recenzje / ESEJE

Oddech wypełniony sensem

Karol Maliszewski

Recenzja Karola Maliszewskiego towarzysząca premierze książki towarzysząca premierze książki 100 wierszy wolnych z Ukrainy w tłumaczeniu Bohdana Zadury, wydanej w Biurze Literackim 2 maja 2022 roku.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

W roz­mo­wie z Boh­da­nem Zadu­rą pada waż­ne wyzna­nie: „Mia­łem lek­ce­wa­żą­cy sto­su­nek do lite­ra­tu­ry ukra­iń­skiej”. Myślę, że pod tym zda­niem mogło­by się pod­pi­sać wie­lu z nas. Jakoś podzie­li­li­śmy sobie świa­to­wy doro­bek lite­rac­ki na waż­ny i mniej waż­ny. Poezja ukra­iń­ska nie sta­ła więc zbyt wyso­ko w ligo­wej tabe­li poetyc­kiej. Czy to zna­czy, że teraz jej akcje pod­sko­czą, bo wszy­scy otwo­rzy­li­śmy się na to, co idzie stam­tąd? Na fali wzru­sze­nia i współ­czu­cia poko­cha­my ukra­iń­ską kul­tu­rę? Kto poko­cha, ten poko­cha, a ja, wol­ny od tych egzal­ta­cji, zaczą­łem, dzię­ki Boh­da­no­wi Zadu­rze, po pro­stu z cie­ka­wo­ści zer­kać, inte­re­so­wać się. Przede wszyst­kim w anto­lo­gii uło­żo­nej przez Joan­nę Muel­ler z wier­szy prze­tłu­ma­czo­nych przez Boh­da­na Zadu­rę ude­rza bogac­two gło­sów. Od tego, jak­by prze­ło­mo­we­go momen­tu w naszych kon­tak­tach ze współ­cze­sną poezją ukra­iń­ską, nie moż­na już mówić tyl­ko o śpiew­nej i rymo­wa­nej poezji, nie moż­na tak jej szu­flad­ko­wać i ogra­ni­czać. Uka­zu­je się naszym oczom obraz skom­pli­ko­wa­ny, intry­gu­ją­cy, zachę­ca­ją­cy do dal­szych poszu­ki­wań. To jest suk­ces tej książ­ki, to jest suk­ces Zadu­ry, jego wie­lo­let­nich i cier­pli­wych sta­rań, żeby coś zmie­nić w naszych odbior­czych nawy­kach.

Pod­kre­ślam rolę tłu­ma­cza, bo oprócz tego, że prze­rzu­cił do pol­sz­czy­zny zestaw odświe­ża­ją­cych obra­zów poetyc­kich, to przede wszyst­kim stwo­rzył okre­ślo­ną wizję współ­cze­snej poezji na Ukra­inie, doko­nał wybo­ru z wie­lu poetyk. To jest jego oso­bi­sta mapa tam­tej­szych bez­dro­ży, któ­ra w tej chwi­li sta­je się naszą wspól­ną mapą. A moż­na jej zaufać z wie­lu wzglę­dów. Tłu­macz nie ogra­ni­czył się do jed­ne­go śro­do­wi­ska, sty­lu czy poko­le­nia. Posta­rał się o róż­no­rod­ność, poka­zu­jąc nowa­to­rów i kla­sy­ków, sta­rych i mło­dych, zaan­ga­żo­wa­nych i nie bar­dzo, miej­skich i wiej­skich. To się nazy­wa rze­tel­ny prze­gląd. A że wybór bar­dzo subiek­tyw­ny i opar­ty na „zna­jo­mo­ściach”, to jesz­cze lepiej. Bo jak to tak – bez zna­jo­mo­ści? Poetę trze­ba znać, gadać z nim na impre­zie albo w szcze­rym polu, poet­kę nale­ży przy­odziać, bo drży na zim­nym wie­trze; a, masz, dziew­czy­no skar­pet­ki itd. Bez zna­jo­mo­ści nie ma wyczu­cia, intu­icji i „nosa”, nie ma dobre­go tłu­ma­cze­nia. Nie ma przede wszyst­kim chę­ci, by zaj­mo­wać się cudzym i obcym tek­stem. Sza­le­nie uprasz­czam, ale chcę tu  powie­dzieć o szcze­gól­nym cha­rak­te­rze wie­lu tek­stów, o ich spe­cy­ficz­nej swoj­sko­ści. A to nie tyl­ko z kunsz­tu wyni­kło, lecz przede wszyst­kim z sym­pa­tii i z przy­jaź­ni. To wyróż­nia tę książ­kę spo­śród innych.

Co mnie w pierw­szej lek­tu­rze zasta­no­wi­ło, poru­szy­ło? Na kogo zwró­ci­łem uwa­gę? Są tu twór­cy dosko­na­le zna­ni z wcze­śniej­szych prze­kła­dów Zadu­ry, bywa­ją­cy w Pol­sce, publi­ko­wa­ni i nagra­dza­ni. Oni nie zawie­dli. Na Bon­da­ra, Andru­cho­wy­cza czy Żada­na zawsze moż­na liczyć. Te ich inten­syw­ne i barw­ne opo­wie­ści znaj­du­ją we mnie gor­li­we­go czy­tel­ni­ka. Podob­nie jest z Wasy­lem Mach­ną, Hały­ną Kruk czy Wasy­lem Słap­czu­kiem. Mnie w tej pierw­szej lek­tu­rze na gorą­co ponow­nie zachwy­cił Andrij Lub­ka. Wyjąt­ko­wą przy­jem­ność spra­wi­ły mi też utwo­ry Lubow Jakym­czuk, jej swo­bo­da, roz­mach, nie­wy­pa­rzo­ny język. Aż dziw bie­rze, że w kra­ju od wie­lu lat będą­cym w sta­nie woj­ny moż­na pisać tak swo­bod­nie, bez pato­su i zadę­cia. To cecha wie­lu utwo­rów tej książ­ki – powa­la­ją­ca szcze­rość, luz, obo­siecz­ne szy­der­stwo. Naród, woj­na, patrio­tyzm, poświę­ce­nie, to i owszem, jakieś echa tego tu i ówdzie krą­żą, lecz nie narzu­ca­ją się, nie domi­nu­ją. Pły­nie wol­na pieśń, krą­żą mono­lo­gi nie­mal kaba­re­to­we – takie odczu­cie pozo­sta­ło we mnie po pierw­szym spon­ta­nicz­nym czy­ta­niu.

A z odkryć? Nie mia­łem poję­cia o ist­nie­niu takich ludzi, jak Ilia Stron­gow­ski i Wita­lij Bory­spo­łeć, a teraz już mam, i zapa­mię­tam tych auto­rów bar­dzo bli­skich mi wier­szy. Dodał­bym jesz­cze Julię Sze­ket, jej powścią­gli­wość wyda­je chwi­la­mi fan­ta­stycz­nie świe­że owo­ce. I jesz­cze: Ire­na Ciłyk, Hały­na Petro­sa­niak, Mirek Bod­nar. Żywo zabi­ło mi ser­dusz­ko przy ich tek­stach. Zno­wu głów­ną rolę ode­gra­ła bez­po­śred­niość. Już nie­waż­ne, jak bar­dzo uda­wa­na czy sty­li­zo­wa­na. Ci ludzie są bli­scy, bądź się tacy wyda­ją, bo nie kła­mią, nie kom­bi­nu­ją, nie owi­ja­ją nicze­go w baweł­nę. Jak­by nie mie­li nicze­go do stra­ce­nia, a mają tak wie­le.

Wyjąt­ko­wą rolę w tym zbio­rze odgry­wa napi­sa­ny i prze­tłu­ma­czo­ny w ostat­niej chwi­li (marzec 2022) utwór, któ­re­go autor nazy­wa się Ołek­sandr Irwa­neć. Cho­dzi o poemat „Kul­tu­ra poza poli­ty­ką”. Wpraw­dzie czy­ta­łem go już w „Odrze’, ale to nie ma zna­cze­nia, znów mnie ukłuł. Jego ból, zacie­kłość, jado­wi­tą iro­nię rozu­miem dosko­na­le. Też bym tak wal­czył sło­wem z agre­so­rem peł­nym pychy i „wyż­szej kul­tu­ry”. Sam sta­wiał­bym pyta­nie o to, z kim wal­czę. Z sie­pa­cza­mi Puti­na czy z całą rosyj­ską kul­tu­rą? Pro­blem jest zło­żo­ny, a zdań na ten temat bez liku. W tej chwi­li sta­ję ramię w ramię z ukra­iń­skim poetą. Przy­naj­mniej tego jestem pewien. Tak, „Putin sie­dzi w puszkinie/ w toł­sto­ju i dostojewskim/ Z gogo­la ukrad­kiem wyziera/ Jak­kol­wiek jest mi przy­kro”.

Anto­lo­gię zaczy­na Żadan i ten sam autor ją koń­czy. Jego fra­zy, któ­re brzmią tak lek­ko i swo­bod­nie, i są jak przy­ja­ciel­ska roz­mo­wa, brzmią teraz ina­czej, wyda­ją się nie­mal spi­żo­we – jak­by wypo­wia­da­ły praw­dę w imie­niu całe­go naro­du. Prze­ma­wia do nas wcze­śniej nie­zau­wa­ża­na wiel­kość. To kon­tekst wydo­był tego twór­cę spo­śród innych, nadał mu nowe zna­cze­nie. Nie siląc się i nie pozu­jąc, nagle repre­zen­tu­je przed świa­tem ukra­iń­skie­go ducha. Zadu­rze uda­ło się go wydo­być. Książ­kę zaczy­na „Język – to oddech/ napeł­nio­ny sen­sem”, zaś koń­czy „Cze­mu poetom lepiej wycho­dzi roz­mo­wa o tru­pach?”. A to tyl­ko nie­któ­re z pytań i odkryć Żada­na. Tak, Ukra­iń­cy w tej chwi­li mają swo­je­go Poetę. I my, dzię­ki Zadu­rze, też coś z nie­go mamy.

O autorze

Karol Maliszewski

Urodzony w 1960 roku w Nowej Rudzie. Poeta, prozaik, krytyk literacki. Absolwent filozofii na Uniwersytecie Wrocławskim. Założyciel Noworudzkiego Klubu Literackiego „Ogma”. Laureat nagrody im. Marka Jodłowskiego (1994), nagrody im. Barbary Sadowskiej (1997), nagrody im. Ryszarda Milczewskiego-Bruno (1999). Nominowany do NIKE za zbiór krytyk literackich Rozproszone głosy. Notatki krytyka (2007). Pracuje w Instytucie Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Wrocławskiego. Mieszka w Nowej Rudzie.

Powiązania