
Kanapeczka, Ogień
nagrania / wydarzenia Różni autorzyZapis całego spotkania autorskiego z udziałem Ostapa Sływynskiego, Kārlisa Vērdiņša, Bohdana Zadury i Jacka Dehnela podczas festiwalu Port Wrocław 2010.
WięcejAutorski komentarz Jacka Dehnela towarzyszący premierze książki Najdziwniejsze, wydanej w Biurze Literackim 28 października 2019 roku.
Ładnym wszystko przychodzi łatwo, a pięknym – najłatwiej. Niepowstrzymanie rosną apetyty pięknych. Nie dość mu było, że jako starszy dostał koronę. Nienasycony, po tym daniu zażyczył sobie jeszcze tej, którą kochałem moją pierwszą, nieopierzoną miłością. Nie bez wzajemności, choć potem udawała, że tego nie pamięta. Przełknął jak deser, popił winem. I już rozglądał się za kolejnymi podbojami.
To jego wieczne chodzenie w zbroi i przy mieczu, pobrzękiwanie żelastwem po zamkowych korytarzach, buta żołdaka, wodzowskie nadęcie, które kazało mu obrażać władców ościennych królestw, aż zbierali wojska, a on wyruszał, wielki i zgarbiony, na czele armii: chrząszcz padlinożerca w czarnym pancerzu. Kobiety stały przy drogach i machały ściętymi gałązkami, poszeptując między sobą o tych pięknych kędziorach, o szerokich barach; mali chłopcy tylko rozdziawiali gęby.
Zabił starego Fortynbrasa za skrawek jałowej wysepki, na której ziemi, błotnistej od krwi, nigdy więcej nie postawił stopy. Nie tylko on zresztą, nikt zgoła. Obmywana nieprzyjaznym morzem, trwała tak sama, sina, obojętna, że przeszła z rąk do rąk za cenę ośmiu tysięcy ludzkich istnień, wdeptanych w bitewne pola końskimi kopytami i wysokimi butami piechoty.
Ledwie rozpuścił swoje armie, zaraz wadził się z kolejnym królem i rozpuszczał wici, by ponownie zebrać wojska. Dania puchła w nowe terytoria jak cuchnąca rana zakażona trupami poddanych. Poloniusz, ten nudziarz, karmiący się kurzem z zamkowych kancelarii, widział to wszystko jak na dłoni w kolejnych raportach. Porównywał tabelki w Excelu, kolorowe torty statystyk: fale rekrutów wsiąkały w piasek, jedna za drugą, nie było komu obrabiać ziemi ani żąć zboża, całe zasiewy gniły na polach. Za tym przyszedł głód, za głodem – zarazy.
Czy duża to zbrodnia zabrać jedno życie, by ocalić tysiące?
Nawet jako duch nie potrafił zrezygnować z pompatyczności. W zbroi, z rozwianym włosem, zamiast ziemi wypluwał z ust kłamstwa. Pozer, blagier, kabotyn. Dobrze wiedział, że otruliśmy go krwawą kiszką z podsmażaną cebulką, a nie żadnym tam wlewaniem trucizny do ucha. Ale jego tanie widowiska „światło i dźwięk” wystarczyły, by wpuścić w żyły Elsynoru jad idiotycznej zemsty. Na nic zdały się wielkie publiczne roboty, budowa dróg i szpitali, transporty jedzenia dla głodujących.
Robiliśmy, co było w naszej mocy. Pierwszy zginął Poloniusz, naiwny państwowiec z nudnym urzędniczym wąsikiem, którego jedyną zbrodnią była miłość do własnego kraju. Potem Rosenkrantz, Guildenstern, Laertes, Ofelia – młode, wykształcone elity, które mogły zrobić z Danii porządne europejskie państwo. Wreszcie Hamlet, nadęty bubek w czarnych trykotach, walący swoją żałobą na oślep, jak cepem.
Ziarno, które mój brat, pobłyskując pancerzem, powiewając włosami, wysiał zza grobu, zakiełkowało i rosło niepowstrzymanie, aż wygubiło całą jego dynastię, a Dania, wszystkie jej miasta, wsie, zaciszne zatoki, stada owiec, katedralne wieże oraz szerokie równiny, tak świetnie nadające się na przemarsze wojsk, aż po tę małą, nieprzyjazną wysepkę, którą zdobył na starym królu Norwegii, trafiły w ręce młodego Fortynbrasa.
Dałoby się tego może uniknąć, gdybym od razu zabił również Hamleta, ale stanęło mi na drodze sumienie.
Zug, 21 VIII 2018
Ze wszystkich Klaudiuszów, których widziałem, pamiętam tylko Dereka Jacobi u Branagha. Pierwszy był Hamlet Wajdy w Teatrze Telewizji, miałem dwanaście lat, dziś w oczach mam tylko Budzisz-Krzyżanowską w czarnym stroju księcia Danii. Z tego w reżyserii Petera Brooksa pamiętam tylko czerwień dekoracji; u Warlikowskiego – najbardziej nie Poniedziałka nawet, tylko Celińską jako Gertrudę: najpierw szczęśliwą na weselu, jak wirujący w tańcu różowy tort, potem coraz bardziej oskubaną ze splendoru, aż do chwili, kiedy składa kwiaty na grobie Ofelii, ubrana w czarną kurtkę, jak małomiasteczkowa fryzjerka, przybita żałobą po niedoszłej synowej, która wpadła pod taksówkę. Ale nie pamiętam przy niej Klaudiusza. Ani żadnego innego, wszystkich ich wymyło mi z głowy, choć przecież gdyby nie Klaudiusz, z całego Hamleta nici.
Ten był inny. Miał postać plastikowego pojemnika proszku na pchły: ciało z białego plastiku, ubranego w etykietę, zamiast głowy – czerwoną nakrętkę. I, jak cała obsada, głos Terry O’Connor.
Tamtego lata Forced Entertainment wystawiło całego Szekspira: w ramach „Table top Shakespeare” poszły wszystkie tragedie, komedie i kroniki, blisko czterdzieści sztuk, z których widziałem trzy: Hamleta, Burzę i Ryszarda III. Kiedy wchodziło się do festiwalowego namiotu, na scenie był tylko oświetlony stół z wysłużonego – po bokach, jak kulisy, dwa metalowe regały, zastawione dużymi tacami. A na tacach przyporządkowane do kolejnych sztuk obsady, czyli przedmioty codziennego użytku: butelki oliwy, solniczki, detergenty, owoce. Potem za stołem siadał jeden jedyny aktor – czy, jak w przypadku Hamleta, aktorka – i zaczynała się opowieść.
Na stołową scenę wychodzili: książę – czarna, wąska butelka po occie balsamicznym; królowa – srebrny młynek do pieprzu; Rozenkrantz i Guildenstern – dwie nieodróżnialne tekturowe rolki po papierze toaletowym; wojska Fortynbrasa (fioletowego denaturatu) – siatka cytryn; Poloniusz – stare, zardzewiałe żelazko; duch ojca w lśniącej zbroi – tarka do warzyw. Trup słał się gęsto, intryga się rozwijała, a Terry O’Connor prowadziła nas przez nią, nie odgrywając niby żadnej z tych postaci, a przecież mistrzowsko odgrywając je wszystkie. Wszystko na minimalnych efektach: tu odcień głosu, tam przelotne uniesienie brwi, tam położenie dłoni płasko na blacie. Czułem się tak, jak powinien czuć się każdy widz za każdym razem, kiedy działa magia teatru: jakbym zobaczył tę sztukę po raz pierwszy.
Kiedy wróciłem do domu, cały monolog Klaudiusza miałem już w głowie, wystarczyło go zapisać.
Urodzony 1 maja 1980 roku w Gdańsku. Poeta, prozaik, tłumacz. Zajmuje się także malarstwem i rysunkiem. Laureat m.in. Nagrody Fundacji im. Kościelskich (2005), Paszportu "Polityki" (2007), Nagrody Splendor Gedanensis (2008) oraz Nagrody Śląski Wawrzyn Literacki (2009). Nominowany do Nagrody Literackiej Nike w 2009 i w 2010 roku. W 2014 roku nominowany do Nagrody im. Wisławy Szymborskiej i Nagrody Literackiej m.st. Warszawy za tom Języki obce (2013). Mieszka w Warszawie.