recenzje / ESEJE

Niebezpieczne związki…

Emilia Walczak

Recenzja Emilii Walczak z książki Lubczyk na poddaszu Natalki Śniadanko.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Na począ­tek kil­ka cyfr. Naj­now­sza powieść Natal­ki Śnia­dan­ko (rocz­nik 1973), Lub­czyk na pod­da­szu, to trze­cia książ­ka tej ukra­iń­skiej pisar­ki i tłu­macz­ki, jaka uka­za­ła się w Pol­sce — po gło­śnej, skan­da­li­zu­ją­cej Kolek­cji namięt­no­ści (2001) i Aha­tan­he­lu (2006), ogło­szo­nych w wołow­skim wydaw­nic­twie Czar­ne odpo­wied­nio w 2004 i 2008 roku; pierw­sza nato­miast opu­bli­ko­wa­na przez Biu­ro Lite­rac­kie. Wyda­nie przez wro­cław­ską ofi­cy­nę Lub­czy­ka na pod­da­szu było czę­ścią pro­jek­tu Języ­ki Obce, w ramach któ­re­go zagra­nicz­ni goście publi­ku­ją w BL tłu­ma­cze­nia swo­ich ksią­żek i przy­jeż­dża­ją na festi­wal Euro­pej­ski Port Lite­rac­ki, by roz­ma­wiać z pol­ski­mi odbior­ca­mi o swo­jej twór­czo­ści. Obok Lub­czy­ka… uka­za­ła się w Biu­rze w 2014 roku jesz­cze jed­na „kobie­ca” książ­ka ukra­iń­ska — Powieść o ojczyź­nie Dzwin­ki Mati­jasz (rocz­nik 1978). Obie panie (choć każ­da na inny spo­sób) gości­ły w kwiet­niu we Wro­cła­wiu i z redak­to­rem Micha­łem Noga­siem z radio­wej Trój­ki roz­ma­wia­ły mię­dzy inny­mi o… gen­der — bo wła­śnie to, jak­że mgli­ste poję­cie, patro­no­wa­ło tego­rocz­ne­mu, dzie­więt­na­ste­mu już Por­to­wi, poświę­co­ne­mu „nie­bez­piecz­nym związ­kom płci i lite­ra­tu­ry”.

Gen­der, lite­ra­tu­ra kobie­ca… — to nie są łatwo defi­nio­wal­ne poję­cia. Bo czy lite­ra­tu­ra kobie­ca to ta pisa­na przez kobie­ty, o kobie­tach i dla kobiet? A czy na przy­kład książ­ka, któ­rej głów­nym boha­te­rem jest męż­czy­zna opo­wia­da­ją­cy o swo­im (męskim?) świe­cie w pierw­szej oso­bie, napi­sa­na przez kobie­tę, to jesz­cze lite­ra­tu­ra kobie­ca, czy już… No wła­śnie — jaka? Męska? Pięk­na? Ta praw­dzi­wa?

Taki jest wła­śnie — opo­wia­da­ny przez pro­ta­go­ni­stę-męż­czy­znę — Lub­czyk na pod­da­szu Natal­ki Śnia­dan­ko. A przy­naj­mniej w poło­wie, bo książ­ka to po czę­ści powieść epi­sto­lar­na, skon­stru­owa­na w for­mie wymia­ny listów mię­dzy miesz­ka­ją­cą osob­no parą: nim, Saro­nem, a nią, Saro­ną, pró­bu­ją­cy­mi dotrzeć do przy­czy­ny swo­je­go roz­sta­nia oraz wyja­śnić sobie samym i sobie nawza­jem, dla­cze­go tak napraw­dę są taki­mi, jaki­mi są. Trud­ny­mi w rela­cjach… W listach się­ga­ją aż do swo­je­go wcze­sne­go dzie­ciń­stwa i w ten spo­sób opo­wia­da­ją nam całe swo­je życia i swo­je poży­cie razem, ujmo­wa­ne i ana­li­zo­wa­ne z róż­nych per­spek­tyw.

Idąc krok dalej w inter­pre­ta­cji książ­ki, ta zbież­ność imion może nie być zresz­tą przy­pad­ko­wa (co praw­da Śnia­dan­ko suge­ru­je, a może wła­śnie zwo­dzi nas, mówiąc, że koin­cy­den­cja ta wyni­ka z tego, iż mat­ki boha­te­rów zna­ły się „od zawsze”). Być może Saron roz­ma­wia tu po pro­stu ze swo­ją — jun­gow­ską — ani­mą? Albo Saro­na (sama Śnia­dan­ko?) ze swym ani­mu­sem? Tak czy tak, nie­któ­rzy odbior­cy tej powie­ści upa­try­wać mogą błę­du w tym, iż listy Saro­ny i Saro­na napi­sa­ne są dokład­nie jed­nym i tym samym języ­kiem. Przy zało­że­niu, że są to dwie róż­ne (tak­że płcio­wo) posta­ci, autor­ka mogła­by się bowiem poku­sić o jakąś języ­ko­wą sty­li­za­cję. No chy­ba że fak­tycz­nie jest to jeden, roz­dwo­jo­ny jaź­nio­wo boha­ter, lub też chcia­ła być Śnia­dan­ko w jakiś spo­sób gen­der­po­praw­na… Tego nie wie­my.

Wie­my nato­miast, jaki jest język, któ­rym posłu­gu­je się autor­ka: ujmu­ją­co lek­ki, nie­na­chal­ny, deli­kat­ny; spra­wia­ją­cy, iż jej styl sta­je się nie­mal prze­zro­czy­sty. Nie ma tu jakichś gier języ­ko­wych, zadzior­no­ści, nicze­go, co mogło­by szo­ko­wać czy razić. Nicze­go, co kaza­ło­by nam się zatrzy­mać w lek­tu­rze i co mogło­by wpra­wić nas w kon­fu­zję. Czy to źle? Bar­dzo dobrze — dzię­ki temu bowiem może­my się w peł­ni sku­pić na opo­wia­da­nych histo­riach, bo te są tu naj­waż­niej­sze. A raczej ich atmos­fe­ra i szcze­gó­ły — to one wła­śnie sta­no­wią o sile cało­ści. O magne­tycz­nej mocy oddzia­ły­wa­nia na czy­tel­ni­ka.

Bo choć opo­wia­da­ne przez Saro­nę i Saro­na histo­rie są, owszem, cie­ka­we i wcią­ga­ją­ce, to cechu­je je jed­nak dość duża lapi­dar­ność; nie­któ­re wąt­ki Śnia­dan­ko w ogó­le porzu­ca! Ale nasy­ce­nie szcze­gó­ła­mi (opi­sy­wa­ny­mi zapa­cha­mi, sma­ka­mi, kolo­ra­mi, dźwię­ka­mi etc.) spra­wia, że jest to pro­za esen­cjo­nal­na, pobu­dza­ją­ca wyobraź­nię i dzia­ła­ją­ca na wszyst­kie zmy­sły. Zwłasz­cza ujmu­ją­ca jest opo­wieść Saro­na o jego bab­ci, jej domu i ogro­dzie:

„Pamię­tam, jak jedli­śmy we trój­kę śnia­da­nia w sadzie. W dzie­ciń­stwie zawsze wsta­wa­łem wcze­śnie, ale nigdy nie uda­ło mi się wyprze­dzić pani Mili. W momen­cie kie­dy się budzi­łem, ona prze­waż­nie była już ubra­na, kie­dy ja, jesz­cze w pół­śnie, scho­dzi­łem na dół do kuch­ni, żwa­wo krzą­ta­ła się po domu. Wyno­si­li­śmy do sadu wszyst­ko, co potrzeb­ne do śnia­da­nia, i to zaj­mo­wa­ło spo­ro cza­su, bo pani Mila i bab­cia nigdy nie jadły byle jak, stół za każ­dym razem musiał być sta­ran­nie nakry­ty. Bia­ły obrus zawsze był ide­al­nie czy­sty, nakroch­ma­lo­ny i wypra­so­wa­ny. W bab­ci­nym kre­den­sie rów­niut­kie sto­si­ki takich ręcz­nie wyszy­wa­nych bia­ły­mi nić­mi na bia­łym płót­nie obru­sów, prze­ło­żo­nych lawen­dą i jałow­cem, zaj­mo­wa­ły całą pół­kę. Cie­ka­we, czy zacho­wa­ła się w tym muzeum kra­jo­znaw­czym cho­ciaż część naczyń po bab­ci, nie rozu­miem, cze­mu rodzi­ce ich nie zabra­li. Por­ce­la­no­wy dzba­nek do kawy ze spe­cjal­ną pod­staw­ką-świecz­ni­kiem, żeby kawa nie osty­gła na dwo­rze. Cera­micz­ne — ręcz­nie toczo­ne na kole przez zna­jo­me­go bab­ci garn­ca­rza — kub­ki na poran­ną kawę, dość spo­re, bo kawę rano piły z pod­grza­nym mle­kiem albo bitą śmie­ta­ną, a goto­wa­ły ją w srebr­nej dże­zwie. Poobied­nią kawę bab­cia przy­go­to­wy­wa­ła w dże­zwie mie­dzia­nej, z kar­da­mo­nem i cytry­ną, piło się ją bez mle­ka z maleń­kich por­ce­la­no­wych fili­ża­nek. Por­ce­la­na obo­wiąz­ko­wo musia­ła być w kolo­rze kości sło­nio­wej, bab­cia nie uzna­wa­ła żad­ne­go fajan­su, tyl­ko praw­dzi­wą cie­niut­ką por­ce­la­nę, któ­ra wyda­wa­ła oso­bli­wy melo­dyj­ny dźwięk, kie­dy fili­żan­kę sta­wia­ło się na spodku” (s. 116).

Lub­czyk na pod­da­szu to tego typu lek­tu­ra, jaka naj­le­piej sma­ku­je (sic!) w ciszy i spo­ko­ju domo­wych pie­le­szy. Jak­kol­wiek to nie zabrzmi — tak wła­śnie jest. Nie da się tego czy­tać na przy­kład w tram­wa­ju w dro­dze do pra­cy, z dosko­ku. Jest zresz­tą w książ­ce nastę­pu­ją­cy frag­ment: „Epi­zo­dy z prze­szło­ści jeden po dru­gim wynu­rza­ły się z jego pamię­ci z nie­zna­ną dotąd ostro­ścią i nagle uświa­do­mił sobie, jak powierz­chow­na i wybiór­cza była jego per­cep­cja w momen­cie, kie­dy wszyst­ko to odby­wa­ło się napraw­dę. Czuł się tak, jak­by nagle zaczął w biblio­tecz­nej ciszy czy­tać książ­kę, któ­rą wcze­śniej sta­rał się prze­czy­tać w hała­sie prze­peł­nio­ne­go ludź­mi poko­ju” (s. 113). I — w kon­tek­ście tego wła­śnie cyta­tu — to jed­no jest pew­ne: w hała­sie prze­peł­nio­ne­go poko­ju (ani też w tram­wa­ju w dro­dze do pra­cy, z dosko­ku) tej powie­ści Śnia­dan­ko czy­tać po pro­stu nie wol­no! W prze­ciw­nym razie nie poczu­je­my sma­ku ani zapa­chu tytu­ło­we­go lub­czy­ku. W prze­ciw­nym razie nic nam w gło­wach po tej książ­ce nie zosta­nie.


Recen­zja uka­za­ła się w „ele­Wa­to­rze” nr 10 (4/2014) październik/grudzień. Dzię­ku­je­my Autor­ce i Redak­cji za wyra­że­nie zgo­dy na prze­druk.

O autorze

Emilia Walczak

Urodzona w 1984 w Łodzi. Autorka książki „Fake, czyli konfabulacje zachodzą na zakrętach” (Szczecin 2013). Publikowała w „Fabulariach”, „Dworcu Wschodnim” i „Inter-”, a także w 2014. „Antologii współczesnych polskich opowiadań” Wydawnictwa FORMA. Recenzje pisuje dla „Zeszytów Komiksowych” i „eleWatora”.

Powiązania

Skamandryci i dinozaury

recenzje / ESEJE Emilia Walczak

Recen­zja Emi­lii Wal­czak z książ­ki Komiks wier­szem w try­bie żeń­skim.

Więcej

Głos Ukrainy w trybie żeńskim: Natalka Śniadanko

nagrania / z fortu do portu Natalka Śniadanko

Spo­tka­nie autor­skie „Głos Ukra­iny w try­bie żeń­skim” z Natal­ką Śnia­dan­ko w ramach 19. festi­wa­lu lite­rac­kie­go Port Wro­cław 2014.

Więcej

Labirynty pamięci

recenzje / ESEJE Patrycja Chajęcka

Recen­zja Patry­cji Cha­jęc­kiej z książ­ki Lub­czyk na pod­da­szu Natal­ki Śnia­dan­ko.

Więcej

Labirynty pamięci

recenzje / ESEJE Patrycja Chajęcka

Recen­zja Patry­cji Cha­jęc­kiej z książ­ki Lub­czyk na pod­da­szu Natal­ki Śnia­dan­ko.

Więcej

Brakuje mi twojej szczerości…

recenzje / ESEJE Justyna Radomińska

Recen­zja Justy­ny Rado­miń­skiej z książ­ki Lub­czyk na pod­da­szu Natal­ki Śnia­dan­ko.

Więcej

Fragment z komentarzem Natalki Śniadanko

recenzje / KOMENTARZE Natalka Śniadanko

Autor­ski komen­tarz Natal­ki Śnia­dan­ko do frag­men­tu książ­ki Lub­czyk na pod­da­szu.

Więcej

Drobnostki i nostalgiczne epizody

recenzje / IMPRESJE Olha Bedryk

Esej Olhy Bedryk towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze książ­ki Lub­czyk na pod­da­szu Natal­ki Śnia­dan­ko.

Więcej

Śniadanko na poddaszu

recenzje / IMPRESJE Łukasz Saturczak

Esej Łuka­sza Satur­cza­ka towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze książ­ki Lub­czyk na pod­da­szu Natal­ki Śnia­dan­ko.

Więcej

Linijka po linijce

recenzje / IMPRESJE Andrij Lubka

Esej Andri­ja Lub­ki towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze książ­ki Lub­czyk na pod­da­szu Natal­ki Śnia­dan­ko.

Więcej

Zakręty i wygięcia

recenzje / IMPRESJE Julia Dżuhastrjanśka

Esej Julii Dżu­ha­str­janś­kiej towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze książ­ki Lub­czyk na pod­da­szu Natal­ki Śnia­dan­ko.

Więcej

Natalia Śniadanko

recenzje / IMPRESJE Ksenia Kaniewska

Esej Kse­ni Kaniew­skiej towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze książ­ki Lub­czyk na pod­da­szu Nata­lii Śnia­dan­ko.

Więcej