Wiersz, który teraz Państwu przeczytam, (powstał, napisałem, związany jest, dotyczy, etc. niepotrzebne skreślić)? W wierszu, który teraz chciałbym Państwu przeczytać, chodziło mi głównie o (o to, żeby)?
No, dobrze, od kiedy dowiedziałem się, że w 2001 roku są jeszcze i tacy miłośnicy poezji, którym zbyt skomplikowane, zbyt trudne i w efekcie niezrozumiałe wydają się wiersze księdza Jana Twardowskiego, jestem w stanie założyć, że mój autorski komentarz może się komuś przydać i może pomóc moim wierszom.
(Ale jeśli ktoś nie rozumie wiersza, to czy zrozumie komentarz? Przecież moja poezja jest prościutka, tak prosta, że bardziej już być nie może, jest tak zrozumiała, że czasem aż mi wstyd. Często, kiedy ktoś mnie pyta o mój stosunek do czegoś, o mój pogląd na jakąś sprawę, mam ochotę odesłać go do swojego konkretnego wiersza, który, wydaje mi się, najprecyzyjniej jak można, kwestię wyjaśnia. Dobrze jest mieć przygotowaną odpowiedź, choć pytanie jeszcze nie padło i może nie paść nigdy?).
Jak wiedzą ci z Państwa, którzy choć raz byli na moim wieczorze autorskim, nie zwykłem poprzedzać czytania wierszy opowieścią o tym, kiedy, jak, w jakich okolicznościach powstawały i o co mi w nich chodziło, co poeta chciał nam powiedzieć. Jak zauważyłem, postępuję w tym względzie zupełnie inaczej niż poeci brytyjscy, którzy każdy wiersz poprzedzają związaną z nim, interesującą zazwyczaj, anegdotą i komentarzem.
„Na wszelki wypadek” – czy jest co komentować? Nie, to nie ostrożna skromność dyktuje mi takie zachowanie, na wieczorach szkoda mi czasu na gadanie, interesuje mnie konfrontacja zazwyczaj świeżego poetyckiego towaru z publicznością, więc chcę go nawrzucać jak najwięcej, a pogadać to sobie możemy potem.
Poemat, no, poemacik „Na wszelki wypadek” nie jest pierwszej świeżości, powstał w końcu lat osiemdziesiątych. Formuła „Najlepiej spożyć przed” zabezpiecza producenta, daje mu luz, którego nie ma w sztywnym terminie przydatności do spożycia. Najlepiej było czytać „Na wszelki wypadek” wtedy, kiedy został napisany. Nie dlatego, by to, co w tym wierszu ważne, straciło swą aktualność, ale dlatego, że to, co w nim w pewnym sensie przygodne, straciło swą oczywistość, przestało być oczywistym elementem codziennego doświadczenia. Bardzo dumny byłem z dystychu:
Albowiem słońce wędzonego piklinga przebija się przez chmury
na krótko i bardzo rzadko
i dziś też uważam metaforę w nim zawartą za jakieś odkrycie, ale bez wątpienia obraz ten trafiał bardziej bezpośrednio do przekonania wtedy, gdy wędzony pikling w sklepach był rzadkością. Z mniejszym trudem czytelnik mógł sobie dopowiedzieć, co prócz deszczu przecieka przez stropy Dworca Centralnego, kiedy zapach moczu na tym dworcu był bardziej intensywny niż dzisiaj. Jak się zdaje, stwierdzenie „Kraków się wali” też było wówczas oczywiste. Co do godnych podziwu zmian na kolei, to choć w zasadzie należą one do elementów „przygodnych”, to kto podróżuje pociągami, ten wie, że dalej zmiany te budzą podziw (W lipcu 2001 roku widziałem konduktora oglądającego legitymacje uprawniające do zniżki przez lupę, znalezienie przedziału dla palących w coraz większej ilości pociągów pospiesznych graniczy z cudem, to nie kibice piłkarscy i chuligani (o, co za niespodzianka, to słowo jeszcze istnieje) zdzierają nalepki z papierosem z drzwi przedziałowych i demontują w środku popielniczki, a kwiat studenckiej młodzieży, który uwierzył w wizję zdrowego życia, zatem zmiany na kolei (nie zawsze wprowadzane przez kolejarzy) wciąż zapierają dech w piersiach. „Jakby mało było istniejących podziałów zaczynają nas dzielić na palących i niepalących”. Nie zaczynają, już podzielili.” Albowiem papierosy które palę kupiłem w sklepie filatelistycznym” Palę Carmeny, dziś można je kupić nawet na poczcie, wtedy – pod koniec lat 80. papierosy w sklepie filatelistycznym, robiącym już, podobnie jak filateliści, bokami, to był szok. Jednak Carmeny dzisiaj to są już inne Cameny – bez białego filtra, bez charakterystycznego aromatu. „Nawet przedmiotom trudno dochować nam wierności”. Przemija postać świata. „Coraz więcej chorób dookoła i umierają matki przyjaciół”. Dlaczego matki, nie ojcowie? Bo dwie sylaby są w tym miejscu lepsze niż trzy, a może i dlatego, że ojciec autora od ładnych paru lat już nie żył i nie było najmniejszego powodu, aby się o niego niepokoić.
„Albowiem nie jestem nieśmiertelny; podobnie jak niektórzy z moich czytelników” – niezły ten początek, nieprawdaż? Zna się swoje miejsce w szeregu, dzieli się odbiorców, z częścią z nich ustanawia się wspólnotę, reszcie nie odbiera się złudzeń, na pewno wynika z tego początku, że autor nie uważa literatury za sposób osiągnięcia nieśmiertelności. Jednak jeśli traktować ten początek poważnie, to być może jest w nim i taka sugestia, że pośród czytelników znajduje się ktoś nieśmiertelny. Jeśli Bóg wszystko widzi, a trudno zakładać, żeby był analfabetą, to czyta i ten wiersz?
„Na wszelki wypadek” jest zbudowany ze zdań, niby zdań, podrzędnie złożonych, z których uwidocznione są tylko zdania poboczne. Zdanie główne, jedno dla tych wszystkich pobocznych, pozostaje w ukryciu. Te poboczne zdania przybierają formę stwierdzeń, każde z tych stwierdzeń jest – lub przynajmniej ma sprawiać takie wrażenie – w oczywisty sposób prawdziwe. Ciąża słonia trwa 24 miesiące.
Jakie jest to zdanie główne? „Czuję się tak, jak się czuję”? Zrozumienie poematu polegać by miało na dopisaniu sobie do niego całkiem bylejakiego zdania? Nie, czytelnik tej zagadki wcale nie musi rozwiązywać. Czytelnik ma się poczuć tak, jak autor wiersza, czy (dla bardziej wymagających) jego podmiot mówiący.
„Słowa są jak pestki słonecznika i nie da się z nich wyłuskać ziarnka po raz drugi o czym wie każdy wróbel” – to jedna z ważnych dla autora rzeczy w tym poemacie. „Chciałbym powiedzieć swej ojczyźnie coś miłego i dzień za dniem nie znajduję stosownego pretekstu” – to raczej w przyjętej tu klasyfikacji rzecz przygodna, ale niestety niewiele wskazuje na to, by miała nie mieć długiego trwania.
Być może, skoro autor uważa, że jego poemat „Noc poetów (Warszawa pisarzy)” bardziej niż o czym innym jest poematem o mechanizmach pamięci i mechanizmach kojarzenia, ma też prawo sądzić, że „Na wszelki wypadek” jest wierszem będącym rozpaczliwą pochwałą (i zarazem dowcipną obroną) zdrowego rozsądku. Co w nim robi Panama? Jeśli ktoś zechce wiedzieć, skąd się wzięła, niechaj zajrzy do wcześniejszego wiersza, w którym ten kraj się pojawia i do późniejszego felietonu. Jeśli kogoś razi określenie „pisarz ze mnie jak z koziej dupy trąba”, to z innego tekstu może się dowiedzieć, że jest to nawiązanie do kwestii ojca autora, który na słowa swej siostry, „Jasiu, ale ty jako uczony” wyprowadzony z równowagi rzucił „Taki ze mnie uczony jak z koziej dupy trąba”. No więc mamy anegdotę. Tylko czy taka anegdota koniecznie – jak łaska boska do zbawienia – potrzebna jest do zrozumienia utworu? Czy rzeczą autora jest mówić, że nie napisałby tego wiersza, gdyby nie czytał parę lat wcześniej „Psalmów” w przekładzie Miłosza? Że może najważniejszy dla autora był w tym wierszu rytm i lekkie podniesienie tonu, odrobinę wyższa dykcja, ale bez koturnu, z bosymi stopami dotykającymi ziemi?
Na wszelki wypadek
Albowiem nie jestem nieśmiertelny; podobnie jak niektórzy z moich czytelników
Albowiem ciąża słonia trwa 24 miesiące
Albowiem chciałbym powiedzieć swej ojczyźnie coś miłego i dzień za dniem nie znajduję stosownego pretekstu
Albowiem przez stropy Dworca Centralnego przecieka nie tylko deszcz
Albowiem na ruchomych schodach, jeśli są czynne, czuję jak mam mało czasu i jak ktoś śmieje się ze mnie
Albowiem każdy kij ma dwa końce choć zakaz fotografowania odsłania tajemnice anonimowych budynków
Albowiem coraz więcej chorób dookoła i umierają matki przyjaciół
Albowiem nawet przedmiotom nie wolno dochować nam wierności
Albowiem słońce wędzonego piklinga przebija się przez chmury na krótko i bardzo rzadko
Albowiem papierosy które palę kupiłem w sklepie filatelistycznym
Albowiem mimo wszystko zbyt łatwo się przywiązuję
Albowiem nie wiem czemu de mortuis nil nisi bene skoro nic nie wskazuje na to że cokolwiek boli umarłych
Albowiem zmiany na kolei są godne podziwu
Albowiem trzeci to drugi jakby B było trzecią literą alfabetu; kto nie wierzy niechaj sobie policzy wagony
Albowiem jakby było mało istniejących podziałów zaczynają nas dzielić na palących i niepalących
Albowiem chciałbym szanować prawo lecz tylko w granicach rozsądku
Albowiem zostało mi dane poczucie śmieszności
Albowiem słyszałem durnia który mówił że zbyt długo tolerowaliśmy durniów a nie chciałbym aby o mnie ktoś tak powiedział
Albowiem Kraków się wali
Albowiem znając swoje możliwości znam swoje ograniczenia
Albowiem słowa są jak pestki słonecznika i nie da się z nich wyłuskać ziarnka po raz drugi o czym wie każdy wróbel
Albowiem pisarz ze mnie jak z koziej dupy trąba czego mówić nie powinienem przekonany że są ode mnie gorsi
Albowiem obiecana kartka z Panamy nie przychodzi od pół roku choć sam coraz częściej nie odpowiadam na listy
Albowiem dobrze mieć przygotowaną odpowiedź choć pytanie jeszcze nie padło i może nie paść nigdy