Ten, kto utrzymuje, że książka dla dzieci musi być banalna, a ilość tekstu w porównaniu do ilustracji obowiązkowo musi być znacznie mniejsza, nie ma racji. Czasami warto sięgnąć poza kanon rodzimych twórców i dać młodym czytelnikom (słuchaczom), szansę na samodzielne posługiwanie się wyobraźnią. Takiego właśnie kredytu zaufania udziela adresatom swojej twórczości Brian Patten w książeczce pod tytułem Skaczący Myszka.
Przełożona przez Piotra Sommera historia jest interpretacją opowiadania Hyemeyohstsa Storma – jak poucza w słowie wstępnym Patten – wydanego w 1972 roku w tomie Seven Arrows, zbiorze zawierającym opowiadania ludowe i autorskie. Głównym motywem Skaczącego Myszki jest podróż. Zręcznie rozbudowując stwierdzenie, że podróże kształcą, autor wskazuje przede wszystkim na istotność odnalezienia swojego miejsca w świecie.
Zanim Skaczący zyskał swój przydomek, był stworzeniem naiwnym, prawdopodobnie zaprzątniętym, jak wszystkie myszy, kwestią zdobywania pożywienia i unikania niebezpieczeństw. W pewnym momencie jednak czytelnik zaczyna dostrzegać jego odmienność: Myszka jest bardziej otwarty na świat, słyszy i dostrzega znacznie więcej niż inni. Cały czas ma w uszach tajemniczy „poszum i uparcie wierzy, że wcale się nie przesłyszał, przygląda się gwiazdom na nocnym niebie, gdy cała mysia rodzina śpi. W ten sposób powoli zaczyna kiełkować w nim ciekawość.
Niewątpliwie znaczącym jest fakt, że „mysi odmieniec opuszcza swój dom, umiejscowiony w korzeniach drzew. Porzuca monotonne, ciemne życie pod ziemią. Co prawda stanowi ona podwalinę świata, jednak dopiero na jej powierzchni ma miejsce prawdziwe życie. Wejście w nowe otoczenie wiąże się oczywiście z narażaniem się na niebezpieczeństwo, a taki wybór owocuje wykluczeniem z niedowierzającej rodziny, przypięciem łatki szaleńca. Po co zatem pchać nos w nie swoje sprawy?
Skaczący Myszka przede wszystkim poszukuje nowych perspektyw. Wraz z wyjściem z podziemi zyskuje on pierwszą – horyzontalną, w której kolory zachwycają, a panoramy wprawiają w zdumienie. W miarę, jak podróż trwa, a Myszka zdobywa szczyt Gór Wieczystych, otwiera się przed nim nowa, wertykalna. Punkt widzenia jest w tym przypadku zbieżny z doświadczeniem, jakie Skaczący zdobywa wraz z upływem czasu.
Perspektywa przyziemna, żabia (a bohater ma przecież z takim gatunkiem na tym etapie do czynienia!) sprawia, że wszystko dookoła jest nienaturalnie duże, może nawet wydaje się nieosiągalne. Jednak to właśnie żaba, każąc myszy skoczyć tak wysoko, jak tylko potrafi, zmienia jego patrzenie na świat. Skok, dzięki któremu Myszka dostrzega góry, jest obraniem kierunku wertykalnego swojej wędrówki. Co ciekawe, proces ten zwieńczony będzie całkowitą zmianą bohatera, z perspektywą postrzegania przez niego świata włącznie. Będzie przecież obserwował go z lotu ptaka!
Ciekawym chwytem jest finalne skonfrontowanie wskazanych wcześniej perspektyw: żabiej i ptasiej. W tym miejscu historia się kończy, Myszka osiągnął cel, stał się przy tym stworzeniem, które potencjalnie zagrażałoby swoim pobratymcom. Jednak nie o to tutaj chodzi, o antagonizm, a o to, że nie wolno bagatelizować własnych przeczuć i marzeń.
Zanim będzie to miało miejsce, warto wskazać na inną wędrówkę, jaką Skaczący odbywa. Jest to mianowicie ewolucja postrzegania zmysłowego. Historia zaczyna się tak naprawdę od dźwięku, który prowokuje Myszkę do odnalezienia źródła hałasu, nieustannie mu towarzyszącego, a który rejestruje jako jedyny z rodziny. Idąc dalej tym tropem, przy pojmowaniu istoty rzeki – sprawczyni szumu – niezbędny będzie wzrok. Pod koniec historii – gdy bohater stopniowo zrzeka się wzroku na rzecz spotkanych po bizona i wilka – słyszy łoskot, który inicjuje jego przemianę w orła i jako taki odzyskuje swój wzrok.
Można powiedzieć, że w historii tej oko jest narządem pierwszego kontaktu. Dlatego właśnie Myszka traci wzrok, by móc także zdać sobie sprawę z możliwości wykorzystania innych zmysłów. Nasz bohater to postać wyjątkowo emocjonalnie nastawiona do świata. Jest ciekawska, pełna zapału i zachwytu – można by powiedzieć o niej nawet: wrażliwiec.
Pojawiający się kolejno na drodze Skaczącego bohaterowie, grają określoną rolę. Szop pracz jest strażnikiem (a może i kustoszem) rzeki, żaba wskazuje myszy nowy cel poszukiwań. Z kolei spotkana w kępie pachnącej szałwi stara mysz, próbuje zawrócić go z drogi utrzymując, że najlepiej poczekać na starość i mądrość. Kolejnym sprawdzianem jest ślepy bizon i szalony wilk – którzy zgodnie twierdzą, że myszy nie istnieją. Myszka pojawia się, zaprzeczając temu poglądowi. Co więcej, bohater darowuje każdemu po jednym swoim oku, by mogli żyć.
Książce Pattena daleko zatem do tematu zwierzęcego instynktu przetrwania. I chociaż ostatecznie mysz staje się orłem – co mogłoby zmienić strukturę łańcucha pokarmowego – to nacisk położony został w tym przypadku na przynależność do wspólnoty. Jej symbolem jest rzeka, którą wciąż słyszy Myszka. „Rzeka to nie kawałki – powiedział szop. – Kawałki przestają być kawałkami, kiedy robi się z nich rzeka.”
Skaczący Myszka jest jednak przede wszystkim bohaterem podobnym do dzieci: ciekawskim, niespokojnym, trochę naiwnym. Zostaje przewodnikiem, który wprowadza najmłodszych (ale chyba nie tylko) w świat, który, najprościej mówiąc, zdumiewa. W sukurs przychodzą jemu nietypowe ilustracje autorstwa Julity Nowosad – laureatki konkursu ogłoszonego przez Biuro Literackie na oprawę graficzną omówionej książeczki.