recenzje / NOTKI I OPINIE

O baw się

Roman Honet

Komentarze Joanny Mueller, Konrada Wojtyły, Macieja Milacha, Bartosza Sadulskiego, Jakuba Momry, Bartłomieja Majzla.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

O czym opo­wie­dzia­ła dziew­czyn­ka, obu­dzo­na ze zbyt głę­bo­kie­go snu sło­wa­mi „Tali­tha kum”? Co wydo­by­ło się z mil­cze­nia Łaza­rza, kie­dy został przy­wró­co­ny przy­ja­cio­łom dzię­ki łzom jed­ne­go z nich? Jak bar­dzo śmier­tel­ną zabaw­ką jest język, gdy wpra­wia­ją go w ruch baśnio­wi boha­te­ro­wie, któ­rych zbój­cy nie zdo­ła­li stra­cić, a wil­cy stra­wić?

Nie pyta­my o to? Boimy się pytać? Na szczę­ście są tacy, któ­rzy w naszym imie­niu słu­cha­ją roz­mów umar­łych. Tacy, dla któ­rych pismo jest „dziw­nym cmen­ta­rzem”, poezja – „prze­wle­kłą stra­tą”, a każ­da zgło­ska sta­je się po rów­ni koleb­ką i trum­ną. Tacy, któ­rzy muszą prze­kro­czyć zakaz, żeby mogła roz­po­cząć się okrut­na baj­ka.

Nie moż­na pisać wier­szy, któ­re bolą – powia­da zatem zakaz, a Roman Honet pisze je wciąż na nowo. Nie wol­no w ten spo­sób łączyć czu­ło­ści i okru­cień­stwa, baśni i zagła­dy – a on, „dziec­ko chci­we i rzę­si­ste”, nada­je im „ide­al­ne pro­por­cje powa­gi i magii”. Poezja była dotąd z tuszu i papie­ru – więc tom baw się przy­wra­ca ją rze­czom napraw­dę waż­nym. Nie rób tego, sar­ni bra­cisz­ku, będziesz musiał za to sobą zapła­cić. I pła­ci. „Tech­ni­ka – wła­sna, osad krwi na szkle”. Gru­pa krwi poetyc­kiej ma znak RH+.

Joan­na Muel­ler


Roman Honet zapra­sza nas do zaba­wy. Do zaba­wy per­fid­nej i per­wer­syj­nej zara­zem. Mówi: zabaw­my się w zapo­mi­na­nie, zabaw­my się w roz­pad i gni­cie, wejdź­my dla hecy w cia­ło kobie­ty, zre­wi­duj­my prze­ra­że­nie i wszyst­ko to, co groź­ne, nie­po­ko­ją­ce. Nim osta­tecz­nie prze­mi­nie­my i roz­pad­nie­my się na drob­ne ato­my, odczuj­my na wła­snej skó­rze pust­kę. Zabaw­my się w śmierć, zabaw­my się do łez. Per­wer­sja, któ­ra ukry­wa się mię­dzy wier­sza­mi Hone­ta, wyni­ka z kon­cep­tu wymy­ślo­ne­go na potrze­by tomu baw się i kil­ka innych wier­szy o rze­czach waż­nych. Oksy­mo­ro­nicz­ny tytuł wska­zy­wał­by, że mamy do czy­nie­nia z zaba­wą jako zaję­ciem nie­zwy­kle poważ­nym i poży­tecz­nym. Zaję­ciem – o czym prze­ko­ny­wał Huizin­ga – opa­li­zu­ją­cym wie­lo­ma zna­cze­nia­mi i kon­tek­sta­mi. Uko­cha­nie świa­ta, uko­cha­nie natu­ry, uko­cha­nie kobie­ty łączy się tu jed­nak w nie­ro­ze­rwal­ny spo­sób ze świa­do­mo­ścią prze­mi­ja­nia, roz­pa­du cia­ła, kru­cho­ści egzy­sten­cji, wszech­obec­nej śmier­ci wresz­cie.

Jest w tej poezji coś tana­tycz­ne­go, coś groź­ne­go, coś nie­po­ko­ją­ce­go. Wyobraź­nia Hone­ta, któ­ra kar­mi się przy­ro­dą i pej­za­żem, pod­szy­ta jest głę­bo­kim odczu­ciem meta­fi­zycz­nym. Prze­mia­nie – roz­kwi­ta­nia i gni­cia, bycia poże­ra­nym i poże­ra­ją­cym – towa­rzy­szy fascy­na­cja i meta­fi­zycz­ny nie­po­kój. Para­dok­sal­nie, oswo­je­nie i oca­le­nie odby­wa się w ramach tra­dy­cji i głę­bo­kiej świa­do­mo­ści lite­rac­kiej. Jeśli zatem trak­to­wać tę zaba­wę – jako zaba­wę sen­su stric­te – to raczej cho­dzi o sty­li­za­cję Hone­ta. O „uda­wa­nie”. Poeta nie bawi się tema­ta­mi, ile raczej bawi się for­mą i sty­lem wier­sza. Natra­fi­my tu na ciem­ny kata­stro­fizm Cze­cho­wi­cza, sen­su­al­ne pej­za­że duchem z Leśmia­na, sple­cio­ne żywio­ły dio­ni­zyj­skie i kla­sycz­ne absor­bu­ją­ce mło­de­go Iwasz­kie­wi­cza. Honet – zacho­wu­jąc auto­no­mię poetyc­ką w ramach tej sty­li­za­cji – osią­ga naj­wyż­sze poetyc­kie szczy­ty. Bie­rze dla sie­bie to, co w tej zaba­wie naj­lep­sze. Wyklu­cza, nie wyklu­cza­jąc. Pod­wa­ża, nie pod­wa­ża­jąc. Jest sym­bo­licz­ny i kon­kret­ny, este­tycz­ny i kla­sycz­ny zara­zem.

Kon­rad Woj­ty­ła


Książ­ka poetyc­ka Roma­na o iro­nicz­nym tytu­le baw się, jest zbio­rem wier­szy peł­nych opi­sów śmier­ci, roz­kła­du i entro­pii, nasy­co­nych tęsk­no­tą za sma­ka­mi i zapa­cha­mi dzie­ciń­stwa. Moty­wy prze­mi­ja­nia nacho­dzą tu na wspo­mnie­nia cza­ru daw­nych miło­ści. Sen, prze­szłość i teraź­niej­szość spla­ta­ją się w nie­prze­nik­nio­ną, pod­szy­tą absur­dem tajem­ni­cę ist­nie­nia. Poezja Hone­ta jest wyra­zem egzy­sten­cjal­ne­go nie­po­ko­ju jed­nost­ki bro­nią­cej się za pomo­cą iro­nii oraz mani­fe­sta­cją przy­wo­ły­wa­nych wspo­mnień przed gory­czą i zwąt­pie­niem w obli­czu bez­sen­su świa­ta i mil­cze­nia Boga. Pole­cam tę książ­kę wszyst­kim, któ­rzy wadzą się z losem, aby oca­lić samych sie­bie.

Maciej Milach


Jeśli, przy­wo­łu­jąc hasło o zawar­to­ści cukru w cukrze, ist­nie­je mia­ra poezji w poezji, to nowe wier­sze Roma­na Hone­ta są nad podziw – para­fra­zu­jąc Jar­nie­wi­cza – „lirycz­ne, kur­wa, lirycz­ne”. Wpraw­dzie w pod­ty­tu­le tomu o nawo­łu­ją­cym tytu­le baw się mamy pod­ty­tuł i kil­ka innych wier­szy o rze­czach waż­nych, wier­szy wizyj­nych, oscy­lu­ją­cych od debiu­tanc­kiej ali­cji wokół dzie­ciń­stwa, śmier­ci, to w nowym tomie naj­waż­niej­sza jest poetyc­kość obra­zo­wa­nia, zda­nia ujmu­ją­ce swo­im liry­zmem i irre­al­no­ścią. Wie­le w tej książ­ce języ­ko­wych bukie­tów, aro­ma­tów nie­spo­koj­ne­go dzie­ciń­stwa i śmier­ci oswo­jo­nej i pięk­nej, będą­cej już nie jak eses­man, ale jak wyspa, do któ­rej powra­ca się co rok. Być może Honet „nic nie wie o powro­tach”, ale baw się jest wycze­ki­wa­nym powro­tem poety do tema­tów waż­nych, eks­plo­ato­wa­nych już wcze­śniej, ale nigdy tak skoń­cze­nie i wzru­sza­ją­co.

Bar­tosz Sadul­ski


Dłu­go Roman Honet kazał ocze­ki­wać czy­tel­ni­kom na kolej­ną swo­ją książ­kę. Ale jak się oka­zu­je, cze­kać było war­to. Nie tra­cąc nic z moc­no obse­syj­ne­go i zara­zem baśnio­we­go idio­mu, autor testu­je – na nowo i bar­dziej rady­kal­nie niż w poprzed­nich tomach – gra­ni­ce języ­ka, dzię­ki któ­re­mu moż­li­we było­by wyra­że­nie tego, co sytu­uje się pod pod­szew­ką snów, wyobraź­ni i rze­czy. To wier­sze w bez­u­stan­nym ruchu, w któ­rych brzmie­nie sło­wa kon­fron­tu­je się ze sfe­rą ciszy i mil­cze­nia, zna­czą­ce reszt­ki pamię­ci wal­czą o lep­sze z zasko­cze­niem, jakie towa­rzy­szy dozna­niu nie­trwa­łej obec­no­ści świa­ta, a spój­ne doświad­cze­nie egzy­sten­cji ginie w mro­ku przy­pad­ko­wo­ści i wymy­ka­ją­cej się języ­ko­wi pust­ki, któ­ra zastę­pu­je w kon­se­kwen­cji to, co real­ne. Honet poszu­ku­je mitycz­ne­go miej­sca, w któ­rym sło­wo sta­pia­ło­by się w jed­no z ciszą, choć dosko­na­le wie, że jedy­ną moż­li­wo­ścią jest opi­sy­wa­nie stra­ty, jaka wyni­ka z same­go fak­tu mówie­nia. Poezja jest wte­dy zarów­no doj­mu­ją­cą, jak i iro­nicz­ną pró­bą prze­dziw­nej zaba­wy. Jak pod­po­wia­da autor ser­ca, cho­dzi o grę, w któ­rej staw­ką oka­zu­je się moż­li­wość wypo­wie­dze­nia bólu, tego osta­tecz­ne­go dowo­du na poje­dyn­cze ist­nie­nie.

Jakub Mom­ro


- baw się – czy­li honet powra­ca w zadzi­wia­ją­cej for­mie – baw się – choć sam autor nie wyda­je się spe­cjal­nie w nastro­ju do czczej zaba­wy – jed­nak Ty baw się – oto iro­nia, szy­der­stwo, odwró­co­ne zdję­cie – baw się – sko­ro już nic inne­go nie potra­fisz wznieść w górę – tyl­ko pro­mień, bło­to, garść gli­ny – baw się – honet jak mało kto zna zna­cze­nie tych słów i ich lustrza­ne­go krzy­we­go odbi­cia – - —- poeta jest od zakli­na­nia i przy­wra­ca­nia świa­ta, któ­ry już nie ist­nie­je – wyje­chał – roz­mył się w dro­dze – baw się

nie pro­po­nu­je się nam w tej poezji gier i zabaw języ­ko­wych – nie napo­tka­my tu osten­ta­cyj­ne­go humo­ru, kpi­ny, drwi­ny – jest źró­dło —— potę­ga

honet wie, jak ze źró­dła czer­pać – jak źró­dla­ną – nie­ko­niecz­nie świę­co­ną wodą się obmy­wać – aby – baw się – ujrzeć – na nowo – zoba­czyć – dotknąć – i zakląć sło­wo

w swym asce­tycz­nym i peł­nym skrom­no­ści geście odwró­ce­nia się od poetyc­kie­go świa­ta – z każ­dą kolej­ną książ­ką honet wspi­na się coraz wyżej – — – ale co rów­nie waż­ne wcho­dzi tak­że głę­biej w sub­stan­cję wła­sne­go zadzi­wia­ją­ce­go wykre­owa­ne­go świa­ta – któ­ry tym samym sta­je się uni­wer­sal­nym mode­lem każ­dej samot­no­ści

waga słów – obse­sja, któ­ra nad­cho­dzi nocą i zara­ża uczest­ni­ków wspól­ne­go snu – spra­wia, iż ran­ga tego poetyc­kie­go ryzy­kow­ne­go, a miej­sca­mi okrut­ne­go gestu nie pod­le­ga żad­nym poetyc­kim modom ani nego­cja­cjom – ist­nie­je w sobie – w sobie czy­li w lite­ra­tu­rze – - – –        – poka­zu­je, jak w sło­wach się zacho­wać – jak prze­żyć – jak tymi sło­wa­mi rze­czy­wi­stość ozna­czyć, uświę­cić, choć przy oka­zji tę świę­tość kil­ka razy zbru­kać

do ran­gi świę­to­ści bowiem pod­no­si się tutaj uczest­nic­two w wier­szu – któ­ry mimo iż bez­rad­ny – nie­ade­kwat­ny – wciąż posia­da moc zakli­na­nia – - —- wzbudź wia­rę w kamie­niu – baw się

moc słów – moc snu – witaj rom­ku – baw się – i na wód­kę, kie­dy tyl­ko chcesz, przy­by­waj

Bar­tło­miej Maj­zel

O autorze

Roman Honet

Urodził się w 1974 roku. Poeta, wydał tomy: alicja (1996), Pójdziesz synu do piekła (1998), „serce” (2002), baw się (2008), moja (wiersze wybrane, 2008), piąte królestwo (2011), świat był mój (2014), ciche psy (2017), redaktor antologii Poeci na nowy wiek (2010), Połów. Poetyckie debiuty, współredaktor Antologii nowej poezji polskiej 1990 –2000 (2004). Laureat Nagrody im. Wisławy Szymborskiej 2015 za tom świat był mój. Tłumaczony na wiele języków obcych, ostatnio ukazał się wybór jego poezji w języku rosyjskim Месса Лядзинского (Msza Ladzińskiego, przeł. Siergiej Moreino, Moskwa 2017), tom w języku ukraińskim Світ належав мені (przeł. Iurii Zavadskyi, Tarnopol 2019) i serbskim Svet je bio mój (przeł. Biserka Rajčić, Belgrad 2021).

Powiązania