recenzje / KOMENTARZE

Mistycyzm miodu

Anna Adamowicz

Autorski komentarz Anny Adamowicz do książki Animalia, która ukazała się w Biurze Literackim 28 stycznia 2019 roku.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

jadło­ba

na imię mi Melis­sa, jestem ore­adą.
jako pierw­sza w Gre­cji
wydar­łam psz­czo­łom miód z gar­deł,
by wło­żyć we wła­sne

kie­dy zna­la­złam w gór­skiej gro­cie nie­mow­lę,
chcia­łam je nakar­mić, nie mia­łam poję­cia,
że psz­czo­ły wszep­tu­ją w miód zło, obłe bute­lecz­ki,
któ­re roz­bi­ja­ją się w brzu­chu i roz­le­wa­ją po cie­le

bie­głam przez sze­ścio­kąt­ny labi­rynt sły­sza­łam
jak z trza­skiem zamy­ka­ją się wszyst­kie drzwi
przez szpa­ry sączą się męt­ne per­ły któ­re nie mogą pęk­nąć
jak pęka­ją wszyst­kie ścia­ny szma­cie­ją mię­śnie
wiot­cze­ją tyn­ki gną się sufi­ty mur­sze­ją nabłon­ki
jak wszyst­kie komór­ki biją na alarm
a zaraz potem zamie­ra­ją
nie mia­łam poję­cia


Mój ojciec ma pod opie­ką kil­ka rodzin psz­cze­lich. Jest to zaba­wa mniej wię­cej tak sza­le­nie opła­cal­na, jak zaj­mo­wa­nie się pol­ską poezją współ­cze­sną, ponie­waż czę­sto wię­cej pie­nię­dzy wkła­da się do ula pod posta­cią leków i pokar­mu dla psz­czół, niż z nie­go wycią­ga pod posta­cią mio­du. Ale jeśli już miód jest, to klę­kaj­cie naro­dy! (Auto­ko­rek­ta w tele­fo­nie suge­ru­je: kli­kaj­cie). Jest to naj­lep­szy miód na świe­cie.

Dzię­ki ojcu psz­czo­ły od dzie­ciń­stwa sta­no­wi­ły dla mnie zwie­rzę­ta nie­zmier­nie inte­re­su­ją­ce, waż­ne i god­ne naj­więk­sze­go sza­cun­ku. Od zawsze fascy­nu­je mnie też wybie­ra­nie mio­du, wypeł­nio­ne mnó­stwem drob­nych rytu­ałów, któ­re według mnie nada­ją mu otocz­kę wręcz mistycz­ną. Pod­ku­rzacz zasi­la­ny tlą­cym się próch­nem ma w sobie wie­le z kościel­ne­go kadzi­dła. Strój psz­cze­la­rza przy­po­mi­na strój kapła­na jakie­goś prze­dziw­ne­go, pra­daw­ne­go obrząd­ku [1]. Wiru­ją­cy bęben mio­dar­ki przy­wo­dzi na myśl tybe­tań­skie młyn­ki modli­tew­ne. Oswa­ja­nie psz­czół, by wycią­gnąć z ula ram­ki, leży nie­da­le­ko oswa­ja­nia mitycz­nych bestii, któ­rym następ­nie wykra­da się skar­by. Odskle­pia­nie ramek przy­bli­ża się do odkry­wa­nia pil­nie strze­żo­nych tajem­nic. Nawet pro­ste siły fizycz­ne wyszar­pu­ją­ce miód z wosku znie­nac­ka sta­ją się siła­mi odro­bi­nę nad­przy­ro­dzo­ny­mi.

Nie było mi dane wie­lo­krot­nie uczest­ni­czyć w rytu­ale wybie­ra­nia mio­du, ponie­waż nie w każ­dym roku psz­czo­ły są w sta­nie wypro­du­ko­wać go wystar­cza­ją­co wie­le, ponad­to po prze­pro­wadz­ce do Wro­cła­wia rzad­ko odwie­dzam dom rodzin­ny, a w dodat­ku mój ojciec jest typem zosi-samo­si i trud­no go namó­wić, by od cza­su do cza­su dał sobie choć tro­chę pomóc. Pod­czas kil­ku ostat­nich wybie­rań myśla­łam dużo o napi­sa­niu wier­sza. Krę­ci­łam kor­bą mio­dar­ki, a miód ude­rzał o jej wewnętrz­ne ścian­ki, wyda­jąc dźwięk łudzą­co podob­ny do szem­ra­nia desz­czu [2]. Poje­dyn­cze psz­czo­ły, któ­re przy­je­cha­ły razem z ram­ka­mi, brzę­cza­ły wście­kle, pró­bu­jąc uciec z ciem­ne­go warsz­ta­tu, w któ­rym roz­ło­ży­li­śmy się ze sprzę­tem. W prze­rwach od krę­ce­nia jadłam octo­we Prin­gel­sy macza­ne w mio­dzie, prócz tego od cza­su do cza­su wycią­ga­łam tele­fon i kle­pa­łam na nim notat­ki pal­ca­mi lep­ki­mi od mio­du, wosku i kitu. Nie wie­dzia­łam, z któ­rej stro­ny ugryźć temat. Zaczę­łam pisać coś na kształt cove­ru „Ligu­stru” Dawi­da Mate­usza (besos, Dawid!), otwie­ra­jąc go dwu­wer­sem: „odkąd zamiesz­ka­łam w ulu wraz z pszczołami,/ wycho­dzę tyl­ko na wybie­ra­nie mio­du”, ale do dzi­siaj nie skoń­czy­łam tego tek­stu, bo forem­ka, któ­rą sobie narzu­ci­łam, nie­ustan­nie mnie prze­ra­sta. Zamiast tego zaczę­łam więc czy­tać inter­ne­ty. Nie dowie­dzia­łam się nicze­go nowe­go (prócz, oczy­wi­ście, wie­lu cie­ka­wo­stek o psz­czo­łach bar­dzo przy­dat­nych w sytu­acjach towa­rzy­skich [3]), nato­miast przy­po­mnia­łam sobie, po pierw­sze, mit o maleń­kim Zeu­sie wykar­mio­nym mio­dem przez gór­ską nim­fę Melis­sę, a po dru­gie – cho­ro­bę zna­ną jako botu­lizm nie­mow­ląt. Doda­łam jed­no do dru­gie­go i zro­bi­łam na ten temat tro­chę nota­tek, któ­re póź­niej rzu­ci­łam w kąt. Wró­ci­łam do nich dopie­ro przed­wio­śniem 2018 roku, kie­dy poje­cha­łam na samot­ny urlop do Świ­no­uj­ścia. Naj­bar­dziej zatem bez­po­śred­nie oko­licz­no­ści napi­sa­nia powyż­sze­go wier­sza to przede wszyst­kim wymar­łe poza sezo­nem mia­stecz­ko oraz towa­rzy­szą­ce mu deko­ra­cje i rekwi­zy­ty. Nie­miec­cy eme­ry­ci snu­ją­cy się po uli­cach jak zom­bie. Prze­sia­dy­wa­nie w nie­licz­nych otwar­tych o tej porze roku kawiar­niach. Zamar­z­nię­ty wzdłuż piasz­czy­ste­go brze­gu Bał­tyk. Sta­da mew i łabę­dzi, mar­twe ryby na pia­sku. Pełen ciszy (prze­ry­wa­nej podej­rza­ny­mi dźwię­ka­mi) Dom Pra­cy Twór­czej Pań­stwo­wej Aka­de­mii Nauk, w któ­rym czas zatrzy­mał się na prze­ło­mie lat 80. i 90. XX wie­ku, co nada­ło mu nie­po­wta­rzal­ny, przy­pra­wia­ją­cy o ciar­ki kli­mat, zwłasz­cza że byłam jego jedy­ną miesz­kan­ką.

W wier­szu nie ma śla­du po misty­cy­zmie, wokół któ­re­go krą­żę powy­żej. Są psz­czo­ły, któ­re upy­cha­ją brud­ny­mi łap­ka­mi prze­trwal­ni­ki bak­te­rii w komór­kach ramek. Jest para­li­żu­ją­cy mię­śnie jad kieł­ba­sia­ny. Jest życie.

Przy­pi­sy:
[1] Choć rów­nie prze­dziw­ny jest mój ojciec, któ­ry idzie do psz­czół bez żad­ne­go zabez­pie­cze­nia i tłu­ma­czy to tym, że psz­czo­ły go prze­cież zna­ją, roz­po­zna­ją jego twarz i nie zro­bią mu krzyw­dy.
[2] O nie, nie, nie wpa­dłam na to sama, wła­ści­wie to zigno­ro­wa­łam ten dźwięk jak wie­le innych drob­nych dźwię­ków, któ­re codzien­nie igno­ru­ję (nauczy­ła mnie tego pra­ca wśród hała­su­ją­cych ana­li­za­to­rów labo­ra­to­ryj­nych), zwró­cił mi na ten dźwięk uwa­gę ojciec, któ­ry z jed­nej stro­ny jest nie­do­sły­szą­cy, a z dru­giej stro­ny szum mio­du sły­szy dosko­na­le.
[3] Wie­dzie­li­ście na przy­kład, że psz­czo­ły prze­ka­zu­ją sobie nawza­jem waż­ne infor­ma­cje za pomo­cą tań­ca? Albo że psz­cze­la mat­ka po wygry­zie­niu się z matecz­ni­ka wita się z robot­ni­ca­mi, mówiąc „niu, niu, niu”?

O autorze

Anna Adamowicz

Urodziła się w 1993 roku w Lubinie, mieszka i pracuje we Wrocławiu. Diagnostka laboratoryjna, poetka, autorka pięciu książek, z których najnowsza to Stłuc. Kręgosłup Tytanii Skrzydło. Nominowana do Nagrody Literackiej Gdynia oraz międzynarodowej Nagrody Václava Buriana. Wyróżniona Nagrodą im. Wisławy Szymborskiej. Tłumaczona na języki i obrazy.

Powiązania