Książka Rumeny Bužarovskiej Mój pan mąż ukazuje się jako 15. tom Nowego Europejskiego Kanonu Literackiego, wprowadzającego w przestrzeń języka polskiego nieznane i ciekawe głosy pisarek i pisarzy z takich krajów jak Ukraina, Słowenia czy Norwegia. Tym razem otrzymujemy – dzięki przekładowi Doroty Jovanki Ćirlić – zbiór opowiadań urodzonej w Skopje pisarki, tłumaczki, akademiczki i aktywistki społecznej. Macedonka, świetnie poruszająca się w orbicie języka angielskiego (wykłada zresztą kulturę amerykańską na uniwersytecie w Skopje), pisze w swoim ojczystym języku i oddaje w tekstach koloryt lokalny kraju. Ma to znaczenie, ponieważ w minimalizmie i precyzji, jakich wymagają opowiadania, ważny okazuje się każdy element, nawet niepozorny detal. Bužarovska wyposaża teksty w tropy dobrze sobie znane, uwiarygodnione okiem i piórem osoby stamtąd. Opowiadania z tomu Mój pan mąż są jednak tyleż lokalne, co uniwersalne – tak jak uniwersalna może być dla europejskich czytelniczek i czytelników mikroopowieść rodzinna, osadzona w strukturze patriarchalnej.
Tytułowy mąż – rozpisany przez Bužarovską w jedenastu portretach – uosabia najgorszą, najbardziej toksyczną męskość. To mężczyźni nieznoszący krytyki, przemocowcy z przerostem ego. Bužarovska przedstawia ich wyjątkowo bezwzględnie, niejako odwracając bieguny naszych kulturowych przyzwyczajeń, bo tym razem mamy do czynienia z taksującym spojrzeniem kobiet-narratorek na mężczyzn. Wyraźnie wybrzmiewa to choćby w otwierającym tom opowiadaniu, zatytułowanym Mój mąż, poeta. Nieczuła ocena żony dotyczy wyglądu starzejącego się mężczyzny, ale jej ostrze sięga zwykle znacznie głębiej, tego, co w oczach samego bohatera określa jego wyjątkowość. W przypadku pierwszego tekstu są to, obiektywnie rzecz biorąc, słabe wiersze. Żona, pierwsza odbiorczyni liryków, patrzy na męża-poetę bez cienia litości: „Kiedy widzę, jak stoi na środku salonu w mocnym świetle lampy, które podkreśla jego kulfonowaty nos i nieświeży kolor skóry na twarzy, zaczynam rozumieć, że jego poezja tak naprawdę wcale nie jest dobra. Często nie odnosi się do niczego, poza opowieścią o tym, jak on pisze swoje wiersze. Myślę, że to go na serio ekscytuje. Nawet seksualnie” (s. 6). Ciekawe, że Bužarovska często sięga po artystowski motyw, by pokazać, jak okazuje się sztuczny i nieadekwatny wobec portretowanych męskich postaw. Nie świadczy bowiem o ich wrażliwości, mającej równoważyć tradycyjne, patriarchalne zachowania, ale przeradza się w karykaturę, pokazuje pęknięcie nierealnego wizerunku, pielęgnowanego przez samego bohatera. Dzieje się tak również w opowiadaniu „Nektar”, którego bohaterem jest ginekolog, a zarazem artysta, malarz-amator. Oko patrzącej żony znów okazuje się bezlitosne w ocenie: „Obrazy mojego męża są skrajnie amatorskie. Kolory rozmazane, matowe, depresyjne. Za każdym razem, kiedy popełnia błąd, pokrywa to nową warstwą farby, wskutek czego jego obrazy przypominają wielkie, przytłaczające wymiociny – nierealny, obfity, przeżuty posiłek, który wrócił tam, skąd przyszedł” (s. 54). Wiarygodności takim druzgocącym ocenom dodają cechy opisywanych mężów: ich zarozumialstwo, wyniosłość, wręcz megalomania.
Bužarovska dąży jednak do tego, by to zadufanie – jako znaczący element portretu psychologicznego – zobaczyć w układzie małżeńskim, dynamice relacji. Aroganckim mężczyznom towarzyszą bowiem żony: nieraz ciche, zalęknione, stłamszone, czasem gotowe do jakiejś formy buntu i wygłoszenia przynajmniej słów krytyki. Dojmującą cechą kobiet pozostaje wszakże samotność, widziana szczególnie intensywnie właśnie w kompozycji rodzinnej, w której siły i uczucia nie rozkładają się równomiernie. Ostre i przenikliwe spojrzenie na mężów sytuuje bohaterki niejako z boku sceny, mimo że widzą więcej, nie przestają być zaangażowane, wciąż są przecież częścią związku, który nie przynosi im żadnej satysfakcji. Bužarovska zmusza swoje bohaterki do trudnych konfrontacji – nie tylko kłótni i słów jawnej pogardy, jakie słyszą od mężów, ale także braku wsparcia od innych kobiet: matek, sąsiadek, przyjaciółek. Próby rozmontowania małżeństwa czy wykroczenia poza zobowiązania są zawsze w tych opowieściach nieudane. Bohaterkom nie wychodzą zdrady, a tajemnice prowadzą do katastrof, jakby nad kobietami wisiało fatum, a wyjście z jednej opresji wpędzało je w kolejną.
Bužarovska doskonale żongluje w opowiadaniach tymi samymi motywami tematycznymi, pokazując, jak to, co pozornie ma emancypować jej bohaterki, staje się jedynie kolejną wersją upokorzeń serwowanych przez patriarchat. Tak dzieje się choćby z niespełnioną seksualnością. Niemal wszystkie portretowane żony doświadczają kresu namiętności, kiedyś będącej jednym z elementów napędzających związek. Powracająca w tekstach zdrada ujawnia wszakże swój awers i rewers. Z jednej bowiem strony odkryte przez żonę cudzołóstwo (w przypominającym thriller opowiadaniu „Cudzołożnik”) popycha bohaterkę do desperackiego kroku, w którym widać nie tyle walkę o męża, ile o własną godność kobiety doświadczającej w gruncie rzeczy gaslightingu. Góra Vodno, gdzie rozgrywa się pointa tekstu, miejsce schadzek kochanków, powraca w innym tekście, w zupełnie odmiennej konfiguracji. W tym wypadku bohaterka opowiadania „Ósmy marca” pod wpływem okoliczności jest gotowa zerwać z wiernością małżeńską. Groteskowy wręcz obrót spraw powoduje, że kobieta pozostaje z uczuciem niespełnienia, upokorzenia i wstydu. Nie chcę zdradzać szczegółów, ale opowiadanie przynosi komiczno-tragiczną woltę, w której kumulują się drobne niepowodzenia całego wieczoru, wszystkie w podobnym stopniu dowodzące wolności bohaterki, co – ostatecznie – czyniące z niej figurę odgrywającą jedynie oczekiwane role w teatrze patriarchatu: wiernej żony, spełnionej matki czy kochanki. Opowiadanie „Ósmy marca” pokazuje ponadto wagę szczegółów w prozie Bužarovskiej, a osobliwie – elementów kulinarnych, których znaczenie odkrywamy w przebiegu wydarzeń fabularnych. W tym tekście ważną funkcję pełni wątróbka, w opowiadaniu „Lila” – ajvar, którym bohaterka napełnia słoiki. Bužarovska tworzy prozę niesłychanie przemyślaną i świadomą tego, że w krótkiej formie znaczy każdy detal i każde słowo. W precyzji, z jaką autorka używa języka i schematów fabularnych, jest jednak miejsce – i to uznaję za najciekawsze w jej tekstach – na narracyjny zwrot, zaskakującą pointę lub otwarte zakończenie, pozostawiające czytelniczki i czytelników w konfuzji. Gesty te są według mnie niezwykle przemyślane i właśnie w nich Bužarovska przekracza banalność figur wyjętych z patriarchatu. Napisane często grubą kreską, wyolbrzymione wręcz we wzajemnym spojrzeniu na siebie odsłaniają grozę powszedniości, psychologiczną głębię codziennych, niezauważalnych rodzinnych dramatów.
Szczególnie przejmujące wydają mi się te opowiadania, w których relacja małżeńska jest przez autorkę dopełniona macierzyństwem, bo ono – jako kolejna rola tradycyjnie odgrywana w patriarchalnych dekoracjach – ujawnia swoją ciemną stronę. Bužarovska punktuje społeczną wartość macierzyństwa, wręcz konieczność realizowania w takiej formie własnej kobiecości, jednocześnie pokazując bohaterki jako nieszczęśliwe matki, cierpiące z powodu depresji poporodowej czy niepotrafiące zbudować oczekiwanej relacji bliskości z potomstwem. Dziecko jest też wreszcie przedmiotem w konflikcie małżeńskim, dowodząc przy tym bezwolności matki, jej paraliżu emocjonalnego wywołanego lękiem przed mężem. W takich układach dzieci płacą najwyższą cenę, tym dobitniej artykułowaną – paradoksalnie – że Bužarovska nie udziela im głosu. Dzieci polegają tutaj na rodzicach, zwłaszcza matkach, które nie radzą sobie z problemami wynikającymi z ciężaru opieki i nieporozumień z mężem. Świetnie widać to w opowiadaniu „Lila”,opowieści o trzech pokoleniach kobiet z klasowymi uprzedzeniami i ciężarem kłamstwa w tle.
„Mój pan mąż” – jako figura tytułowa i bohater jedenastu tekstów – jest u Bužarovskiej uosobieniem różnorodnych ciężarów emocjonalnych, z jakimi mierzą się kobiety. Staje się zatem punktem wyjścia dla każdej opowieści, ale znacznie ważniejsze jest w nich spojrzenie narratorek, demaskujące męskie toksyczności i kobiece samotności. W opowiadaniu „Nektar” bohaterka Bužarovskiej wypowiada zdania, które zdają mi się autorskim credo: „W mojej fantazji my, kobiety, siedzimy zawsze z boku i patrzymy na nich. Tak też zresztą robimy w rzeczywistości. Oni gadają, a my wciąż patrzymy”(s. 56). W takiej ramie czytam niewielkie prozy Bužarovskiej i tak widzę cel jej tekstów: w taksującym, bezlitosnym spojrzeniu na mężczyzn, wciąż próbujących ustalać zasady patriarchalnego świata i objaśniać je – jak przekonująco dowodziła Rebecca Solnit – kobietom. Bužarovska świetnie ustawionym głosem – i literacko, i krytycznie – pokazuje, jak opresyjny jest patriarchat, jak dotyczy i dotyka wszystkich: żon, dzieci i mężów. Chociaż trudno w układach rodzinnych opisanych przez Bužarovską odnaleźć choć jedną szczęśliwą osobę, bo każda szamocze się w cieniu powinności, wpojonych norm, stereotypów i cudzych oczekiwań, opowiadania poprzez ładunek krytyczny mają też wpisany projekt emancypacji.