recenzje / IMPRESJE

Natalia Śniadanko

Ksenia Kaniewska

Esej Kseni Kaniewskiej towarzyszący premierze książki Lubczyk na poddaszu Natalii Śniadanko.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

 

Nata­lia Śnia­dan­ko

 

Ukra­ina. Magicz­ne sło­wo, któ­re w pierw­szych deka­dach XXI wie­ku z każ­dą minu­tą, godzi­ną, dniem nabie­ra nowych zna­czeń.

Dzi­siej­sza Ukra­ina uczy nas nowej histo­rii Euro­py, nowej poli­ty­ki. Nowych nas. Ukra­ina dyk­tu­je nowe zada­nia i zda­nia. Zda­nia i sło­wa, któ­re momen­tal­nie wpi­su­ją się w aktu­al­ną histo­rię Euro­py i świa­ta, któ­re dzię­ki postę­po­wi wir­tu­al­ne­go świa­ta nie potrze­bu­ją cze­kać na druk, ale uczą rze­sze mło­dych, zbun­to­wa­nych i znu­dzo­nych sta­rym porząd­kiem nowe­go patrio­ty­zmu. Patrio­ty­zmu, któ­ry jest… mod­ny. Zbit­ki pojęć, któ­re jesz­cze kil­ka lat temu razi­ły­by pew­nie ucho nie­jed­ne­go zwy­kłe­go oby­wa­te­la. Współ­cze­sny ukra­iń­ski patrio­tyzm to sło­wa. Zapi­sa­ne w zeszy­cie, na kawiar­nia­nej ser­wet­ce, na murze, pla­ka­cie, pro­fi­lu spo­łecz­no­ścio­wym. Lite­ra­tu­ra jako naj­sku­tecz­niej­sza broń w wal­ce z obo­jęt­no­ścią i słu­żal­czo­ścią. Jako naj­pięk­niej­szy dowód przy­wią­za­nia do zie­mi, ludzi, tra­dy­cji, histo­rii. Do sie­bie. Jako naj­wyż­sza praw­da. Nie spo­sób mówić o współ­cze­snej lite­ra­tu­rze ukra­iń­skiej, pomi­ja­jąc kon­tekst aktu­al­nych wyda­rzeń, któ­re wpro­wa­dza­ją nas mniej lub bar­dziej bru­tal­nie w histo­rię dzi­siej­szych rewo­lu­cji spo­łecz­nych i poli­tycz­nych.

Odwa­ga i umie­jęt­ność arty­ku­ło­wa­nia wła­snych inte­re­sów spo­łecz­nych, wraż­li­wość, obser­wa­cja i reak­cja. Praw­da o kobie­tach i praw­da o męż­czy­znach. Potrze­ba dostrze­że­nia i opo­wie­dze­nia o wza­jem­nych uwi­kła­niach i ujarz­mie­niach. Histo­rie lokal­ne i histo­rie glo­bal­ne. Pie­kła i raje wła­sne­go m1 i obro­na wspól­nej demo­kra­cji. Upo­mi­na­nie się o pra­wo do inno­ści. Wal­ka ze ste­reo­ty­pa­mi spo­łecz­ny­mi, bo łatwo jest wszyst­ko zwa­lić na Cyga­nów, Żydów, a prze­cież nie­ła­two z taką łat­ką być oby­wa­te­lem. Oby­wa­te­lem tej samej wio­ski, mia­stecz­ka, metro­po­lii. Łatwo jest wyty­kać komuś nowiut­kie auto na podwór­ku, nie­ła­two zosta­wić gro­mad­kę dzie­ci i ruszyć za nie­zna­ną gra­ni­cę, zaka­sać ręka­wy, zapo­mnieć o zapa­chu wil­got­nych uni­wer­sy­tec­kich murów i szo­ro­wać pod­ło­gi w mie­ście, któ­re­go nazwy się nie jest w sta­nie wymó­wić. Łatwo jest kar­cić inne mat­ki, kie­dy nie widzi się pierw­szych kro­ków wła­sne­go dziec­ka. Łatwo popi­sy­wać się przed gość­mi dekla­ma­cją szkol­ne­go wier­szy­ka prze­stra­szo­ne­go dziec­ka, nie­ła­two przy­znać, że nie sły­sza­ło się, jak wypo­wia­da swo­je pierw­sze w życiu sło­wa.

Taka jest dzi­siej­sza pro­za Nata­lii Śnia­dan­ko. Odsła­nia­ją­ca indy­wi­du­al­ne doświad­cze­nia kobiet i męż­czyzn, boga­ta w rze­tel­ną ana­li­zę ludz­kiej psy­chi­ki, a jed­no­cze­śnie wni­kli­wie opi­su­ją­ca świat naj­drob­niej­szych przed­mio­tów, bodź­ców, obra­zów, sma­ków i zapa­chów. Pod­skór­nie ma czę­sto posmak gorz­kie­go roz­cza­ro­wa­nia sła­bo­ścią i mało­ścią ludz­ką. To, kim jeste­śmy, kim się sta­nie­my i czy przej­dzie­my przez swo­ją histo­rię god­nie i z pod­nie­sio­ną gło­wą, zale­ży od tego, gdzie się wycho­wa­li­śmy. Banał? Nie. Bo nie cho­dzi tyl­ko o miej­sce w cza­sie i prze­strze­ni. O kraj, mia­sto, dom. O błot­ni­stą dro­gę do szko­ły, zaple­śnia­łe pół­ki biblio­te­ki, sklep z war­czą­cą sprze­daw­czy­nią. O mat­kę, ojca. Czy o brak mat­ki i ojca i gry­zą­cy koc w domu dziec­ka. Cho­dzi też o zapach pie­czo­ne­go chle­ba, o zio­ła czu­ło­ścią doglą­da­ne w donicz­kach na para­pe­cie, o kro­ple rosy na wil­got­nym dywa­nie pode­szczo­we­go mchu, o to, jakim gło­sem śpie­wa wiatr w dziu­ra­wym dachu, o smak pierw­szych jeżyn, o brzęk bab­ci­nej fili­żan­ki i zapach dymu z faj­ki dziad­ka. O nasze CV i refe­ren­cje na całe przy­szłe życie zbu­do­wa­ne nie z liter i kart­ki bia­łe­go papie­ru, ale z zapa­chów, sma­ków, wraż­li­wo­ści doty­ku, sta­rych rodzin­nych foto­gra­fii, lata­mi nie­zmia­ta­ne­go kurzu, bez­li­ku obco brzmią­cych nazw, któ­ry­mi dziad­ko­wie opi­sy­wa­li skar­by swo­je­go kró­le­stwa: tajem­ni­cze ele­men­ty zasta­wy sto­ło­wej, któ­rą dziś już nikt nie umie się posłu­gi­wać, dziw­ne okre­śle­nia potraw i przed­mio­tów codzien­ne­go użyt­ku, bo to było za Niem­ca, za Sowie­tów, kie­dy zesła­li na robo­ty do mia­sta X. Zespół jedy­nych i nie­po­wta­rzal­nych cech, któ­ry­mi obra­sta­my od dzie­ciń­stwa i któ­re powra­ca­ją w naj­mniej spo­dzie­wa­nych momen­tach. Czło­wiek zbu­do­wa­ny jest z takie­go wła­śnie bez­li­ku ele­men­tów, któ­re kie­dyś mniej lub bar­dziej świa­do­mie prze­ka­że­my innym.

Ta książ­ka jest więc o ludziach. O nas. O Ukra­inie, o Euro­pie. O praw­dzi­wym życiu.

To kolej­ny roz­dział, prze­dział fascy­nu­ją­cej, pięk­nej, a cza­sem nie­bez­piecz­nej podró­ży ukra­iń­skiej pisar­ki. Podró­ży autor­ki i jej boha­te­rów. W głąb sie­bie i ludz­kiej skom­pli­ko­wa­nej psy­chi­ki. Bez mapy, wyzna­czo­nej daty powro­tu (a czy powrót w ogó­le jest pla­no­wa­ny?) i punk­tów na tra­sie. Tak jak­by­śmy wsie­dli do pocią­gu, któ­ry jedzie w kon­kret­nym kie­run­ku, ale my nie mamy bile­tu. Może poje­dzie­my do koń­ca, może gdzieś, gdzie nagle coś nas zachwy­ci, wysią­dzie­my, a może wró­ci­my do punk­tu wyj­ścia, by prze­je­chać tę tra­sę jesz­cze raz. Za oknem prze­su­wa­ją się kolej­ne obra­zy. Dzie­siąt­ki, set­ki, milio­ny. Raz są tyl­ko zama­za­ną plą­ta­ni­ną kolo­rów, raz, kie­dy pociąg zwal­nia, ukła­da­ją się w sekwen­cję kolej­nych zda­rzeń. Kli­sze, klat­ki, obra­zy. Każ­dy z pasa­że­rów wie­zie swój bagaż. Cza­sem tyl­ko mały paku­nek, cza­sem bagaż całe­go swo­je­go życia. Idąc kory­ta­rzem, pozna­je­my ich, ich małe grzesz­ki i pięk­ne histo­rie. Do czę­ści wra­ca­my, innych od razu zapo­mi­na­my. Poja­wia­ją się tak­że Saron i Saro­na.

 

Комашина тарзанка

 

Kie­dy prze­ży­wa­ją­ce kry­zys mał­żeń­stwo posta­na­wia zatrzy­mać się na noc w poło­żo­nym pośród gęste­go lasu hote­lu, nawet nie zda­je sobie spra­wy, w jakim stop­niu ta przy­go­da zmie­ni ich życie. Rela­cje dwoj­ga bli­skich sobie ludzi czę­sto przy­po­mi­na­ją cien­ką nić paję­czą roz­pię­tą pomię­dzy dwo­ma brze­ga­mi wart­kie­go stru­mie­nia. Upaść z niej nie jest trud­no, a dostać się z jed­ne­go koń­ca na dru­gi…

 Według słów autor­ki zapo­wia­da­ją­cych wyda­ną na Ukra­inie w 2009 roku powieść Комашина тарзанка, opo­wie­dzia­na histo­ria poka­zu­je ewo­lu­cję sto­sun­ków pary mał­żon­ków, któ­rzy po latach wspól­ne­go życia nie­zau­wa­żal­nie gdzieś po dro­dze gubi­li reszt­ki swo­jej miło­ści. Świat daw­nych emo­cji i pra­gnień powo­li roz­pa­dał się, a to, co pozo­sta­wa­ło, to wyłącz­nie wspo­mnie­nia. Wspo­mnie­nia wyraź­niej­sze i moc­niej­sze niż uczu­cia. Wspo­mnie­nia miast, uli­czek, śla­dów, zapa­chów, dźwię­ków, twa­rzy innych ludzi, prze­czy­ta­nych wer­sów. Uczu­cia, owszem, ale czy­jeś. Te z lite­ra­tu­ry i te zza ścia­ny. Po sąsiedz­ku. Mat­ki i ojca, ale nie wła­sne. Emo­cje gasły powo­li, daw­ne pod­nie­ce­nie i napię­cie ucho­dzi­ło nie­zau­wa­żal­nie jak powie­trze z prze­bi­te­go balo­ni­ka. 

Po takim wstę­pie, mając taką wie­dzę, moż­na by więc ocze­ki­wać rze­tel­nej ana­li­zy zacho­wań, gorz­kiej iro­nii, bole­snych oskar­żeń, odmien­nych – kobie­ce­go i męskie­go spoj­rze­nia i oce­ny rela­cji part­ner­skich, mał­żeń­skich. Porów­nań. Dys­ku­sji. Pła­czu, krzy­ku, wyrzu­tów. 

Zamiast tego mamy cichą, nie­kon­wen­cjo­nal­nie, z maleń­kich zda­rzeń, słów, zna­ków, kadrów, skon­stru­owa­ną rze­czy­wi­stość, w któ­rej mąż i żona zaczy­na­ją opo­wia­dać sobie sie­bie od nowa. Opo­wia­da­ją sobie życie, któ­re­go nigdy, będąc tuż obok sie­bie, prak­tycz­nie od dzie­ciń­stwa (Saro­na i Saro­na zna­li się od maleń­ko­ści), nie pozna­li. Po latach wspól­ne­go życia w zapo­mnia­nym hote­li­ku zaczy­na­ją pisać do sie­bie listy. Listy prze­sy­co­ne miło­ścią. Miło­ścią, ale do zapa­chów (świe­żo roz­tar­tej bazy­lii i kawy z kar­da­mo­nem), dźwię­ków (brzę­cze­nia por­ce­la­no­wych fili­ża­nek z bab­ci­ne­go kom­ple­tu), obra­zów (migo­ta­nia poran­nej rosy na roz­pię­tej mię­dzy gałąz­ka­mi paję­czy­nie). Na papier spły­wa­ją wspo­mnie­nia z podró­ży do domu Goethe­go, dziad­ko­wych spodni upa­pra­nych jeży­na­mi, objaz­do­we­go cyr­ku z oswo­jo­ną mał­pą i pyto­nem… Kadry z podró­ży, ślad przed­rep­ta­nych ście­żek, tomy prze­czy­ta­nych ksią­żek mie­sza­ją się ze sła­bost­ka­mi, fascy­na­cja­mi, ułom­no­ścia­mi, tęsk­no­ta­mi i zdra­da­mi. Boha­te­ro­wie prze­le­wa­ją na papier uryw­ki swo­je­go magicz­ne­go świa­ta, w któ­rym każ­dy z nich żył. Ze sobą – obok sie­bie.  Świa­ta bez­tro­skie­go dzie­ciń­stwa, zapa­chów czy sma­ków potraw – impul­sów, któ­re zda­ją się bar­dziej wyra­zi­ste i waż­niej­sze niż sło­wa, emo­cje, czy gesty. Niż „praw­dzi­we” życie. Owe zapa­chy, sma­ki i dźwię­ki sta­ją się rów­nie rów­no­praw­ny­mi bodź­ca­mi i budul­ca­mi rela­cji, co sło­wa, uczu­cia i gesty. Świat przed­mio­tów
i zapa­chów pocią­ga znacz­nie bar­dziej niż psy­cho­lo­gia. Niż czło­wiek.

Nie­kon­wen­cjo­nal­na para, nie­kon­wen­cjo­nal­na miłość, nie­kon­wen­cjo­nal­ne jej rato­wa­nie bądź nie­ra­to­wa­nie. Miło­ści, któ­ra wyczu­wa nad­cho­dzą­ce zagro­że­nie i  nie jest w sta­nie utrzy­mać cien­kiej, utka­nej przez oboj­ga lata­mi nici. I jeśli upad­ną, to razem. 

Pierw­szą powie­ścią Śnia­dan­ko, któ­ra zosta­ła prze­tłu­ma­czo­na na język pol­ski, była Kolek­cja namięt­no­ści. I choć minę­ła pra­wie deka­da (wyd. 2005 r.), a pro­za lwo­wian­ki doj­rza­ła, nabra­ła nowe­go, głęb­sze­go sma­ku, to Śnia­dan­ko nie prze­sta­je kolek­cjo­no­wać. Już nie przy­gód, lecz emo­cji. Wra­żeń, wspo­mnień, zapa­chów, snów, fan­ta­sma­go­rii, dźwię­ków, kadrów… Budul­ców nasze­go życia. Autor­ka otwie­ra przed nami kolej­ną księ­gę, któ­rą chło­nie­my wszyst­ki­mi zmy­sła­mi. W któ­rej bab­ci­ne recep­ty na kon­fi­tu­ry mie­sza­ją się z prze­pi­sa­mi na miłość. Na życie.

 


Patro­nem medial­nym ksią­żek jest Xiegarnia.pl.

O autorze

Ksenia Kaniewska

Historyk sztuki i absolwentka wydziału Filologii Ukraińskiej Uniwersytetu Warszawskiego. Ukończyła także podyplomowe studia kuratorskie na wydziale Historii Sztuki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Działając na pograniczu sztuki i literatury, zafascynowana ukraińskim postmodernizmem, za obiekt swoich badań przyjęła pokolenie transformacji. Interesuje ją polityka genderowa krajów byłego bloku wschodniego. Mieszka w Warszawie.

Powiązania

Głos Ukrainy w trybie żeńskim: Natalka Śniadanko

nagrania / z fortu do portu Natalka Śniadanko

Spo­tka­nie autor­skie „Głos Ukra­iny w try­bie żeń­skim” z Natal­ką Śnia­dan­ko w ramach 19. festi­wa­lu lite­rac­kie­go Port Wro­cław 2014.

Więcej

Labirynty pamięci

recenzje / ESEJE Patrycja Chajęcka

Recen­zja Patry­cji Cha­jęc­kiej z książ­ki Lub­czyk na pod­da­szu Natal­ki Śnia­dan­ko.

Więcej

Niebezpieczne związki…

recenzje / ESEJE Emilia Walczak

Recen­zja Emi­lii Wal­czak z książ­ki Lub­czyk na pod­da­szu Natal­ki Śnia­dan­ko.

Więcej

Labirynty pamięci

recenzje / ESEJE Patrycja Chajęcka

Recen­zja Patry­cji Cha­jęc­kiej z książ­ki Lub­czyk na pod­da­szu Natal­ki Śnia­dan­ko.

Więcej

Brakuje mi twojej szczerości…

recenzje / ESEJE Justyna Radomińska

Recen­zja Justy­ny Rado­miń­skiej z książ­ki Lub­czyk na pod­da­szu Natal­ki Śnia­dan­ko.

Więcej

Fragment z komentarzem Natalki Śniadanko

recenzje / KOMENTARZE Natalka Śniadanko

Autor­ski komen­tarz Natal­ki Śnia­dan­ko do frag­men­tu książ­ki Lub­czyk na pod­da­szu.

Więcej

Drobnostki i nostalgiczne epizody

recenzje / IMPRESJE Olha Bedryk

Esej Olhy Bedryk towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze książ­ki Lub­czyk na pod­da­szu Natal­ki Śnia­dan­ko.

Więcej

Śniadanko na poddaszu

recenzje / IMPRESJE Łukasz Saturczak

Esej Łuka­sza Satur­cza­ka towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze książ­ki Lub­czyk na pod­da­szu Natal­ki Śnia­dan­ko.

Więcej

Linijka po linijce

recenzje / IMPRESJE Andrij Lubka

Esej Andri­ja Lub­ki towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze książ­ki Lub­czyk na pod­da­szu Natal­ki Śnia­dan­ko.

Więcej

Zakręty i wygięcia

recenzje / IMPRESJE Julia Dżuhastrjanśka

Esej Julii Dżu­ha­str­janś­kiej towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze książ­ki Lub­czyk na pod­da­szu Natal­ki Śnia­dan­ko.

Więcej