafizyki czy choćby dając posłuch postulatom tak zwanej polskiej szkoły poezji – że świadomość, egzystencja, rzeczywistość to pewne niezmienne, stabilne jakości, pakiet danych dający się zamykać w języku. Mało kto posuwa się do zakwestionowania tych założeń, sprawdzenia ich genealogii (choć w pewien sposób, głównie za sprawą wiecznie żywego języka i jego gier, świadomość sama się kwestionuje, podrzuca sobie erraty, uaktualnienia i ulepszone wersje). Inaczej u Leśmiana, gdzie nic nie jest do końca dane. Wszystko jest ułomne i kalekie, nawet zieleń kostrzewy czy światło o poranku. Nie ma mowy o pełni egzystencji czy rzeczywistości. Życie ociera się o śmierć, świat ociera się o fikcję, przedmioty ścierają się z nieistnieniem. A język stale się przeciera i rozszczelnia, nie pozwalając na żadne grande finale, żadną sumę czy kulminację.
6.
Leśmian był tego świadom. Świadczy o tym choćby jego fascynacja pisarstwem Bergsona i ciekawy szkic poświęcony francuskiemu myślicielowi („Z rozmyślań o Bergsonie”). Świadectwem najważniejszym pozostaje jednak sama poezja. Przypomnijmy sobie choćby Leśmianowskich „oddaleńców” (tytuł cyklu z debiutanckiego tomu) czy fantastyczne „postacie” z Napoju cienistego. Chimery, hybrydy, istoty nie do końca ludzkie, zwierzoczłekoupiory, stwory wyjęte z fantastycznego bestiarium czy też może z jakiegoś fantazmatu teorii ewolucji, nieprzypisane do żadnego szczebla jej historii i hierarchii, zawieszone w fikcyjnym, poza-ewolucyjnym obłoku życia, które przetrwało, choć nie jest najsilniejsze. Przypomnijmy sobie „pieśni kalekujące”, w których życie i śmierć są garbate („Garbaty żywot miał istnie/ I śmierć ma istnie garbatą”, „Garbus”). Przypomnijmy sobie opisy roślinnej wegetacji; ślepej, nieświadomej, ale przecież żywej, choć żywej nie do końca, a każdym razie nie do takiego końca, jaki zwykliśmy przypisywać tak zwanemu „pełnemu życiu”. Leśmianowskie uniwersum (również uniwersum znaków) jest celowo niedorozwinięte i dlatego tacy poeci imperialnej świadomości jak Zagajewski czy Miłosz mają w stosunku do niego (poety i świata przedstawionego) zastrzeżenia. Imperialna świadomość nie jest w stanie zaakceptować idei „nikłego trwania” (rozumianego jako ułomne trwanie rozszczelnionego „ja”). Ale też nie dla takiego czytelnika pisał Leśmian. Aby czytać Leśmiana, należy zrobić krok do tyłu, w przestrzeń nieoswojoną, otwartą na przestrzał, niepodporządkowaną żadnemu systemowi znaków.
7.
Być może wszystko sprowadza się do tego, że nikłe trwanie jest pewnym faktem. Cokolwiek byśmy o nim myśleli lub nie myśleli. W wierszach Leśmiana fakt ten odnajduje wyjątkowy wyraz. Wsłuchiwać się w jego brzmienie, śledzić jego mutacje, dać się ponieść jego prądom, zamarzać bądź tajać „z” nim i „w” nim, udzielać sobie dyspensy od świata zakreślonego mocnymi konturami – to właściwie jedyny komentarz, na jaki mnie w tym miejscu stać.
Komentarz ukazał się pierwotnie 9 listopada 2012 roku w Biurowym portalu Przystań jako tekst towarzyszący premierze wyboru wierszy Bolesława Leśmiana Z tamtej strony ciszy.