O czym pisze, kiedy pisze miłości
recenzje / ESEJE Tymoteusz MilasRecenzja Tymoteusza Milasa z książki Killer Andrija Lubki, która ukazała się 21 sierpnia 2014 roku na stronie Literatki.com.
WięcejRecenzja Tymoteusza Milasa z książki Warszafka płonie Bartosza Waglewskiego.
Jeden ze znanych mi raperów był lekko zdziwiony, kiedy powiedziałem mu, że Biuro Literackie wydało wybór tekstów piosenek Fisza (Bartosz Waglewski), po czym zaczął mówić o Emade, producencie muzycznym (według OSTR‑a czołówka europejska). Czym ta reakcja mogła być spowodowana, trudno stwierdzić, aczkolwiek warto podkreślić, że Warszafka płonie (choć domyślam się, jakie zamiary kryły się za nadaniem takiego tytułu tej książce, to redakcja mogła wybrać lepszy i bardziej reprezentatywny dla tych piosenek) jest pierwszą publikacją tego typu na polskim rynku wydawniczym. To pierwszy raper, który może pochwalić się własnym tomikiem. Żadne wydawnictwo polskie, pomimo zauważanej podobno w ostatnim latach rosnącej popularności hip-hopu wśród młodzieży, nie zdecydowało się wydać tekstów, które znane są głównie pewnie słuchaczom Fisza. Czy był to wybór trafny i właśnie jego „33 piosenki na papierze” trzeba było zebrać, a nie innego rapera, nie ma sensu dywagować na ten temat w recenzji. Na pewno redaktor tego tomiku jest świadomy tego jak wielkie znaczenie ma beat i wszelkie dodatkowe brzmienia (np. dźwiękonaśladowcze) w hip-hopie, o czym świadczy często słyszane w piosence teksty typu: „co za beat!”, „ale sieknąłeś beat”, „coś ty wysmażył dj-…”. Niektórzy raperzy nie zgodziliby się na wydanie ich muzyki w innej formie, bo nie czują się artystami pióra albo wystarcza im kilkunastostronicowa książeczka z tekstami, która czasami bywa dołączona do albumu. Poza tym, wbrew mitom rozgłaszanym w piosenkach hiphopowych, nie każdy raper jest poetą ulicy, nawet jeśli robi uliczny rap. Fisz jednak wydaje się artystą wsobnym, ani gorszym, ani lepszym od paru przeze mnie cenionych w środowisku hiphopowym, lecz należącym do pewnej „grupy”, którą wyróżnia świadomość językowa (poetycka), flow, styl, a także, co może mieć znaczenie – brak wulgaryzmów, których istnienie przeszkadza wielu doraźnym słuchaczom-estetom w języku codzienności, będącym w pewnej mierze językiem hip-hopu − w poznawaniu wartościowych piosenek z tego nurtu muzycznego. Czytając ten tomik, możemy dojść do nieco innych wniosków o bogatej twórczości Fisza (nagranych 9 albumów), nie tylko hiphopowej niż do tej pory, kiedy słuchaliśmy Czerwonej sukienki, Sznurowadła, Goryla lub innych jego utworów. Takie odkrywanie ma dobre i złe strony, czego ten interesujący raper jest pewnie świadomy.
Swojego czasu dziennikarze muzyczni dokleili Fiszowi łatkę artysty tworzącego rap studencki, rap dla intelektualistów, itp. Sam pewnie nie zgadza się na takie określenia, aczkolwiek nie ma chyba takiej piosenki, w której opowiadałby o życiu ulicy (do dziś nie rozumiem tej metafory, może dlatego, że nie wychowałem się na ulicy), czy prostackim bouncie (bałnsie). Nie stosuje też metafor charakterystycznych dla polskiej poezji awangardowej, nie ma według mnie, a taka opinia krążyła niegdyś w internecie w wyniku promocji Asfalt Records, wiele wspólnego z poezją lingwistyczną, z odwznioślaniem i zarazem uwznioślaniem codzienności, cechującej twórczość Mirona Białoszewskiego! Fisz to jednak znakomity opowiadacz historii, głównie miłosnych. Jakże barwnych, a przynajmniej bardziej barwnych od tych, które wyśpiewują wrażliwe, utalentowane wokalistki pop z, co tu ukrywać, małą wyobraźnią poetycką, narracyjną. Opowiadając o miłości nietrudno popaść w banał, dlatego ujmuje on temat tak jakby inaczej. Przykłady niech stanowią dwie piosenki: Heavi metal (pierwotnie ukazał się na albumie pod tym samym tytułem) i Imitacje (pierwotnie na albumie Piątek 13). Pierwsza to sentymentalna historia o szkolnej miłości, pozbawiona patosu tak charakterystycznego dla wielu singli i konkursowych piosenek, które można usłyszeć co roku w kilku polskich miastach i obejrzeć w telewizji (to chyba o tych piosenkach pop, a nie o tak zwanym dobrym popie, pisał Tadeusz Różewicz w Złej muzyce). Tutaj nie ma przeszarżowanych metafor ani wkrętek o zakochanym księciu i księżniczce, zamiast tego są np. takie słowa: To był koniec, koniec podstawówki / sukienka słynna i kolanówki. Mówiłem sobie: „a chuj tam podejdę / powiem w oczy, jak bardzo cierpię / z grubej rury od razu zacznę / poliżę szyję jak jakiś znaczek”. Lecz zamiast tego mrugnąłem nieśmiało / machnąłem ręką, poszedłem na Rambo. (…) Słuchało się Sodom i Anthrax / twoja sukienka, ogromny skandal. I można bez przekombinowania? W dodatku jest zabawnie i jakby tak bliżej życia, „prawdziwie”, a prawda poznawcza była i jest wartością nadrzędną w hip-hopie. Jakby w opozycji estetycznej można postawić do tej piosenki Imitacje, w której Fisz charakteryzuje kobietę i mężczyznę, który o nią zabiega. Jest to już jednak romans, w którym najważniejsze są pieniądze, marki i konsumpcja, by ująć to w maksymalnym skrócie. Oczywiście nie wydaje się to tematem na odkrywczą powieść science-fiction, ale takie związki jak ten przedstawiony przez Fisza, zapewne istnieją. Zwykle mówimy wtedy, że babka leci na kasę, a facet jest dziany i lubi pohulać. Można to jednak ująć inaczej, w przypadku Fisza polega to m.in. na gromadzeniu porównań: Chwyta metki, ogląda logo, czy w kółku ma ®. Nieważne, czy wygodne, czy ciśnie jak cierń / ważne, czy sprzedaj się jak prostytutka (…) Logotypy zbiera jak znaczki w klaserze / Logotypy ciągną jak magnes / bo to ważne / żeby mieć logo / stać dumnie wyprostowany / a nie garbić się jak Quasimodo, a jej wybranek: „The Winner is…” szpakowaty emeryt ze złotą kartą w kieszeni. (…) Bo ona kocha banknoty, tuli je, liże / czuje ich zapach, gdy tylko jest bliżej / Bo on potrzebuje blichtru / by móc tu głową sięgać wyżej. Nieco smutne, ale po tym następuje ironiczny happy end, którego zdradzić oczywiście nie mogę. Te dwa przykłady nie stanowią wyjątków w tekstach Fisza, wertując tomik Warszafka płonie można zauważyć, że dominującym motywem jego utworów jest miłość. Kto wie, czy to nie dzięki tej miłosnej tematyce zyskał taką popularność, teraz już na pewno nie tylko wśród słuchaczy hip-hopu, ale także wśród słuchaczy szeroko pojmowanej muzyki alternatywnej.
Wspomniany środek stylistyczny – porównanie – to też coś, co Fisz lubi wykorzystywać w swoich piosenkach. To już dawno odkryte, że jego, według mnie najciekawszy album Piątek 13 pod względem muzycznym i tekstowym, opiera się na porównaniach. Teraz jednak możemy się im przyjrzeć, nie tylko usłyszeć, a jeśli ktoś chce, to może analizować nawet pod tym kątem utwory takie jak Szef kuchni czy Goryl, swoiste nie tyle autoprezentacje, jak chce jedna recenzentka, tylko braggadocio, co może przejawiać się tak: Ja nie skończę jak reżyser Pasji / co krzyczy jak nazi / bo uruchamiam gwiezdne wrota mej pyskatej wyobraźni. Widać wyraźnie, że piosenki z kolejnych płyt, nagrywanych z Emade i Wojciechem Waglewskim, mają zdecydowanie krótsze i są bardziej zmetaforyzowane. Sądzę, że jednak jeszcze nie czas na jakiekolwiek podsumowania jego działalności, aczkolwiek interesujące mogłoby być zajęcie się zmianą poetyki tych utworów na przestrzeni ostatnich 7 lat.
Fani Fisza będą też usatysfakcjonowani, bo w tomiku są też stare piosenki, jak Czerwona sukienka, Dynamit, Warszafka. O ile teraz prościej będzie rapować (choć nie do końca, bo dykcja i to gadulskie flow trudno naśladować) razem z nim ten utwór, zresztą ciekawy storytelling. Być może właśnie zamiarem Biura Literackiego było po prostu udostępnienie utworów Fisza, bez błędów i wątpliwych podziałów metrycznych, które można znaleźć na stronach internetowych z tekstami piosenek. Wiem natomiast jedno: Fisza nawet po wydaniu tego tomiku, nadal będę traktował jedynie jako rapera, a nie wielkiego poetę. Zdecydowanie wolę go słuchać niż czytać, bo wtedy skupiam się niepotrzebnie na szczegółach, które dla literaturoznawcy mają znaczenie, ale dla zwykłego słuchacza już nie. A są to: banalne rymy i pewna łatwość w odbiorze, szczególnie gdy porówna się go z Mironem Białoszewskim. Ale jeżeli będziecie wybierali się na koncert Fisza, warto przypomnieć sobie te piosenki. Lektura nikomu nie zaszkodzi, a gdy spróbujecie jeszcze nawijać jego teksty tak szybko i zgodnie z zasadami poprawnej wymowy, to być może szacunek wzrośnie dla samej umiejętności rapowania. Choć takie porównania jak Fisz też chciałbym tworzyć.
Urodzony 10 lutego 1987 roku. Krytyk literacki, absolwent kulturoznawstwa o specjalizacji kultura literacka na Uniwersytecie Łódzkim, student filologii polskiej, współpracownik „Lampy”, pisał recenzje do „Twórczości”. Interesował się prozą postmodernistyczną, postkolonializmem, hip-hopem, z czasem jednak poszerzył horyzonty. Mieszka w Łodzi.
Recenzja Tymoteusza Milasa z książki Killer Andrija Lubki, która ukazała się 21 sierpnia 2014 roku na stronie Literatki.com.
WięcejRecenzja Tymoteusza Milasa z książki Spalanie Grzegorza Kwiatkowskiego, która ukazała się w czasopiśmie „Fabularie”.
WięcejRecenzja Tymoteusza Milasa z książki Pod słońce było Filipa Zawady.
WięcejRecenzja Tymoteusza Milasa z książki Poświęcenie hetmana Jalosa Grendela.
WięcejRecenzja Tymoteusza Milasa z książki Geografie Giovanniego Catellego.
WięcejGłos Tymoteusza Milasa w debacie „Z uwagi na tekst”.
WięcejRecenzja Tymoteusza Milasa z książki Nieostre widzenia Katarzyna Jakubiak, która ukazała się w sierpniu 2013 roku w miesięczniku „Lampa”.
WięcejEsej Joanny Mueller towarzyszący premierze książki Warszafka płonie, która ukazała się 4 kwietnia 2013 roku nakładem Biura Literackiego.
WięcejSzkic Pawła Tańskiego o płycie Bartosza (Fisza) Waglewskiego i zespołu Kim Nowak.
Więcej