Dzięki zainicjonowanej niedawno przez Biuro Literackie serii „Nowego europejskiego kanonu literackiego” do rąk polskich czytelników_czek trafił tom poetycki kobalt (2013) cenionego współczesnego poety rumuńskiego Claudiu Komartina. Wprawdzie autor był gościem Miesiąca Spotkań Autorskich we Wrocławiu w 2019 roku, ale recepcja jego twórczości w Polsce była dotąd dość mocno ograniczona – zaledwie kilka jego wierszy z debiutanckiego tomu, Păpușarul și alte insomnii [Lalkarz i inne insomnie], ukazało się w numerze specjalnym „Lampy” z 2008 roku w wyborze i tłumaczeniu Joanny Kornaś-Warwas. Mam nadzieję, że pojawienie się na polskim rynku literackim przekładu kobaltu wzbudzi powszechniejsze zainteresowanie twórczością Komartina oraz, szerzej, nową poezją rumuńską. W samej Rumunii był to tom długo wyczekiwany, głośno komentowany i przyjęty ze sporym entuzjazmem zarówno ze strony krytyki, jak i publiczności, co dobrze wróży karierze książki również poza granicami kraju. W Polsce zbiór ukazał się w przekładzie Jakuba Kornhausera, literaturoznawcy i poety, który z charakterystycznym dla siebie wyczuciem języka i formy znakomicie oddał egzystencjalny niepokój i emocjonalne oraz ideowe zaangażowanie obecne w wierszach jego kolegi po fachu i piórze.
Claudiu Komartin (ur. 1983) to jednak nie tylko jeden z oryginalniejszych i ważniejszych poetyckich głosów rumuńskiego Pokolenia 2000, uznawany nawet czasem za lidera tej literackiej generacji, ale również tłumacz, wydawca i kreator (celowo używam takiego sformułowania) rumuńskiego środowiska literackiego – jako redaktor naczelny czasopisma „Poesis international” oraz wydawnictwa Max Blecher wypromował wiele nazwisk twórców_czyń rumuńskich i przyczynił się do poszerzenia rumuńskiego kanonu literackiego o liczne przekłady, również z literatur o mniejszym zasięgu językowym, jak węgierska, bośniacka czy bułgarska. Wspomniane wyżej dwie niezwykle cenne dla rumuńskiej literatury współczesnej inicjatywy zaistniały w 2010 roku w ramach założonego przez Komartina rok wcześniej „Instytutu Blechera” – klubu dyskusyjnego nawiązującego formą do utrwalonej kulturowo w Rumunii idei kół literackich. Klub ten stał się przestrzenią spotkań oraz miejscem debiutu i konfrontacji młodych poetów_ek oraz prozaików_czek, którzy_re niedługo później zostali_ły ważnymi postaciami działającymi w obrębie rumuńskiego pola literackiego. Nawiązanie do Maxa Blechera (1909–1938) jest nieprzypadkowe – ten absolutnie fascynujący, sięgający do estetyki surrealizmu międzywojenny poeta i prozaik rumuński, porównywany często do Brunona Schulza czy Franza Kafki, który centralnym doświadczeniem swojej twórczości uczynił swoją nieuleczalną chorobę – gruźlicę kręgosłupa, w zamiarze Komartina miał stać się symbolicznym patronem projektu wspierającego młodą literaturę każdej epoki. Postać Blechera, zmarłego przedwcześnie wybitnego pisarza, którego dzieło zostało odkryte i docenione bardzo późno, ma zatem inspirować kolejne pokolenia literackie.
Choć Komartin nie opublikował swoich wierszy w uznawanej za fundacyjną dla pokolenia poetów_ek debiutujących w Rumunii w latach 2000. antologii Generația 2000 [Pokolenie 2000] pod redakcją Marina Mincu w 2004 roku, to i tak stał się jednym z najgłośniejszych przedstawicieli nowo powstałego ruchu poetyckiego. A to wszystko dzięki wyrazistemu debiutowi – za wydany w 2003 roku tom Păpușarul și alte insomnii otrzymał prestiżową Nagrodę Poetycką im. Mihaia Eminescu, za zbiór kolejny, Circul domestic [Domowy cyrk] z 2005, został wyróżniony Nagrodą Akademii Rumuńskiej w dziedzinie poezji. Młody poeta zaistniał więc od razu w szerokim obiegu literackim, jego twórczość była komentowana i publikowana w najważniejszych, opiniotwórczych czasopismach literackich. Komartin zaczął być kojarzony z odważnym, momentami ekshibicjonistycznym, ekspresyjnym stylem, wyraźnymi inspiracjami autobiograficznymi i bogatą, ale nie przesadną i napuszoną metaforyką. Świadomość warsztatowa poety jest zresztą widoczna również w kobalcie – tom jest dobrze skonstruowany, stanowi spójną, koncepcyjnie zwartą całość, jest przemyślany tematycznie i formalnie, a nieliczne eksperymenty graficzne komponują się ze słownym zapisem i korespondują z literacką treścią (np. wiersz „Bistritz blues” sprawia wrażenie „pijanego”– wersy tańczą, chwieją się, kołyszą, podbijając niepewny, halucynacyjny przekaz utworu).
Komartin niejednokrotnie zabierał również głos w ważnej dla środowiska młodych twórców_czyń debacie na temat Pokolenia 2000. I tak, na łamach czasopisma „Caiete critice” [Zeszyty krytyczne] w 2005 roku zwrócił uwagę na społeczne uwikłania swojej generacji, nazywając ją „pokoleniem rewolucji, pokoleniem, którego dzieciństwo i okres nastoletni zostały zbrutalizowane przez schyłkowe, najcięższe i najsmutniejsze lata reżimu Ceaușescu i pierwsze szare lata transformacji ustrojowej”. Przedstawiciele_ki „nowej fali” w rumuńskiej poezji są wrażliwi_e na otaczające ich_je problemy społeczne, w twórczości Mariusa Ianușa, Răzvana Țupy, Dana Sociu, Eleny Vlădăreanu i innych znajdziemy wątki nawiązujące do przemian społeczno-politycznych z lat 90. i wczesnych lat 2000., do szarego krajobrazu postkomunistycznego, do społeczeństwa przepełnionego frustracją, smutkiem, poczuciem beznadziei. W kobalcieKomartin nie rezygnuje ze stawiania społecznych diagnoz, wektor swoich rozważań kierując jednak już nie ku społeczeństwu rumuńskiemu, a ku ogólnej kondycji współczesnego, zglobalizowanego świata, stojącego u progu katastrofy ekologicznej i innych kryzysów będących konsekwencją bezmyślnych, często okrutnych działań człowieka. I choć pierwsze dwie części tomu (nazwane po prostu „Raz” i „Dwa”) mają charakter konfesyjny i odwołują się do indywidualnego doświadczenia miłości, cierpienia, choroby, straty i samotności, to część trzecia, zatytułowana „Wiersz dla tych, którzy pozostaną”, to poemat, na który składają się apokaliptyczne wizje opisujące inwazyjny charakter gatunku homo sapiens („Najbardziej gorliwi w zniszczeniu wymyślili bractwa/ i bóstwa, straszliwe kulty usprawiedliwiające ich zbrodnie./ Inni, pod pretekstem rozszerzania świata, podłożyli dynamit/ we wszystkich jego kątach.[…] Zamiast świata, o jakim marzyliśmy, pole pełne protez/ w płomieniach.”) i jego paradoksalną, destrukcyjno-twórczą naturę („Ręka, która trzyma młot i obsługuje broń,/ to ta sama ręka, która potrafi zagrać sonatę/ długo po godzinach zamknięcia/ zrujnowanego hotelu, w którym dogorywają/ ostatni ocaleńcy”). Utwór, który zamyka cały zbiór, „Ubogim w duchu nic się nie ukaże”, w niepokojący sposób nawiązuje do proroczej księgi Nowego Testamentu, nie pozostawiając żadnych złudzeń: ludzkości nie czeka nic dobrego, koniec istnienia obecnego świata będzie odarty z jakiejkolwiek nadziei, kształtowanej przez wieki moralności i hierarchii wartości:
(…)
Ci o czystym sercu będą mrużyć oczy, by ujrzeć cień przechodzący
przez ścianę, do którego na próżno będą się modlić
Ci, którzy wprowadzają pokój, będą żuć popiół. Będą nazywać się
niczyimi synami
Prześladowani nie znajdą pod słońcem miejsca na odpoczynek
i pojednanie
I nawet słońce nie wzejdzie częściej niż raz na kilka lat
I nie przyjdzie zapłata z nieba, bo niebo skamienieje i będzie cały czas
pluło
kobaltem na tych, co pozostaną
Na metaforę przewodnią swojego tomu Komartin wybrał kobalt, metal nieoczywisty, w większych dawkach prawdopodobnie rakotwórczy, a jednocześnie niezbędny współczesnemu człowiekowi, stosuje się go bowiem przy produkcji elektroniki, w przemyśle lotniczym i kosmicznym. Był i jest używany jako barwnik – jego intensywny niebieski odcień może zachwycać. U Komartina kobalt pełni różne funkcje, zmienia stan skupienia, przyjmuje rozmaite formy: kobaltem się płacze, pluje, kobaltowe bywają gwiazdy („słońce jest kobaltowe”), pojęcia abstrakcyjne („spóźnione przebaczenie matki jest kobaltowe”), części ciała („mój zadymiony mózg […] jest kobaltowy”). W kobalcie będą się także nurzać ci, którzy przetrwają koniec świata („I nie przyjdzie zapłata z nieba, bo niebo skamienieje i będzie cały czas/ pluło/ kobaltem na tych, co pozostaną”). Z historycznoliterackiego punktu widzenia nie sposób nie dostrzec związku między tomem Komartina a twórczością kanonicznych poetów rumuńskich, którzy w swoich wierszach wykorzystali metaforę metalu (George Bacovia w słynnym wierszu „Ołów” i tomie poetyckim pod tym samym tytułem opublikowanym w 1916 roku czy Traian T. Coșovei wielokrotnie przywołujący obraz niklu w tomie Ninsoarea electrică [Elektryczna śnieżyca] z roku 1979).
Ważnym tematem kobaltu jest ponadto próba zdefiniowania własnej tożsamości poetyckiej – Komartin spotyka się tu ze swoim młodszym wcieleniem („chciałbym nadal umieć pisać tak jak pisałem pięć siedem lat temu”, „z dala od barów w których pisałem wiersze pięć siedem lat temu z dala/ od barów na skraju miasta które upokarza swoich poetów wierzyłem/ że wszystko muszę poświęcić poezji wszystko poświęciłem poezji”), ale dziś nie ma w nim już tej młodzieńczej beztroski, spotkały go pierwsze rozczarowania, nie wierzy już we wszechogarniającą, totalną moc poezji, bo poznał cenę, jaką trzeba zapłacić za całkowite oddanie się pisaniu („nie poświęcaj wszystkiego poezji pobaw się zapalniczką popatrz sobie/ na przejeżdżające samochody naciesz się tą swoją samotnością za którą/ nikt ci nie da złamanego grosza to najuczciwsza rzecz jaką możesz zrobić”). W tomie znajdziemy też liczne odwołania do poezji rumuńskiej i światowej, Komartin nie kryje swoich literackich inspiracji (w mottach pojawiają się cytaty m.in. z Mariany Marin, Maxa Blechera, Sorina Despota, İlhana Berka, Williama Blake’a, Alejandry Pizarnik czy nawet Mihaia Eminescu, czołowego rumuńskiego romantyka mającego status wieszcza narodowego).
Warto w tym miejscu dodać, że w polskim przekładzie, na prośbę samego autora, nie zamieszczono ostatniego tekstu z oryginalnego wydania kobaltu, to jest eseju poetyckiego pod tytułem „Rânduri către un mai tănâr poet” („Wersy do młodszego poety”, przywodzące od razu na myśl Rilke’owskie Listy do młodego poety), swoiste credo poetyckie Komartina. Tekst napisany w formie listu (rozpoczyna się od zwrotu „Mój kochany”, a kończy sformułowaniem „Twój Claudiu”) z dzisiejszej perspektywy może nieco razić swoim lekko protekcjonalnym tonem i niekiedy dość naiwnymi rozpoznaniami. Ale znajdziemy tam jeden cytat, który pozwolę sobie przytoczyć na zakończenie, bo, jak myślę, znakomicie podsumowuje intencję twórczości rumuńskiego poety: „Tom poezji sam w sobie nie jest mostem, tylko tym, co czujesz w trakcie pokonywania mostu”. I właśnie lekturę kobaltu możemy potraktować jak przekraczanie niekończącego się emocjonalnego mostu – lawirujemy między przeszłością („pomarańcza ukryta pod mlecznobiałym ręcznikiem jest/ tą emocją, która zjawia się za każdym razem,/ kiedy czuję na skórze zapach taniego balsamu”) i przyszłością („Brzydzę się myśleć o przyszłości, kiedy/ pod moimi słowami ktoś traci krew”), pomiędzy intensywnością trudnych uczuć („ja też czuję się samotny/a w moim brzuchu rośnie dziura której nic nie jest w stanie wypełnić”) i równie trudną, ale możliwą akceptacją rzeczywistości („tego już nie ma,/ jesteś pogodzony, jesteś spokojny”).
Jest to tom angażujący, przejmujący, a jego ostatnia część jest wciąż boleśnie aktualna. Niestety. Komartin, jak na przedstawiciela rumuńskiego Pokolenia 2000 przystało, udowadnia, jaką siłę rażenia posiada literatura, a utwory takie jak „Oczy Emily nad Amherst”, „List z Bakırköy”, „22 slajdy mentalne”, mini-cykl „Dzieci z Hameln”, „Zgadywanka dla potworów”, „kobalt” czy poemat „Wiersz dla tych, którzy pozostaną” należą do jednych z najbardziej intrygujących i poruszających propozycji literackich w dorobku autora.