
Poezja na nowy wiek
nagrania / wydarzenia Różni autorzyDebata w Salonie Polityki wokół antologii Poeci na nowy wiek.
WięcejRecenzja Pawła Kaczmarskiego z książki Długi dystans Krzysztofa Szeremety.
W swoich wierszach Krzysztofa Szeremeta poszukuje tego, co nie pozwala zredukować się do gestów, pozostaje czystym ruchem słów, opiera się schematom i powtarzalnym frazom. Narracja tej poezji pozostaje swobodna, często ironiczna. Autor zachowuje duży dystans do własnych doświadczeń, jest gotów porzucić kategorie, w które sam chwilę wcześniej się wpisał (szybko zastępuję / wybierane słowa). Obrazy zmieniają się tu niezauważenie, czytelnik daje się pochłonąć narracji, w której dynamika dominuje nad pojedynczym symbolem czy brzmieniem. A jednocześnie – w dalszej perspektywie – pozostaje to, co poza ironią i zamierzeniem poety; nieznane, z którego będzie […] jakieś życie:
Metalowa konewka i puste wiadra. W pogotowiu
rzeka, jak grzyby po deszczu. Studnia jest głęboka,
więc coś powinno być na dnie. O ile dno istnieje
[„Weźmiesz syna, on ci pomoże”]
Każdy wiersz Szeremety mówi o spotkaniu rzeczy, osób, ciał. Spotkanie jest zawsze wydarzeniem jednorazowym, niepowtarzalnym; umyka nie tylko językowi, ale też wyobraźni i odczuwaniu. Uczestniczący w nim bohater Długiego dystansu od razu trafia na pozycję obserwatora, jakby nie był w stanie włączyć się w jakąkolwiek bezpośrednią relację. Zmaganie z tą niemożnością pozostaje jednym z głównych tematów arkusza. Zaangażowanie nie jest naturalne, przeciwnie – świat skłania do łagodnego oddalenia się od rzeczywistości, spojrzenia na rzeczy w szerszej perspektywie, do wychodzenia na zewnątrz. Naturalna postawa wiąże się z ironią i dystansem do rzeczy. Przyjmując takie założenia, Szeremeta bez trudu włącza się w nurt subtelnego imagizmu, przywołującego na myśl w pierwszej kolejności wczesne wiersze Dariusza Sośnickiego i twórczość Mariusza Grzebalskiego (po Ulicy gnostyckiej), widać tu też inspirację Poundem i Joycem. Autor zdaje się na każdym kroku trafiać na bariery, wymuszające na nim to wyostrzone, ale zdystansowane spojrzenie; zawsze pozostaje jakaś przeszkoda lub brak, które uniemożliwiają pełne doświadczenie:
Dziewczyna tak szczupła, że wzrusza,
opiera się, przywierając plecami do ciepła.
Światło jest w środku, za murem, o który
opieramy ciała, węgiel spala się przy dłoni.
[„Poparzyłem rękę w środku”]
Ironiczne i zdystansowane komentarze poety kierują się przede wszystkim przeciwko rytualizacji rzeczywistości. W każdą opisaną sytuację niepostrzeżenie wplatają się różnego rodzaju obrzędy, schematy i ryty (choćby rite de passage, rytuał przejścia w wierszu „Donikąd”). To, co nadaje spotkaniu z Innym jego niepowtarzalny, wyjątkowy charakter – mówi autor – nie poddaje się redukcji do gestu. Wszelki rytuał jest bowiem w gruncie rzeczy banalny i bezcelowy:
Będziemy podawać te wiadra, ustawimy się w rzędzie:
ja do ciebie, ty do mnie. Ja do ciebie, ty do mnie.
[„Weźmiesz syna, on ci pomoże”]
Bohater Długiego dystansu wydaje się poszukiwać właśnie tego, co nieprzewidywalne i niepoddające się rytualizacji czy instrumentalizacji. Stara się odnaleźć słowa, które go zaskoczą. Bowiem tylko to, co zaskakujące, co wymusza otwartość podmiotu, jest wartościowe. Autor jest jednocześnie bewzględny w swojej ironii, obnażając bądź wykrzywiając sens utartych fraz („Myśli się -/ do dupy, a mówi do jutra”). Nie przywiązuje się do konkretnych znaczeń; obraca nimi i zamienia je miejscami, tworząc językową układankę, w której precyzja okazuje się mniej istotna od dynamiki i fascynacji samym procesem dopasowywania do siebie kolejnych fragmentów. „Ujmujące formy” są oczywistym przedmiotem kpiny:
W powietrzu jak na języku, topnieją ujmujące
formy, nawet czekolada.
[„Lochy i smoki”]
Już w tym niewielkim zbiorze wierszy czuje się szczególną otwartość narracji Szeremety na różne języki. To poezja bardzo pojemna, zachłanna wobec własnego tworzywa, ciążąca ku wolnym skojarzeniom i grze słów („Czasem gardzę i kpię z tego Legionu. / Wycieram sobie gębę czasem.”). Autor tworzy kolejny obieg dla obrazów raz już wykorzystanych, potocznych, przedstawiając czytelnikowi swoją propozycję recyklingu codzienności. Nie tworząc konceptów, nie schematyzując własnego życia, „wypisując” się z rzeczywistości, można naprawdę zaangażować się w językową grę (w rozumieniu Wittgensteina). Jednostkowa i swoista przestrzeń bohatera tej narracji tworzona jest doraźnie, ze sceny na scenę, z wiersza na wiersz. A we wszystkim pozostaje widoczny pierwiastek ryzyka, poetyckiej ekscytacji.
Na własne ryzyko wszedłem w miejsce, gdzie spotykają się
czasy teraźniejsze: jestem obecny, zmęczony i gotów.
[„Kroki, podrygi”]
Przestrzeń tej narracji rozpina się między zręcznymi, wyćwiczonymi prestidigiatorskimi sztuczkami a niezwykłą improwizacją; między pchlim targiem symboli a wolnym strumieniem skojarzeń. To jednak wciąż konkretny poetycki projekt, przybierający naprzemian postać fascynującej dyskusji z czytelnikiem i scenicznego spektaklu. Chociaż zdarzyły się w Długim dystansie wiersze słabsze, patetyczne, niezachowujące dystansu („Babel” czy zamykające arkusz „Przejście prostą”), to autora już w tej chwili wydaje się cechować duża świadomość twórcza. Szeremeta stworzył bogatą, pojemną i niezwykle dynamiczną narrację. Długi dystans okazał się bardzo udanym arkuszem.
Urodzony w 1991 roku. Krytyk literacki, pisze głównie o poezji współczesnej. Redaktor działu recenzji książkowych w „Ricie Baum” oraz „8. Arkusza”, dodatku młodopoetyckiego do miesięcznika „Odra”. Współpracownik czasopisma naukowego „Praktyka Teoretyczna”. Mieszka we Wrocławiu.