recenzje / ESEJE

Niezmordowany obserwator

Jacek Gutorow

Recenzja Jacka Gutorowa książki Spóźniony śpiewak Williama Carlosa Williamsa w przekładzie Julii Hartwig, wydanej w Biurze Literackim w 5 stycznia 2009 roku, a w wersji elektronicznej 10 kwietnia 2019 roku.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Wil­liam Car­los Wil­liams w prze­kła­dach Julii Har­twig to poeta deli­kat­ny i dys­kret­ny.

Nie zawsze taki był. W twór­czo­ści tej od począt­ku dało się wyróż­nić róż­ne czę­sto­tli­wo­ści i pasma poetyc­kie. Mamy Wil­liam­sa ima­ży­stycz­ne­go, eks­pe­ry­men­tal­ne­go, wita­li­stycz­ne­go, wresz­cie epic­kie­go (pisa­ny w póź­niej­szych latach wspa­nia­ły poemat Pater­son). Jest Wil­liams z tru­dem nadą­ża­ją­cy za sło­wa­mi, ale tak­że Wil­liams ufry­zo­wa­ny, nie­co aktor­ski, kie­ru­ją­cy w stro­nę czy­tel­ni­ka iro­nicz­ne, a w każ­dym razie zawa­diac­kie spoj­rze­nie. Dla jed­nych są to maski. Dla innych – róż­ne tem­pa poetyc­kiej wypo­wie­dzi.

Wil­liams w odczy­ta­niu Julii Har­twig to poeta wyci­szo­nej, wywa­żo­nej, pre­cy­zyj­nej fra­zy, ktoś liczą­cy się ze sło­wa­mi, wier­nie odda­ją­cy deta­le ota­cza­ją­ce­go świa­ta. Pani Har­twig świa­do­mie, jak sądzę, i z peł­nym prze­ko­na­niem zapro­po­no­wa­ła nam Wil­liam­sa mini­ma­li­stę. Wystar­czy prze­czy­tać dwa wier­sze otwie­ra­ją­ce tom jej prze­kła­dów – „Czer­wo­ną tacz­kę” i „Mło­dą kobie­tę w oknie” – aby w peł­ni doce­nić, jak jako­ści te prze­kła­da­ją się na kon­kret­ne roz­wią­za­nia poetyc­kie. Oba utwo­ry są wstę­pem do sekwen­cji kapi­tal­nej w każ­dym calu. Spóź­nio­ny śpie­wak to zbiór róż­no­ko­lo­ro­wych okru­chów, z któ­rych każ­dy jest osob­nym, minia­tu­ro­wym świa­tem. Czy­ta­jąc Wil­liam­sa nie nale­ży jed­nak ule­gać złu­dze­niu, że moż­na te świa­ty zsu­mo­wać, czy też wyci­snąć z nich esen­cję. Wręcz prze­ciw­nie: poeta ten jest upar­tym deta­li­stą, któ­ry poza frag­men­ta­mi świa­ta nie widzi.

Zapro­po­no­wa­ny przez Julię Har­twig wybór jest kolej­ną pró­bą inter­pre­ta­cji Wil­liam­sa. Nie zna­czy to, że tłu­macz­ka prze­kła­da­ła te a nie inne wier­sze kie­ru­jąc się jakimś impe­ra­ty­wem kry­tycz­nym czy prze­ko­na­niem o słusz­no­ści tej a nie innej stra­te­gii este­tycz­nej. Powie­dział­bym raczej, że mamy tu do czy­nie­nia z inter­pre­ta­cją instynk­tow­ną, doko­nu­ją­cą się na zaple­czu poetyc­kiej wraż­li­wo­ści i wyobraź­ni. Wszak Julia Har­twig to tak­że zna­ko­mi­ta poet­ka, któ­ra, jak to sama ujmu­je w posło­wiu do tomu, kie­ro­wa­ła się w dobo­rze tek­stów „ser­cem i poetyc­kim słu­chem”. Nic dodać, nic ująć.

Zresz­tą jest w Spóź­nio­nym śpie­wa­ku wiersz, któ­ry mówi o tej poezji wię­cej, niż byli­by w sta­nie powie­dzieć nawet naj­bar­dziej elo­kwent­ni i kom­pe­tent­ni kry­ty­cy. W utwo­rze zaty­tu­ło­wa­nym „Roz­mów­cy” Wil­liams daje nam wspa­nia­łą pochwa­łę kwia­tów, któ­re pozo­sta­ją sobą „wśród burz­li­wej zamieci/ żół­tych gałą­zek, zie­lo­nych ostrzy/ liści, czer­wo­no nakra­pia­nych płat­ków” i wie­lu innych efek­tów:

Ich roz­mo­wa spo­koj­nie toczy się dalej
ponad kawą i hała­śli­wą wymia­ną słów

Czy nie jest tak, że do takiej roz­mo­wy zapra­sza nas każ­dy dobry wiersz? A w zbio­rze przy­go­to­wa­nym przez Panią Har­twig takich wier­szy jest nad­zwy­czaj wie­le. Wyzwa­la­ją one poetyc­ką ener­gię o rzad­kiej uro­dzie i czy­sto­ści. War­to to doce­nić, tym bar­dziej, że w twór­czo­ści ame­ry­kań­skie­go poety zda­rza­ły się potknię­cia i wpad­ki. W Spóź­nio­nym śpie­wa­ku osta­tecz­ny szlif nale­ży bez wąt­pie­nia do tłu­macz­ki, któ­ra doko­na­ła facho­wej eks­per­ty­zy dzie­ła i wybra­ła z nie­go to, co szcze­gól­nie zasłu­gu­je na uzna­nie. Oczy­wi­ście zawsze moż­na pole­mi­zo­wać z doko­na­nym przez tłu­ma­cza wybo­rem, ale czy takie zastrze­że­nia mają sens? Każ­dy dobry poeta mówi wie­lo­ma gło­sa­mi, ale prze­ko­na­nie o moż­li­wo­ści prze­ło­że­nia „całe­go poety” wca­le mu dobrze nie słu­ży. Wręcz prze­ciw­nie. W grun­cie rze­czy o wie­le trud­niej­sze jest poka­za­nie, jak wie­le zale­ży od jed­ne­go spoj­rze­nia, jed­ne­go akcen­tu czy, daj­my na to, jed­nej czę­sto­tli­wo­ści poetyc­kiej. Zawę­że­nie obra­zu pozwa­la na nie­zwy­kłą kon­cen­tra­cję poetyc­kie­go komu­ni­ka­tu – rzecz szcze­gól­nej wagi w przy­pad­ku poety, któ­ry sku­tecz­nie kwe­stio­no­wał pra­wo­moc­ność poezji jako insty­tu­cji, któ­rej celem mia­ło­by być dostar­cza­nie czy­tel­ni­ko­wi idei bądź prze­słań.

Wil­liams jest poetą wyma­ga­ją­cym. Ale jest też poetą lek­kim, wręcz prze­lot­nym, i łatwo nawią­zu­ją­cym kon­takt z przed­mio­ta­mi. Tłu­macz musi nadą­żyć za tą lek­ko­ścią. Musi biec przez język rów­nie szyb­ko i dokład­nie. Moje pierw­sze wra­że­nie: w Spóź­nio­nym śpie­wa­ku rytm jest rów­ny i prze­ko­nu­ją­cy. Ludzie, miej­sca i przed­mio­ty poja­wia­ją się we wła­ści­wej kolej­no­ści i, bo ja wiem, z jakąś nie­uchron­no­ścią? Tej ostat­niej nie nale­ży mylić z logi­ką; była­by to raczej nie­uchron­ność poetyc­kiej wyobraź­ni, błę­kit­na i star­ta na proch słów. Wil­liams pozo­sta­je nie­zmor­do­wa­nym obser­wa­to­rem, cze­mu daje wyraz w lirycz­nych bły­skach i fan­ta­stycz­nych reflek­sach – bo tak też moż­na nazwać te wier­sze, któ­re cią­żą ku świa­tu. Nie wiem, czy dało­by się zna­leźć poetę o więk­szym ape­ty­cie? Trze­ba tyl­ko chcieć patrzeć:

Nigdy nie znu­ży mnie ten widok,
znaj­du­ję w nim zawsze wytchnie­nie,
bo jest tu uła­mek świę­to­ści,
któ­ry odna­leźć moż­na w co zacniej­szych rze­czach.

(„Zbli­ża­jąc się do mia­sta”)

O autorze

Jacek Gutorow

Urodzony 12 września 1970 roku w Grodkowie. Poeta, krytyk, tłumacz. Pracuje w Instytucie Filologii Angielskiej Uniwersytetu Opolskiego. Laureat Nagrody im. Kazimiery Iłłakowiczówny (1998), Fundacji Kultury (2003) oraz Nagrody im. Ludwika Frydego (2003). Nominowany do Nagrody Literackiej Nike, Nagrody Literackiej Gdynia oraz Nagrody Mediów Publicznych Cogito za opublikowany w 2008 roku tom Inne tempo. Mieszka w Opolu.

Powiązania