
Poezja na nowy wiek
nagrania / wydarzenia Różni autorzyDebata w Salonie Polityki wokół antologii Poeci na nowy wiek.
WięcejEsej Anny Kałuży książki Ciemna materia Rae Armantrout w tłumaczeniu Kacpra Bartczaka, wydanej w Biurze Literackim 3 września 2018 roku.
[…]
the material world is made up
entirely
of collisions,
between otherwise
indefinite objects
Rae Armontrout „Entangled”
Ustanowić dziś „nowe różnice potencjału” (Jacques Rancière) w związkach sztuki i obrazu, poezji i wiersza, medialności społeczno-rynkowych wyobrażeń i symptomów specyficznie uporządkowanego języka – to pragnienie artystów/artystek przełomu XX i XXI wieku. Nie wszystkich oczywiście. To pragnienie wyłącznie tych, którzy/które rozumieją, że nie da się wyodrębnić artystycznej sfery działań, niezależnej od cyrkulacji kodów społecznych, przekonań politycznych i kulturowych wyobrażeń. Co nie oznacza, że należy poddać się logice wyrównywania wartości między nimi. Wręcz przeciwnie – należy za wszelką cenę rozszerzać proces nadawania i różnicowania ich wartości. Kombinacje (asamblaże, montaże, przechwycenia etc.) rozmaitych semio-materiałów nie bronią już artystycznych wypowiedzi przed zawłaszczeniem/neutralizacją. Sposób wykonania danej sztuki nie decyduje dziś o jej skuteczności i odróżnialności. Dlatego musimy brać pod uwagę raczej sposób jej istnienia/przemieszczania się w społecznych trajektoriach i dlatego tak ważne są owe „różnice potencjałów” między oporną formą, materiałem i społecznymi wyobrażeniami. Co jednak to konkretnie oznacza?
1.
„Dziś”, o którym myślę, jest dosyć rozległe, obejmuje aktualność od lat siedemdziesiątych XX wieku. A może i sięga znaczenie głębiej, bo wydaje się, że aby zrozumieć, o co chodzi Rae Armantrout, trzeba trochę przeciągnąć perspektywę.
W zainteresowaniu materialnością medium oraz materiałami, z jakimi / w jakich pracuje, Armantrout nie jest osamotniona, należy do wielkiej rodziny artystów/artystek, którzy/które działają w podobnych rejonach. Niemiecki historyk sztuki, Günter Bandmann, uważa, że od końca XIX wieku artyści usiłowali „oddać sprawiedliwość tworzywu”. Zainicjonowana wówczas „estetyka tworzywa” wiązała się z artystyczną emancypacją środowiska mieszczańskiego, które wprowadziło do sztuki charakterystyczne dla swojego życia materiały. Ludzki awans społeczny pociągnął więc za sobą także awans materiałów – zainteresowanie przeobrażeniami, przekształceniami przyniosło przede wszystkim zainteresowanie witalnością/energetycznością materii. Najpierw malarze uważniej obserwowali tradycyjne surowce – pigmenty, farbę, kolory, a następnie włączyli do sztuki materiały obce malarstwu, co widać szczególnie w technice kolażu, objéts Picassa, przestrzennych inscenizacjach, objet trouvé, informe Bataille’a. Procesy te sprzyjały później tworzeniu nowych pojęć: między innymi Jean Dubuffet określił mianem asamblażu prace, w których wykorzystywał rozmaite materie organiczno-biologiczne, a Robert Rauschenberg – nazwał combine painting trójwymiarowe obiekty z gotowymi przedmiotami, takimi jak deski, wiadra czy drabiny. Podobne historie działy się w literaturze/poezji.
Artystom/artystkom początku XX wieku chodziło oczywiście o podkreślenie materialnej autonomii dzieła. Ale już od połowy wieku XX to się zmieniło i, ryzykując duże uogólnienie, można powiedzieć, że artystom/artystkom (a mam tu na myśli zarówno „tych i te od języka” oraz „tych i te od obrazów”, choć to podział zwodniczy), zaczęło zależeć na wejściu w obieg materii (której a priori nie dzielono na artystyczną i nie-artystyczną), na zebraniu widzialności i wypowiedzialności w nową formę zrzeszenia. Tego typu zmiany w postrzeganiu medium i materiałów można połączyć z nowym spojrzeniem na materialność. Wyróżnia się ono od tej pory nie tylko inaczej rozumianą pracą artystyczną ze środowiskiem/przyrodą, ekologicznymi impulsami, ale także uhistorycznieniem i uspołecznieniem materiałów/mediów i przedmiotów. Nie można dziś po prostu zapomnieć o tym, co niosą ze sobą tworzywa, gdy próbują się wyłączyć z dialektyki znaku-przedmiotu: każdorazowo wskazują one na miejsce swojego pochodzenia, sposoby użycia, społeczne zapotrzebowania etc. Nie chodzi już o materialność czy materię w ogóle, ale o konkretne materiały, które mają swoją historię, aktualność, tymczasowy kształt: „opisać właściwości materiałów znaczy tyle, co opowiadać o tym, co się z nimi dzieje, kiedy przepływają, mieszają się i mutują” − jak uważa Tim Ingold.
2.
I tu wracamy do Rae Armontrout. Trafia ona na ten moment, gdy „oddanie sprawiedliwości materii” nie jest już wyłącznie walką o autonomię estetyczną dzieła. Jej wiersze, oparte na kombinacjach materialnych mediów/aparatur, wynikają wprost z pragnienia wejścia w obieg materii i jednocześnie zdają się przeczyć temu pragnieniu. Heterogeniczne wizualne elementy tworzące w wierszach amerykańskiej poetki płaszczyznę wypowiedzenia odwołują się przede wszystkim do niewspółmierności. Mieszają się ze sobą, zarazem różnicując. Wywołują wrażenie wspólnoty, pozostając pojedynczymi drobinami języka-materii. Wiersz Armontrout stara się ułatwić wymianę pomiędzy zdolnością ekspresyjną znaków oraz możliwością komunikacyjną ich użytkowników, a przede wszystkim – stworzyć propozycję wymiany także pomiędzy innymi mediami/materiałami. Niewspółmierność i splątanie są w pracy jej wiersza zasadnicze i prowadzą, rzecz jasna, do konfliktów, paradoksów i sprzeczności, czyli do życia i przekształceń.
Niewspółmierność to ważna kategoria estetyczna nowoczesności. W przekonaniu wielu krytyków określała rozdział między zmysłowym (materialnym) zjawianiem się (obecnością) a znaczeniem; ale też między rozmaitymi mediami sztuki oraz rozmaitymi sztukami. Przekonanie, że wszystkie sztuki są doskonale wymienialne, zakwestionował Lessing, co – jak podkreśla w Losie obrazów Rancière – doprowadziło do przesadnego uwznioślenia niewspółmierności. Odtąd „bez wspólnej miary”, jaką była starożytnie pojmowana historia, miały obywać się poszczególne rodzaje sztuki, a dowodem braku takiej miary miały być heterogeniczne dzieła, na jednej płaszczyźnie stawiające parasol i maszynę do szycia. Armantrout odwołuje się do tej właśnie tradycji. Nie po to jednak, by zakwestionować odrębność poszczególnych jednostek, poziomów i serii (w imię powrotu do transcendencji „wspólnej miary”), nie po to też, by znaleźć raz na zawsze płaszczyznę godzącą tę wielość w martwej nieruchomości harmonii, ale po to, by wyartykułować splatanie się językowych materialności, które uniemożliwi rozdzielenie ról na milczące obrazy, działające podmioty, martwe rzeczy.
Rzeczy, słowa, porządki wizualne i foniczne, przedstawienie i medium w jej tekstach nie godzą się już ze sobą w perspektywie, która podporządkowuje je racjonalno-mechanicznej wizji świata lub zmitologizowanej świadomości, odrzucającej towarowo-rynkowy koszt modernizacji. Są ze sobą niewspółmierne, ale nie nieruchome i niepozbawione życia. Mogą od czasu do czasu i na jakiś czas ustanawiać nowe podziały i nowe połączenia. Po co Armantrout robi takie rzeczy?
Jej wiersze odnoszą się do wszystkich sprzeczności, trudności i oporów, na jakie trafia człowiek, gdy mówi o materialnym świecie niezdefiniowanych obiektów, chcąc je włączyć do „ludzkiego” świata. Armantrout stać na pokazanie wielu poziomów organizacji tego świata: od atomów po społeczne konstelacje. Ich splatanie sprzyja nieokreśloności, sprzyja też rozmaitym eksperymentom percepcyjnym. Wiele jej wierszy zrobionych jest tak, jak na przykład „Przyjemności”: od razu dostrzegamy niewspółmierność pomiędzy sekwencjami zdań-wydarzeń, nawet jeśli później chcemy przybliżyć do siebie te sekwencje. To ze zbliżeniami splątanej materii, materiałów i mediów współpracuje wiersz, wplątując się w ich zdolności reagowania, mówienia i oznaczania.
Dla przykładu na koniec prześledźmy ten wiersz. W „Przyjemności” Armantrout buduje inicjalny obraz (obraz-zdanie) na starym przekonaniu o rozdzieleniu natury/środowiska i człowieka, któremu mogłoby zapobiec wyłącznie pełne utożsamienie się: „Równowaga jak w sztuczce/ ekwilibrysty// powstaje,/ kiedy pszczoły// mijają się,// brzęcząc tkliwie/ na kursie między kwiatami.// Chciałabym myśleć –/ jestem jedną,// nie,/ nimi wszystkimi”. Drugi obraz-zdanie dorzuca nowy głos do tematu: „Ta myśl/ że moje zmysły// są moje/ wpuszcza// życie w życie?// Jak odróżnić jedno/ światełko od następnego?// Tylko rozróżnienia/ się liczą. // („Liczydła”)”. Zmysły zarazem wpuszczają życie w życie, ale liczą się rozróżnienia, pojedynczości, wielość myślących zmysłów. Pszczoła i kwiaty z pierwszej sekwencji wymieniają się swoimi właściwościami z falą światła z drugiej sekwencji. A w trzeciej stają się „samomiernymi wielkościami”: „Ledwie sklecone/ z/ plechy kamertonów/ pisków kosów:/ małe złote/ samomierne/ wielkości”.
Wiersz prowadzi nas od mówiącego-zmysłowego „Ja” do pszczół przelatujących nad kwiatami (zwarty obraz) do „samomiernych wielkości”, jakimi mogą być, rzecz jasna, kosy, których piski słyszymy. Ale „samomierne wielkości” to także wszystko inne, nie tylko kosy. Armantrout daje pierwszeństwo procesom przetworzeniowym, w których latające mikro-obiekty (kosy, pszczoły), fale dźwiękowo-świetlne, cząsteczki barw lepiej sobie radzą niż radziłyby sobie w sztywnej i statycznej strukturze gotowego obrazu. Sam wiersz także w tych procesach uczestniczy, nie ukrywając paradoksu wprowadzanego raz po raz przez własne medialno-materiałowe życie.
Urodzona w 1977 roku. Krytyczka literacka. Pracownik Zakładu Literatury Współczesnej Uniwersytetu Śląskiego. Mieszka w Jaworznie.