O Wyborze większości i Wierszach z okolic
recenzje / NOTKI I OPINIE Różni autorzyKomentarze Adama Wiedemanna, Mariana Stali, Artura Grabowskiego, Radosława Kobierskiego, Karola Maliszewskiego, Rafała Rżanego.
WięcejRecenzja Rafała Rżanego z książki Psy pociągowe Filipa Zawady, która ukazała się na łamach "Nowych Książek".
Psy pociągowe to prozatorski debiut Filipa Zawady, autora trzech tomów wierszy („byłego poety”, jak napisano na okładce), muzyka i fotografa. Składa się z poprzedzonych króciutkim wstępem stu numerowanych notatek o długości od jednego do kilkunastu zdań, stanowiących w większości uwagi, spostrzeżenia, zapisy paradoksów związanych mniej lub bardziej ściśle z podróżowaniem pociągami albo – odnoszących się do podstawowych życiowych doświadczeń, a czynionych z perspektywy wagonu, dworca, podróży.
Zgodnie z powszechnym doświadczeniem podróż, choćby kilkugodzinna, pociągiem właśnie, pozwala nam spojrzeć na nasze życie, problemy, relacje z bliskimi z dystansu, między innymi poprzez wymuszony okolicznościami podróży, na ogół bardzo powierzchowny kontakt z przypadkowymi współpasażerami. Niekiedy może też stanowić okazję do bardzo szczerej, bo z założenia jednorazowej, półanonimowej, a więc i w jakiś sposób pozbawionej następstw, konsekwencji – rozmowy, do otwarcia się przed obcym. Nawet jeżeli jest to paradoks, to z gatunku tych doskonale oswojonych. Podróż to czasem wręcz jedyna sposobność rozmowy, choćby i za cenę śmieszności czy narzucania się, jak w kapitalnej scenie filmu Giuseppe Tornatore „Wszyscy mają się dobrze” (1990), gdzie Matteo Scuro (Marcello Mastroianni), wdowiec, emerytowany pracownik sycylijskiej kolei jadący do dzieci, z którymi dawno utracił kontakt, sam siebie próbuje przekonać, że jest inaczej, do czego służy mu właśnie wymuszone zainteresowanie współpodróżnych.
Bohater Zawady obficie korzysta z dobrodziejstw perspektywy homo viator. Jednocześnie przy każdej okazji, a ma ich mnóstwo, podkreśla swoją mizantropie, podobnie jak wcześniej w książkach poetyckich. Jest bacznym i uszczypliwym obserwatorem, ale jak długo może, unika rozmowy, co zresztą na ogół mu się nie udaje. Być może ta niechęć do dialogów jest tylko elementem literackiej gry, jednak czytelnik nie ma powodów, by kwestionować wiarygodność bohatera, a samo podróżowanie komunikacją szynową może stać się dla niego życiową koniecznością.
Książkę tę pisałem cztery lata, z czego trzy i pół roku zajęło mi podróżowanie pociągami po Polsce – notuje Zawada we wstępie. Ułożył niewielki tom prozy, zbierając często błyskotliwe, niekiedy świadomie infantylne notatki, choć – jak wspomina w kilku z nich – marzyła mu się powieść przed trzydziestką, pewnie wbrew stereotypowi, który nakazuje jej pisanie po przekroczeniu tej symbolicznej granicy. Ze stereotypem nie wygrał (zresztą funkcjonuje on w kilku wariantach), ale lektura Psów… daje sporo przyjemności. Bierze się ona ze zwykłości, a więc i powszechności opisywanych sytuacji, językowej akuratności i pomysłowości oraz celności puent: podsumowujących (zwykle ironicznie), odwracających znaczenie zapisu, wreszcie nieoczekiwanie wyhamowujących rozpędzony wagonik słów. Dominuje w tej książce (zawsze cenne) pełne humoru (także czarnego), czasem kpiny, czasem jawnej złośliwości przypomnienie elementarnych reguł, jakimi rządzi się nasz byt. Niektóre dotyczą życia uczuciowego i tzw. związków, kolejne samotności, jeszcze inne – już wprost wynikając z osnowy tej prozy – przemieszczania się za pośrednictwem komunikacji publicznej, w szczególności szynowej, w jego aspekcie międzyludzkim i technicznym.
Niechęć pierwszoosobowego narratora do otwierania się przed podróżnymi nie przenosi się na czytelników. Jest on w pierwszej kolejności obserwatorem i komentatorem poczynań postaci licznie zazwyczaj zapełniających pociągi, dworce i stacyjki, ale też wcale dużo możemy się dowiedzieć o nim samym. Są to jednak zawsze wypowiedzi powściągliwe i nacechowane dystansem. Książkowy Filip, choć nieutożsamiający się ze spotykanymi ludźmi, w żadnym razie nie uważa się za kogoś lepszego, a nie podzielając ich punktów widzenia – stara sieje zrozumieć albo chociaż bezstronnie zarysować: Nieznajomy podaje mi rękę i przedstawia się jako twórca szachów czasoprzestrzennych. Jego żona myśli, że zupełnie zwariował. Ktoś inny pamięta cały rozkład jazdy. Nikł nie zaproponował mu, żeby pracował w informacji PKP. Ich zachowania zaś – spuentować zabawnie i pomysłowo (jeśli z kpiną, to niepozbawioną ciepła): Zakonnica co jakiś czas nerwowo drapie się po szyi. W kółko uwiera ją krzyżyk. Rzadziej – w poważniejszym tonie: Dużo ludzi do tej pory leczy się z wojny. Coraz częściej leczą się ci, którzy nigdy jej nie przeżyli.
Można debiutancką prozę autora Systemu jedynkowego porównać do książki Takie tam Macieja Malickiego albo Walców wolnych, walców szybkich Adama Poprawy, w stosunku do nich jest chyba nieznacznie bliższa opisywanym fenomenom, tzn. dystans pomiędzy tekstem a zdarzeniem/obrazem/rozbłyskiem intuicji albo refleksją, które go poprzedziły, jest w Psach pociągowych krótszy, co według mnie stanowi zaletę. Uprawiane przez Zawadę gry mają charakter kontekstowo-skojarzeniowy: suspens w tych miniaturach w większym stopniu rodzi się z zestawienia tego, co się widzi, z tym, co się sobie wówczas wyobraża jako wariantywne – potencjalne – zamienne, niż z czysto językowych zabiegów: [Zapaśnik] budzi się nagle przed Katowicami i pyta: – Gdzie jest sędzia – Sędzia jest w niebie – odpowiada mechanicznie zakonnica.
Jak widać z cytatów, sporo uwagi poświęca się w tym zbiorze zakonnicom. Nie od dziś stanowią one wdzięczny obiekt zainteresowania literatury czy filmu, ale jest to zupełnie naturalne, jeśli pamiętać, że wyróżnia je bardzo charakterystyczny ubiór i że korzystają najczęściej z komunikacji publicznej. Jednak to wątek naszych czworonożnych przyjaciół, sugerowany w niejednoznacznym zresztą tytule książki, równolegle z wątkiem dzieci (ich planowania, posiadania, wychowywania), należy do trzech najważniejszych w zbiorze (pierwszy to rzecz jasna kolej, temat rzeka – i do rzek właśnie porównuje autor tory). O ile wątek dzieci zostaje zawieszony, do chwili zakończenia pracy nad Psami…, narrator (pisarz) bowiem nie doczekał się potomka – o tyle wątek psi domyka się śmiercią należącego doń zwierzęcia. Pies, w myśl rady znajomych narratora (wówczas jeszcze nieżonatego), miał być lekarstwem na samotność, czymś (kimś raczej), co (kto) przypomni o przejściowym charakterze podróży, kto przyciągnie (pociągnie, by nawiązać do tytułu) do domu (dla niektórych podróżnych jest towarzyszem zabieranym w drogę). Ta śmierć zostaje zdublowana przez śmierć zwierzęcia potrąconego w górach (ciężkiego, może jelenia, może kozła; czy raczej jednak dużego psa, kolejnego psa).
Bo pomimo łagodnie ironicznego humoru jest to proza smutna: mówiąca o samotności, o podróżowaniu naznaczonym jałowością, o trudnościach w porozumiewaniu się, o powierzchowności naszych relacji, o miarowym stukocie kół obojętnie odmierzającym czas do kresu podróży: dla nas średnio pięcio‑, sześciokrotnie dłuższy niż dla psów.
Urodzony w 1974 roku. Poeta, krytyk literacki. Wydał tomy Vaterland (1997) oraz Anima (1999). Mieszka w Opolu.
Komentarze Adama Wiedemanna, Mariana Stali, Artura Grabowskiego, Radosława Kobierskiego, Karola Maliszewskiego, Rafała Rżanego.
WięcejRecenzja Magdy Piekarskiej z ksiażki Psy pociągowe Filipa Zawady.
WięcejRecenzja Wojciecha Browarnego z książki Psy pociągowe Filipa Zawady.
Więcej