recenzje / IMPRESJE

Między słowem a rzeczą

Krystyna Rodowska

Esej Krystyny Rodowskiej towarzyszący premierze antologii poezji latynoamerykańskiej Umocz wargi w kamieniu.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Frag­ment ese­ju „Eks­cen­trycz­ne wizje/rewizje Octa­vio Paza”

Paz wycho­dzi od prze­ko­na­nia, że posłu­gi­wa­nie się języ­kiem słów dla celów komu­ni­ka­cji i wyra­ża­nia rze­czy­wi­sto­ści jest rze­czą wyłącz­nie ludz­ką, choć ostat­nio był­by bar­dziej niż kie­dyś skłon­ny dopu­ścić tak­że naszych „bra­ci mniej­szych” do udzia­łu w jakichś poza­słow­nych kodach języ­ko­wych. Nie­mniej, nie wyco­fu­je się z prze­świad­cze­nia, że to uży­tek ze słów spra­wił, iż czło­wiek stał się czło­wie­kiem. Paz roz­ry­so­wu­je na wie­lu pozio­mach jed­ną ze swo­ich głów­nych intu­icji: „natu­ra języ­ka jest sym­bo­licz­na, ponie­waż spra­wia, że jeden ele­ment rze­czy­wi­sto­ści zastę­pu­je się innym, tak jak się to dzie­je z meta­fo­rą”. Nauka potwier­dza wie­rze­nia wspól­ne poetom wszyst­kich cza­sów: „język jest poezją w sta­nie natu­ral­nym” (El arco y la lira). Rozu­miem to tak, że codzien­ny język ludzi jest rze­czy­wi­sto­ścią ulot­nych zde­rzeń, wza­jem­nych przy­cią­ga­li i odpy­chań, zaiskrzeń, że pul­su­je on od wojen i miło­ści słów, sylab, fone­mów, i cała ta mate­ria „pre­na­tal­na” – sprzed naro­dzin wier­sza – jest już, jak moż­na by powie­dzieć „poezjo-zapal­na”; język od swo­ich począt­ków był magią i nigdy nią być nie prze­stał.

Paz, zwłasz­cza w swo­jej poezji, widzi, sły­szy i doty­ka świa­ta w języ­ku, w któ­rym panu­je abso­lut­na prze­pu­sto­wość form bytu. Odda­ję głos mago­wi, w prze­bra­niu wykła­dow­cy: „Natu­ra jest oży­wio­na; każ­dy przed­miot żyje wła­snym życiem. Sło­wa – sobo­wtó­ry obiek­tyw­ne­go świa­ta, tak­że są oży­wio­ne. Mowa to zgro­ma­dze­nie żywych ist­nień, poru­sza­ją­cych się w ryt­mach podob­nych tym, któ­rym pod­da­ne są gwiaz­dy i rośli­ny” (El arco y la lira).

Zwróć­my uwa­gę na sło­wo „podob­ne” lub rów­nie czę­sto powta­rza­ją­ce się u Paza sło­wo „jak”. Pra­wo powszech­nej ana­lo­gii, podo­bieństw, współ­brz­mień, odpo­wied­ni­ków, wydo­by­wa­nych z prze­ci­wieństw i dyso­nan­sów, pra­wo zna­ne na przy­kład z pla­toń­skiej i gno­styc­kiej tra­dy­cji myśle­nia o rze­czy­wi­sto­ści, tra­dy­cji nie­co innej niż ta, któ­ra pcha na oślep czło­wie­ka ku mira­żo­wi suk­ce­su i wyści­go­wi tech­nik – orga­ni­zu­je świat Pazow­skiej lite­ra­tu­ry i Pazow­skie­go „lite­ra­tu­ro­znaw­stwa”; nic tu nie jest, bo nie może być ory­gi­nal­ne, nazwa­ne po raz pierw­szy, nic nie jest dzie­łem „kre­ato­ra”, lecz tłu­ma­cze­niem, tłu­ma­cze­niem z tłu­ma­cze­nia, ina­czej mówiąc – meta­fo­rą. W tym miej­scu nie mogę się oprzeć poku­sie przy­to­cze­nia frag­men­tu tek­stu, któ­re­go auto­rem nie jest Paz, lecz pol­ski poeta współ­cze­sny, któ­ry fan­ta­stycz­nie – bo rzecz gra­ni­czy z jakąś nad­zmy­sło­wą, me-diu­micz­ną współ­czul­no­ścią – „prze­tłu­ma­czył” na swo­je intu­icje poezję Paza:

Znam Paza w tłu­ma­cze­niach. To mu nic nie szko­dzi – bo on sam jest tłu­ma­cze­niem. Tłu­ma­czy sło­wa na żywio­ły i żywio­ły na sło­wa – pozo­sta­jąc samot­nym. Jed­no tłu­ma­cze­nie tłu­ma­czy dru­gim tłu­ma­cze­niem. Nie wie, gdzie jest jego począ­tek, jego począt­ku­ją­ca real­ność. Nie wie, skąd bio­rą się jego przed­mio­ty: ludzie, kwia­ty, kalen­da­rze, gła­zy.

Ale nie szko­dzi mu nic. Nie szko­dzi mu żad­na nicość – w ogniu tłu­ma­cze­nia wypa­la się fizycz­na geo­gra­fia jego kon­kre­tów, w powietrz­nej prze­strze­ni wszyst­kich zna­czeń pły­nie jego jed­no­znacz­ność od źró­dła do ujścia.

I tro­chę dalej:

Podob­ne pozna­je podob­ne. Trze­ba zna­leźć w sobie ogień, wodę, zie­mię, powie­trze, żeby czy­tać ogień, wodę, zie­mię, powie­trze. Trze­ba być spoj­rze­niem i lite­rą. Trze­ba być Pazem i czy­tel­ni­kiem Paza.

Tyle Piotr Maty­wiec­ki („Lite­ra­tu­ra na Świe­cie”, nr 12, 1993), któ­ry odpo­wie­dział na wezwa­nie Paza (czyż każ­dy tekst, zwłasz­cza poetyc­ki, nie jest wezwa­niem, zapro­sze­niem do nie­wy­ra­żal­nej wspól­no­ty?).

Wyda­wa­ło­by się, że język, zwłasz­cza język poezji, jest dla Paza war­to­ścią abso­lut­ną i nie­prze­kra­czal­ną. Bo jeże­li wszyst­ko jest języ­kiem – nawet pej­zaż, pira­mi­da czy cia­ło kobie­ty – jak wobec tego wytłu­ma­czyć zafa­scy­no­wa­nie pisa­rza myślą, i doświad­cze­niem bud­dy­zmu, tak­że bud­dy­zmu zen, dla któ­re­go wyzwo­le­nie z ułud umy­słu (maya) spro­wa­dza się do osią­gnię­cia sta­nu pust­ki i ciszy? Dla bud­dy­sty nic tak nie kła­mie i nie odwo­dzi od bytu, jak język, praw­da zaś jest doświad­cze­niem cał­ko­wi­cie oso­bi­stym i nie­prze­ka­zy­wal­nym. Tym­cza­sem fak­tem jest, że wła­śnie bud­dy­zmo­wi zen zawdzię­cza­my naj­wspa­nial­sze poetyc­kie para­dok­sy (koany), nie­do­ści­gnio­ne haiku Basho, tao­izmo­wi zaś para­bo­le Czu­ang-tsy. Nie­wąt­pli­wie są to kre­acje wer­bal­ne, lecz wyło­ni­ły się w języ­ku jak­by mimo­cho­dem, siłą wewnętrz­ne­go doświad­cze­nia. Osią­ga­ją one ten sto­pień wol­no­ści od pre­sji „ego”, tak nie­ocze­ki­wa­ne sto­pie­nie się pod­mio­tu ze świa­tem, że język wyzwa­la się sam z sie­bie, jest w sta­nie wyra­zić nie­wy­ra­żal­ne, zawar­te w jed­nym. para­dok­sal­nym obra­zie.

I w tym sen­sie Paz – jak wszyst­ko na to wska­zu­je – czy­ni z języ­ka abso­lut, jeśli abso­lu­tem moż­na nazwać zja­wi­sko, znaj­du­ją­ce się w cią­głym ruchu, roz­ry­wa­ją­ce wytwa­rza­ne przez sie­bie kon­wen­cje. Paz sta­wia w poezji na obraz. Tyl­ko obraz – w jego rozu­mie­niu – jest w sta­nie zasy­pać nie­uchron­ną szcze­li­nę mię­dzy sło­wem a rze­czą, mię­dzy pod­mio­tem a przed­mio­tem, odzy­skać stan „pier­wot­nej nie­win­no­ści”, zjed­na­nia w jed­nym roz­bły­sku chwi­li wszyst­kich cza­sów: prze­szło­ści, teraź­niej­szo­ści i przy­szło­ści. Tu pisarz odwo­łu­je się rów­nież do tra­dy­cji lite­ra­tu­ry euro­pej­skiej, do poezji nie­wy­czer­pa­nych zna­czeń, zawar­tych w obra­zach misty­ków i wizjo­ne­rów, takich jak Dan­te, Bla­ke, Höl­der­lin i inni. Ten uro­dzo­ny dia­lek­tyk upo­mi­na się sta­le o poezję obra­zu – poezję trans­gre­sji struk­tur języ­ko­wych. Uwa­ża­jąc się za pra­wo­wi­te­go spad­ko­bier­cę linii poetyc­kiej Mal­lar­mégo i nad­re­ali­stów, dla któ­rych język był zawsze czymś nie­skoń­cze­nie wię­cej niż język, Paz – korzy­sta­jąc z moż­li­wo­ści swo­bod­ne­go wybo­ru, jakie stwa­rza mu jego pozy­cja pisa­rza eks-cen­trycz­ne­go – rów­no­cze­śnie czer­pie z tra­dy­cji ducho­wej Wscho­du. Dla­te­go też – podob­nie jak Miłosz, ale z zupeł­nie innych, jak widać, powo­dów – tłu­ma­czy daw­ną poezję chiń­ską i japoń­ską, wpraw­dzie z ist­nie­ją­cych prze­kła­dów na angiel­ski (m.in. Artu­ra Waleya), ale czy­ni to z całym respek­tem dla tru­du pierw­szych tłu­ma­czy, raz po raz przy tym się­ga­jąc do słów w języ­ku ory­gi­na­łu, zasta­na­wia­jąc się nad moż­li­wo­ścia­mi ich zna­czeń i kon­tek­stów.


Tekst opu­bli­ko­wa­ny na łamach „Lite­ra­tu­ry na Świe­cie”  (11–12/1996). Dzię­ku­je­my za udo­stęp­nie­nie mate­ria­łu.

O autorze

Krystyna Rodowska

Urodzona 20 kwietnia 1937 r. we Lwowie. Poetka, tłumaczka, krytyczka literacka i eseistka. Od wielu lat współpracuje z „Literaturą na Świecie”, gdzie była redaktorem działu literatury hiszpańskojęzycznej. Jej wiersze tłumaczono m.in. na język francuski, czeski, hiszpański, litewski, szwedzki i włoski. Uczestniczyła w licznych międzynarodowych festiwalach literackich. Za książkę Na dole płomień, w górze płomień (1996) otrzymała wyróżnienie Fundacji Kultury. Laureatka kilku nagród, m.in. za tłumaczenia poezji latynoamerykańskiej. Czterokrotna stypendystka Ministra Kultury oraz Centre National du Livre we Francji. Członek Stowarzyszenia Pisarzy Polskich, ZAiKS-u i PEN Clubu. Mieszka w Warszawie.

Powiązania

Na szali znaków

dzwieki / WYDARZENIA Bernard Noël Krystyna Rodowska Marie-Claire Bancquart

Zapis całe­go spo­tka­nia autor­skie­go z udzia­łem Marie-Cla­ire Ban­cqu­art, Ber­nar­da Noëla i Kry­sty­ny Rodow­skiej pod­czas Por­tu Wro­cław 2008.

Więcej

„Ja schodziłem światy”

recenzje / IMPRESJE Krystyna Rodowska

Esej Kry­sty­ny Rodow­skiej towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze anto­lo­gii poze­ji laty­no­ame­rykń­skiej Umocz war­gi w kamie­niu.

Więcej

Słowo wstępne

recenzje / IMPRESJE Krystyna Rodowska

Przed­mo­wa Kry­sty­ny Rodow­skiej do anto­lo­gii Na sza­li zna­ków.

Więcej

„Ja schodziłem światy”

recenzje / IMPRESJE Krystyna Rodowska

Esej Kry­sty­ny Rodow­skiej towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze anto­lo­gii poze­ji laty­no­ame­rykń­skiej Umocz war­gi w kamie­niu.

Więcej

Czternaście poetyk

recenzje / ESEJE Jakub Winiarski

Recen­zja Jaku­ba Winiar­skie­go z anto­lo­gii poezji fran­cu­skiej Na sza­li zna­ków w wybo­rze i prze­kła­dzie Kry­sty­ny Rodow­skiej.

Więcej

W stronę rzeczywistości

recenzje / ESEJE Dariusz Dziurzyński

Recen­zja Dariu­sza Dziu­rzyń­skie­go z anto­lo­gii poezji fran­cu­skiej Na sza­li zna­ków w wybo­rze i prze­kła­dzie Kry­sty­ny Rodow­skiej.

Więcej

O Na szali znaków

recenzje / NOTKI I OPINIE Dariusz Sośnicki Grzegorz Jankowicz

Komen­ta­rze Dariu­sza Sośnic­kie­go, Grze­go­rza Jan­ko­wi­cza, Ada­ma Zdro­dow­skie­go.

Więcej