Gdy myślimy o dzieciństwie, widzimy krainę szczęśliwą oraz bezpieczną, w której ważne są radość i zabawa. Wyobrażamy sobie miejsce, gdzie można spokojnie stawiać pierwsze kroki, odkrywając coraz dalszą okolicę i ufnie ucząc się świata. Zupełnie inaczej wygląda ta kraina w napisanej dla młodych czytelników i czytelniczek książce Ucieczka słowackiego pisarza Marka Vadasa, która jako druga pozycja – tuż po prozie ukraińskiej pisarki Hałyny Kruk – ukazuje się w zainicjonowanej niedawno przez Biuro Literackie serii „Nowego Europejskiego Kanonu Literackiego”, ze wspaniałymi okładkami Gosi Herby.
Vadas jest jednym z najważniejszych słowackich pisarzy wywodzących się z nurtu realizmu magicznego. Od wielu lat odbywa liczne podróże po Afryce, gdzie najczęściej umieszcza akcję swych utworów. W tamtejszej scenerii osadzone są opowiadania zebrane w wydanym przez Książkowe Klimaty zbiorze Uzdrowiciel, który dotychczas był jedyną książką autora przetłumaczoną na język polski. Wydana właśnie niewielkich rozmiarów opowieść Ucieczka powstała w bardzo istotnym momencie dotykającego Europę od lat kryzysu emigracyjnego – tuż po tym, jak w czerwcu 2015 roku władze węgierskie zdecydowały o zamknięciu granicy z Serbią i budowie przygranicznego muru. Do moich rąk trafia w momencie, gdy polsko-ukraińską granicę przekroczyło już ponad trzy miliony uchodźców z Ukrainy, natomiast na granicy polsko-białoruskiej powtarza się scenariusz węgiersko-serbski: trwa budowa muru, który ma za zadanie uniemożliwić uchodźcom między innymi z Iraku, Syrii, Somalii czy Afganistanu przedostanie się do Polski, kontynuowany jest stan wyjątkowy, a Straż Graniczna ciągle dokonuje pushbacków. Jak opowiedzieć dzieciom, dlaczego takie wydarzenia nie powinny mieć miejsca? W jaki sposób uwrażliwić je na to, że – wbrew temu, co pokazuje chociażby telewizja polska – nasze siostry i bracia z Bliskiego Wschodu czy Afryki nie różnią się tak bardzo od osób uciekających przed wojną w Ukrainie? Przetłumaczona przez Weronikę Gogolę książka Vadasa może okazać się tutaj bardzo pomocna.
Od ucieczki do ucieczki
Słowacki pisarz nie mówi bezpośrednio o konkretnych wydarzeniach, krajach, osobach. Jego książka pozbawiona jest dosłowności, a co za tym idzie: drastyczności i brutalności, z którymi dzieci, nawet przez przypadek i wbrew woli rodziców, mogą się spotkać w telewizji czy internecie. Vadas tworzy własny literacki świat, który stanowi bardzo dobry punkt wyjścia do rozmowy o kryzysie migracyjnym z młodymi czytelniczkami i czytelnikami. Rozmowy, której nie sposób będzie uniknąć prędzej czy później , bowiem migracje – obok troski o klimat – stanowią jedno z najważniejszych wyzwań współczesności. Jego opowieści towarzyszą kolorowe, pełne życia ilustracje Danieli Olejníkovej, które pozwalają miękko i bezboleśnie wkroczyć w świat tematów trudnych oraz ważnych.
Dzięki książce poznajemy małego chłopca, dla którego jedną z pierwszych istotnych prawd okazuje się zdanie: „Dziecko musi potrafić uciekać”. Zupełnie inne komunikaty chciałoby się przekazywać dzieciom na co dzień, na pewno nie takie, które, jak zdanie o ucieczce, budują postawy lękowe. Bohater Ucieczki znalazł się jednak w wyjątkowo trudnej sytuacji: w jego krainie ludzie nagle zaczynają cierpieć na tajemniczą chorobę związaną z niepohamowanym głodem. Z czasem na skutek spożycia ogromnych ilości jedzenia robią się tak potężni, że pękają i wydostają się z nich potwory – głodomopoczwarki, które zjadają wszystko, co spotkają na swojej drodze. Gdy zbliżają się do domu chłopca, ten wraz z ojcem i nierozłącznym przyjacielem, psem Alanem, musi szybko opuścić swój dom. Ta ucieczka skutkuje kolejnymi – bohaterowie trafiają do coraz to nowych miejsc, ale nigdzie nie czują się bezpiecznie. W krainie ludzi milczących jak ryby przytłacza ich cisza, w Mieście Tańce wybucha pożar, w kraju skąpców mieszkańcy mają zbyt wiele długich rąk, które podczas kradzieży splatają się z rękami sąsiadów, i tak powstają nierozwiązywalne supły. Zniechęceni tymi pierwszymi doświadczeniami uchodźczymi, syn i ojciec wysyłają do kolejnej krainy psa na zwiady. Ten przynosi informacje o miejscu, gdzie panuje surowe i niezrozumiałe prawo, a więzienie jest jedną z najłagodniejszych kar. Kolejne niepowodzenie uruchamia u małego chłopca pokłady wyobraźni, które sprawiają, że zdaje mu się, iż widzi wreszcie spokojną i bezpieczną krainę, która – niestety – okazuje się tylko złudzeniem. „Ojciec dogonił mnie i powiedział, że przed nami nie ma żadnego miasta. Że to jest tylko moja wyobraźnia. Muszę się z tym pogodzić. (…) Ojciec zaczął mnie pocieszać i starał mi się wytłumaczyć, że nie warto wytwarzać fałszywych iluzji. Muszę być silny i powinienem nauczyć się żyć w prawdziwym świecie”. Ta lekcja również odbiega od tych, które chciałoby się przekazać dzieciom. Zamiast pozwolić najmłodszym na chwile beztroskiej fantazji, nakazuje się im twardą konfrontację z rzeczywistością, bycie silnym, a nie prawdziwe zmierzenie się ze swoimi trudnymi emocjami.
Radość w cieniu śmierci
Chłopcu jednak trudno jest się pogodzić ze światem, w którym przyszło mu żyć, co sprawia, że oddala się od swojego ojca. W nastroju zadumy docierają do krainy przypominającej dom. Jej mieszkańcy uważnie słuchają ich opowieści, są pomocni i wspierający. Spokój nie trwa jednak długo, nad miasto nadciągają ciemne chmury, które przynoszą smutek oraz dezorientację. Chaos sprawia, że rozdzielają się drogi ojca i chłopca, który pozostaje sam z Alanem. By zagłuszyć swoje cierpienie, chłopiec biegnie jeszcze szybciej, poszukując ojca w kolejnych miejscach. I tak trafia do Miasta Wymówek, krainy pełnej nieprzyjaciół, Królestwa Wielkiej Pieczątki, gdzie ważniejsze od człowieczeństwa okazują się dokumenty, miasta, w którym najpierw się robi, a potem myśli, a także kraju, gdzie nic nikogo nie dotyczy. Spotkania z tamtejszymi mieszkańcami są odzwierciedleniem ksenofobicznych, rasistowskich, pełnych uprzedzeń postaw, z jakimi niejednokrotnie spotykamy się podczas poruszania tematyki uchodźczej. W osadzie całkowicie przemienionej w pył bohater spotyka chłopca będącego na granicy śmierci. Zabawa z nim w berka i ciuciubabkę to lekcja mierzenia się ze sprawami ostatecznymi, zachowania radości życia mimo kładącego się na niej cienia.
Ostatnim etapem wędrówki chłopca i Alana jest przystanek w pełnym namiotów obozie, gdzie wszyscy na coś lub kogoś czekają: na spokój, krewnych, dobre wiadomości. Obóz to miejsce, w którym niemożliwa jest pełnia życia, a jedynie przeczekiwanie. To właśnie tam zmęczony dotychczasową wędrówką chłopiec zaczyna chorować, zmagając się z wysoką gorączką. Na szczęście jest przy nim pielęgniarka, która pomaga mu przejść przez trudny czas i odzyskać siły. Ten fragment książki wyjątkowo dobrze pokazuje, że obozy nie są ostatecznym rozwiązaniem kryzysu migracyjnego, mogą stanowić jedynie miejsce regeneracji, przeczekania trudnych momentów, a każdy z nas tak naprawdę potrzebuje mieć własny dom.
*
Pewnego dnia wyleczony już bohater zaczyna biec tak szybko, że unosi się ponad kulę ziemską. W końcu w symbolicznej scenie odnajduje ojca, który ukrył się pod drzewem mango, gdzie wyznaczył miejsce na ich nowy dom. Przytula on syna i mówi mu: „Nigdy cię nie opuściłem. Jesteśmy ze sobą zespoleni. Na zawsze”. I tak oto zostaje wypowiedziana najważniejsza, uniwersalna lekcja, która powinna wyraźnie wybrzmieć niezależnie od szerokości geograficznej: wszyscy jesteśmy ludźmi, siostrami i braćmi, a Ziemia jest naszym wspólnym domem zamieszkiwanym na równych prawach. Wszyscy ludzie, a zwłaszcza wszystkie dzieci, mają prawo do zabawy, radości, fantazji i beztroski. Nie powinny musieć uciekać, tylko powoli, z uwagą i zachwytem stawiać krok za krokiem, odkrywać piękno świata, odnajdując w nim miejsce pełne spokoju i miłości, czyli dom.