recenzje / KOMENTARZE

Mój przyjaciel Sawa, o papierosie kawie i miłości

Michał Piętniewicz

Autorski komentarz Michała Piętniewicza do wierszy z książki Oddział otwarty.

Biuro Literackie

Mój przyjaciel Sawa

spo­tka­łem wczo­raj Sawę przy­pa­łę­tał się do mnie
jak posła­niec miliar­do­let­niej otchła­ni miał
obrzmia­łe pal­ce dło­nie całe w pla­strach oddech z wód­ki
i ze snu więc go obją­łem na przy­wi­ta­nie posta­wi­łem piwo

a on mi na to spier­da­laj bra­chu nie chcę cię znać
więc go poczę­sto­wa­łem papie­ro­sem posta­wi­łem pie­ro­gi
opo­wie­dzia­łem o swo­ich klę­skach i mro­kach a on mi na to
że się spie­szy do Mela­nii Kró­lik z pań­stwa sied­miu uśmie­chów

Mela­nia Kró­lik napi­sa­ła pięk­ny wiersz o Tar­no­wie
że to mia­sto dzi­kich poma­rań­czy i bzdur szep­ta­nych
do łóż­ka kobie­cie nocą zbyt pod­nie­co­nej by mogła je zro­zu­mieć
pięk­ny był wiersz Mela­nii i bez­błęd­ny jest gust Sawy

ale Sawa jak to Sawa nie chciał mnie znać więc powie­dzia­łem mu
to ja kocham Mela­nię a nie ty obłą­kań­cu
odpier­dol się od Mela­nii ta dziew­czy­na jest moja jak moje
jest źró­dło zaran­ne i pta­szek z prze­strze­lo­ną krta­nią

możesz mnie nie­na­wi­dzić Sawo jak nie­na­wi­dzi się daw­nych kum­pli
ale kocha­nej Mela­nii daj spo­kój niech roz­kwi­ta w jabło­niach
niech konie galo­pu­ją przez smę­tek jej bole­ści niech świa­tło
spły­nie w oło­wia­nych chmu­rach na łąkę bez­kre­sną i niech powie

stań się bra­chu stań do wal­ki jak masz jaja
Sawa odszedł został po nim popiół nie­do­pał­ki nie­do­pi­te piwo
nie­na­wiść roz­ła­zi się po kościach jak miłość ale wię­cej w niej kurzu
ja odku­rzam swo­ją wyobraź­nię i męż­nie wycią­gam z niej oku­la­ry

jutro będę gadał z kale­ka­mi zanę­cał cho­re duchy


Ten wiersz powstał po kar­czem­nej awan­tu­rze z moim wiel­kim nie­gdyś przy­ja­cie­lem. Doszło do tego, że w barze usie­dli­śmy przy osob­nych sto­li­kach. Na począt­ku nie odzy­wa­li­śmy się do sie­bie w ogó­le, popi­ja­jąc spo­koj­nie piwo i kon­tem­plu­jąc prze­strzeń baru. Póź­niej jed­nak wywią­za­ła się mię­dzy nami ostra wymia­na zdań. Całą tę wykwint­ną kon­wer­sa­cję, któ­ra nie wol­na była od wul­ga­ry­zmów skrzęt­nie pew­nie odno­to­wał bar­man i to jemu chy­ba powi­nie­nem zade­dy­ko­wać ten wiersz – opo­wieść.


o papierosie kawie i miłości

tak rzeź­bio­ny jestem codzien­nie przez mar­co­we desz­cze
po połu­dniu wsta­ję roz­grze­bu­ję pościel twarz wysta­wiam
dnio­wi a on mnie głasz­cze po wło­sach zaczerp­nąć chcę
powie­trza i widzę pięk­ną kobie­tę w szla­fro­ku palą­cą papie­ro­sa

w poran­nych papie­ro­sa dymach cza­sem nawet moż­na stra­cić świat
bo naj­ła­twiej jest stra­cić świat kie­dy za dużo wio­sny w duszy
a dusza led­wo co wyszła z noc­ne­go szam­ba i modli się o świt
taki gru­dnio­wy zim­ny świt któ­ry zabi­ja zaraz­ki i moż­na go kochać

i tak poko­cha­łem panią w żół­tym szla­fro­ku na bal­ko­nie
palą­cą papie­ro­sa chcia­łem jej podać rękę żeby mnie zapro­wa­dzi­ła
do źró­dła gdzie śpie­wa­ją droz­dy kaw­ki i czaj­ki a ona tajem­ni­czo
się uśmiech­nę­ła a ja poczu­łem że we mnie wle­wa się krew świa­ta

i lała się ta krew nie­bie­ski­mi stru­mie­nia­mi a ja pły­ną­łem
w powie­trzu bo pły­wać umiem dobrze eks­ta­za o wscho­dzie słoń­ca
to była czy inne licho raczej wiel­kie wypły­nię­cie w pust­kę
prze­źro­czy­stą jak dosko­na­ła cisza poły­ka­łem kro­pel­ki desz­czu

poły­ka­łem kro­pel­ki świa­tła wjeż­dża­li do moich bram
tajem­ni­czy bogo­wie woj­ny trzy­ma­ją­cy wędzi­dła palą­cy na sto­sie
swo­je praw­dy tań­czy­łem byłem tań­cem wio­sna mnie obję­ła
i kaza­ła roz­to­pić się w dosko­na­łym bez­brze­żu to się nazy­wa miłość

to się nazy­wa wyschnię­ta tra­wa a w tra­wie żar


To był wio­sen­ny pora­nek jakieś czte­ry lata temu. Wsta­łem wiel­ce pobu­dzo­ny wio­sną i koniecz­nie chcia­łem coś zro­bić. Wte­dy jesz­cze nie pali­łem papie­ro­sów (mia­łem prze­rwę po tak zwa­nym „popa­la­niu” w liceum), i zoba­czy­łem zja­wi­sko­wą sce­nę, któ­rą sta­ra­łem się oddać w wier­szu. Czte­ry lata temu powstał inny wiersz, któ­ry zaty­tu­ło­wa­łem „W poran­nych papie­ro­sach dymach” i któ­ry gdzieś prze­cho­wu­ję jako pamiąt­kę. Powyż­szy wiersz powstał jako nawią­za­nie do tam­te­go, sta­re­go wier­sza. Cza­sa­mi zda­rza mi się jesz­cze zoba­czyć tę pięk­ną, opi­sa­ną w wier­szu kobie­tę palą­cą papie­ro­sa i piją­cą kawę w ramach powi­ta­nia dnia – „w poran­nych papie­ro­sa dymach”.

O autorze

Michał Piętniewicz

Urodzony 13 stycznia 1984 roku. Poeta. Absolwent filologii polskiej Uniwersytetu Jagiellońskiego. Uczestnik projektu „Połów 2008”. Wyróżniony m.in. w konkursie im. Gombrowicza „Przeciw poetom”. Mieszka w Krakowie.

Powiązania