sopran światła kaleczy nam spojówki,
ornette coleman odbija się od ścian
i rezonuje nam w sumieniach. w mieszkaniu
mamy rozpierdol jak w wierszach przed redakcją.
jest jakiś dzień, jest chyba południe,
podobno jesteśmy jacyś my.
ornette coleman kaleczy nam sumienia,
sopran światła odbija się od ścian
i rezonuje nam w spojówkach.
Mam problem z datą ważności moich wierszyków, bo bardzo szybko przybierają dla mnie formę jakichś wstydliwych incydentów, które najchętniej – „nie, nie: to tylko zbieżność nazwisk” – zamiótłbym pod dywan. Nie byłoby tak źle, gdyby po prostu przestawały działać, traciły kolor, ale zwykle jest wręcz odwrotnie: one z dnia na dzień nabierają coraz bardziej jaskrawych kolorów, i to tam, gdzie nie powinny, co czyni je często – w moim przekonaniu – tekstami o niebezpiecznie wysokim stężeniu efekciarstwa i głupoty. Ironiczne manewry z czasem tracą potencjał i wyrazistość, na pierwszym planie pojawiają się za to sentymentalne, napuszone zdanka, których – dałbym sobie uciąć rękę – wcześniej wcale nie było. Puszczam oko nie wiedząc, że mój gest wygląda raczej na tik nerwowy.
Wierszyk, który zatytułowałem „5#” jest bodajże jedynym z „połowionego” zestawu, na który mogę dziś jeszcze bez silnego wzburzenia patrzeć, a to prawdopodobnie dlatego, że bezwstydnie obnaża on swoją fasadowość (swoją, ale i pozostałych wierszy z zestawu). Rzuca mocne światło na swoje grube szwy, uwydatnia nienaturalność własnych słów i nawet – mam wrażenie – jest z tego dosyć dumny.
Jeżeli w tym tekście „coś jest” – a bez wątpienia coś się tu przed oczami (i uszami) pojawia – to jest „podobno” i potencjalnie, bo ostatecznie „coś” to tylko lekko zaczerniony papier (w dodatku papier wirtualny), na którym słowom już wyjątkowo nie chce się opisywać świata, więc po prostu ścigają się do sensów, a przebłyski referencyjności, choć wcale nie są tu zbędne, to stają się zaledwie skutkiem ubocznym tego wyścigu. Ten wiersz, nawet jeżeli jest słaby, to z pewnością wie, że jest wierszem.
„Postawmy to gdzie indziej, zobaczymy jak będzie wyglądało”. Z takich przemeblowań zwykle rodzi się specyficzny rodzaj napięcia, który zawsze fascynował mnie w pisarstwie innych, a mnie niestety udaje się go osiągnąć nadzwyczaj rzadko. Nie wiem, czy w tym tekście z moich prób „permutacji” coś wyszło, ale pamiętam, że w szkole dostawałem piątki wuefu za to, że „się starałem”.
O autorze
Dawid Kujawa
Doktor nauk humanistycznych, marksistowski krytyk literacki, redaktor. Ostatnio wspólnie z Jakubem Skurtysem i Rafałem Wawrzyńczykiem opracował wybór wierszy Jarosława Markiewicza Aaa!... (Wydawnictwo Convivo). Obecnie przygotowuje do druku tom Powrót możliwego, poświęcony polskiej poezji i krytyce 2000–2010 (Korporacja Ha!art). Mieszka w Katowicach, pracuje jako programista.
Posłowie Rafała Wawrzyńczyka i Dawida Kujawy do książki Ra Grzegorza Wróblewskiego, wydanej w Biurze Literackim 23 października 2023 roku.
Recenzja Dawida Kujawy, towarzysząca premierze książki Michała Mytnika hoodshit (griptape), która ukazała się w Biurze Literackim 31 maja 2021 roku.
Recenzja Dawida Kujawy, towarzyszący wydaniu książki Anny Adamowicz Nebula, która ukazała się w Biurze Literackim 31 grudnia 2020 roku.
Recenzja Dawida Kujawy książki Trawers Andrzeja Sosnowskiego, wydanej w Biurze Literackim w wersji papierowej 6 marca 2017 roku, a w wersji elektronicznej 31 lipca 2017 roku.
Szkic Dawida Kujawy o krytycznej recepcji poezji Tomasza Bąka. Prezentacja w ramach cyklu tekstów zapowiadających antologię Zebrało się śliny. Nowe głosy z Polski, która ukaże się w Biurze Literackim.
Szkic Mai Staśko i Dawida Kujawy o poezji Dawida Mateusza z tomu Stacja wieży ciśnień. Prezentacja w ramach cyklu tekstów zapowiadających antologię Zebrało się śliny. Nowe głosy z Polski, która ukaże się w Biurze Literackim.
Głos Dawida Kujawy w debacie „Formy zaangażowania”, towarzyszącej premierze antologii Zebrało się śliny, która ukaże się niebawem w Biurze Literackim.