Obcość obecna jest w kulturze od wieków – temat ten często podejmowali zarówno pisarze, jak i malarze, muzycy czy twórcy filmowi. Wydaje się, że nic już nie zostało do dodania. Jednak XXI wiek przedstawia tę kategorię w zupełnie nowych barwach, pokazuje nam inny wymiar obcości. Z jednej strony bowiem świat współczesny stał się (skorzystam tu z „oklepanej” terminologii) globalną wioską i wszyscy są blisko siebie. Nie musimy wychodzić z domu, żeby z kimś porozmawiać. Nawet nie trzeba ruszać się sprzed komputera, by pomóc głodnemu dziecku w Afryce. Wystarczy wejść na internetowe konto bankowe, zalogować się i wysłać przelew, wystukując na klawiszach kilka cyfr. Przepływ informacji sprawia, że możemy kontaktować się z przedstawicielami różnych kultur; poznajemy obyczaje mieszkańców Azji czy Ameryki Południowej, wyruszamy na wirtualną wycieczkę wzdłuż Muru Chińskiego lub po Białym Domu. A jednak człowiek nie odnajduje się w innych kulturach, mimo podstaw edukacyjnych i merytorycznych. Temat wyobcowania jest więc nadal podejmowany przez pisarzy, także przez Katarzynę Jakubiak w Nieostrych widzeniach.
Większość opowiadań w debiutanckim zbiorze Katarzyny Jakubiak dotyka kwestii różnic kulturowych i społecznych. Relacje polsko-amerykańskie ujęte zostały tutaj z perspektywy kobiety. Opowiadanie „Ameryka!” wyróżnia się pod tym względem: to nie kobieta-Polka przeżywa trudności związane z barierami kulturowymi, lecz mężczyzna-Amerykanin, który znalazł się w obcym kraju, w samym sercu Europy.
Bohater, poeta amerykański doświadcza wyobcowania w różnych wymiarach. Przede wszystkim jest on „obcy w obcym mieście”. Do Krakowa przyjeżdża po raz drugi na sam koniec swojej literackiej podróży po Europie. Podczas pierwszego pobytu był zafascynowany tym turystycznym miastem, które jeszcze trzy lata wcześniej posiadało status Europejskiej Stolicy Kultury. Kobiety i atmosfera miasta – to wszystko każe mu wrócić do Krakowa pod koniec swojej podróży. Tym razem jednak miasto pokazuje swoje drugie oblicze. Jak każda metropolia Kraków posiada ciemne i jasne strony. Podczas pierwszego pobytu bohater, który jeszcze dysponował środkami ze stypendium, mógł cieszyć się miastem, które tętni życiem i oferuje turystom z Zachodu moc atrakcji: kluby z pięknymi kobietami, Wawel, luksusowe hotele. Teraz, gdy wraca z niewielkim zasobem środków finansowych, z konieczności zatrzymuje się w gorszej części hotelu, w którym mieszkał podczas pierwszego pobytu. Podobnie jak miasto hotel także posiada dwa oblicza. Za pierwszym razem bohater zatrzymał się w luksusowej strefie dla bogatych gości, za drugim – w obskurnej, jednogwiazdkowej części przeznaczonej dla ludzi pochodzących z biedniejszych krajów, m.in. z Ukrainy. Za oknem słychać nieprzyjemne gruchanie gołębi, a z toalety wydobywają się odgłosy zepsutej kanalizacji przypominające astmatyczne świsty. Bohater nie potrafi odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Miasto, do którego specjalnie wrócił tuż przed wyjazdem z Europy, okazuje się odrażające. On sam nie ma do kogo się zwrócić. Nie ma w pobliżu innych Amerykanów, a znajomości zawarte podczas pierwszego pobytu, były przelotne i nic nie znaczące.
Wyobcowanie bohatera w Krakowie jest także skutkiem funkcjonowania systemu. Gdy otrzymuje absurdalną wiadomość od sponsorującej go fundacji, ogarnia go przerażenie. Stany Zjednoczone, które właśnie rozpoczęły wojnę z Irakiem, sieją strach nie tylko wśród Arabów, lecz również wśród własnych obywateli. Linda Millionaire przesyła stypendystom zbiorową wiadomość z zaleceniami Departamentu Stanu dotyczącymi sposobu zachowania Amerykanów za granicą. Rząd, obawiając się nastrojów antyamerykańskich, radzi swoim obywatelom, by nie zachowywali się jak „typowi” Amerykanie. Mają więc nie nosić białych skarpetek i tenisówek, powstrzymywać się od składania zażaleń i skarg. Ta przerysowana, groteskowa wręcz treść wiadomości opiera się na stereotypowym wyobrażeniu Amerykanina. A może na stereotypowym wyobrażeniu nie-Amerykanina?
Wiadomość, którą bohater otrzymuje, stanowi parodię orzeczeń wydawanych przez władze (nie tylko amerykańskie). Komiczne i zarazem absurdalne stwierdzenie, iż prezydent Stanów Zjednoczonych, George Bush, będzie symulował narodowość grecką czy kosowską, wywołuje uśmiech na twarzy czytelnika. Jednak jeszcze większy śmiech wzbudza naiwna reakcja bohatera, który wpada w panikę i przerażony możliwymi nastrojami antyamerykańskimi usilnie stara się zastosować do zaleceń rządu. W 2003 roku podjęto już decyzję o tym, że Polska wesprze swojego natowskiego sojusznika w wojnie na Bliskim Wschodzie. Ale czy obywatele Stanów Zjednoczonych o tym wiedzieli? Raczej nie. Bohater zatem poważnie traktuje absurdalne ostrzeżenie Departamentu Stanu i postanawia zmienić swoją tożsamość.
Kolejne wcielenia stanowią główną przyczynę jego wyobcowania. Człowiek w systemie nie decyduje sam o swojej tożsamości czy przynależności do grupy, ponieważ rząd z góry je narzuca. Dlatego też można traktować system Stanów Zjednoczonych jako częściowo totalitarny. Obywatel ufa bezgranicznie „Lewiatanowi” i jest w stanie zmienić swoją tożsamość, gdy ten stwierdzi, iż stanowi to warunek zachowania bezpieczeństwa. System w uproszczony i schematyczny sposób uczy bohatera kim jest – a może być tylko Amerykaninem. A czym się wyróżnia? Białymi skarpetkami, tenisówkami, gumą do żucia i skłonnością do wnoszenia skarg. Dlatego zamaskowanie tożsamości opiera się przede wszystkim na przeobrażeniach związanych z wyglądem fizycznym, poprzez zmianę odzieży (na „mniej amerykańską”, a więc dżinsy również muszą zostać zastąpione bawełnianymi spodniami) i koloru włosów. Reakcje ludzi na kolejne wcielenia zaskakują go: Polki są zafascynowane „Francuzem” i „Niemcem”, „Ukraińca” zaś w ogóle nie zauważają. To uwielbienie dla Europy Zachodniej pozostaje niezrozumiałe dla bohatera. Spotkane Polki zachwycają się obcością. Podnieca je wizja „miłości francuskiej” (bo przecież z prawdziwym Francuzem!) czy też stosunku z nazistą. One same powierzchownie oceniają bohatera. Widzą pewne atrybuty klasyfikujące go do danej narodowości i na tym opierają swoje sądy: Francuz – miłość francuska, Niemiec – nazista. Gdy zaś przebiera się za Ukraińca, nikt nie zwraca na niego najmniejszej uwagi. Słowianin – za mało „egzotyki”, by się nim przejmować.
Bycie kimś obcym okazuje się więc dla bohatera zarówno czymś negatywnym, jak i pozytywnym. On jednak nie rozumie reakcji spotykanych ludzi. Podobnie nie potrafi rozszyfrować postawy Ukraińców. Spośród spotkanych ludzi to właśnie ich traktuje jak przyjaciół, ponieważ okazują mu życzliwość i obiecują pomoc. Okazuje się jednak, że są to jedyne postaci wykazujące „nastawienie antyamerykańskie”, wykorzystują bowiem naiwność bohatera i jego nieznajomość realiów, żeby go oszukać.
Gdy po wszystkich przeobrażeniach bohater staje przed lustrem, okazuje się, że nie poznaje samego siebie. Tu pytanie o tożsamość nabiera wymiaru uniwersalnego. Kim jest człowiek i jaką rolę odgrywa poczucie narodowości? Czy jest to sztuczna wartość narzucona przez kulturę, czy też każdy ją posiada, jako cechę wrodzoną? Bohater, stając przed swoim odbiciem, widzi siebie jako hybrydę, kogoś o cechach Niemca, Francuza i Ukraińca. Nie bez znaczenia pozostaje fakt, iż mężczyzna pochodzi ze Stanów Zjednoczonych. Jego narodowość jest sztucznie wytworzona w kraju skupiającym niezliczoną ilość narodowości i ras. Każdy może dumnie nazwać się Amerykaninem. Obywatele Stanów Zjednoczonych tworzą zróżnicowaną wewnętrznie wspólnotę, co kontrastuje z Europą, w której poczucie odrębności narodowej jest bardzo wyraziste i znaczące. To ono determinuje zachowanie człowieka, a przynależność do wspólnoty stanowi wartość nadrzędną.
W opowiadaniu „Ameryka!” nie znamy nawet imienia bohatera. Wiemy jedynie, skąd pochodzi. Bohater ucieka przed własną tożsamością, ale okazuje się, że w żadnym wcieleniu nie czuje się bezpiecznie i w każdej sytuacji jest obcy wobec ludzi, których spotyka. Świadomy jest, że bycie „Everymanem” oznacza de facto bycie nikim. Dlatego też zaprzyjaźnionej Polce w poetycki sposób nakazuje: „Powiedz im, że jestem nikt”.
Pojawiają się także inne pytania: czy lepiej być obcym-znienawidzonym czy obcym-niewidzialnym? Bohater został bowiem skazany na alienację oraz brak akceptacji ze strony społeczeństwa. Inaczej rzecz się miała podczas pierwszego pobytu w Polsce, być może dlatego, że był to inny Kraków – przyjazny dla bogatych turystów, do których zaliczał się bohater. Teraz, bez pieniędzy i bez określonej narodowości, staje wobec zupełnego wyobcowania. Poznaje ciemne, nieznane dotąd, oblicze miasta. Jego alienacja zatem wynika także z atmosfery obcości generowanej przez sam Kraków.
Stając przed własnym odbiciem, bohater wie, że udało mu się przekonać Polaków, iż jest Ukraińcem. Sam jednak zaczyna wątpić we własną tożsamość amerykańską. Narodowość, którą dotąd pragnął jedynie zamaskować, zasłonić europejskimi rekwizytami, zostaje zagłuszona zupełnie. Bohater nie wie, czy jest w nim jeszcze pierwiastek dawnej przynależności narodowej, czy też jego tożsamość zlała się zupełnie z nowymi wcieleniami.
Dlaczego bohater decyduje się zadzwonić do zaprzyjaźnionej Polki? Bez wątpienia potrzebuje kontaktu z kimś (lub czymś) znajomym. Dlatego też dzwoni do enigmatycznej dziewczyny i proponuje wyjście do Pubu Poetów. Literatura jako wartość uniwersalna zdaje się być ostatnią deską ratunku dla bohatera, który pozostaje jednak przeniknięty panicznym strachem przed nastrojami antyamerykańskimi i dlatego nie może uzyskać spokoju. Do tego dochodzi ponure wnętrze pubu, które w niczym nie przypomina mu nastrojowych miejsc spotkań literatów amerykańskich. Tu zatem także jest obcy. Tu również boi się potencjalnych wrogów.
Okazuje się jednak, że ci polscy „poeci jednogwiazdkowi”, przeniknięci są kulturą zachodnią. Śpiewają radośnie piosenki Beatlesów, natomiast ich okrzyk wyrażający zadowolenie to: „Ameryka!”. Tu wreszcie bohater może odetchnąć z ulgą, stwierdzając, iż Polacy z pewnością kochają Stany Zjednoczone. Zakończenie opowiadania również zdaje się mieć delikatny posmak gorzkiej ironii. Wszyscy pod wpływem atmosfery i alkoholu cieszą się razem z Amerykaninem. Przybijają sobie piątki i śpiewają piosenkę Elvisa Presleya. Ta radość jednak jest płytka. Bohater odzyskał spokój, ponieważ w obcej kulturze odnalazł pierwiastek własnej. Potrzeba obecności swojego dziedzictwa narodowego determinuje jego zachowanie. Naiwnie stwierdza, że Polacy „krzycząc ‘Ameryka’ wysławiają piękno tego cudu historii, który ludziom różnych ras i narodowości pozwala zapomnieć o lewej stronie życia”. Bohater zawsze będzie poszukiwał wartości amerykańskich i tylko mając do nich dostęp, będzie czuł się bezpiecznie. Dlaczego? Być może globalizacja i ekspansja kulturowa Stanów Zjednoczonych nauczyła obywateli tego kraju, że w każdym zakątku świata „znajdą KFC i wypiją rodzimą coca-colę”. Wydaje się jednak, że jest to głębszy, bardziej uniwersalny problem. Człowiek od zarania dziejów stronił od wyobcowania, poszukiwał tego, co znane i oswojone, żeby mieć punkt zaczepienia. Dlatego w innych opowiadaniach zbioru Polka mieszkająca za granicą stale porównuje realia zachodnie z rodzimymi zwyczajami. Dlatego też w „Bojowniku” bohatera będzie męczyła jego nowa, luksusowa wizja życia, a w „Pani Dorocie” zamerykanizowana bohaterka heroicznie stanie w obronie prawdziwego oblicza Polski.
Człowiek nie jest w stanie uciec przed przynależnością do wspólnoty. Zawsze będzie uciekał w kolejne wcielenia, narodowości, role społeczne. Być może polski czytelnik z pobłażliwym uśmiechem śledzi losy bohatera i kręci głową, zaskoczony naiwnością Amerykanina. Żaden Polak przecież nie uwierzyłby Ukraińcom i nie pozwoliłby naciągnąć się na wypisanie zaproszenia do Stanów Zjednoczonych. Żaden Polak nie potraktowałby poważnie oświadczenia Departamentu Stanu o zachowaniu ostrożności za granicą. Nie, nie. Jesteśmy zbyt sprytni. Po chwili jednak uśmiech znika z twarzy naszego wszechwiedzącego czytelnika. Po lekturze kolejnych opowiadań okazuje się bowiem, że Polak także może czuć się zdezorientowany w realiach amerykańskich. Tak samo zostaje skazany na wyobcowanie, niezrozumienie i bezradność w obliczu innej kultury.