recenzje / ESEJE

Na rogatkach poznania

Adrian Sinkowski

Recenzja Adriana Sinkowskiego z książki Folia na wietrze Dariusza Sośnickiego.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Dariusz Sośnic­ki pisał ostat­ni tomik, Skan­dy­naw­skie lato, mając w dorob­ku trzy książ­ki poetyc­kie. Tomik ów czy­ta­łem – ina­czej niż mam w zwy­cza­ju – trzy, może czte­ry razy i wciąż czu­ję, że nie dość dużo, że dalej pozo­sta­je zagad­ką, któ­rej roz­wią­za­nie nie jest ani oczy­wi­ste, ani roz­strzy­gnię­te na zawsze. Na kar­tach zbio­ru, gdzie sąsia­do­wa­ły z powo­dze­niem wier­sze powścią­gli­we i peł­ne iro­nii, dłu­gie i rymo­wa­ne obok krót­kich, nie­mal poje­dyn­czych wer­sów, nie­trud­no było dostrzec moty­wy wła­ści­we poznań­skie­mu poecie (pościel, auto­bus, czaj­nik), co sta­no­wi, zaska­ku­ją­cy skąd­inąd, porzą­dek książ­ki. A spraw­dza się rów­nież na pozio­mie wier­sza, gdzie peł­ni funk­cję – jako rekwi­zyt – porząd­ku czy­sto for­mal­ne­go, poma­ga więc w pisa­niu tak, jak poma­ga­ją stro­fa, wers lub zda­nie. Co tu dużo mówić: Sośnic­ki dał się poznać od naj­lep­szej stro­ny. Dla­te­go wieść o tym, że nakła­dem Biu­ra Lite­rac­kie­go wzno­wio­ne zosta­ną tomy Mar­le­no (1994) i Ika­rus (1998) pod wspól­nym tytu­łem Folia na wie­trze, szcze­rze mnie ucie­szy­ła. Uka­za­nie się książ­ki dosko­na­le komen­tu­je cytat z „Pio­sen­ki miło­snej”: „świat raz odmie­rzo­ny doma­ga się innej miary,/ by mógł ruszyć z miej­sca. Rusza­my?” – autor tomi­ku mru­ga w naszą stro­nę poro­zu­mie­waw­czo.

Tytu­ło­wa folia nie koja­rzy się z niczym trwa­łym. Sam nawet autor, gdy ofer­ta han­dla­rza leży „na strzę­pach gazet i folii”, nie­zbyt się nią przej­mu­je. Ani gdy wywo­żo­ne są śmie­ci: „poszedł dziś trans­port resz­tek w wor­ku z folii”. Nie ina­czej mają się spra­wy z twór­czo­ścią Sośnic­kie­go, ist­nie­ją­cą gdzieś na obrze­żach i poza głów­nym obie­giem. Ale tytuł nowe­go zbio­ru auto­ra Syme­trii ma nie­wąt­pli­wie ukry­te zna­cze­nie, co tyl­ko wzmoc­nio­ne jest fak­tem, że mówi­my o jego dwóch pierw­szych książ­kach. Wpraw­dzie z folii korzy­sta­my sekun­dę, nio­sąc zaku­py, ozda­bia­jąc pre­zen­ty, ale folia, zapo­mnia­na, wyrzu­co­na do śmie­ci lub pozo­sta­wio­na, żeby zajął się nią wiatr, odpor­na jest na dzia­ła­nie cza­su. Z pew­no­ścią nas też prze­ży­je.

Za spra­wą Folii na wie­trze widać dokład­nie, jak sub­tel­ne, a cza­sem zaska­ku­ją­ce bywa­ły nawią­za­nia do innych poetów jako adre­sa­tów sone­tu, poetyc­kie­go listu, nawet żar­tu. Sośnic­ki pisał o nich w trze­ciej oso­bie, cza­sem była to nie­wiel­ka wzmian­ka, kie­dy indziej pole­mi­ka z kon­kret­nym utwo­rem lub uję­cie całej książ­ki. Zda­rza się rów­nież, że na ślad auto­ra, któ­ry pozo­sta­je nie­wy­mie­nio­ny z imie­nia ani nazwi­ska, natra­fia­my poprzez sty­li­za­cję, alu­zję. Cóż chciał osią­gnąć autor Syme­trii, kie­dy dia­lo­go­wał z Rafa­łem Wojacz­kiem, auto­rem debiu­tanc­kie­go Sezo­nu, z któ­re­go twór­czość Sośnic­kie­go bez­sprzecz­nie wyra­sta? A kie­dy się­gał po auto­ry­tet Marii Cwie­ta­je­wej, choć tutaj – gdy­by posłu­żyć się frag­men­tem „Pta­siej pio­sen­ki” – o gnieź­dzie nie mogło być mowy? Nie twier­dzę wca­le, że owe nawią­za­nia były pozba­wio­ne iro­nii.

Teraz czy­tam wier­sze Cwie­ta­je­wej.

Czy­ja to wina, że nic w nich
nie mogę zna­leźć? Cwie­ta­je­wej?
Moja? Czy może two­ja,

wła­ści­ciel­ko magne­to­fo­nu,
z któ­rym jadam kola­cję i sypiam?

Albo:

Tu jestem jak­by w samym sobie:
śmier­dzi – ale kto się dowie? (…)
Jest pleśń – ale jest bez­piecz­nie,
cia­sno – ale ja się miesz­czę. (…)
Jest grzyb – ale nie ma gło­du.

Może­my być co naj­wy­żej zdzi­wie­ni, że ów sonet, gdzie wyraź­ne jest zna­cze­nie ple­śni i głód, wspo­mnia­ny nie­świe­ży zapach, gdzie poczu­cie bycia nie­wy­mia­ro­wym, któ­re koja­rzy się nie­mal natych­miast z „Mar­twym sezo­nem” i pocho­dzą­cym z tomu Inna baj­ka wier­szem „Pew­na komo­da, czy­li”, nie wyszedł spod ręki Wojacz­ka. Na tym oczy­wi­ście nie koniec, oto znaj­dzie­my w Sezo­nie takie wer­sy: „nigdy/ nie otwie­raj okna/ w czte­rech ścianach/ wiatr nie wie­je (…) Nie pisz listów do siebie/ kto to widział/ pisać listy do zmar­łych”. Stu­dent filo­zo­fii z Pozna­nia, mło­dziut­ki Sośnic­ki, niczym uczeń w kla­sie pod­no­si rękę i odpo­wia­da.

trze­ba wresz­cie wstać: zauwa­żyć list,
dobrze już oswo­jo­ny z sza­fą (…)
wywie­trzyć pokój i wybrać z doni­czek kamie­nie
sadzo­ne tam w dzie­ciń­stwie -
teraz uro­snę napraw­dę.

Nie jest natu­ral­nie tajem­ni­cą, że Sośnic­ki urósł, zapo­wiedź tego czy­ta­my w zakoń­cze­niu utwo­ru, któ­ry cyto­wa­łem powy­żej: „skoń­czył się świę­ty szał,/ zaczy­na się świę­ta pra­ca”. To „uro­snę napraw­dę”, któ­re Woja­czek nazwał pisa­niem do zmar­łych, Sośnic­ki uznał za szan­sę – moż­na powie­dzieć – na doro­śnię­cie, dokład­ne wybra­nie kamie­ni, któ­re czy­ni­ły jego pisar­stwo zarów­no cięż­kim, ale i cudzym. Moc­ną dekla­ra­cję sły­chać w stro­fie koń­czą­cej „Sonet spod wła­snej dło­ni”: „Mnie nie wol­no być nieostrożnym,/ ja mam żonę, dziec­ko i talent”.

Wier­sza­mi Sośnic­kie­go nie powo­du­je – rzekł­bym – intu­icja meta­fi­zycz­na, choć tako­wa wyraź­nie jest w nich obec­na. Przy­kład: „Jak zejść po schodach/ star­szy o nie­pod­ję­ty świer­got dzwonka,/ o kart­kę, któ­rą zosta­wiam w drzwiach?”. Utwór ten wyra­sta ze świa­ta klat­ki scho­do­wej. Jacek Guto­row zapew­ne roz­wi­nął­by zda­nie do zamknię­te­go świa­ta klat­ki scho­do­wej, a sło­wo „klat­ka”, kie­dy indziej sło­ik, akwa­rium, czy­li prze­strze­nie o bar­dzo kon­kret­nie wyzna­czo­nym i ogra­ni­czo­nym tery­to­rium, jest wyjąt­ko­wo zna­mien­ne. Nie­mniej czuć jest tę dru­gą, iście meta­fi­zycz­ną rze­czy­wi­stość, któ­ra pozo­sta­je za drzwia­mi. Pod­miot lirycz­ny wychy­la się nie­kie­dy z zamknię­cia: wybie­ga myślą w „tam­tą” stro­nę (zasta­na­wiał się prze­cież, co cze­ka nań po otwar­ciu drzwi), a cza­sem po pro­stu patrzy („Patrzę na nich chwi­lę, w koń­cu muszę wyjść”), podej­mu­je nawet pró­by sfor­so­wa­nia gra­ni­cy (wkła­da kart­kę mię­dzy drzwi). Ale bez­sku­tecz­nie. Naj­cie­kaw­sze, że nie robi tego wyłącz­nie z cie­ka­wo­ści, raczej ze smut­ne­go obo­wiąz­ku, by zna­leźć miej­sca wspól­ne, by uczy­nić świat bar­dziej zno­śnym, choć ten, będąc dotąd nie­po­ję­ty, takim z pew­no­ścią zosta­nie.

Miejsc gra­nicz­nych, gdzie dają się odszu­kać zosta­wio­ne kart­ki, tych prób wychy­le­nia w „tam­tą” stro­nę jest oczy­wi­ście bar­dzo wie­le. Jak osad z wier­sza otwie­ra­ją­ce­go tomik pora­sta ścian­ki czaj­ni­ka, tak obce, pocho­dzą­ce skąd­inąd życie pora­sta „nasze życie w wier­szu”, w pawi­lo­nie kie­row­ców zdej­mu­je fira­ny z okien, ręko­ma gospo­da­rza odli­cza pie­nią­dze na wód­kę. I cho­ciaż „jest ciemno/ i sami się pra­wie nie widzi­my”, to „muszą się nas domy­ślać”. Wspól­ne są doświad­cze­nia począt­ków wio­sny, wido­ku resz­tek śnie­gu zepchnię­te­go do kana­łów, w któ­re owo­cu­je Mar­le­wo zza szyb Ika­ru­sa, z kimś bowiem „Patrzy­my przez okno” lub „wcią­ga­my ręcz­ni­ki na maszt sznu­ra w kuch­ni”.

Naj­bar­dziej zna­mien­ny oka­zać się może fakt, iż wszyst­kie pró­by komu­ni­ka­cyj­ne, wyra­ża­ją­ce się w cho­dze­niu, patrze­niu czy rza­dziej mówie­niu, albo koń­czą się fia­skiem, albo zosta­ły w ogó­le pomi­nię­te. Auto­ro­wi powo­dze­nie owych prób nie jest bynaj­mniej obo­jęt­ne, są wszak­że pona­wia­ne, sta­le zmie­nia się ich for­ma, jed­nak zanie­cha­nie, przedar­cie się na gra­ni­cę i następ­nie wyco­fa­nie, nie wyni­ka z tchó­rzo­stwa. Powie­dział­bym raczej – z wybo­ru. Wyra­ża się to w prze­ko­na­niu, że momen­ty, któ­rym nie potra­fi­my przy­pi­sać ludz­kich inten­cji (wie­le razy pod­miot lirycz­ny szu­ka wspól­ne­go języ­ka z przed­mio­ta­mi, pta­ka­mi, mar­twą myszą) czy któ­rych zwy­czaj­nie nie rozu­mie­my, taki­mi – powia­da autor – niech pozo­sta­ną. Zamiast siłą zmu­szać świat do mówie­nia „zro­zu­mia­łym” języ­kiem, lepiej jest zosta­wić kart­kę, cze­kać, aż ktoś ją znaj­dzie, a przy odro­bi­nie szczę­ścia – rów­nież odczy­ta.

Na temat Folii na wie­trze prze­ko­nu­ją­co i wyjąt­ko­wo traf­nie wypo­wie­dział się Łukasz Jarosz. „Zwro­ty opi­su­ją­ce trud­ne do przed­sta­wie­nia rze­czy, napi­sa­ne gład­ko, a jed­no­cze­śnie ‘z przy­tu­pem’. Przyj­rzyj­my się cho­ciaż na chwi­lę temu jed­ne­mu: ‘on – jesz­cze z oddechem/ kory­ta­rza na ple­cach’ – takie szla­chet­ne wer­sy zosta­wiam sobie zawsze na pamiąt­kę”. No i mam dyle­mat. świa­dom, że wzię­cie na pamiąt­kę wszyst­kich wer­sów – za radą Jaro­sza – któ­re brzmią szla­chet­nie, a następ­nie podzie­le­nie się nimi, mogło­by znacz­nie prze­kro­czyć mój czas ante­no­wy. A zatem, moimi typa­mi będą „Ryn­na niczym sak­so­fon prze­zię­bio­ne­go muzyka/ wyplu­wa stróż­ki śli­ny, bań­ki powie­trza i mdłe dźwię­ki” albo „Wiatr ścią­ga liść z wycie­racz­ki, okrę­ca i pusz­cza” albo wresz­cie ten, do któ­re­go wra­cam naj­chęt­niej: „Wil­got­na cela kła­dzie się na ramionach/ i kar­ku. Żad­nych zgrzy­tów, nagłe­go bla­sku, ruchu”.


Tekst uka­zał się po raz pierw­szy w kwar­tal­ni­ku „Wyspa” (nr 2, 2007). Dzię­ku­je­my za udo­stęp­nie­nie mate­ria­łu.

O autorze

Adrian Sinkowski

ur. w 1984 roku. Poeta, z wykształcenia bibliotekarz, z zawodu copywriter. Autor tomików Raptularz (2016) i Atropina (2018), wydanych w Bibliotece „Toposu”. Wyróżniony w konkursie Dolina Kreatywna (2008), laureat projektu Połów (2011), otrzymał nominacje do Nagrody Literackiej m.st. Warszawy (2017) i Orfeusza (2019). Debiutował w 2005 r. w „Pograniczach”, od tego czasu publikował m.in. w pismach „Arcana”, „Dwutygodnik”, „Kultura Liberalna”, „Odra”, „Twórczość”, „Więź”, „Zeszyty Literackie”, a także na łamach „Tygodnika Powszechnego” i „Uważam Rze”. Redaktor, z czasem współpracownik kwartalnika literackiego „Wyspa” (2007‒2017) oraz „Frondy Lux” (2013‒2016). Stypendysta m.st. Warszawy (2013) oraz MKiDN (2017) w dziedzinie literatury.

Powiązania

Poetycka książka trzydziestolecia: rekomendacja nr 24

debaty / ankiety i podsumowania Adrian Sinkowski

Głos Adria­na Sin­kow­skie­go w deba­cie „Poetyc­ka książ­ka trzy­dzie­sto­le­cia”.

Więcej

Uwaga

dzwieki / RECYTACJE Adrian Sinkowski

Wiersz z anto­lo­gii Połów. Poetyc­kie debiu­ty 2011, zare­je­stro­wa­ny pod­czas spo­tka­nia „Połów 2011” na festi­wa­lu Port Wro­cław 2012.

Więcej

Niezwyczajna zwyczajność kobiecości

debaty / ankiety i podsumowania Adrian Sinkowski

Głos Adria­na Sin­kow­skie­go w deba­cie „Jaką Pol(s)kę zoba­czy­li z dru­giej stro­ny lustra”.

Więcej