recenzje / KOMENTARZE

Odjazd, Dojazd

Krzysztof Szeremeta

Autokomentarz Krzysztofa Szeremety do wierszy z antologii Połów. Poetyckie debiuty 2010.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Odjazd

Posie­dzi­my chwi­lę, tyl­ko spraw­dzę; poło­ży­łem mone­tę
na torach. Awers się roz­pad­nie, rewers dotknie zie­mi.

Trzy minu­ty, zanim opo­wiem o tra­wie­niu,
dusz­no­ściach i mokrych dło­niach, zanim wyja­śnię,
dla­cze­go nie mówi­my.

Ponie­miec­ki budy­nek z czer­wo­nej cegły
wpy­cha mnie do jej płasz­cza. Na dwor­co­wym zega­rze
dwu­dzie­sta. Widzę latar­nie na koń­cach rzęs.
Napi­sał­bym coś na powie­kach, to było­by lep­sze od jej oczu,
jak mapa wyspy skar­bów na skó­rze mar­twe­go pira­ta.

Na odwro­cie krzy­żyk. Ona nie ma imie­nia.
Udał­bym się, gdy­bym miał dokąd.


Dojazd

Mię­dzy wscho­dem a zacho­dem tory, przy­stan­ki.
Rzecz dzie­je się na zacho­dzie. W pustej szko­le,

wisząc na mnie, pro­si, żebym się na niej nie wie­szał.
Mówi się: przy­mus, a myśli: o kur­wa. Spo­ro do widze­nia.

Brud­na pod­ło­ga, mar­nie­ją­ca paproć. I – dla przy­kła­du
– przy­zwo­ity układ. Jak zwi­nąć cia­ło w pasu­ją­cy dotyk?

Potem jest ina­czej. Kolej, cała pro­sta. Myśli się -
do dupy, a mówi do jutra. Zadzwo­ni tele­fon. Zadzwo­ni,

zapu­ka, nie powie, że zaszło – co mi się wyda­je, kie­dy już
po wszyst­kim ska­czę, z wyso­ko­ści sta­cji widzę, że jestem

bez­piecz­ny. I gdy piszę, na ścia­nie: w sta­nie. Na wid­no­krę­gu
leżą moje pal­ce. Jesz­cze przez chwi­lę, dopó­ki nie zga­snę.


Na poże­gna­nie mówi się: no cześć, hej, do zoba­cze­nia, zoba­czy­my się już w week­end, czy kie­dy indziej. Czy cokol­wiek inne­go o podob­nej wymo­wie. I fak­tycz­nie tak się zazwy­czaj myśli, nie­kie­dy nawet tak się robi. Bywa jed­nak i tak, że pocią­gi nie kur­su­ją na sto­sow­nej tra­sie, chy­ba że Inter­Ci­ty, ale na Inter­Ci­ty moż­na aku­rat nie mieć pie­nię­dzy.

Dystans pozor­nie nie­du­ży sta­je się wte­dy dystan­sem od począt­ku do koń­ca pro­stej, czy­li dystan­sem zupeł­nie bez­sen­sow­nym. Nie­mniej nie do poko­na­nia.

I sta­je się taką pro­stą gru­bą kre­chą.

Na inte­re­su­ją­cym nas dwor­cu PKP, gdzie zatrzy­mu­ją się pocią­gi dwóch rela­cji, zawsze były, no, przy­naj­mniej odkąd pamię­tam, dwa tzw. pero­ny. Przy każ­dym z tzw. pero­nów leżał jeden, za to w peł­nym tego sło­wa zna­cze­niu, tor. Pro­szę sobie wyobra­zić moją kon­ster­na­cję, gdy któ­re­goś razu tra­dy­cyj­nie beł­ko­tli­wy głos oznaj­mił, że pociąg rela­cji Nysa – Kędzie­rzyn-Koź­le wje­dzie na tor trze­ci przy pero­nie trze­cim. Spoj­rza­łem badaw­czo na dwor­co­wy kra­jo­braz, aby zna­leźć ową kon­ster­nu­ją­cą nowość i po pew­nym cza­sie zauwa­ży­łem małą meta­lo­wą plat­for­mę. Ude­rzał­bym czo­łem w ścia­nę, ale nie było cza­su. Kolej­ny pociąg przy­jeż­dżał dopie­ro za trzy godzi­ny.

Gdy się spoj­rzy na gru­bą kre­chę z odpo­wied­nio dłu­gie­go dystan­su, sta­je się taka kre­cha dość żało­sną kre­secz­ką. I wte­dy moż­na się z niej nawet tro­chę pośmiać.

O autorze

Krzysztof Szeremeta

Urodzony w 1990 roku. Poeta, student krytyki literackiej na Wydziale Polonistyki UJ. Związany z pismem "Pressje". Publikował m.in. w "Odrze", "Portrecie", "Ricie Baum". Autor arkusza Długi dystans (Wrocław 2009) i tomiku Nowy dokument tekstowy (Gniezno 2011). Mieszka w Krakowie i w Prudniku.

Powiązania