recenzje / ESEJE

Nobel dla Andruchowycza? Yes, my baby!

Karol Francuzik

Recenzja Karola Francuzika z książek Egzotyczne ptaki i rośliny oraz Piosenki dla martwego koguta Jurija Andruchowycza.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

[Zamiast wstę­pu – w któ­rym mógł­bym wytłu­ma­czyć się z tytu­łu, ale tego nie zro­bię – oraz w spra­wie for­mal­nej]

Było to zapew­ne na dru­gi dzień po lek­tu­rze Mosco­via­dy. Obu­dzi­łem się z dziw­nym uczu­ciem lek­ko­ści, któ­re roz­my­wa­ło się we mnie jakiś czas, aż w koń­cu wypa­li­łem: – Ten facet dosta­nie Nobla. Jeśli nie tego Nobla, to inne­go, ale dosta­nie – zamru­cza­łem tro­chę do sie­bie, a tro­chę do niej. Oczy­wi­ście, prze­stra­szył mnie ten nagły poznaw­czy stan. Prze­cież nigdy wcze­śniej nie odczu­wa­łem tak jasnej i fir­cy­ko­wa­tej pew­no­ści (no, może poza czy­ta­niem Wiel­kich Umar­la­ków, ale oni zda­je się, mają już kil­ka pośmiert­nych odznak). Jed­nak taka pew­ność dobra nie jest. Mami pust­ką, mar­two­tą, bez­i­mien­nym samo­za­chwy­tem, że się wie lepiej, dokład­niej, moc­niej, spraw­niej (jeśli wie­dza może być lep­sza, dokład­niej­sza, spraw­niej­sza i moc­niej­sza). Pew­ność jest jak anty­bio­tyk na wszyst­ko. Łykasz i masz peł­ne prze­ko­na­nie, że wytrze­bi z cie­bie i gron­kow­ca nie­uf­no­ści, i rumień wędru­ją­cy wsty­du, i rze­żącz­kę głu­pich pytań. Bie­rzesz kap­suł­kę pew­no­ści – tra­wisz świat bez zbęd­nych zawi­ro­wań. W jed­nej chwi­li tra­fiasz do kra­iny nie­omyl­no­ści, rze­tel­no­ści, wia­ry­god­no­ści. Ha! Prze­czu­wa­łem, że nie o zwy­kły zachwyt czy lite­rac­ką apo­te­ozę tu cho­dzi! Nie byłem jed­nak prze­ko­na­ny, co o tym wszyst­kim sądzić. I do dziś tak napraw­dę nie wiem. A lek­tu­ra wier­szy Juri­ja Andru­cho­wy­cza tyl­ko tę ówcze­sną auto­dia­gno­zę utrud­ni­ła. Tyle w spra­wie tytu­łu.

W Pol­sce poetyc­ką twór­czość auto­ra Per­wer­sji zna­my głów­nie za spra­wą Biu­ra Lite­rac­kie­go, któ­re wyda­ło Pio­sen­ki dla mar­twe­go kogu­ta (2005) w prze­kła­dach Boh­da­na Zadu­ry oraz Egzo­tycz­ne pta­ki i rośli­ny (2007) prze­tłu­ma­czo­ne przez Jac­ka Pod­sia­dłę. (Oba tłu­ma­cze­nia – jak na moje ucho  i moją nie­zna­jo­mość ukra­iń­skie­go – kapi­tal­ne). Tych, któ­rzy są żywo zain­te­re­so­wa­ni poeta­mi zza wschod­niej gra­ni­cy, war­to ode­słać też do anto­lo­gii Wier­sze zawsze są wol­ne. Poezja ukra­iń­ska w prze­kła­dach Boh­da­na Zadu­ry (2004). Trze­ba też dodać, że Egzo­tycz­ne pta­ki i rośli­ny choć u nas wyszły jako dru­ga poetyc­ka książ­ka Andru­cho­wy­cza, zbie­ra­ją wcze­sne wier­sze z lat 1980–1990. Tyle w kwe­stii for­mal­nej.

[Kil­ka zdań – nie bez wąt­pli­wo­ści – o dwóch tomach Andru­cho­wy­cza, czy­li bal­la­da tro­chę nie­dy­dak­tycz­na]

Trze­ba powie­dzieć to szcze­rze i od razu: świat wier­szy Andru­cho­wy­cza z tomu Egzo­tycz­ne pta­ki i rośli­ny może budzić podziw, ale i odra­zę. (Ponie­waż nic tak nie budzi moje­go podzi­wu, jak odra­za wła­śnie, wybie­ram nie­chęt­ne olśnie­nie, a nawet wstręt ocza­ro­wa­nia). Jeśli podziw, to na mak­sa, jeśli odra­za – do szpi­ku kości. Gdy oka­że się, że jesteś w pierw­szej gru­pie, zapew­ne odnaj­dziesz się w pina­ko­te­ce poetyc­kich dzi­wactw i kurio­zów (a będzie ci tam, czy­tel­ni­ku, dobrze). Szmin­ku­jąc się nie­sma­kiem, pudru­jąc obrzy­dze­niem, usta­wiasz się w kolej­ce do gale­rii nor­mal­no­ści (a będzie ci tam, czy­tel­ni­ku, dobrze?). To poezja dla tych, co – jak Dok­tor Dut­ka z wier­sza – kocha­ją Osob­ność. To salon eks­cen­try­ków, dzi­wa­deł, wypło­szy. Przy­wo­łaj­my ich, niech się w koń­cu obja­wią:

akro­ba­ta, alche­mik, alfons, amor, arle­kin, awan­tur­nik, bachor, bady­larz, bajarz, bła­zen, boha­ter burac­twa, bran­ka, bru­karz, chły­stek, cicho­daj­ka, czort, dmu­chacz szkła, dziad, dzier­lat­ka, dziw­ka, fakir, gie­roj, han­dla­ra, hazar­dzi­sta, hip­no­ty­zer, hra­bian­ka, hycel, karzeł, kat, klaun, kome­diant, komi­niarz, kowal, kozak, ksią­żę mor­dow­ni, kupiec-łotr, lata­wi­ca, lokaj, łaj­dak, łopa­ciarz, mafio­zo, masz­ka­ra, meli­niarz, męt, miło­śnik tru­chła, motłoch, napra­wiacz sta­rych para­so­lek, pastuch, pijak, pirat, poły­kacz mie­czy, posia­dacz gołę­bi w czasz­ce, powsi­no­ga, roz­pust­ni­ca, rzeź­nik, sodo­mi­ta, sowi­zdrzał, sza­chraj, szwacz­ka, świę­ty, trup, wdów­ka, wędrow­ny żak, węglarz, zabi­ja­ka, zbrod­niarz, zdzi­ra, zło­dziej.

Powyż­szy zestaw zjaw i oso­bli­wo­ści to, oczy­wi­ście, w dużej mie­rze tyl­ko szta­faż, kli­ma­tycz­ny wypeł­niacz, bo nie wszy­scy z nich są prze­cież boha­te­ra­mi wier­szy. Jed­nak są, by tak rzec, ich uczest­ni­ka­mi – cyto­wa­ni, lite­rac­ko zako­rze­nie­ni i istot­ni czy po pro­stu potrzeb­ni. Bez nich Andru­cho­wycz nie mógł­by oży­wić nie­co zapo­mnia­nych form lite­rac­kich, po któ­re się­ga, jak: romans łotrzy­kow­ski („Romans sowi­zdrza­ła”), pieśń podwó­rzo­wa („Pieśń wędrow­ne­go żaka”), madry­gał („Żywio­ły”), bal­la­da („Bal­la­da powro­tu”), sonet („Sone­ty kry­mi­nal­ne”), bur­le­ska („Do pani Bar­ba­ry L.”), bestia­rium („Pod­ziem­ne ZOO”). Poeta mik­su­jąc patos z wul­gar­no­ścią, kary­ka­tu­rą, bła­ze­na­dą, zna­ko­mi­cie opi­su­je np. miej­ski folk­lor. W wier­szu „Miło­sny marsz po uli­cy Radziec­kiej” czy­ta­my:

to pochód wio­sen­nych stwo­rów para­da lemu­rów
malo­wa­ne usta pło­mien­ne jak świe­że rany
to czas gdy pożą­da­nie spły­wa nawet z murów
to marsz nagrza­nych ciał żar­liw­szych od kora­nu

Wio­sną, gdy zaczy­na się miło­sny spek­takl przy­ro­dy, uli­ca to swo­iste love para­de z mar­szem dzi­wa­ków, pry­wat­nych ska­zań­ców na inność czy eks­ta­zę bycia sobą:

to wymarsz nędzar­skiej nacji pod sze­lest aka­cji
rusze­nie pospo­li­te loli­tek i chu­cher chód
chu­dych pio­nie­rek na akcję w trak­cie let­nich waka­cji
wśród afi­szy krzy­czą­cych że mię­so i że duch

Jar­mark, festyn, zaba­wa, odpust to pre­cjo­za egzo­ty­ki Andru­cho­wy­cza. Tyl­ko mar­gi­ne­sy rze­czy­wi­sto­ści dają praw­dzi­wą wol­ność, a uśred­nio­ny śro­dek – zwy­kłość – jest pułap­ką prze­cięt­niac­twa, lepem na muchy codzien­no­ści. Egzo­ty­ka jest cie­ka­wa, bo nie­do­stęp­na wszyst­kim, kusi swo­ją odręb­ną opo­wie­ścią, obo­jęt­no­ścią na banał, stąd prze­ja­skra­wie­nia, prze­ję­zy­cze­nia (bała­ka­nia?). Te wier­sze poka­zu­ją inny wymiar rze­czy­wi­sto­ści, czy­li moment, gdy świat sta­je się wie­lo­płasz­czy­zno­wy. Dla­te­go cza­sem są jak śre­dnio­wiecz­na Pieśń o Rolan­dzie (bez Rolan­da) recy­to­wa­na na odpu­ście – nie­sto­sow­ne, ale z przy­tu­pem.

O ile Egzo­tycz­ne pta­ki i rośli­ny to książ­ka, w któ­rej Andru­cho­wycz był „bar­dziej skłon­ny do samo­za­chwy­tu i nie­od­po­wie­dzial­ne­go niza­nia rymów i wszel­kich innych zabaw fone­ty­ką i seman­ty­ką” (patrz „Od auto­ra”), o tyle Pio­sen­ki dla mar­twe­go kogu­ta nie przy­no­szą już wier­szy wie­rzą­cych w swo­ją for­mal­ną dosko­na­łość. Nie są sku­pio­ne wyłącz­nie na sobie, ale osku­ba­ne (jak mar­twy kogut?) z pie­rza rymów nie absor­bu­ją ryt­micz­nie – co nie zna­czy, że nie brzmią! – choć jak wcze­śniej opo­wia­da­ją histo­rie. Bo wiersz Andru­cho­wy­cza jest zawsze epic­ki, nar­ra­cyj­ny, bli­ski opo­wie­ści. Z daw­nej poety­ki pozo­stał zapał do pod­glą­da­nia i pod­słu­chi­wa­nia, roz­mach sko­ja­rzeń, pręż­ność i dyna­mizm zda­nia. Jed­nak zrzu­ca­jąc podziu­ra­wio­ny płaszcz sowi­zdrza­ła, rezy­gnu­jąc z akro­ba­tycz­nych popi­sów lite­rac­kie­go cyr­kow­ca, poeta wciąż dobrze się czu­je w butach waga­bun­dy – podró­żu­je, pod­pa­tru­je, notu­je. I co naj­waż­niej­sze – zawsze w pierw­szej oso­bie – sta­je się lirycz­nym pry­wa­cia­rzem. Oj, jak dobrze mu z tym! Teraz mamy opla­ta­ją­ce się pry­wat­ne histo­rie, któ­rych zapal­ni­kiem mogą być zarów­no zasły­sza­na fra­za w pocią­gu („And Eve­ry­bo­dy Fucks You”), kra­dzież w hote­lu („Guess Who Was My Guest”), donie­sie­nia tablo­idów („The Very Best Of Tablo­ids”), lite­ra­tu­ra (świet­ny wiersz „More Than A Cult” ze słyn­ną fra­zą: „Sta­siuk jest Sta­siu­kiem jest Sta­siu­kiem jest Sta­siu­kiem jest Sta­siu­kiem”), czu­łość („Witho­ut You”), jak i bez­par­do­no­wy ona­ni­sta nad rze­ką („I Wan­na Woman”). I pośród wier­szy waż­ny prze­kaz:

Pisarz ma pisać.
Malarz ma maleć.
Strze­lec ma strze­lać.
Koniec ma koń­czyć.
Zda­nie ma być mak­sy­mal­nie jasne.

(This Is the End)

Egzo­tycz­ne pta­ki i rośli­ny i Pio­sen­ki dla mar­twe­go kogu­ta to dwie bar­dzo róż­ne, moc­ne i waż­ne książ­ki. Naru­sza­jąc wewnętrz­ny porzą­dek (przy­zwy­cza­jeń? lite­ra­tu­ry? świa­ta?), są lek­tu­rą koniecz­ną nie tyl­ko dla poły­ka­czy mie­czy. Choć pew­no­ści nie mam.

PS

Gdy­by zmik­so­wać nie­któ­re wier­sze Bia­ło­szew­skie­go, Hara­sy­mo­wi­cza, Cza­cho­row­skie­go, być może otrzy­ma­li­by­śmy pol­skie­go Andru­cho­wy­cza z cza­sów Bu-Ba-Bu. Tyl­ko po co?  Andru­cho­wycz jest dziś Andru­cho­wy­czem, jest Andru­cho­wy­czem, jest Andru­cho­wy­czem, jest Andru­cho­wy­czem. A wiersz jest wier­szem, jest wier­szem, jest wier­szem, jest wier­szem.


Pier­wo­druk: gaze­ta festi­wa­lo­wa „Poznań Poetów” nr 2, 2013 r.

Powiązania

Egzotyczne ptaki i rośliny

dzwieki / WYDARZENIA Jurij Andruchowycz

Zapis całe­go spo­tka­nia autor­skie­go z udzia­łem Juri­ja Andru­cho­wy­cza pod­czas Por­tu Wro­cław 2008.

Więcej

Trzeci nurt

wywiady / o książce Artur Burszta Jurij Andruchowycz

Roz­mo­wa Artu­ra Bursz­ty z Juri­jem Andru­cho­wy­czem, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki BEg­zo­tycz­ne pta­ki i rośli­ny, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 3 mar­ca 2007 roku.

Więcej

Wolf Messing: wygnanie gołębi, Kozak Jamajka

recenzje / KOMENTARZE Jurij Andruchowycz

Autor­ski komen­tarz Juri­ja Andru­cho­wy­cza do wier­szy z książ­ki Egzo­tycz­ne pta­ki i rośli­ny.

Więcej

O Egzotycznych ptakach i roślinach

recenzje / NOTKI I OPINIE Joanna Wajs Julia Fiedorczuk Krzysztof Siwczyk

Komen­ta­rze Julii Fie­dor­czuk, Joan­ny Wajs, Krzysz­to­fa Siw­czy­ka.

Więcej