Poezja jest oczywista
recenzje / IMPRESJE Janusz DrzewuckiEsej Janusza Drzewuckiego towarzyszący premierze książki Myśli do słów. Szkice o poezji Piotra Matywieckiego.
WięcejEsej Janusza Drzewuckiego towarzyszący premierze książki Języki obce Jacka Dehnela.
1. Czytam Jacka Dehnela od dawna, chociaż dotąd nigdy o nim nie pisałem. Tak to bywa w życiu i pożyciu krytycznoliterackim, że czyta się tego i owego, ale przez lata nie pisze się o nim nic a nic. Nie pisze się, bo nie ma się nic do napisania. Ale nie tylko dlatego. Nie pisze się, bo to, co chciałoby się napisać, napisać się nie chce. Pisanie o tym i owym odkłada się ciągle na później. Bywa, że i na święty nigdy albo jak kto woli: ad Calendas Graecas. Zastanawiam się teraz którą formułę wybrałby Jacek Dehnel: „ad Calendas Graecas”, „na święty nigdy” czy może „na świętego Dygdy, co nie ma nigdy”?
Zadaję sobie to pytanie, czytając już siódmy w jego dorobku zbiór wierszy Języki obce (a czwarty jaki ukazuje się nakładem Biura Literackiego, po Brzytwie okamgnienia, Ekranie kontrolnym oraz Rubryce strat i zysków). Czytam Języki obce przed publikacją książkową, a więc niestety tak, jak czytać nie lubię, czyli na ekranie komputera; wskutek czego Języki obce pozostają w tym momencie dla mnie bytem cokolwiek wirtualnym. Nie czuję zapachu książki, nie czuję jej ciężaru i jednocześnie lekkości, co zapewne poczuję, gdy wreszcie opuści drukarnię, znajdzie się w księgarni i wezmę ją do ręki.
Tak czy siak, stawiam sobie to pytanie nieprzypadkowo i to z dwu powodów. Po pierwsze z uwagi na Jacka Dehnela jako osobę, po drugie z uwagi na Jacka Dehnela jako poetę. Już wyjaśniam w czym rzecz.
2. Primo – od kilku lat widuję go tu i ówdzie. Nie tylko w telewizji zresztą, w której przez parę dobrych lat współprowadził całkiem udany program zatytułowany „ŁOSssKOT” (żeby nie było wątpliwości: w TVP, nie w Polsacie czy w TVN i nie w Telewizji Trwam). Raz i drugi spotykam go a to w Domu Literatury w Warszawie, a to w Bibliotece Uniwersytetu Warszawskiego na uroczystości wręczenia Nagrody Nike (do której zresztą był kilka razy nominowany, m.in. za opowieści Balzakiana i Saturn), a to w Bibliotece Narodowej (z okazji wystawy Świat Ptolemeusza. Włoska kartografia renesansowa w zbiorach BN napisał wielce oryginalną Kosmografię, czyli trzydzieści apokryfów tułaczych), braliśmy udział w tej samej audycji radiowej w Dwójce (oczywiście, że w Programie 2 Polskiego Radia, bo przecież nie w Tok FM, nie w Zetce czy Esce i nie w Radiu Maryja). Jacek Dehnel jako osoba to długa marynarka, bywa, że frak, muszka, krawat, fular, kapelusz panama lub melonik, oczywiście okulary, do tego sygnet, laska i wystudiowane staroświeckie maniery. Nie tyle osoba, ile kreacja osoby, autokreacja. Ktoś, kto chciałby przypominać już to Konstadinosa Kawafisa, już to Fernanda Pessoę. Myślę sobie nawet, że gdyby mógł wybrać czas i miejsce literackiej kariery, debiutowałby w okresie dwudziestolecia międzywojennego, byłby szóstym Skamandrytą albo kimś w rodzaju zapomnianego dzisiaj, lecz podówczas bijącego rekordy popularności Światopełka Karpińskiego.
Secundo – czytam wiersze Jacka Dehnela i stwierdzam, że nie pasują wcale do wymyślonej i wykreowanej przez niego indywidualności publicznej, medialnej. Wiersze nie pasują mi do osoby, osoba nie pasuje mi do wierszy. To dobrze, a nawet bardzo dobrze. W tym bowiem kryje się niespodzianka. Oczywiście, znajdzie się taki, już się znalazł, który nazwie jego poezję klasycystyczną, ale dla mnie jest ona nowoczesną i postnowoczesną, nad wyraz żywą, energetyczną. Kto pisze wiersze szalone jak te składające się na cykl tytułowy tomu, zatytułowany w całości Języki obce (notatki na marginesach programu Międzynarodowego Festiwalu Poezji) może równie dobrze chodzić w niewyprasowanym t‑shircie i pomiętych dżinsach. Mam jednak nadzieję, że ów nowoczesny i postnowoczesny poeta – czekający niecierpliwie na skajpa i mejla, wsłuchany w „suchy stuk klawiatury”, co wyznaje w Pożytkach z romantyzmu – zdaje sobie sprawę, że o tym jakim jest poetą przesądzają nie tylko jego wiersze, ale również rękopisy i w efekcie pisze nie tylko w (na) komputerze, lecz również piórem wiecznym. Jak trzymać styl, to już do końca.
Reasumując: o ile Dehnel osoba wydaje się być kimś upozowanym i udrapowanym, skupionym wyłącznie na sobie, na własnym wizerunku pisarza zamykającego się w wieży z kości słoniowej, o tyle Dehnel poeta okazuje się być twórcą otwartym na świat, umiejącym się śmiać, gdy trzeba się śmiać, a równocześnie umiejącym płakać, gdy trzeba płakać, spontanicznie reagującym na wszelkie bodźce jakich świat mu dostarcza. Rozziew pomiędzy takim a nie innym wizerunkiem raz osoby, drugi raz poety – między tym, co w określonym z imienia i nazwiska bycie egzystencjalnym i twórczym z jednej strony immanentne, a z drugiej transcendentne – traktuję jako wyraz autoświadomości Jacka Dehnela, któremu nieobca ani ironia, ani autoironia. Dlatego też czytam jego Języki obce z tym większą uwagą, mając się ciągle na baczności. Nie chciałbym bowiem wpaść w żadną z erudycyjnych pułapek, jakie w wierszach na czytelnika, którym przecież w pierwszym rzędzie jestem, autor zastawił.
3. Zbiór wierszy Języki obce został precyzyjnie skomponowany. Jego konstrukcja opiera się na trzech cyklach. Pierwszy to wspomniany wyżej cykl tytułowy, drugi to Plankty dławiące boleść, trzeci natomiast to Mały śpiewnik piosenek miłosnych. Pomiędzy pierwszym cyklem a drugim autor zamieścił sześć luźno – wydawałoby się – powiązanych ze sobą wierszy, a pomiędzy cyklem drugim a trzecim siedem wierszy powiązanych ze sobą – wydawałoby się – równie luźno. Całość otwiera wiersz Przed zdaniem, kończy zaś liryk bez tytułu zaczynający się słowami „Jakby / był dzień do opisania i nie było pointy”. Uwertura, trzy akty, pomiędzy nimi interludia czy intermedia, na koniec koda. Oklaski!
Wszystkie wiersze i cykle zostały opatrzone informacjami o tym gdzie i kiedy powstały. Zastanawiam się jednak co mi z wiedzy, że wiersz Zygmunt Kubiak pisze posłowie do «Wierszy i prozy» Kawafisa powstał w pociągu na trasie Kraków – Warszawa 25 IV 2011, a Fale w pociągu między Warszawą a Gdańskiem 26 IV 2010, że proza poetycka Sebastiano del Piombo – «Wskrzeszenie Łazarza» powstała w Londynie i w Warszawie 2–3 VII 2012, Maj w departamencie Somme w Beauval 24 V 2010, a wiersz Pałac Rozwidlających się Ścieżek w Pekinie i w Warszawie między 12 a 25 III 2013? W czym ma mi pomóc nota, że Villanella czterdziestosześciolatki wpuszczającej licealistę do pokoju hotelowego pisana była we Wrocławiu w ciągu dwu dni 19–20 IV 2012, natomiast na napisanie Słomianego wdowca poeta potrzebował niemal miesiąca w Warszawie między 30 X a 29 XI 2011, zaś utwory: «Tyger, tyger, dimm’d and matt / In the forests of the flat», Bajka o hurtowniku pietruszki, Pożytki z romantyzmu stworzył we wrześniu 2009 podczas pobytu – jak się domyślam – na stypendium Omi International Arts Center w Nowym Jorku?
Czy dane o tym gdzie i kiedy powstał konkretny utwór poszerzają perspektywę interpretacyjną? Raczej nie, ale też chyba nie o to chodziło autorowi. I nie o to, żeby dać nam do zrozumienia jaki z niego obieżyświat, a raczej światowiec. Widzę w tym próbę ocalenia czasu przeszłego, odchodzącego na zatracenie, przechodzącego na stronę niepamięci i rozpadającego się w niej. Byłem tam, zdaje się mówić poeta, nie próżnowałem, nie roztrwoniłem danego mi czasu, pisałem; żyłem w napięciu twórczym, w poetyckim uniesieniu, wypełniałem swój czas treścią. A zatem: miejsce i data powstania wiersza więcej mówią poecie, niż czytelnikowi, bardziej służą jemu, temu, który napisał, niż mnie, temu, który czyta. Tak czy tak: są to informacje ważne i istotne. Warto, trzeba je mieć na względzie.
4. Jacek Dehnel operuje w Językach obcych obydwoma idiomami polszczyzny, konwersacyjnym i konwencjonalnym, potocznym i literackim, naturalnym i sztucznym (od słowa „sztuka”). Inspiruje się jednako tym, co usłyszy na ulicy, jak i tym, co przeczyta w bibliotece. Posługuje się na przykład anegdotą z życia wziętą. To, że wprost z życia poety – bywającego na festiwalach literackich w kraju i za granicą, w Warszawie, w Ptuj, w Lublanie czy w Londynie – ma wszak znaczenie zasadnicze. Poeta nie tylko pisze, ale również słucha. Słuchając, zaiste słyszy, dużo słyszy. Stąd zabawne przesłyszenia i nieporozumienia w międzynarodowym towarzystwie: z udziałem Duńczyka, Islandki, Austriaka, między Amerykanką a Słowakiem, między poetą a poetą, między młodym poetą a starym, wreszcie między poetą a tłumaczem – najpierw zasłyszane, potem opisane w cyklu tytułowym. W utworach tych autor daje popis wielonarodowych i wielojęzycznych pogaduszek, mowy trawy. Poeta musi mieć słuch, najlepiej słuch absolutny, lecz niekoniecznie, po prostu słuch. O tym zaś, co to znaczy być poetą rozprawia w wierszu Zygmunt Kubiak pisze posłowie do «Wierszy i prozy» Kawafisa, gdy zastanawia się nad dwoma rolami Aleksandryjczyka, z jednej strony – biuralisty i maklera, z drugiej – poety właśnie. Duch geniusza, autora wierszy: Dni 1896, Dni 1901, Dni 1903, Dni 1908 zostanie przez Dehnela przywołany ponadto w wierszu Dni 2002, ale chyba również w Odkopaniu posągu Antinousa w Delfach, 1893.
Autor Języków obcych szuka inspiracji nie tylko w języku mówionym, na ulicy lub w domu, czego efektem także cykl Plankty sławiącego boleść, efekt rozmów z trzyipółletnim Bolutkiem (swoją drogą jakiej trzeba perfidii, by Bolesława, bo przecież trzyipółletni Bolek, to przecież Bolesław, nazywać Bolutkiem?), nie tylko w języku pisanym odczytanym w bibliotece, a więc w literaturze, ale również w muzyce i malarstwie, czego znów świadectwem odwołanie w Mysteriensonate – Zwiastowaniu oraz w Słomianym wdowcu do życia i dzieła Heinricha Ignaza Franza von Biebera, genialnego skrzypka i kompozytora uważanego za poprzednika Paganiniego czy do ucznia Giorgiona i Belliniego Sebastiana del Piombo w Sebastiano del Piombo – «Wskrzeszenie Łazarza», wreszcie do biografii i legendy Vincenta van Gogha w zgoła groteskowej prozie Żółty dom.
Posługuje się ponadto zarówno językiem liryki, jak i prozy poetyckiej, oprócz wierszy pisze tzw. poematy prozą. Utwory takie jak właśnie Żółty dom, ale również Maj w departamencie Somme czy Bajka o hurtowniku pietruszki, nie powstałyby zapewne, gdyby nie lekcje pobrane wcześniej u Francisa Ponge’a i Henri Michaux, u Julii Hartwig i Zbigniewa Herberta. Duch poezji autora Do Marka Aurelego i Kamyka pojawia się, jak mniemam, w Piosence o lampie i wozie, natomiast w Plankcie o pannach młodych i w Miłego złych porządkach dopatruję się korespondencji z tematyką i poetyką Jarosława Iwaszkiewicza. I to nie tylko dlatego, że niedawno w wyborze i z komentarzem Dehnela Biuro Literackie ogłosiło w serii „44” tomik liryki autora Ogrodów i Mapy pogody zatytułowany Wielkie, pobrudzone, zachwycone zwierzę.
5. W trakcie lektury Języków obcych nie sposób nie dostrzec jak zagęszcza się materia wiersza, jak dyscyplinuje się pod względem formalnym styl tej liryki. Miłe złego porządki i Dni 2002 to trzynastosylabowce, ale bez rymu, Tkwi w szczególe dziesięciosylabowiec z układem rymów aabb, *** „Błyszczały place” jedenastozgłoskowiec z finezyjnym układem rymów abbcac, ten sam układ rymów ma Pałac Rozwidlających się Ścieżek, tyle tylko, że to trzynastozgłoskowiec. Fale napisane zostały tercyną abc abc, podobnie jak perfekcyjna Villanella czterdziestosześciolatki wpuszczającej licealistę do pokoju hotelowego. Nie sposób nie dostrzec, że Słomiany wdowiec to składający się z dystychów trzynastozgłoskowiec, podobnie jak Kazanie na górze z wyraźnie zaznaczoną średniówką 7+6. Popisowym wierszem jest dla mnie Sól i granat, sonet abba, abba, cde, cde z wyrafinowaną grą rymów niedokładnych, nieoczywistych, intuicyjnych; sonet, którego część opisową i refleksyjną spaja idealnie zastosowana przerzutnia. Majstersztyk!
Nie znaczy to wcale, że zamykając otaczającą rzeczywistość w formule słabiej lub silniej skodyfikowanego formalnie tekstu, poeta zamyka świat na klucz. Nic z tego. W świecie tej liryki nic nie jest do końca pewne. Jej podmiot znajduje się – że tak się wyrażę – pomiędzy; nieustannie między jednym a drugim, między tym a tamtym. Między „tłumaczeniem” a „tłumaczeniem się” (Tłumacz), między „po prostu istnieć” a „po prostu nie istnieć” (Alba sierpniowa), między proszonymi a nie proszonymi gośćmi, odróżniając „tych, którzy mają wszystko, od tych, którzy mieli” (Fale), między aktem odbierania a nieodbierania (Piosenka pracownika średniego szczebla), między miłością nieszczęśliwą a szczęśliwą (*** „Jeśli nieszczęśliwa miłość kończy się”), między mówić a milczeć (III. Plankt o mówieniu), a koniec końców nawet między „r” a „rr” (kto chce wiedzieć w czym rzecz, niech zajrzy do wiersza III. Roman à clef, można umrzeć ze śmiechu). Idąc dalej tym tropem, z oszczędnego i skondensowanego zapisu prozą Tyger, tyger, dimm’d and matt / In the forests of the flat wyciągam wniosek taki oto: jesteś niczym tygrys z wiersza Williama Blake’a, niczym pantera z wiersza Rainera Marii Rilkego, między wolnością a niewolą, między niewolą a wolnością. Gdy tylko sobie to uświadomisz, wszystko będzie zależeć wyłącznie od ciebie, od twojej odwagi.
Tą nieco patetyczną konstatacją kończę lekturę Języków obcych Jacka Dehnela, poety o pokolenie ode mnie młodszego, rówieśnika mojego syna. Wyłączam komputer. Czekam teraz na książkę, chcę raz jeszcze przeczytać te wiersze, wydrukowane czarną czcionką na papierze. Wiem, że nie będę czekał do świętego Dygdy.
Urodzony 6 grudnia 1958 roku w Kruszwicy. Poeta, dziennikarz, krytyk literacki, redaktor. Absolwent filologii polskiej Uniwersytetu Jagiellońskiego. Laureat nagród: im. Kazimiery Iłłakowiczówny (1988), im. Stanisława Wyspiańskiego (1989), Funduszu Literatury Ministerstwa Kultury i Sztuki (1989), im. Stanisława Piętaka (1991). Członek PEN Clubu, Stowarzyszenia Pisarzy Polskich i Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Redaktor czasopisma „Twórczość”. W latach 2005-2012 redaktor naczelny Spółdzielni Wydawniczej „Czytelnik”. Mieszka w Warszawie.
Esej Janusza Drzewuckiego towarzyszący premierze książki Myśli do słów. Szkice o poezji Piotra Matywieckiego.
WięcejRecenzja Janusza Drzewuckiego z książki Po krzyku Krystyny Miłobędzkiej.
WięcejRecenzja Janusza Drzewuckiego z książki Fuga Urszuli Kozioł.
WięcejEsej Janusza Drzewuckiego towarzyszący premierze książki Historia pięciu wierszy Tadeusza Różewicza.
WięcejGłos Janusza Drzewuckiego w debacie „Czy Nobel zasłużył na Różewicza?”.
WięcejEsej Janusza Drzewuckiego towarzyszący premierze książki Kartoteka: reprint Tadeusza Różewicza.
WięcejRecenzja Janusza Drzewuckiego z książki Kup kota w worku Tadeusza Różewicza.
WięcejRozmowa Radosława Wiśniewskiego z Jackiem Dehnelem.
WięcejWiersz z tomu Języki obce Jacka Dehnela.
WięcejZapis spotkania „Nowe sytuacje w Trybie męskim” podczas festiwalu Port Literacki 2014.
WięcejRecenzja Dominiki Ciechanowicz z książki Języki obce Jacka Dehnela.
WięcejRecenzja Sylwii Sekret z książki Języki obce Jacka Dehnela, która ukazała się na stronie Lubimyczytać.pl.
WięcejRecenzja Aleksandry Reimann z książki Języki obce Jacka Dehnela, która ukazała się w styczniu 2014 roku w „Nowych Książkach”.
WięcejRecenzja Przemysława Koniuszego z książki Języki obce Jacka Dehnela.
WięcejAutorski komentarz Jacka Dehnela do wiersza Odkopanie posągu Antinousa w Delfach, 1894 towarzyszący premierze książki Języki obce, wydanej w Biurze Literackim 3 października 2013 roku.
WięcejZ Jackiem Dehnelem o książce Języki obce rozmawia Maciej Woźniak.
Więcej