recenzje / ESEJE

Moja reakcja na. O „bezoarach” Julii Jankowskiej

Joanna Mueller

Impresja Joanny Mueller na temat poezji Julii Jankowskiej, laureatki 18. edycji Połowu poetyckiego.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Moja pierw­sza reak­cja na wier­sze Julii Jan­kow­skiej to: ale o co cho, czy to żart? Wie­le już rze­czy w naj­now­szej poezji widzia­łam, a mimo to bez­oary, wte­dy jesz­cze pod tytu­łem odklej­ki, wpra­wi­ły mnie w gapio­wa­tą kon­fu­zję typu: że co? no weź! W kolej­nych lek­tu­rach jed­nak ta gapo­wa­tość – moja i pod­miot­ki tomu – ustę­po­wa­ła głęb­szym reflek­sjom i pró­bom odpo­wie­dzi na pyta­nie, co wła­ści­wie autor­ka robi z nami, sobą oraz świa­tem, a tak­że jaki­mi środ­ka­mi osią­ga efek­ty w swo­jej poetyc­kiej grze w afek­ty.

Zatem: jak ona to robi? Wier­sze zgro­ma­dzo­ne w tomie są przede wszyst­kim nie­sły­cha­nie reak­tyw­ne (kil­ka z nich zosta­ło zresz­tą opa­trzo­nych ety­kiet­ką „moja reak­cja na”). Poet­ka skra­ca do mini­mum dystans na linii: bodziec–reakcja–zapis. Ta for­mal­na skró­to­wość spra­wia, że prze­pły­wy infor­ma­cji w wier­szach zacho­dzą bły­ska­wicz­nie i pora­ża­ją inten­syw­no­ścią. Tek­sty zgro­ma­dzo­ne w bez­oarach mają for­mę nota­tek w tele­fo­nie – są to zapi­ski wła­sne, strzęp­ki ese­me­sów albo listy zadań, przy czym autor­ka, wie­dzio­na może zasa­dą auten­tycz­no­ści, może mime­tycz­no­ści, a może ety­ką języ­ka, któ­ry nie chce kła­mać i prze­ina­czać sam sie­bie, uni­ka reda­go­wa­nia nie­spój­no­ści, nie popra­wia lite­ró­wek ani błę­dów, daje nam tekst bez panier­ki z manier.

Czy jed­nak na pew­no? Czy poda­ne sau­té skraw­ki języ­ko­wych i życio­wych zda­rzeń były­by dla nas czy­tel­ni­czo straw­ne i inter­pre­ta­cyj­nie pożyw­ne? Czy nie zosta­je tutaj aby doko­na­ny spryt­ny acz mgnie­nio­wy jak zawiesz­ka w Matri­xie prze­kład z gołe­go real­ne­go na skon­stru­owa­ne hiper­re­al­ne („ty weź wyj­rzyj czy się sza­la ruszy­ła”)? Julia Jan­kow­ska, stu­dent­ka filo­zo­fii i psy­cho­lo­gii, chy­ba też zasta­na­wia się nad reszt­ko­wo­ścią ludz­kie­go życia i wła­sne­go pisa­nia (a jej pod­miot­ka tyl­ko zgry­wa pierw­szą naiw­ną), sko­ro jej tom nosi tytuł bez­oary. Bez­oary to zale­ga­ją­ce w jeli­tach nie­stra­wio­ne reszt­ki, któ­re skle­ja­ją się w kłę­by przy­po­mi­na­ją­ce rze­ko­me kamie­nie ner­ko­we. Tytu­ło­wy motyw świet­nie współ­gra z wymo­wą całe­go tomu. U czy­tel­ni­ków, gdy już zer­k­ną w wyszu­ki­war­kę w poszu­ki­wa­niu defi­ni­cji sło­wa, bez­oary mogą wywo­ły­wać uczu­cie odra­zy, a wła­śnie obrzy­dze­nie sta­no­wi jeden z naj­moc­niej­szych afek­tów książ­ki Jan­kow­skiej. Jej pod­miot­ka w noma­dycz­nym i nie­co nie­przy­tom­nym krą­że­niu po mie­ście dozna­je na prze­mian reak­cji odra­zy i zachwy­tu. Ten nio­są­cy ją żywioł (nurt czy ściek?) abiek­tal­no­ści i eks­ta­tycz­no­ści wytrą­ca raz po raz pod­miot­kę na brzeg zapi­su i wów­czas otrzy­mu­je­my krót­ką notat­kę z tra­sy. A że naj­czę­ściej ta chyb­ci­ko­wa not­ka doty­czy wyda­rzeń nie tyl­ko przy­god­nych, ale też nie­chcia­nych, zatem – zgod­nie z ostrze­że­niem w tytu­le – w efek­cie otrzy­mu­je­my nie dia­men­ty, lecz bez­oary. Nie szla­chet­ne kamie­nie, lecz rze­ko­me kamie­nie ner­ko­we, odklej­ki, wypluw­ki.

Chcę być jed­nak dobrze zro­zu­mia­na. Jako czy­tel­nicz­ka daw­no prze­sta­łam w poezji poszu­ki­wać poły­sku­ją­cych dia­men­tów, bo zwy­kle oka­zu­ją się fał­szyw­ka­mi. O wie­le chęt­niej się­gam po wier­sze-bez­oary, takie jak te Julii Jan­kow­skiej, któ­re w bez­pre­ce­den­so­wy spo­sób (no, pre­ce­den­sem mogła być poezja Miro­na Bia­ło­szew­skie­go, ale to były bez­oary na inny czas) potra­fią uchwy­cić typo­wą dla naszych cza­sów, doj­mu­ją­cą mecha­ni­kę prze­bodź­co­wa­nia, efe­me­rycz­no­ści w rela­cjach i pul­py infor­ma­cyj­nej, któ­ra zatru­wa nasze orga­ni­zmy. Pier­do­ło­wa­ta pod­miot­ka, któ­rej postać Jan­kow­ska kreu­je w swo­jej poezji, ma do ode­gra­nia rolę podob­ną do Iwo­ny, księż­nicz­ki Bur­gun­da: przyj­mu­je na sie­bie cio­sy, blu­zgi i umi­zgi świa­ta, bada reak­cje swo­je i innych (w spo­sób jed­nak mniej mil­czą­cy i ofiar­ni­czy niż jej kole­żan­ka od Gom­bro­wi­cza), a wszyst­ko po to, by prze­ni­co­wać utrwa­lo­ne ukła­dy, wywró­cić głę­bię na stro­nę powierzch­ni (to waż­ny filo­zo­ficz­ny temat książ­ki Jan­kow­skiej, na któ­re­go prze­ana­li­zo­wa­nie nie mam tu miej­sca, ale wie­rzę, że przyj­dzie na to czas), a wresz­cie – aby poka­zać neu­ro­tycz­ną struk­tu­rę naszych mózgów i emo­cji, któ­re kom­pul­syw­nie żywią się – jak cho­rzy z zespo­łem spa­czo­ne­go łak­nie­nia (Pica) – tym, co nie­straw­ne i nie­ja­dal­ne. Dla nie­któ­rych czy­tel­ni­ków poetyc­kie bez­oary Julii Jan­kow­skiej mogą oka­zać się ością kara­ska w śmie­ta­nie, dla mnie jed­nak to praw­dzi­wa – „o kur­wa ale bom­ba sma­ków”! – lek­tu­ro­wa uczta. A zatem: (nie)smacznego!

O autorze

Joanna Mueller

Urodzona w 1979 roku. Poetka, eseistka, redaktorka. Wydała tomy poetyckie: Somnambóle fantomowe (2003), Zagniazdowniki/Gniazdowniki (2007, nominacja do Nagrody Literackiej Gdynia), Wylinki (2010), intima thule (2015, nominacje do Nagrody Literackiej m.st. Warszawy i do Silesiusa), wspólnie z Joanną Łańcucką Waruj (2019, nominacje do Silesiusa i Nagrody im. W. Szymborskiej) oraz Hista & her sista (2021, nominacja do Silesiusa), dwie książki eseistyczne: Stratygrafie (2010, nagroda Warszawska Premiera Literacka) i Powlekać rosnące(2013) oraz zbiór wierszy dla dzieci Piraci dobrej roboty (2017). Redaktorka książek: Solistki. Antologia poezji kobiet (1989–2009) (2009, razem z Marią Cyranowicz i Justyną Radczyńską) oraz Warkoczami. Antologia nowej poezji (2016, wraz z Beatą Gulą i Sylwią Głuszak). Członkini grupy feministyczno-artystycznej Wspólny Pokój. Mieszka w Warszawie.

Powiązania