recenzje / KOMENTARZE

Miejskie obsesje

Robert Jóźwik

Autorski komentarz Roberta Jóźwika w ramach cyklu „Historia jednego wiersza”. Prezentacja w ramach cyklu tekstów zapowiadających almanach Połów. Poetyckie debiuty 2016, który ukaże się w Biurze Literackim.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

*** (wstęgi)

drzwi eks­plo­do­wa­ły wstę­ga­mi kory­ta­rzy

wie­czór prze­siąk­nię­ty szu­mem
roz­ma­zy­wa­ny łopo­czą­cy­mi wil­got­ny­mi płach­ta­mi

pod powie­ka­mi osad z kil­ku­na­stu godzin
cier­pli­wie szep­czą­ce uli­ce
plac Jej imie­nia

powta­rzam cicho kil­ka zdań
któ­re nigdy nie będą modli­twą


1.

Z tego wier­sza wyła­zi cała moja obse­sja na punk­cie mia­sta. Nie jest to jed­nak indu­strial­ne futu­ry­stycz­ne tech­no-mia­sto, będą­ce trium­fem rozu­mu nad bez­myśl­ną przy­ro­dą. Tym bar­dziej nie jest to bez­dusz­ny mecha­nizm, któ­ry nie­wo­li czło­wie­ka. To raczej takie śro­do­wi­sko natu­ral­ne dla czło­wie­ka, dane mu pier­wot­nie w doświad­cze­niu. W takim zna­cze­niu, że się czło­wiek rodzi i jed­nym z ele­men­tów, któ­re pozna­je, jest mia­sto, cał­kiem natu­ral­na rzecz, obok słoń­ca, kwiat­ków…

Przy czym te kwiat­ki i ptasz­ki są wręcz bar­dziej obce niż mia­sto.

Mia­sto  jako ele­ment czło­wie­ka i pew­ne odwró­ce­nie ról: mia­sto jako natu­ra a przy­ro­da jak coś obce­go, nie­mal nie­po­żą­da­ne­go.

2.

Kie­dy miesz­ka się w jakimś mie­ście wystar­cza­ją­co dłu­go (na przy­kład kil­ka dekad), na pro­za­icz­ną siat­kę ulic nakła­da się nowy plan. Czy­sto subiek­tyw­na płasz­czy­zna, nalot wspo­mnień, emo­cji, traum.

W szcze­gól­no­ści rze­czo­ne kon­tek­sty sta­ją się ude­rza­ją­ce w nastro­ju tkli­wym. Tkli­wość wywo­łu­je­my już to pro­za­icz­nym zmę­cze­niem, już to  sub­stan­cja­mi uma­gicz­nia­ja­cy­mi rze­czy­wi­stość, para­fra­zu­jąc pew­ne­go zna­ko­mi­te­go akto­ra o gło­sie chro­po­wa­tym. Mówiąc ina­czej, cho­dzi po pro­stu o jakiś stan napię­cia, wyczu­le­nia zmy­słów. Wte­dy rela­cja ja – mia­sto sta­je się nie­mal intym­na.

3.

Poza tym wszyst­kim, a może przede wszyst­kim,  wiersz usi­łu­je być czymś jesz­cze, mówi o modli­twie  i…  sam pró­bu­je się nią stać.

Tyle że ta modli­twa z zało­że­nia nie ma adre­sa­ta, o nic nie pro­si, nie pochwa­la i nie uwznio­śla nicze­go i niko­go. Nie jest też medy­ta­cją ani ado­ra­cją.

Nic dziw­ne­go – jak to pro­tek­cjo­nal­nie okre­śla­ją duchow­ni – nie posia­dam łaski wia­ry.

Czy zatem modli­twa defi­niu­ją­ca się przez nega­cję jest absur­dem?

A może jej abso­lut­na bez­in­te­re­sow­ność jest sama w sobie sen­sem i war­to­ścią?

 

 

 

O autorze

Robert Jóźwik

Urodzony w 1980 r. Mieszka w Lublinie. Z zawodu lekarz. Z zamiłowania poeta. Laureat Połowu 2016, finalista Pracowni Pierwszej Książki 2017. Pierwsza publikacja w almanachu Połów 2016.

Powiązania