recenzje / IMPRESJE

Mój osobisty Grabaż

Jacek Nizinkiewicz

Esej Jacka Nizinkiewicza towarzyszący premierze książki Na skrzyżowaniu słów Krzysztofa (Grabaża) Grabowskiego, która ukazała się nakładem Biura Literackiego 14 marca 2013 roku.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Pamię­tam, jak Go pozna­łem. Pamię­tam, jak pierw­szy raz usły­sza­łem spod pun­ko­we­go bru­du, krzy­wo zagra­ne­go, peł­ne­go fał­szu, dyso­nan­sów i rzę­że­nia gitar tekst, któ­ry mnie powa­lił:

My tutaj tacy sła­bi
Tacy jak ci, co go krzy­żo­wa­li
Świę­ci, kaci, ich ofia­ry
A w kwe­stii wia­ry
Poboż­ne baran­ki, błęd­ni ryce­rze
czy­nią posty, odma­wia­ją pacie­rze
że aż cza­sem czu­ję swąd
z inkwi­zy­cyj­nych sto­sów.

Mija ćwierć wie­ku od powsta­nia utwo­ru „Uli­ce jak Styg­ma­ty”, a te sło­wa wciąż robią na mnie pio­ru­nu­ją­ce wra­że­nie. Tekst Krzysz­to­fa Gra­bow­skie­go nie zesta­rzał się. Nie zesta­rza­ła się tak­że genial­na płyt Futu­ri­sta, z któ­rej pocho­dzi pieśń. Bo prze­cież nie pio­sen­ka.

W pierw­szej poło­wie lat 90., będąc pod wpły­wem poetów prze­klę­tych, prze­gry­wa­nych taśm z aku­stycz­ny­mi pio­sen­ka­mi Mać­ka Maleń­czu­ka, poezji Mar­ci­na Świe­tlic­kie­go, twór­czo­ści nowo­fa­lo­we­go zespo­łu Vari­été, dosta­łem od pun­ków zało­gan­tów dwie kase­ty. Prze­gry­wa­ne kopie z kopii. Z nie­wy­raź­ny­mi kse­ro­wa­ny­mi okład­ka­mi. A na nich pra­wie nie­czy­tel­na nazwa zespo­łu: Pidża­ma Por­no. Pomy­śla­łem: śmiesz­nie się nazy­wa­ją. Pew­nie jakiś muzycz­ny kaba­ret, albo inny prze­śmiew­czy punk w sty­lu Lata­ją­cych Odcho­dów czy Sede­su. Nie­za­leż­ną muzy­kę moż­na było wte­dy kupić na sto­iskach pun­ko­wych kon­cer­tów lub Czad Gieł­dzie. Póź­niej poja­wi­ła się wysył­ko­wa dys­try­bu­cja wydaw­nictw nie­za­leż­nych. Muzy­kę każ­dy poży­czał od każ­de­go. Prze­gry­wa­ło się kase­ty na kiep­skim sprzę­cie, a jakość nagrań była nie­mal gara­żo­wa. Muzy­cy Pidża­my Por­no, jeśli moż­na było ich nazwać muzy­ka­mi, bo warsz­tat opa­no­wa­li na zasa­dzie „trzy akor­dy i dar­cie mor­dy”, mie­li w sobie coś, co odróż­nia­ło ich od innych kapel pun­ko­wych. Nie­sa­mo­wi­tą pasję, któ­ra biła po uszach z ich nagrań. Ale nie ma co się okła­my­wać. Naj­waż­niej­szy był ten, któ­ry śpie­wał. Mimo że nie­wy­raź­nie i z manie­rą, to dla jego tek­stów zdzie­ra­ło się kase­ty raz po raz prze­wi­ja­jąc je, żeby ponow­nie usły­szeć takie cudeń­ka, jak:

Oczy swe przy­my­kasz
Gdy two­ja dziew­czy­na
Zdra­dza cię, co noc
Z dzie­ła­mi Leni­na
Wód­ka w gło­wie szu­mi
Mili­cja każe wsta­wać
Czło­wie­ka nor­mal­ne­go
Kolej­ny raz uda­wać
Dzi­wisz się sam sobie
Że wszyst­ko naprzód goni
Prze­cież w nocy byłeś tym
Małym chłop­cem z pla­cu bro­ni.

„Co to za gość?” – pyta­łem pun­ko­wych kole­gów. „Co ty? Gra­ba­ża nie znasz? Pidża­ma Por­no to dzi­siaj naj­lep­szy pun­ko­wa kape­la w Pol­sce.” – usły­sza­łem odpo­wiedź. To był jeden z tych momen­tów, w któ­rych myśląc, że znam się napraw­dę na muzy­ce i co nie­co na lite­ra­tu­rze, oka­zy­wa­ło się, że tak napraw­dę nie wiem nic. Kie­dy po kil­ku dniach słu­cha­nia non stop Pidża­my, zna­łem już na pamięć każ­de sło­wo z kaset: „Uli­ce jak styg­ma­ty”, „Futu­ri­sta” i mojej ulu­bio­nej małej pły­ty: „Zamiast burzy”, kie­dy już chcia­łem zoba­czyć w akcji kape­lę, któ­ra zdą­ży­ła zdo­być sta­tus kul­to­wej w under­gro­un­do­wym śro­do­wi­sku, oka­za­ło się, że gru­pa prze­sta­ła ist­nieć. „No tak się nie robi” – pomy­śla­łem. Prze­cież ten gość wyśpie­wy­wał całe­go mnie. On wyśpie­wy­wał wszyst­kich nas, mło­dych, zbun­to­wa­nych, pogu­bio­nych w życiu, któ­rzy odbi­ja­li się od sza­rej rze­czy­wi­sto­ści nabie­ra­ją­cej wol­no­ścio­wo-kapi­ta­li­stycz­nych barw i nie­bez­piecz­nie przy­spie­sza­ją­cej. Te pierw­sze trzy pły­ty Pidża­my Por­no, to jest mój Gra­baż. Wte­dy prze­ma­wiał do mnie niczym mój oso­bi­sty Jezus. Nawet roz­wią­za­nie kape­li wyda­wa­ło mi się czymś logicz­nym, co wpi­sy­wa­ło się w hasło wykrzy­cza­ne przez The Who: „Mam nadzie­ję umrzeć zanim się zesta­rze­ję”. Pidża­ma umar­ła mło­do, nie­ska­żo­na komer­cją, nie zbru­ka­ła swo­ich ide­ałów. Ode­szła w prze­szłość tak jak odcho­dzi mło­dość i nie­win­ność. Jak odcho­dzi pierw­sza miłość i pierw­sza przy­jaźń. Te trzy kase­ty mam do dzi­siaj, choć nie mam ich już, na czym słu­chać. Nigdy nie kupi­łem sobie wer­sji CD. Szcze­rze mówiąc, nawet nie wiem, czy się uka­za­ły kom­pak­to­we wzno­wie­nia. Póź­niej zespół się reak­ty­wo­wał, jak wszyst­kie legen­dar­ne kape­le z Sex Pistols na cze­le. Stwo­rzy­li bar­dzo dobrą pły­tę „Zło­dzie­je Zapal­ni­czek” z taki­mi lirycz­ny­mi szla­gie­ra­mi, jak: „Gni­ją­ca model­ka w tak­sów­ce”, „Ezo­te­rycz­ny Poznań”, „28 (One Love)”, „Stą­pa­jąc po nie­pew­nym grun­cie”, „Poznań­skie dziew­czę­ta”, „Czas, czas, czas”, „Bal u sena­to­ra ‘93”, „Nasze nogi są jak z gumy”. Wró­ci­li prze­bo­jem. Cała pły­ta była zło­żo­na z hitów. Tele­dy­ski gru­py moż­na było zoba­czyć w tele­wi­zji, utwo­ry bry­lo­wa­ły na listach prze­bo­jów. Zespół z suk­ce­sa­mi kon­cer­to­wał po całej Pol­sce. Nie mniej hiciar­ski oka­zał się kolej­ny album – „Sty­ro­pian”. Gra­baż w swo­im cylin­drze był roz­po­zna­wa­ny przez więk­szość ludzi inte­re­su­ją­cych się muzy­ką i lite­ra­tu­rą. Gra­baż stał się mod­ny. Co chy­ba nie było jego celem, o czym prze­ko­na­li się wszy­scy ci, któ­rzy posłu­cha­li pio­sen­ki „Two­ja Gene­ra­cja”:

Jak ja nie­na­wi­dzę Two­jej gene­ra­cji
Two­ja gene­ra­cja cho­ra od prze­mo­cy
Two­ja gene­ra­cja prze­kleń­stwo fry­zje­rów
Spe­edy i tłu­ste oczy
Jak ja nie­na­wi­dzę Two­jej gene­ra­cji
Zwy­kła nie­na­wiść dymi wam z dyni
Mło­dzi poli­cjan­ci, mło­dzi kibi­ce
Kre­ty­ni kon­tra kre­ty­ni

Rock ‘n’ roll umarł
Rock jest mar­twy sta­ry
Po co koń­czysz to piwo
Masz kara­bin zamiast gita­ry
Ja kie­sze­nie peł­ne cze­re­śni
Hej hej jak nazy­wa się Twój Bóg
Na imię ma zgiełk
Przy­pa­dek czy prze­paść
Hej Twój Bóg
Dziw­ny twór o twa­rzach stu
Mon­strum z cyber­ne­tycz­ne­go nie­ba.

Bez­względ­nie, lider Pidża­my był na fali. Zespół zjeź­dził Pol­skę wszerz i wzdłuż. Radio­sta­cje zarzy­na­ły kolej­ny utwo­ry. Dobie­ga­ły mnie infor­ma­cje, że powsta­wa­ły pły­ty kon­cer­to­we, nowe wydaw­nic­twa z prze­bo­jo­wy­mi, ład­ny­mi pio­sen­ka­mi, kurio­zal­ne wzno­wie­nia jakiś sta­rych krąż­ków, że Gra­baż zało­żył nowy zespół Stra­chy Na Lachy, w któ­rym nie będzie musiał ogra­ni­czać się do muzycz­nej este­ty­ki pun­kroc­ko­wej. I że w koń­cu ponow­nie roz­wią­zał Pidża­mę, kie­dy oka­za­ło się, że SNL osią­gnę­ły komer­cyj­ny suk­ces. Komu jak komu, ale Gra­ba­żo­wi suk­ces w peł­ni się nale­żał. Muzycz­nie nie sym­pa­ty­zu­je z tym, co robi dzi­siaj. Doce­niam w war­stwie lirycz­nej pły­tę Dode­ka­fo­nia. Świet­nym posu­nię­ciem było przy­po­mnie­nie o nie­słusz­nie pomi­nię­tych arty­stach na pły­cie Zaka­za­ne pio­sen­ki. Gra­baż jest naszym dobrem naro­do­wym. Two­rząc inte­li­gent­ną muzy­kę oko­ło­roc­ko­wą, przedarł się do arty­stycz­nej pierw­szej ligi pol­skich wyko­naw­ców, sta­jać się nie mniej popu­lar­ny niż Kazik i Maleń­czuk. Jego tek­sty powin­ny być w pod­ręcz­ni­kach szkół śred­nich. Odbi­ja się w nich Pol­ska ostat­nich trzy­dzie­stu lat i życie, co naj­mniej dwóch, jak nie trzech poko­leń. Nie dzi­wi, że stu­den­ci piszą o nim pra­ce dyplo­mo­we, że kolej­ne pły­ty świę­cą trium­fy, muzyk udzie­la wywia­dów w main­stre­mo­wych mediach, powsta­ją książ­ki, kon­cer­ty są wyprze­da­wa­ne. Na wszyst­ko to w peł­ni Gra­baż zasłu­żył. I nigdy nie dał cia­ła, mimo że żyje w kra­ju, w któ­rym cią­gle ktoś chce go zro­bić w chu­ja, a fani-inter­nau­ci oce­nia­ją go na forach na każ­dym kro­ku. Dzi­siej­szy Gra­baż, to już nie jest „mój” Gra­baż. Jest w tym coś nie­zwy­kłe­go, że każ­dy może mieć swo­je­go Gra­ba­ża. Tego z pierw­sze­go eta­pu Pidża­my, albo nawet jesz­cze z cza­sów gru­py Ręce Do Góry. Lub tego z eta­pu Zło­dziei zapal­ni­czek i Sty­ro­pia­nu, albo jesz­cze inne­go, któ­ry śpie­wał pio­sen­ki typu: „Dzień dobry, kocham cię” i „Nikt tak pięk­nie nie mówił, że się boi miło­ści”. Jed­nak dla mnie Krzysz­tof Gra­bow­ski wiąż będzie „Gościem”, z któ­rym będę sta­wał po stro­nie rebe­lii zdzie­ra­jąc gar­dło przy „Wel­we­to­wych Swe­trach” i tek­stach w sty­lu:

Gdy zosta­jesz u mnie na noc, nie myślę o śmier­tel­nych cza­sach
Patrzę jak nasza miłość spa­ce­ru­je w naszych płasz­czach.

I nawet, jeśli dziś jego obec­na twór­czość do mnie nie tra­fia, a tek­sty już tak nie poru­sza­ją, to na zawsze pozo­sta­nie jed­nym z naj­waż­niej­szych poetów mojej mło­do­ści. I za to chcia­łem podzię­ko­wać Gra­ba­żo­wi z całe­go ser­ca!

Powiązania

„Anioł” wywoła lawinę

recenzje / ESEJE Jacek Nizinkiewicz

Recen­zja Jac­ka Nizin­kie­wi­cza z książ­ki Śpij Anie­le mój / Bez kola­cji Lecha Janer­ki.

Więcej

Na skrzyżowaniu słów

recenzje / ESEJE Magdalena Wołowicz

Recen­zja Mag­da­le­ny Woło­wicz z książ­ki Na skrzy­żo­wa­niu słów Krzysz­to­fa (Gra­ba­ża) Gra­bow­skie­go.

Więcej

Piosenki na papierze

recenzje / ESEJE Mirosław Pęczak

Recen­zja Miro­sła­wa Pęcza­ka z książ­ki Na skrzy­żo­wa­niu słów Krzysz­to­fa (Gra­ba­ża) Gra­bow­skie­go.

Więcej

O wierszu „Bankrut… bankrutowi”

recenzje / KOMENTARZE Krzysztof Grabowski

Autor­ski komen­tarz Krzysz­to­fa Gra­bow­skie­go do wier­sza „Ban­krut… ban­kru­to­wi” z książ­ki Na skrzy­żo­wa­niu słów, któ­ra uka­za­ła się 14 mar­ca 2013 roku nakła­dem Biu­ra Lite­rac­kie­go.

Więcej

Opowieści pieśniarza

recenzje / IMPRESJE Paweł Tański

Recen­zja Paw­ła Tań­skie­go z książ­ki Na skrzy­żo­wa­niu słówKrzysz­to­fa (Gra­ba­ża) Gra­bow­skie­go.

Więcej