recenzje / IMPRESJE

Mały duży apokryf Filipa

Jacek Gutorow

Esej Jacka Gutorowa towarzyszący premierze książki Pod słońce było Filipa Zawady, wydanej w Biurze Literackim 31 grudnia 2014 roku.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Nie mam więk­szych wąt­pli­wo­ści: to naj­lep­sza książ­ka Fili­pa Zawa­dy. Nie­zbyt dłu­ga powieść (rów­nie dobrze moż­na by ją nazwać anty-powie­ścią) zawie­ra tro­py i chwy­ty zna­ne czy­tel­ni­kom z poprzed­nich tek­stów tego auto­ra. Jest frag­men­ta­rycz­ność nar­ra­cji i sur­re­ali­stycz­na nie­zbor­ność poszcze­gól­nych frag­men­tów; jest prze­wrot­na łże-logi­ka mniej lub bar­dziej pozo­ro­wa­nej akcji; jest pre­dy­lek­cja do roz­bi­ja­nia opo­wie­ści na pod­zbio­ry ode­rwa­nych afo­ry­zmów, non­sen­sow­nych dia­lo­gów i nie do koń­ca wia­ry­god­nych roz­wi­nięć; jest wresz­cie czar­ny humor zmie­sza­ny z głę­bi­no­wą melan­cho­lią. Teraz wszyst­kie ele­men­ty zosta­ły połą­czo­ne w całość, nader fra­pu­ją­cą, posia­da­ją­cą wła­sny rytm i inten­syw­ny kolor. W kon­tek­ście tej na poły auto­bio­gra­ficz­nej (a może po pro­stu auto­bio­gra­ficz­nej) opo­wie­ści dotych­cza­so­we tek­sty wro­cław­skie­go poety i pro­za­ika jawią się jako zapo­wie­dzi i szki­ce przy­go­to­waw­cze. Sta­je się jasne, że wcze­śniej mie­li­śmy do czy­nie­nia z pró­ba­mi. Otrzy­mu­je­my dzie­ło doj­rza­łej wraż­li­wo­ści i wyobraź­ni, pozo­sta­ją­ce w pamię­ci i zachę­ca­ją­ce do ponow­nej lek­tu­ry.

Nie podej­mu­ję się stresz­cze­nia opo­wie­dzia­nej przez auto­ra histo­rii, tym bar­dziej, że ma ona w dużej mie­rze cha­rak­ter nie­cią­gły, migaw­ko­wy i pozba­wio­ny jed­nej nar­ra­cyj­nej osi (choć nie­wąt­pli­wie mamy w niej coś w rodza­ju dra­ma­tycz­ne­go roz­wo­ju wyda­rzeń czy cią­że­nia ku roz­wią­za­niu akcji). Pod słoń­ce było to pro­za zde­cy­do­wa­nie poetyc­ka, opar­ta na obra­zach, deli­kat­nie pod­kre­ślo­nych niu­an­sach i cel­nie zryt­mi­zo­wa­nych frag­men­tach. Aneg­do­ta roz­wi­ja się zry­wa­mi i odśrod­ko­wo. Trzy­dzie­sto­kil­ku­let­ni nar­ra­tor opo­wia­da o naro­dzi­nach syna, popa­da w solip­sy­stycz­ną pro­stra­cję, tra­fia do szpi­ta­la dla psy­chicz­nie cho­rych, wresz­cie odnaj­du­je sie­bie i sank­cję swo­je­go ist­nie­nia w prze­bły­skach świa­tła i meta­fo­rze strza­ły wypusz­czo­nej z łuku; gdzieś w środ­ku tej histo­rii poja­wia się opo­wieść o dziad­kach, sta­no­wią­ca bez wąt­pie­nia istot­ny wzglę­dem pozo­sta­łych moty­wów kon­tra­punkt. Ale Pod słoń­ce było to coś wię­cej niż opo­wieść. O osta­tecz­nym wra­że­niu, jakie pozo­sta­wia w nas książ­ka, decy­du­je jej rytm i kli­mat, tudzież lek­kość i spław­ność pro­zy balan­su­ją­cej na kra­wę­dzi non­sen­su i sur­re­ali­stycz­ne­go ima­gi­na­rium, otwie­ra­ją­cej pole do domy­słów i nie do koń­ca wyra­żal­nych sen­sów, pre­cy­zyj­nej, a zara­zem nie pozwa­la­ją­cej na usta­wie­nie ostro­ści obra­zu.

War­to przy­po­mnieć zda­nie, jakie na mar­gi­ne­sie Wat­ta Bec­ket­ta zapi­sał oneg­daj Marek Kędzier­ski – zda­niem pol­skie­go tłu­ma­cza język powie­ścio­wy irlandz­kie­go Obło­mo­wa (okre­śle­nie Mary McCar­thy) „wyróż­nia się łatwo wyczu­wal­nym, acz trud­nym do scha­rak­te­ry­zo­wa­nia nastro­jem”. Podob­ne odczu­cie mia­łem w trak­cie lek­tu­ry Zawa­dy: nie­okre­ślo­ny i doj­mu­ją­cy nastrój. Są też zna­czą­ce róż­ni­ce. Pod­czas gdy boha­te­ro­wie Bec­ket­ta nie potra­fią wyjść poza krąg tau­to­lo­gicz­ne­go języ­ka, a ich toż­sa­mość tra­ci kon­tu­ry, w histo­rii opo­wie­dzia­nej przez pol­skie­go auto­ra poja­wia się wątek oca­le­nia. Wyda­je mi się on zauwa­żal­ny w zna­ko­mi­cie napi­sa­nych sce­nach nauki strze­la­nia z łuku (przy­po­mi­na­ją­cych kli­ma­tem wła­śnie Wat­ta i sce­nę sza­lo­ne­go tań­ca w ogro­dzie), kie­dy to głów­ny boha­ter książ­ki, podej­mu­ją­cy naukę tra­fia­nia do celu, naj­wy­raź­niej prze­ła­mu­je krąg nie­mo­cy i odkry­wa intu­icję swo­je­go praw­dzi­we­go „ja”. Dodaj­my, że książ­ka poprze­dzo­na jest cyta­tem z jed­ne­go z wier­szy Ril­ke­go: „jak strza­ła, któ­ra opie­ra się cięciwie/ aby spię­ta w odsko­ku być już czymś wię­cej niż sobą/ Nie ma dla nas zatrzy­ma­nia” (tłum. Ber­nard Anto­che­wicz). Sło­wa te dadzą się, rzecz jasna, róż­no­ra­ko tłu­ma­czyć. Nie­wąt­pli­wy jest w nich jed­nak moment prze­ła­ma­nia apa­tii i wyj­ścia z tau­to­lo­gii wła­snej jaź­ni. Istot­nym skład­ni­kiem tego doświad­cze­nia jest świa­do­mość pisa­nia jako pro­ce­su wyob­co­wa­nia, ale i zbli­że­nia. W pew­nej chwi­li nar­ra­tor zauwa­ża: „Pisa­nie wci­ska się mię­dzy życie i śmierć i od jed­ne­go i dru­gie­go odda­la” – waż­ne sło­wa i jed­no z bar­dziej przy­ku­wa­ją­cych uwa­gę wyznań pada­ją­cych w książ­ce.

Pod słoń­ce było moż­na inter­pre­to­wać jako stu­dium nie­moż­no­ści współ­by­cia z inny­mi albo jako histo­rię wyco­fa­nia się z życia. Moż­na ją rów­nież czy­tać jako apo­kryf trak­tu­ją­cy o odnaj­dy­wa­niu sie­bie w innych (jak owa epi­gra­ficz­na strza­ła Ril­ke­go, odnaj­du­ją­ca się w napię­tej cię­ci­wie i locie). Dla wie­lu czy­tel­ni­ków będzie to wresz­cie opo­wieść o samot­no­ści. Wspól­ne będzie, myślę, wra­że­nie melan­cho­lii i pogłę­bia­ją­cej się przej­rzy­sto­ści aneg­do­ty, dziw­no­ści ist­nie­nia i wypeł­nia­ją­ce­go je zagad­ko­we­go pul­su. Wro­cław­skie­mu auto­ro­wi uda­ło się odna­leźć język i for­mu­łę, w jakich odczu­cia te znaj­du­ją wyraz i prze­dłu­że­nie w czy­tel­ni­czej wraż­li­wo­ści. Co wię­cej, w intry­gu­ją­cy spo­sób oddał smu­tek wyczer­pu­ją­cych się nar­ra­cji i swe­go rodza­ju uspo­ko­je­nie towa­rzy­szą­ce wido­ko­wi zapa­da­ją­cych się, implo­du­ją­cych zna­czeń.

Książ­ka koń­czy się roz­mo­wą Fili­pa-ojca z Fili­pem-synem: „- Tato, dla­cze­go mnie stra­szysz? – Prze­cież cię nie stra­szę. – Stra­szysz mnie, kie­dy cię nie ma”. Trud­no nazwać to pod­su­mo­wa­niem czy zakoń­cze­niem. Jesz­cze jeden apo­kryf o smut­ku dzie­ciń­stwa i ilu­zji doro­sło­ści, ich nie­uchron­nym spo­tka­niu, ponow­nych, trud­niej­szych naro­dzi­nach.

O autorze

Jacek Gutorow

Urodzony 12 września 1970 roku w Grodkowie. Poeta, krytyk, tłumacz. Pracuje w Instytucie Filologii Angielskiej Uniwersytetu Opolskiego. Laureat Nagrody im. Kazimiery Iłłakowiczówny (1998), Fundacji Kultury (2003) oraz Nagrody im. Ludwika Frydego (2003). Nominowany do Nagrody Literackiej Nike, Nagrody Literackiej Gdynia oraz Nagrody Mediów Publicznych Cogito za opublikowany w 2008 roku tom Inne tempo. Mieszka w Opolu.

Powiązania