recenzje / NOTKI I OPINIE

Mały demiurg

Krótko mówiąc - wiemy, jak wiersze Romana Honeta są zrobione, ale nie bardzo umiemy powiedzieć, o czym one są...

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Spo­śród auto­rów, któ­rzy opu­bli­ko­wa­li swo­je pierw­sze książ­ki poetyc­kie w poło­wie lat 90., przy­naj­mniej paru zasłu­gu­je na mia­no wzo­ro­we­go debiu­tan­ta. Nie chcę niko­go obra­żać, pro­szę mnie źle nie zro­zu­mieć – po pro­stu daw­no nie było tylu poetów, któ­rzy włą­cza­jąc się w lite­rac­ki krwio­bieg, speł­ni­li­by więk­szość ocze­ki­wań, kie­ro­wa­nych wobec nich, świa­do­mie bądź nie, przez publicz­ność. Któ­rzy byli­by bar­dzo mło­dzi, bar­dzo uta­len­to­wa­ni i wyra­zi­ści. Roman Honet uro­dził się w roku 1974, a jego pierw­szy tomik, zaty­tu­ło­wa­ny „ali­cja”, ujrzał świa­tło dzien­ne 22 lata póź­niej. Wier­sze z „ali­cji”, poka­zy­wa­ły, że Autor ma duży talent do zesta­wia­nia słów, a mecha­nizm jego wyobraź­ni dzia­ła bez zarzu­tu, gene­ru­jąc uwo­dzi­ciel­skie pięk­no według reguł, nad któ­ry­mi nasi kryp­to­lo­dzy będą musie­li się moc­no nagło­wić.

Sło­wa w wier­szach Hone­ta napraw­dę zna­ją swo­je miej­sce. Lek­tu­ra w tym przy­pad­ku daje satys­fak­cję bar­dzo kon­kret­ną. Weź­my dla przy­kła­du takie dwie linij­ki:

przy­ci­śnię­ta do podusz­ki gło­wa pęcz­nie­je
jak guz. chcia­ło­by się zga­sić, stłam­sić tę noc.

Rytm tego frag­men­tu, to jak został on zin­stru­men­to­wa­ny, jak posłu­żo­no się w nim prze­rzut­nią, dosko­na­le pod­kre­śla sens słów, któ­re się na nie­go skła­da­ją, współ­gra z jego zna­cze­niem. Gdy mowa o „pęcz­nie­ją­cej” gło­wie, wers ze swy­mi ali­te­ra­cja­mi i wyraź­ną anty­ka­den­cją tak­że na swój spo­sób roz­ra­sta się, pęcz­nie­je; gdy wyra­ża się pra­gnie­nie „zga­sze­nia” i „stłam­sze­nia”, rytm natych­miast się zagęsz­cza i ata­ku­je nasze ucho bar­dzo moc­ny­mi kaden­cja­mi. Na osob­ną uwa­gę zasłu­gu­je tu prze­rzut­nia. To, co w pierw­szym zda­niu cyto­wa­ne­go frag­men­tu zapo­wia­da już zda­nie następ­ne, zosta­ło prze­nie­sio­ne do dru­giej linij­ki i tam z nim oże­nio­ne. Nic tyl­ko wpi­sać tych 13 słów na listę lek­tur z poety­ki.

Wska­zy­wa­nie kolej­nych frag­men­tów, w któ­rych dzie­je się wie­le dobre­go, czy całych wier­szy napi­sa­nych z god­nym naśla­do­wa­nia kunsz­tem, nie było­by trud­ne. Nie chcę odbie­rać przy­jem­no­ści tym, któ­rzy się­gną dopie­ro po wier­sze Hone­ta, ani nudzić tych, któ­rzy już je zna­ją. Znacz­nie trud­niej w paru sło­wach okre­ślić sta­tus onto­lo­gicz­ny świa­ta wykre­owa­ne­go w jego utwo­rach, a zwłasz­cza usta­lić, kto wypo­wia­da się w nich w pierw­szej oso­bie obu liczb; trud­niej odpo­wie­dzieć na pyta­nie, jaki rodzaj prze­kład­ni łączy świat tych wier­szy ze świa­tem zewnętrz­nym, i upew­nić się, czy „ja” („my”) w wier­szu z począt­ku książ­ki jest tym samym „ja”, któ­re znaj­du­je­my w środ­ku tomu i w wier­szu ostat­nim. Krót­ko mówiąc – wie­my, jak wier­sze Roma­na Hone­ta są zro­bio­ne, ale nie bar­dzo umie­my powie­dzieć, o czym one są.

Udzie­le­nie wyczer­pu­ją­cych odpo­wie­dzi na te pyta­nia to robo­ta dla tęgich głów kry­tycz­nych; poezja ta prę­dzej czy póź­niej docze­ka się ich zain­te­re­so­wa­nia – to pew­ne. Tro­chę dla zaba­wy, a tro­chę po to, aby kolej­na lek­tu­ra nie była taka sama jak poprzed­nie, posta­no­wi­łem jed­nak nie koń­czyć pyta­nia­mi. Zało­ży­łem, że jest ktoś, czy­je rysy prze­świ­tu­ją mię­dzy linij­ka­mi wier­szy, że jest jeden, wspól­ny dla całej książ­ki boha­ter. Myślę o boha­te­rze „ali­cji”, ale tym samym o punk­cie wyj­ścia tej poezji. Dru­giej książ­ki Roma­na Hone­ta, „Pój­dziesz synu do pie­kła”, wolę w to nie mie­szać, choć tytuł daje nadzie­ję, że może byśmy od tej mie­szan­ki nie pomar­li.

Tak więc jest ktoś, kto mówi:

Kru­szy się asfalt, kra­jo­bra­zy obró­co­ne
w popiół – tyle wystar­czy zanim przy­wlo­ką
tutaj schi­zo­fre­nię

a innym razem:

zatrzy­ma­ła się śmierć. u wej­ścia do pogań­skie­go
hote­lu w mie­ście zwa­nym laza­ret.

i chy­ba nie są to kon­sta­ta­cje. Raczej zaklę­cia, for­mu­ły magicz­ne, przez któ­re pró­bu­je się wpły­nąć na bieg wyda­rzeń. Pier­wot­ne wobec tych zaklęć jest być może roz­po­zna­nie świa­ta jako cze­goś dla boha­te­ra abso­lut­nie nie do przy­ję­cia. Wyobra­żam sobie tego boha­te­ra – wybacz, dro­gi Auto­rze, wybacz­cie, Czy­tel­ni­cy – jako dziec­ko. Dziec­ko, któ­re naty­ka się na Księ­gę i nagle do świa­ta swo­jej wyobraź­ni, zalud­nio­nej mnó­stwem lokal­nych bóstw, samo­wy­star­czal­nej i nie­prze­wi­dy­wal­nej, zmu­szo­ne jest wpu­ścić Histo­rię. Teraz, gdy wie, że jest cel, do któ­re­go wszyst­ko zmie­rza, i pozna­je prze­pi­sy, któ­re obo­wią­zu­ją na dro­dze do celu, przy­glą­da się świa­tu z prze­ra­że­niem. I to prze­ra­że­nie każe mu zatrzy­mać świat, odwró­cić bieg wypad­ków. Stąd pla­gi zsy­ła­ne przez małe­go demiur­ga na mate­rię mar­twą i żywą, roz­pad, cho­ro­by i sza­leń­stwo; stąd bluź­nier­stwa wypo­wia­da­ne z dzie­cin­ną wia­rą, że Duży Demiurg obra­zi się i porzu­ci swój plan, odej­dzie i zabie­rze ze sobą Histo­rię.

Zaga­lo­po­wa­łem się. A powia­dam wam, że z każ­de­go nie­uży­tecz­ne­go sło­wa, któ­re ludzie wypo­wie­dzą, zda­dzą spra­wę w dzień sądu.

Pój­dziesz synu do pie­kła.

Powiązania