recenzje / ESEJE

Matka Piratka

Olga Masiuk

Recenzja Olgi Masiuk książki Piraci dobrej roboty Joanny Mueller, wydanej nakładem Biura Literackiego 23 października 2017 roku.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Mat­ki i dzie­ci

Dzie­ci marzą o tym, żeby pira­to­wać, chcą łupić, wyła­wiać zato­pio­ne skar­by, roz­bi­jać orze­chy koko­so­we na bez­lud­nych wyspach. Chcą pluć za bur­tę, żuć tytoń i kląć pod nosem. Ich mat­ki za to marzą o spo­koj­nym morzu, o falach, któ­re łagod­nie uko­ły­szą pocie­chy do snu, o łód­kach z papie­ru pły­ną­cych po płyt­kich wodach kału­ży. I marzą też o dzie­ciach, któ­re wyszo­ru­ją zęby i pokład, zanim pój­dą spać. A zatem mat­ki pró­bu­ją zmie­nić obraz pira­ta i tę zła­go­dzo­ną jego wer­sję przed­sta­wić dzie­ciom. Porzu­ca on złą robo­tę na rzecz dobrej, już nie raBu­je, a raTu­je: skar­by i zło­czyń­ców. Nik­czem­ni­ków spro­wa­dza na dro­gę cno­ty, pro­po­nu­jąc wegań­ską die­tę lub psy­cho­te­ra­pię. Pocie­szy bar­ra­ku­dę, roz­plą­cze ośmior­ni­cę, wyj­mie list z butel­ki i dostar­czy adre­sa­to­wi. O takich mat­kach Joan­na Muel­ler pisze w tytu­ło­wym wier­szu tomu.

Są jesz­cze inne mat­ki. Nie wal­czą z pira­ta­mi. Prze­ciw­nie. Wbrew radom i obu­rze­niom dobrych cio­tek, pozwa­la­ją dzie­ciom wejść na pirac­ki pokład. Tak mądrze zacho­wa­ła się mat­ka Tommy’ego i Anni­ki, pozwa­la­jąc im poże­glo­wać z Pip­pi.

Tak więc pew­ne­go chłod­ne­go wie­czo­ru na przed­wio­śniu Tom­my i Anni­ka opu­ści­li po raz pierw­szy w życiu małe, malut­kie mia­stecz­ko, aby razem z Pip­pi wyru­szyć w sze­ro­ki, dziw­ny świat. Sta­li wszy­scy tro­je przy relin­gu, a świe­ży, wie­czor­ny wiatr wydy­mał żagle „Pod­fru­waj­ki”. (…) Kole­żan­ki i kole­dzy szkol­ni Tommy’ego i Anni­ki, zebra­ni na nabrze­żu, pra­wie pła­ka­li ze smut­ku i zazdro­ści. (…)
– Tom­my i Anni­ko! – zawo­ła­ła pani Set­ter­gren. – Jak już będzie­cie na Morzu Pół­noc­nym, to włóż­cie d w a pod­ko­szul­ki i…
Resz­tę tego, co chcia­ła powie­dzieć, zagłu­szy­ły okrzy­ki poże­gnal­ne zebra­nych na nabrze­żu ludzi, dzi­kie rże­nie konia, weso­łe pokrzy­ki­wa­nia Pip­pi i potęż­ne trą­bie­nie kapi­ta­na Poń­czo­chy wycie­ra­ją­ce­go nos. Podróż zaczę­ła się. „Pod­fru­waj­ka” pły­nę­ła pod roz­gwież­dżo­nym nie­bem, kawał­ki kry tań­czy­ły przy dzio­bie, wiatr śpie­wał w żaglach.
– Ach, Pip­pi – powie­dzia­ła Anni­ka. – Tak się dziw­nie czu­ję. Zaczy­na mi się wyda­wać, że też zosta­nę pira­tem, jak doro­snę [1].

Joan­na Muel­ler, któ­ra do spół­ki z domo­wą dzie­cię­cą zało­gą napi­sa­ła pirac­kie wier­sze, nie nale­ży do żad­nej z tych mat­czy­nych kate­go­rii – nie wie­rzy w bez­ko­li­zyj­ne rej­sy, choć cza­sem marzy o nich, gdy „leży na boku jak łódź w suchym doku”. Nie ocie­ra chu­s­tecz­ką łzy, sto­jąc na brze­gu i wpa­tru­jąc się w zni­ka­ją­cą na hory­zon­cie „Pod­fru­waj­kę”, choć nie spo­sób jej odmó­wić mądro­ści pani Set­ter­gren. Ale poet­ka wybie­ra swo­ją wła­sną dro­gę. Joan­na Muel­ler nie jest ani mat­ką nud­ną, ani roz­sąd­ną. To Mat­ka Pirat­ka. Ładu­je swo­ją zało­gę na łaj­bę, ale przede wszyst­kim sama wkra­cza na pokład, a za nią wsia­da cały wier­szo­wa­ny świat: papu­gi, reki­ny, mor­skie kro­wy i wie­lo­ry­by. Wie, że nie chwy­cić ste­rów, to nara­zić się na wiecz­ne pozo­sta­nie z manat­ka­mi. I cho­ciaż cza­sem mogło­by się wyda­wać, że w jakimś sen­sie z nimi zosta­je, bo do wier­szy wdzie­ra­ją się odgło­sy świa­ta lądo­wych szczu­rów (tat­ko oglą­da mecz, sio­stra chce bra­tu wydra­pać oczy, zmę­cze­ni rodzi­ce uży­wa­ją krzy­ków, napo­mnień i gróźb, a dzie­ci, któ­re wspi­na­ją się po kolej­nych lewe­lach kom­pu­te­ro­wych gie­rek, umy­ka­ją rodzi­com), to nawet wte­dy, w domo­wych pie­le­szach i kło­po­tach, sie­dząc na kana­pie, Joan­na Muel­ler pira­tu­je.

Obra­zek, któ­ry roz­po­czy­na ten tom, ma urok daw­nych pocz­tó­wek: mama z książ­ką oto­czo­na dzieć­mi woła­ją­cy­mi: „Czy­taj nam!”, a dzię­ki temu czy­ta­niu wszy­scy zbli­ża­ją się do sie­bie i kocha­ją. Ma taka chwi­la urok, jaki panu­je w poko­ju, gdy pani Ram­say czy­ta Jame­so­wi baśń, żeby zła­go­dzić nie­moż­ność wypra­wy do latar­ni mor­skiej. Ale u Joan­ny Muel­ler sen­ty­men­tal­ne obraz­ki nie na dłu­go zaj­mu­ją wyobraź­nię. Zza ksią­żecz­ki pod­no­si bowiem wzrok poet­ka, któ­ra wie, że czy­tać to nie zna­czy marzyć o pły­wa­niu, czy­tać, to zna­czy pły­wać.

(…) po to słu­żą okrę­ty sło­wa
by je od nudy dnia odcu­mo­wać –
i poże­glo­wać w peł­nym zachwy­cie,
zanim się zrzu­ci w dno snu kotwi­cę.

Dzie­ci wią­żą się węzeł­ka­mi słów, mama jak zakład­ki roz­da­je cału­sy. Ale to tyl­ko chwi­lo­wy spo­kój wypły­wa­nia z por­tu. Ten moment, kie­dy zachwy­co­na Anni­ka szep­ce do Pip­pi, że marzy o byciu pira­tem. Przede wszyst­kim bowiem jest to chwi­la, kie­dy Joan­na Muel­ler, roz­to­czyw­szy przed czy­tel­ni­ka­mi bło­gi nastrój, chy­trze się uśmie­cha. Spod grzyw­ki wyska­ku­je jej „strasz­nie gadul­ski Wiel­ko­lud Myśl­ny”, a wraz z nim wysy­pu­ją się pirac­kie wier­sze. Cza­sem nawet, kie­dy je czy­tam, mam wra­że­nie, że dzie­ci już daw­no śpią, wtu­lo­ne w puch kolo­ro­wych koł­de­rek, a Joan­na Muel­ler sama wyru­sza na swo­je poetyc­kie łupie­stwa. Bo, owszem, jest tak, że dzie­cię­ce wier­szy­ki Muel­ler zakła­da­ją dzie­cię­ce­go czy­tel­ni­ka, dostra­ja­ją do nie­go ton, słow­ny żart i aurę, ale jest w nich tak­że bar­dzo waż­na figu­ra mat­ki. I to mat­ka wła­śnie pira­tu­je. To ona ma na ramie­niu papu­gę, „na gło­wie apasz­kę, wzrok dzi­ki i w zębach nóż” –  jak śpie­wa­li o sobie pira­ci w słu­cho­wi­sku dla dzie­ci o Robin­so­nie Cru­zoe [2].

Wspa­nia­le poma­ga­ją jej w tym ilu­stra­cje Marian­ny Szty­my. Wle­wa­ją się w wier­sze jak woda. Ide­al­nie widać, jak tekst dry­fu­je po ilu­stro­wa­nych falach.

Konik mor­ski i Manat­ka

Naj­pięk­niej widać to w wier­szu o koni­ku mor­skim. Ilu­stra­cja wydo­by­wa kształt tek­stu i tym samym pod­kre­śla dum­ny kształt koni­ko­we­go ojca z pier­sią wypię­tą niczym do meda­li (za zasłu­gi na rzecz opie­ki nad dzieć­mi). Za chwi­lę oka­że się, że być może to nie pierś, a tor­ba lęgo­wa, „tam się set­ka koni­ków prze­cho­wa” nim „wystrze­lą z taty jak z arma­ty”. Ale dzię­ki ilu­stra­cjom jesz­cze widocz­niej­szy stał się kształt zna­ku zapy­ta­nia, w któ­ry konik się uło­żył. A zatem moc­niej sta­nę­ło pyta­nie z fina­łu wier­sza – napraw­dę mamy czcić koni­ka, nie­uchy­la­ją­ce­go się od rodzi­ciel­skich obo­wiąz­ków, pod­czas gdy ta sama pra­ca matek pozo­sta­je bez pochwał? Tym bar­dziej że tuż obok znaj­du­je się wiersz o manat­ce, któ­ra od lat nie może wyrwać się z Flo­ry­dy, żeby odwie­dzić Bał­tyk, bo pochła­nia­ją ją domo­we obo­wiąz­ki, wciąż opie­ku­je się mężem i powięk­sza­ją­cą się gro­mad­ką dzie­ci. „Swej tęsk­no­ty nie liczy lata­mi, lecz cią­ża­mi i dzie­ci spra­wa­mi”. Męża łupią korzon­ki, dzie­ci dopa­da koklusz flo­rydz­ki – wypra­wa się odda­la w wiecz­ne nie­speł­nie­nie. „W lep­szym świe­cie ktoś może pomo­że / tej manat­ce co rusza za morze?”.

Może pomógł­by konik mor­ski z poprzed­niej stro­ny? Ale jest odwró­co­ny, nie wia­do­mo tak­że, czy manat­ko­wych próśb o pomoc nie zagłu­szy­ły­by wypo­wia­da­ne pod jego adre­sem pochwa­ły. Pochwa­ły za to, co w przy­ro­dzie bez pochwał robią dziew­czy­ny. W takich wier­szach widać Joan­nę Muel­ler pirat­kę ze Wspól­ne­go Poko­ju, któ­ra prze­sła­nia­jąc jed­no oko czar­ną pirac­ką klap­ką, zwra­ca uwa­gę na tę nie­spra­wie­dli­wość płcio­wą, któ­ra panu­je w morzach i oce­anach.

Mieć haka na boja­ka

„Są w mamy mówie­niu takie sło­wa-stra­sza­ki, / co naj­lep­sze pomy­sły paku­ją do paki”. Te sło­wa to boja­ki:

Bojak! – nie zro­bisz mat­my, nie pój­dziesz na rower,
Bojak! – będziesz nie­grzecz­na, to tata się dowie,
Bojak! – nie sprząt­niesz kloc­ków, nie dam ci kola­cji,
Bojak! – będziesz tak krzy­czał, to koniec atrak­cji!

Bojak już w zapi­sie wyglą­da zło­wiesz­czo. Bojo­wo. Brzmi groź­nie i mama robi się groź­na, gdy się boja­ka­mi posłu­gu­je. Roz­pę­tu­je się wte­dy niczym hura­gan i zmia­ta dzie­ci z ich pomy­sła­mi. Każ­dy kto miał mat­kę lub był mat­ką, dosko­na­le zna takie momen­ty. Ale mama w wier­szach Muel­ler nie do koń­ca się w tej roli odnaj­du­je. I wła­śnie kie­dy nad­cho­dzi wie­czór, czy­li czas opo­wia­da­nia bajek, a zatem czas mat­czy­ne­go pira­to­wa­nia, prze­obra­ża się. Budzi się w niej pirat­ka słow­na, któ­rą pocią­gać zaczy­na nie wła­sna złość, a zło­wiesz­cze brzmie­nie boja­ka, a sło­wo­twór­cza prze­ko­ra każe się mu prze­ciw­sta­wić i „bro­je­nia roz­bro­ić”. To nie złość mat­ki, któ­ra prze­cho­dzi. To słow­na rebe­lia, któ­ra w poezji Joan­ny Muel­ler nie prze­cho­dzi nigdy. Naj­pierw zmie­nia się pole zna­cze­nio­we:

Bojak! – zbi­jesz ten wazon, zosta­ną mi kwia­ty,
Bojak! – podrzesz sukien­kę, naszy­ję ci łaty,
Bojak! – się spóź­ni­my, zyska­my szmat cza­su,
Bojak! – uciek­nie tram­waj, pój­dzie­my do lasu.

Muel­ler uwiel­bia łupić sło­wa, puścić za nimi reki­na, żeby im odgryzł koń­ców­kę, schwy­tać w sieć neo­lo­gi­zmu. „Zachwi­le” i „zara­zy” (czy­li sło­wa, któ­ry­mi rodzi­ce i dzie­ci opę­dza­ją się od sie­bie nawza­jem) czy­ni naj­pierw zło­wiesz­czy­mi byta­mi, a potem prze­mie­nia. „Zachwi­le” w zachwy­ty, a zaraz w teraz. Joan­na Muel­ler stwa­rza naj­pierw ze sło­wa Kapi­ta­na Haka, któ­ry dźga jej wiersz boja­kiem lub zara­zą. A potem ona, niczym walecz­ny Pio­truś Pan, roz­pra­wia się z nim, tępi jego hak i kolec i przy­wra­ca mu łagod­ność zna­cze­nia. I tak wie­lo­ryb znaj­dzie w sobie „nie­do­ry­ba”, odkąd zare­je­stru­je nowe imię w Urzę­dzie Mor­skim. I w swo­im nie­do- łatwiej będzie mu się scho­wać. A „wścib­stwo wychu­cho­la” zosta­nie obna­żo­ne, żeby już nic nie mógł wyniu­chać. Sło­wa jak skar­by leżą na dnie języ­ka. Lin­gwi­stycz­ne upodo­ba­nia poetyc­kie w tym tomie Joan­ny Muel­ler znaj­du­ją nową przy­stań, wier­sza dla dzie­ci, jego spe­cy­ficz­ne­go ryt­mu, rymu i poczu­cia humo­ru. Nie dziw­ne, że żeglu­je Muel­ler ze swo­ją zało­gą (Marią, Janem, Agniesz­ką i Józe­fem), któ­ra jak przy­sta­ło na pira­tów z dobre­go poetyc­kie­go domu już od jakie­goś cza­su pod­rzu­ca cza­sem powie­dzon­ko czy słów­ko do wier­szy mamy.

Hie­na Ire­na

Fina­ło­wa postać, hie­na Ire­na, wyda­je mi się naj­sym­pa­tycz­niej­szą boha­ter­ką tomu. Wbrew swo­im sio­strom nie jest Ire­na „nie­na­żar­ta żar­ta­mi”, nie chce chi­cho­tać zło­śli­wie ani żero­wać na padli­nie ludz­kich (samo mi się napi­sa­ło, ale prze­cież hie­ny w tym wier­szu żeru­ją na wiel­błą­dach, alpa­kach, hip­ciach i „oka­pim, co się gapi”) potknięć. Co wię­cej nie akcep­tu­je śmie­chu pod­le chi­cho­czą­cych sióstr:

Raz Ire­na spy­ta­ła od nie­chce­nia
O powo­dy stad­ne­go roz­ba­wie­nia:
„Cze­mu wy tak bez prze­rwy recho­cze­cie?”
„Jak to cze­mu? By lepiej wypaść w necie!
Na Hien­te­rze nikt nie lubi postów mru­ków,
Smut­ne sel­fie to jest obciach na Pysk­bo­oku.
Obczaj, Irka!”

Muel­ler obcza­ja. Dosta­je się w tym tomie wir­tu­al­ne­mu świa­tu na każ­dym kro­ku. I bar­dziej samej sie­ci niż pirac­twu w niej. Bied­ny lewek, któ­ry prze­mie­rza kolej­ne lewe­le gry, znik­nął­by w napi­sie game over, gdy­by autor­ka nie ura­to­wa­ła go szla­chet­nie w ostat­niej stro­fie. Dużo jest w tych wier­szach wspa­nia­łych wir­tu­al­nych pomy­słów – hie­ny sły­ną z umiesz­cza­nia głu­pich zdjęć na Pan­del­ku i kom­pro­mi­tu­ją­cych fil­mi­ków na Zoo­tu­bie. I nie ma w tym narze­ka­nia rodzi­ców, że dzie­ci zni­ka­ją w sie­ci (no może tro­chę), ale jest przede wszyst­kim tęsk­no­ta poet­ki-pirat­ki za praw­dzi­wą przy­go­dą, a nie ode­gra­ną w grze, za „rado­ścią szcze­rą, a nie szcze­rzo­ną”. Tę tęsk­no­tę dzie­li z hie­ną Ire­ną. „Cóż, mam wiel­ką sła­bość do świa­ta, / któ­ry nie jest zbyt sko­ry do śmie­chu” – powie Ire­na, tłu­ma­cząc się poet­ce, że nie bawią ją „pysk­bo­oko­we” żar­ty ani uję­cia „bez futer­ka”. Autor­ka nie umie szcze­rze roz­ba­wić swo­jej boha­ter­ki i ta w koń­cu wycho­dzi z jej wier­sza. Nie­sa­mo­wi­ty jest ten nastrój zakoń­cze­nia. Jak­by Joan­na Muel­ler wra­ca­ła z pirac­kiej wypra­wy bez skar­bów i nie­wol­ni­ków. W tym momen­cie przy­po­mi­na już nie pirat­kę, ale Panią Dar­ling, któ­ra cze­ka z poca­łun­kiem na tego chłop­ca, któ­ry nie wró­ci, bo na zawsze zamiesz­kał na wyspie, a ona sama musi prze­cież sie­dzieć na kana­pie i być poważ­ną doro­słą. Tego jed­ne­go cału­sa Joan­na Muel­ler nie roz­da jak zakład­ki. On jest prze­zna­czo­ny dla dziec­ka, któ­rym jest ona sama. Dziec­ka, któ­re z wypie­ka­mi na policz­kach słu­cha bajek i wier­szy­ków. Ono wła­śnie tęsk­ni za szcze­rą rado­ścią, wia­trem i solą z ude­rza­ją­cych o pokład fal. Dla­te­go koń­czy się ten tom Ire­nim smut­kiem i zamy­śle­niem poet­ki, któ­rej wymy­ka się boha­ter­ka. Joan­na Muel­ler musi wró­cić na kana­pę, otu­lić dzie­ci, bo już zasnę­ły. I zga­sić noc­ne lamp­ki przy ich łóż­kach. Ostat­nia boha­ter­ka opusz­cza tom z wier­sza­mi. Czy­tel­nik tak­że zamy­ka ze smut­kiem książ­kę, ponie­waż wier­sze się skoń­czy­ły.

Ale na szczę­ście jutro znów nadej­dzie wie­czór i znów będzie moż­na wypły­nąć i zakrzyk­nąć:

Ahoj, wszyst­kie­mu, co dobre,
Wszyst­kie­mu co dobre, ahoj!


Przy­pi­sy:
[1] Astrid Lind­gren, Pip­pi na Połu­dnio­wym Pacy­fi­ku, przeł. T. Chła­pow­ska, War­sza­wa 1960, s. 66–67.
[2] Przy­go­dy Robin­so­na Cru­zoe: baj­ka muzycz­na, tekst K. Wod­nic­ka wg D. Defoe. Słu­cho­wi­sko z 1979 roku zosta­ło wzno­wio­ne w serii Baj­ki-Graj­ki.

 

belka_1

O autorze

Olga Masiuk

Urodzona w 1979 roku w Kętrzynie. Autorka książek dla dzieci (Tydzień Konstancji oraz Lenka, Fryderyk i podróże) oraz nauczycielka. Mieszka w Warszawie.

Powiązania

Dzieci szybciej zrozumieją

wywiady / o książce Joanna Mueller Maria Liczner

Roz­mo­wa Marii Licz­ner z Joan­ną Muel­ler, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Pira­ci dobrej robo­ty, wyda­nej nakła­dem Biu­ra Lite­rac­kie­go 23 paź­dzier­ni­ka 2017 roku.

Więcej

Hmm, aha, pff, czyli o piraceniu pisania

recenzje / KOMENTARZE Joanna Mueller

Autor­ski komen­tarz Joan­ny Muel­ler w ramach cyklu „Histo­ria jed­ne­go tek­stu”, towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze książ­ki Pira­ci dobrej robo­ty, wyda­nej nakła­dem Biu­ra Lite­rac­kie­go 23 paź­dzier­ni­ka 2017 roku.

Więcej

Piraci dobrej roboty: Fragment

utwory / zapowiedzi książek Joanna Mueller Marianna Sztyma

Frag­ment zapo­wia­da­ją­cy książ­kę Pira­ci dobrej robo­ty Joan­ny Muel­ler z ilu­stra­cja­mi autor­stwa Marian­ny Szty­my, któ­ra uka­że się w Biu­rze Lite­rac­kim 23 paź­dzier­ni­ka 2017 roku.

Więcej

Piraci dobrej roboty: Wierszowiązałki

utwory / zapowiedzi książek Joanna Mueller Marianna Sztyma

Frag­ment zapo­wia­da­ją­cy książ­kę Pira­ci dobrej robo­ty Joan­ny Muel­ler z ilu­stra­cja­mi autor­stwa Marian­ny Szty­my, któ­ra uka­że się w Biu­rze Lite­rac­kim 23 paź­dzier­ni­ka 2017 roku.

Więcej