
Kanapeczka, Ogień
nagrania / wydarzenia Różni autorzyZapis całego spotkania autorskiego z udziałem Ostapa Sływynskiego, Kārlisa Vērdiņša, Bohdana Zadury i Jacka Dehnela podczas festiwalu Port Wrocław 2010.
WięcejKomentarz Jacka Dehnela do Zimowego królestwa Philipa Larkina, wydanego w Biurze Literackim 23 stycznia 2017 roku.
Jako poeta Philip Larkin jest już w Polsce znany. Od pierwszych, rozproszonych przekładów, przez 44 wiersze[1], po Zebrane[2] – był u nas czytany, nieraz bardzo uważnie, i stał się istotnym punktem odniesienia dla nowych pokoleń poetyckich. Jego twórczość prozatorska natomiast – jeśli nie liczyć zamieszczonych w „Literaturze na Świecie” krótkich fragmentów Zimowej dziewczyny[3], Jill[4] i Kłopotów w Willow Gables[5] – pozostaje dla polskiego czytelnika lądem ukrytym.
Nie jest to wprawdzie wielki kontynent, ale sam Larkin od początku widział siebie jako i poetę, i prozaika. Kiedy w wieku lat siedemnastu postanowił dokonać ostrej selekcji tego, co dotychczas napisał, „postarał się – jak pisze James Booth w znakomitej biografii Philip Larkin. Life, Art and Love[6] – z właściwą mu przez całe życie skłonnością do równowagi i symetrii, żeby pozostawić po tyle samo stron prozy i poezji”. Był zresztą zdania, że „powieść powinna być rozproszonym wierszem”, a po latach mówił o zarzuconych powieściach: „Były to przerośnięte wiersze. Na pewno napisane z głęboką troską o szczegóły. Jeśli użyłem jakiegoś słowa na stronie piętnastej, to nie używałem go na sto piętnastej”.
*
Z jego pierwszych prób prozatorskich (pisanych pod pseudonimem Brunette Coleman) nic specjalnego nie wynikło. Więcej szczęścia miały debiutancka powieść Jill, wydana w październiku 1946 roku przez Fortune Press, oraz A Girl in Winter, opublikowana raptem cztery miesiące później przez Faber and Faber. Przez kolejne lata Larkin próbował uporać się z kolejną dużą prozą, ale pozostały z tego tylko niepełne, przetrzebione rękopisy, z których istotne są szkice dwóch powieści: No For An Answer i A New World Symphony. Czy to dlatego, że nie był do nich przekonany, czy dlatego, że – jak uważa Booth – gęste nasycenie ich szczegółami z własnego życia i portretami znanych mu osób czyniło je w istocie „niepublikowalnymi”, Larkin ostatecznie zarzucił prozę. Za Audenem powtarzał, że pisanie wierszy jest prostsze, a powieści były „po prostu za trudne”; kiedy indziej stwierdził, że „w powieściach pisze się o innych, a w wierszach – o sobie samym” oraz że „problem leżał chyba w tym, że nie wiedziałem wystarczająco wiele o innych ludziach, niewystarczająco ich lubiłem”. Ale jak zawsze w przypadku Larkina, człowieka pełnego sprzeczności, jest to tylko jedna z możliwych wersji wydarzeń.
Jeśli bowiem uświadomimy sobie, że Larkin ukończył rękopis A Girl in Winter jako zaledwie dwudziestotrzylatek, to musi nas zaskoczyć nie tylko poziom literacki, lecz także niebywała intuicja emocjonalna (tym ciekawsza, że sam był pod pewnymi względami życiowo niedojrzały). Zestawienie z biografią autora pokazuje też, że jest to tyleż książka „o innych”, co „o sobie samym”, można bowiem uznać, że młody Philip przejawia się we wszystkich zasadniczych postaciach: niezgrabnym i ultraangielskim maniaku wycieczek rowerowych Robinie, w zdystansowanej, pełnej poczucia obcości i niedostosowania Katherine, w niewiedzącej, co począć z życiem, Jane, a może nawet w odrażającym panu Ansteyu.
*
Zimowe królestwo dzieli się na trzy części – środkową okoloną skrajnymi (wzorzec zaczerpnięty przez Larkina, jak sugeruje Booth, z Do latarni morskiej Virginii Woolf). Wspomnienie lata, wiejskiej idylli, zasobnego okresu pokoju, młodzieńczości kontrastuje z zimą, miastem, wojenną biedą, dojrzałością. Dla Larkina, jak sam mówił, „poczucie wyzucia było tym, czym żonkile dla Wordswortha” – oś wielu jego dojrzałych wierszy stanowi przekonanie, że społeczeństwo przyucza nas do ścigania nieistniejących ideałów, których nie jesteśmy w stanie osiągnąć ani którym nie potrafimy sprostać. Wizje doskonałego dzieciństwa („Pomnę, pomnę”), świata i rodziny z przydrożnych reklam („Wielki, chłodny sklep”, „Słoneczny Prestatyn”, „Istota piękna”) czy piosenek („Pieśni miłosne na starość”), podtrzymywane przez religię („Uzdrawianie wiarą”, „Alba”) i sztukę („Grobowiec w Arundel”), są tylko źródłem frustracji; dojrzałość i mądrość polegają na uświadomieniu sobie zwodniczości ideałów i zarzuceniu dążenia ku nim, które jest tylko bezsensowną szamotaniną. Jeśli przypomnimy sobie tytuł pierwszego z kanonicznych tomów poetyckich Larkina, The Less Deceived, czyli „mniej oszukani”, to łatwo znajdziemy analogię z Zimowym królestwem. Katherine w toku powieści – a zwłaszcza podczas kluczowego dnia opisanego w jej skrajnych częściach – przechodzi ze strony „bardziej oszukanych”, którzy, jak Robin, łudzą się, że kariera czy romantyczna miłość pozwalają osiągnąć jakieś życiowe spełnienie, na stronę „mniej oszukanych”, którzy ominęli rafy zgorzknienia (młoda Jane) i przyjmują bylejakość świata oraz otwierających się przed nami skromnych „rzeczywistych” możliwości. Dwie inne „panny na wydaniu” – Jane i panna Parbury – razem ze swymi życiowymi wyborami stanowią misterny system luster, w których przegląda się historia Katherine, zaś niedojrzała panna Green, z pozoru postać peryferyjna i nieistotna, jest uosobieniem niedojrzałej młodości, która chciałaby – bez względu na realne zagrożenia – przyjmować wszelkie cierpienie w pełnym znieczuleniu. Słowem: im głębiej wchodzimy w strukturę powieści, tym dobitniej pokazuje ona maestrię i zadziwiającą intuicję psychologiczną młodego autora. A także znakomity styl. Poezje Larkina od początku były narracyjne, proza zaś – poetycka. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że niektóre strony powieści zawierają w sobie ukryte całostki (jak choćby dwa opisy śniegu otwierające część pierwszą i trzecią), które z powodzeniem mogłyby rywalizować z jego najlepszymi wierszami. Nie sposób stwierdzić, jak rozwinęłaby się jego kariera literacka, gdyby nie zarzucił prozy, ale Zimowe królestwo wysoko stawia poprzeczkę – należy w moim najszczerszym przekonaniu do dzieł wybitnych i z prawdziwą radością przedstawiam je polskiemu czytelnikowi.
*
Winienem jeszcze pewne wyjaśnienie, jeśli chodzi o polski tytuł. Pierwotnie Larkin wybrał Kingdom of Winter (być może związany z nazwą niemieckiego kurortu, gdzie był z ojcem na wakacjach: nadreńskiego Königswinter). Kiedy wydawnictwo Faber and Faber przyjęło książkę do druku, wymusiło na autorze – z powodów sprzedażowych – zmianę tytułu na A Girl in Winter. Młody pisarz uległ, choć uważał, że to tytuł jak z taniego romansidła, i jeszcze po latach przyznawał, że zawsze myśli o tej książce jako o Zimowym królestwie. Booth w swojej biografii używa zatem konsekwentnie tytułu pierwotnego, co wydaje mi się rozwiązaniem pełnym szacunku dla woli autora. Skonsultowałem tę zmianę z redaktorką Joanną Mueller, znajomymi tłumaczami, w tym wybitnym larkinologiem Jerzym Jarniewiczem, wreszcie, last but not least, z polskim i współczesnym odpowiednikiem tego, który tytuł zmienił, czyli z wydawcą – Arturem Bursztą. Wszyscy uznaliśmy, że należy sięgnąć przez czas do tego dwudziestoczteroletniego, chudego, niepewnego chłopaka, który przesłał rękopis do Faber and Faber, i powiedzieć mu: to ty miałeś rację. Co niniejszym czynimy.
Urodzony 1 maja 1980 roku w Gdańsku. Poeta, prozaik, tłumacz. Zajmuje się także malarstwem i rysunkiem. Laureat m.in. Nagrody Fundacji im. Kościelskich (2005), Paszportu "Polityki" (2007), Nagrody Splendor Gedanensis (2008) oraz Nagrody Śląski Wawrzyn Literacki (2009). Nominowany do Nagrody Literackiej Nike w 2009 i w 2010 roku. W 2014 roku nominowany do Nagrody im. Wisławy Szymborskiej i Nagrody Literackiej m.st. Warszawy za tom Języki obce (2013). Mieszka w Warszawie.