recenzje / KOMENTARZE

Straż graniczna w Morzu Własnym

Joanna Łańcucka

Joanna Mueller

Autorskie komentarze Joanny Łańcuckiej i Joanny Mueller, towarzyszące wydaniu książki Waruj, która ukazała się w Biurze Literackim 16 września 2019 roku.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Myto

Na pro­gu mojej mowy zatrzy­mam cię,
zanim przej­dziesz. Zanim, toku­jąc,
prze­rwiesz. To jest gra­ni­ca, do któ­rej
dałam sobie kla­ro­wać. Pra­wić pro­tek­cjo­na­ły,
usy­piać poła­jan­ką. Dani­nę pła­ci­łam więk­szą.
Dama – trans­ak­cja wią­za­na. Pan mógł,
więc się o mnie upo­mniał u dru­gie­go obja­śnie­pa­na.

Lecz odtąd się już nie da dzia­łać polu­bow­nie. Choć­by
naszym żywio­łem dotąd nie był sprze­ciw. To jest.
Dome­stic noir. Pło­chli­we pach! Czy sły­szysz? Ja też.
Nad­cho­dzą kor­ne furie. Drą się, któ­re dyga­ły. Prą rysy
na wyku­szach. To drżą posa­dy w Niż­nych Potu­li­cach.
To tęt­no tłu­czo­nych stłu­mień. Co grzę­zło w gar­dle,
wycho­dzi na jaw. Na wid­nych zbo­czach ple­nią się czyst­ki.


Joan­na Muel­ler
Straż gra­nicz­na w Morzu Wła­snym

Kie­dy w poło­wie 2016 roku zaczy­na­łam myśleć nad kon­cep­cją moje­go nowe­go tomu – a mia­łam wte­dy napi­sa­nych zale­d­wie parę wier­szy i jesz­cze nie wie­dzia­łam, że stwo­rzę książ­kę poetyc­ko-gra­ficz­ną wraz z Joan­ną Łań­cuc­ką – prze­czu­wa­łam, że będzie to rodzaj ora­to­rium sple­cio­ne­go z róż­no­rod­nych gło­sów kobiet. Intu­icyj­nie wie­dzia­łam, że tom, któ­ry zaczął się od abso­lut­ne­go wyci­sze­nia kobie­cej nar­ra­cji w wier­szu „Muta” (pierw­szym chro­no­lo­gicz­nie, a zara­zem otwie­ra­ją­cym Waruj), znaj­dzie póź­niej kon­tra­punk­ty w posta­ci pod­gła­śnia­nych szep­tów, potęż­nie­ją­cych pie­śni soli­stek i chó­rzy­stek, mani­fe­sta­cyj­ne­go skan­do­wa­nia, magicz­nych zama­wiań, a wresz­cie nie­kon­tro­lo­wa­ne­go wrza­sku.

„Myto” – tekst/komiks, któ­ry wybra­ły­śmy z moją współ­au­tor­ką do omó­wie­nia na łamach biBLio­te­ki – dla mnie oso­bi­ście sta­no­wi odwró­ce­nie gwał­tow­ne­go wyci­sze­nia z utworu/obrazu otwie­ra­ją­ce­go tom. Widać to już w brzmie­nio­wym podo­bień­stwie obu tytu­łów. „Myto” jest opła­tą pobie­ra­ną przez pod­miot­kę tego wier­sza za ode­bra­nie gło­su boha­ter­ce zwa­nej Mutą (a tak­że innym „wymu­to­wa­nym” kobie­tom). Doko­nu­je się tu rodzaj rela­cyj­nej trans­ak­cji, któ­rej sio­strza­na eko­no­mia rzą­dzi całą książ­ką, a któ­rą sta­ra­łam się oddać w wier­szu final­nym „asie-nitecz­ki”:

kie­dy będziesz się zwi­jać do węzło­wych spraw
zbu­dzi mnie naciąg nici wplą­ta­nej mię­dzy pal­ce

a gdy mój głos uwięź­nie w echach labi­ryn­tu
wątek z two­jej dło­ni wyrów­na dech osno­wy

żeby jed­na z nas mia­ła wła­sny pokój na czmy­chach
real dru­giej sio­stry musi być radi­kal
(…)

No dobrze, wie­my już, że sym­bo­licz­na sio­stra – zabie­ra­jąc w „Myto” głos w spra­wie – pobie­ra opła­tę za głos ode­bra­ny dru­giej sio­strze. Jed­nak kto jej go zabrał i kto się teraz musi wypła­cić? Wpraw­dzie nie zapi­sa­łam tytu­łu wier­sza z hasz­ta­giem, ale chy­ba dość jasne jest, jakie maso­we kobie­ce krzyw­dy – któ­re dotąd „grzę­zły w gar­dłach” – „wycho­dzą na jaw” w brzmie­niu „myto” i w skan­do­wa­nym w dru­giej stro­fie „ja też”. Taka krzyw­da pobrzmie­wa w mil­cze­niu Muty, któ­rą męż­czy­zna uci­sza zda­niem: „a teraz pój­dziesz do domu i nie powiesz o tym niko­mu”. W „Mycie” tam­tej groź­bie odpo­wia­da inna, zawar­ta w sło­wach: „Dome­stic noir. Pło­chli­we pach!” (kto czy­tał książ­ki z nur­tu dome­stic noir, ten wie, czy­ja strzel­ba wypa­li w dra­ma­cie; ja sama w trak­cie pisa­nia wier­sza przy­go­to­wy­wa­łam tema­tycz­ny nume­ru „Waka­tu” zaty­tu­ło­wa­ny „Siła kobiet” i z tej oka­zji kil­ka takich kry­mi­na­łów prze­czy­ta­łam).

Oczy­wi­ście, choć poba­wi­łam się w wier­szu sty­li­sty­ką gatun­ko­wą – a Joasia Łań­cuc­ka w swo­im komik­sie zaba­wę kon­ty­nu­owa­ła (i tak stwo­rzy­ła jed­ną z moich ulu­bio­nych gra­ficz­nych opo­wie­ści w tej książ­ce!) – to jed­nak krwa­wa odwe­to­wość z ducha dome­stic noir nie jest tym, o co mi naj­bar­dziej w „Mycie” cho­dzi­ło. Owszem, dru­ga zwrot­ka – gdzie „kor­ne furie” roz­pę­tu­ją pie­kło czy­stek, dyga­nie prze­cho­dzi w dar­cie się, a posa­dy zaczy­na­ją drżeć w Niż­nych Potu­li­cach – może przy­po­mi­nać dys­to­pij­ną rze­czy­wi­stość opi­sa­ną w „Sile” Naomi Alder­man (to kolej­na inspi­ra­cja, któ­ra wpły­nę­ła na mój wiersz), ale dla mnie oso­bi­ście waż­niej­sze jest to, co w spo­sób cichy i mniej spek­ta­ku­lar­ny odby­wa się w pierw­szej zwrot­ce.

O ile bowiem dru­ga część „Myta” opi­su­je maso­wy ruch oskar­żeń spraw­ców przez ofia­ry – i lawi­no­wą siłę tego hasz­ta­go­we­go zry­wu (stąd per­spek­ty­wa „my”), o tyle pierw­sza część tek­stu roz­gry­wa się mię­dzy poje­dyn­czym „ja” a poje­dyn­czym „ty”. Jed­nost­ko­wy jest rów­nież kon­tekst spo­tka­nia: kobie­ta zatrzy­mu­je męż­czy­znę na gra­ni­cy, któ­rą tyle razy już prze­kra­cza­no bez­re­flek­syj­nie i bez­kar­nie („bo moż­na”), a jed­nak tym razem ona sta­wia weto: „Na pro­gu mojej mowy zatrzy­mam cię,/ zanim przej­dziesz”. A w dodat­ku wymu­sza myto – ona, któ­ra dotąd była raczej przed­mio­tem niż pod­miot­ką prze­tar­gów („Dama – trans­ak­cja wią­za­na. Pan mógł,/ więc się o mnie upo­mniał u dru­gie­go obja­śnie­pa­na”). „Zoba­czy­łam” ten ruch zatrzy­ma­nia męskie­go toko­wa­nia na gra­ni­cy kobie­cej mowy, kie­dy prze­czy­ta­łam o apli­ka­cji Woman Inter­rup­ted, któ­ra liczy, ile słów wypo­wie­dzia­ła kobie­ta, zanim prze­rwał jej męż­czy­zna. Asia Łań­cuc­ka z kolei w nie­zwy­kle suge­styw­ny spo­sób nary­so­wa­ła ów gest „stop” w posta­ci otwar­tej dło­ni z ostrze­gaw­czym napi­sem: „To jest gra­ni­ca, do któ­rej dałam sobie kla­ro­wać”.

Wzru­sza mnie – czy raczej umac­nia – ta komik­so­wa dłoń do dzi­siaj, nie tyl­ko dla­te­go, że przy­po­mi­na mi rękę Fati­my sym­bo­li­zu­ją­cą siłę kobiet w powie­ści Alder­man, ale też ze wzglę­du na wyda­rze­nia w kla­sie mojej sied­mio­let­niej cór­ki, któ­re mia­ły miej­sce nie­dłu­go po zilu­stro­wa­niu przez Asię „Myta”. Otóż kie­dy kole­dzy mojej cór­ki zaczę­li prze­kra­czać pry­wat­ne gra­ni­ce dziew­czy­nek (przy­tu­la­li je, gdy tego nie chcia­ły, popy­cha­li, napa­sto­wa­li je słow­nie itd.), mądra pani wycho­waw­czy­ni nauczy­ła dzie­ci, że w sytu­acji takiej natar­czy­wo­ści nale­ży – prócz jed­no­znacz­ne­go powie­dze­nia „stop!” lub „nie!” – zde­cy­do­wa­nym ruchem wycią­gnąć przed sie­bie wypro­sto­wa­ną rękę z otwar­tą dło­nią (nie pię­ścią!), a to na pew­no zadzia­ła. I zadzia­ła­ło. Jest lepiej.

Cie­szę się, że żyję w świe­cie, w któ­rym dziew­czyn­ki coraz czę­ściej są uczo­ne wycią­ga­nia przed sie­bie dło­ni i wyzna­cza­nia w ten spo­sób wła­snych gra­nic w cie­le i języ­ku. Pew­nie gdy­bym ja sama zosta­ła nauczo­na zawcza­su tej umie­jęt­no­ści, nie napi­sa­ła­bym „Myta”. Ale jeśli ten tekst ma pomóc odzy­skać głos cho­ciaż jed­nej Mucie – być jej „stra­żą gra­nicz­ną w Morzu Wła­snym”, jak to ujął dzi­siaj mój pły­wa­ją­cy w Bał­ty­ku syn – to myślę, że było war­to prze­żyć to i owo, by ten wiersz – i tę książ­kę – napi­sać.


Joan­na Łań­cuc­ka
Coraz gło­śniej­sza rewo­lu­cja

Gdy pierw­szy raz czy­ta­łam wiersz „Myto”, od razu zwró­cił moją uwa­gę wers: „To jest gra­ni­ca, do któ­rej dałam sobie kla­ro­wać”. Prze­czy­ta­łam go kil­ka razy, powtó­rzy­łam w gło­wie i pomy­śla­łam: co by było, gdy­bym powie­dzia­ła to na głos.

Było to zadzi­wia­ją­ce doświad­cze­nie – powie­dzieć te sło­wa do sie­bie i jed­no­cze­śnie do tych wszyst­kich, któ­rym nie zaprze­czy­łam, choć wszyst­ko się we mnie bun­to­wa­ło, któ­rych słu­cha­łam cicho, mimo że myśla­łam coś zupeł­nie prze­ciw­ne­go, któ­rym dałam się prze­ko­nać, że robię źle, choć czu­łam, że robię dobrze.

Nie zna­czy to, że nigdy nie bro­ni­łam swo­je­go zda­nia i że nie mówi­łam tego, co myślę. Sta­ra­łam się to robić, wal­czy­łam o swo­je, ale zawsze mia­łam poczu­cie, że tak napraw­dę nie mam do tego pra­wa. Szcze­gól­nie trud­no mi było nie zga­dzać się z męż­czy­zna­mi – naj­pierw w rodzi­nie, potem na stu­diach czy w krę­gach towa­rzy­skich. To wresz­cie prze­no­si­ło się na kor­ne słu­cha­nie tych, któ­rzy zarzą­dza­li i rzą­dzi­li – z pozy­cji pro­fe­so­ra, współ­pra­cow­ni­ka i pra­co­daw­cy, poli­ty­ka, auto­ry­te­tu. Nie­mal zawsze męż­czyź­ni, nie­mal zawsze ex cathe­dra. Nie zda­wa­łam sobie wte­dy spra­wy z tego, że inny świat jest moż­li­wy. Świat, w któ­rym sło­wo kobie­ty, moje sło­wo, mogło­by być rów­ne sło­wu męż­czy­zny. Ale tak wie­le rze­czy, któ­re wyda­wa­ły mi się kie­dyś oczy­wi­ste, teraz prze­sta­ją nimi być, a dla mojej cór­ki sta­ną się – mam nadzie­ję – wręcz absur­dal­ne.

„To jest gra­ni­ca, do któ­rej dałam sobie kla­ro­wać” – powtó­rzy­łam kil­ka razy gło­śno. I poczu­łam, że mówiąc te sło­wa, daję sobie pra­wo do tego, by mówić gło­śno; że nie zga­dzam się, by zaprze­czać, gdy chcę zaprze­czyć, gło­śno mówić o moich prze­ko­na­niach, odważ­nie wyra­żać swo­je poglą­dy. Bez lęku, że „obja­śnie­pan” wszyst­ko mi nale­ży­cie obja­śni; bez koniecz­no­ści zga­dza­nia się i przyj­mo­wa­nia cudzej wizji świa­ta.

Gra­ni­ca, któ­rą posta­wi­ła w swo­im wier­szu Joasia, sta­ła się i moją, a to jed­no zda­nie uświa­do­mi­ło mi, że nikt nie ma pra­wa tej gra­ni­cy prze­kro­czyć. Dla­te­go w cen­trum pierw­szej plan­szy komik­su znaj­du­je się dłoń w uni­wer­sal­nym geście mówią­cym „stop”. W jej wnę­trzu wid­nie­je wycięty/wyryty napis „To jest gra­ni­ca, do któ­rej dałam sobie kla­ro­wać”. Odwo­ła­łam się tutaj do sty­li­sty­ki XIX-wiecz­nych rycin, zada­jąc pyta­nia: kto mówi, a kto słu­cha, kto powi­nien słu­chać, a kto ma pra­wo pero­ro­wać, na ile i od jak daw­na blo­ku­ją nas gor­se­ty i gor­sy zasta­nych reguł gry?

Dru­ga stro­fa eks­plo­du­je pięk­ną serią krót­kich fraz: „To jest./ Dome­stic noir. Pło­chli­we pach! Czy sły­szysz? Ja też./ Nad­cho­dzą kor­ne furie. Drą się, któ­re dyga­ły. Prą rysy/ na wyku­szach. To drżą posa­dy w Niż­nych Potu­li­cach”. Zilu­stro­wa­łam to poprzez dyna­micz­ne, gęste kadry dru­giej plan­szy. Coś wybu­cha, skądś uno­si się dym, gospo­dy­ni domo­wa nasłu­chu­je zza szczel­nie zasło­nię­tych zazdro­stek, te, któ­re dyga­ły na XIX-wiecz­nych ryci­nach – zaczy­na­ją wrzesz­czeć, a Niż­ne Potu­li­ce sta­ją na gło­wie. Głos wydzie­ra się z gar­dła i nie­przy­pad­ko­wo uży­wam tu sło­wa „wydzie­ra”, bo czy­ni to z wysił­kiem i nie jest to łatwy pro­ces. Ale jest to pro­ces, któ­ry wciąż trwa, i to jest pięk­na, coraz gło­śniej­sza rewo­lu­cja.

O autorach i autorkach

Joanna Łańcucka

Urodziła się w 1978 r w Skierniewicach. Studiowała na ASP im. W. Strzemińskiego w Łodzi. Maluje, rysuje, pisze. Autorka krótkich form komiksowych oraz ilustracji i grafik okładkowych – głównie do wydawnictw poetyckich. Współpracowała z czasopismami literackimi, oraz z kwartalnikiem „Przekrój”, tworząc minikomiksy do wierszy. Współautorka (wraz z poetką Joanną Mueller) poemiksu pt. Waruj (Biuro Literackie, 2019 r.), nominowanego do Nagrody Silesius oraz Nagrody im. W. Szymborskiej. W 2013 r. wydała powieść pt. Stara Słaboniowa i Spiekładuchy, pisze również opowiadania grozy. Mieszka w Warszawie.

Joanna Mueller

Urodzona w 1979 roku. Poetka, eseistka, redaktorka. Wydała tomy poetyckie: Somnambóle fantomowe (2003), Zagniazdowniki/Gniazdowniki (2007, nominacja do Nagrody Literackiej Gdynia), Wylinki (2010), intima thule (2015, nominacje do Nagrody Literackiej m.st. Warszawy i do Silesiusa), wspólnie z Joanną Łańcucką Waruj (2019, nominacje do Silesiusa i Nagrody im. W. Szymborskiej) oraz Hista & her sista (2021, nominacja do Silesiusa), dwie książki eseistyczne: Stratygrafie (2010, nagroda Warszawska Premiera Literacka) i Powlekać rosnące(2013) oraz zbiór wierszy dla dzieci Piraci dobrej roboty (2017). Redaktorka książek: Solistki. Antologia poezji kobiet (1989–2009) (2009, razem z Marią Cyranowicz i Justyną Radczyńską) oraz Warkoczami. Antologia nowej poezji (2016, wraz z Beatą Gulą i Sylwią Głuszak). Członkini grupy feministyczno-artystycznej Wspólny Pokój. Mieszka w Warszawie.

Powiązania