Populizm? Populus to był [po łacinie] lud proszę państwa, to nazwa ludu, i my jesteśmy z ludu i zawsze będziemy tłumaczyć prawdę i mówić ją prosto w oczy. Ile matek z dziećmi skacze z okien, ilu emerytów, rencistów skacze, ilu za sznurek łapie, to jest zbrodnia na narodzie polskim – i za to ci zbrodniarze, którzy dopuścili do tego, muszą odpowiedzieć.
Andrzej Lepper w Praszce, 1993
Nie jestem wielkim fanem książek poetyckich, które bez oporu poddają się unarracyjnieniu, które łatwo można „opowiedzieć” w tekście krytycznoliterackim – o wiele bliżej jest mi do twardego modernizmu, w ramach którego dzieło wymyka się tradycyjnym sytuacjom komunikacyjnym, porzuca swojego autora i realizuje się politycznie poza paradygmatem reprezentacji. Ale nie jestem też w tej kwestii tak ortodoksyjny, jak mogłoby się wydawać: wielokrotnie trafiałem na tomy poetyckie, które w swojej formie bywały raczej zachowawcze, a jednak czytałem je z dużym zaciekawieniem – do takich wyjątków zaliczyć mogę teraz storytelling, debiutancką książkę finalistki projektu Połów 2018, Antoniny M. Tosiek. O tym, że taką właśnie strategię ekspresji artystycznej przyjęła autorka, przekonać możemy się już po lekturze pierwszych stron tomu, otwiera go bowiem między innymi motto z tekstu Szczepana Kopyta: „tajemnicą pieśni nie są przecież słowa”; a jeśli nie o słowa chodzi Tosiek, to z pewnością daleko jesteśmy od klimatów postmallarmeńskich czy głęboko inspirowanych awangardą.
Ale jest i drugie motto, zaczerpnięte z Kollokacji Józefa Korzeniowskiego, które mniej mówi o taktycznej operacjonalizacji języka poetyckiego, a więcej o jego aspekcie figuralnym: „Pozwolą mi jednak czytelnicy odstąpić od tych przyjętych form i zacząć od rzeczy najbardziej krajowej, najbardziej charakteryzującej naszą żyzną prowincję w pewnych porach roku, to jest: od błota”. Na tym etapie przynajmniej dwie sprawy powinny być dla nas zupełnie jasne: po pierwsze, poezja jest dla autorki swego rodzaju pasem transmisyjnym dla idei, a to znaczy, że jej uwaga zawsze kieruje się na zewnątrz, poza to, co literackie; po drugie, zewnętrzem, które interesuje ją w sposób szczególny, jest kwestia postchłopskiej tożsamości, znajdująca ujście właśnie w nośnej figurze „błota”. W szerokiej perspektywie zauważyć możemy zatem, że storytelling doskonale wpisuje się w silną obecnie tendencję intelektualną do odzyskiwania „ludowej historii” Polski. Absolutnie nie twierdzę, że debiut Tosiek ma w sobie coś koniunkturalnego, wydaje mi się raczej, że jest po prostu kolejnym przejawem dobrze widocznych przemian zachodzących w kolektywnej świadomości („piszę wiersze zjawą nie ręką” s. 8).
Powrót do historii ludowej w głównym nurcie kultury i badań humanistycznych ma przede wszystkim wymiar „afirmacyjny” – mam na myśli fakt, że stosuje się tu podobny mechanizm jak w przypadku refleksji nad etnicznością, płcią czy seksualnością. Słowem, to tylko kolejna odsłona niezwykle szkodliwego politycznie koncentrowania się na mgliście pojmowanej „różnicy”, które w żadnym wypadku nie sprzyja praktykom emancypacyjnym, a jedynie sprawnie symuluje progresywność, w duchu typowym dla postfordowskiego reżimu produkcji. U Tosiek sprawy mają się jednak nieco inaczej, bo choć ma ona dziś okazję wypowiedzieć się z samego centrum życia literackiego (firmujące jej książkę wydawnictwo nie jest przecież wydawnictwem niszowym), to zakres jej ekspresji pozostaje w innej relacji z rejestrami peryferyjnymi, niż ma to miejsce w przypadku większości publikacji, które przetwarzają dyskursywnie „historię ludową”. To prawda, że Tosiek sięga czasem po koncepty, które przywodzą na myśl nieszczególnie lubiane tendencje młodopolskie – w tych wierszach, które zresztą interesują mnie najmniej, dominuje perspektywa retrospektywna i po części wpisują się one w przywołaną wyżej strategię afirmacyjną (zob. np. języki, s. 10; wykopywane/zakopywane, s. 18; drugi; osty, s. 30). Zasadniczo jednak w storytellingu poetce udaje się wystąpić poza model prostej afirmacji wsi – kiedy z pełnym przekonaniem sięga po język konfliktu.
Gdy autorka zahacza o kwestie migracji ekonomicznej i związanego z nią wyludniania się terenów wiejskich (a wątek ten powraca kilkukrotnie – na uwagę zasługuje koncept „świętej od zostania”, s. 22), używa sformułowania „klasowa amnezja” (s. 14). I choć nie mówi ona o klasie w Marksowskim rozumieniu tego terminu (bo to nie praca najemna znajduje się w jego centrum), to faktem jest, że agonistyczne spojrzenie na relacje społeczne towarzyszy jej właściwie w całej książce. Widać to w najlepszym, moim zdaniem, tekście z tomu, zatytułowanym niedwuznacznie „statystykę to sobie wiecie gdzie wsadźcie”:
to zawsze byli panowie
a miąższ pod paznokciami mieli różowy i czysty
brud wżera się w skórę brata z człowiekiem
szorowałbyś mydlinami nacierał tłustym palce
a zmordowane stopy w misce wymaczał
nie domyjesz bo ziemia jest z ciałami scalona
jałowe pola odstąpcie odstępowali
sklep z helenką kasjerką postawili helenka
już od dziewięćdziesiątego jabole odkręcane sprzedaje
i gazetę pomorską rozkłada na półkach
ale na co im papier
jeśli nawet ktoś słupki wykresy czy wiersze
wypisuje to jakby zupełnie o ich polach
ani owocowych winach ani o
dziewięćdziesiątym roku
ani nawet o helence nie pamiętał
(s. 12)
Jedna kwestia nie może ujść naszej uwadze. Oś konfliktu została przez poetkę zarysowana tak, jak wygląda ona w każdym dyskursie populistycznym: lud kontra elity – i właśnie Tosiek-populistka podoba mi się najbardziej. Kiedy autorka pokazuje się czytelnikowi od tej strony, to w jej wierszach nie ma już miejsca na tęsknotę za prostotą wiejskiego życia ani na rozpaczliwe wspominanie utraconej bezpośredniości codziennego doświadczenia. Trud życia na peryferiach okazuje się interesować ją o tyle, o ile nie jest on czymś naturalnym per se, ale naturalnym skutkiem przywilejów życia w centrum – a mówiąc ściślej, efektem wciąż rosnącego rozwarstwienia społecznego.
Bo gdybyśmy pozbawili wiersze debiutantki ich plebejskiego akcesorium – choć oczywiście nie widzę żadnego powodu, by to robić – natychmiast moglibyśmy dostrzec, że jednym z głównych bohaterów storytellingu jest współczynnik Giniego, który po transformacji ustrojowej po prostu wystrzelił w kosmos. Sytuacja liryczna wyłaniająca się z utworu zacytowanego wyżej oddaje to w sposób perfekcyjny: bieda i towarzyszący jej alkoholizm nie są i nigdy nie były inherentnymi właściwościami wiejskiego życia. Ale nie dowiemy się tego, jeśli nie prześledzimy procesów, jakie zaszły na polskich wsiach od lat 90., kiedy to gospodarstwa państwowe zostały zlikwidowane, a monopoliści zaczęli dyktować ceny skupu produktów rolnych. Otwarcie sklepu z tanim alkoholem w samym środku wsi świeżo przeoranej przez wolny rynek dla każdego małego burżua było kiedyś jak trafienie na żyłę złota:
tatusiów zapytajcie jak to wtedy było
kiedy wioski za dwa stare miliony odkupili
nie no
spokojnie nie waszych tatusiów
tylko ojców narodowego kapitału
(daddy’s, s. 23)
W wierszu swoi*; chóralna to właśnie popegeerowskie wsie, zostawione same sobie, zaludniane są przez nową klasę średnią, zmęczoną życiem w mieście, poszukującą wytchnienia i spokoju, ale przeżywającą wytchnienie i spokój zupełnie inaczej niż sąsiedzi. W utworze siedemnastego marca henryk frankowski… poetka jednoznacznie staje po stronie protestujących rolników z Agrounii, nie rozliczając ich ze współpracy z prawicą i szurstwem, ale skupiając się wyłącznie na materialnych interesach grup społecznych zaangażowanych w konflikt.
Jeśli więc afirmacja tożsamości chłopskiej ma wektor zwrócony ku przeszłości, jest melancholiczna i dorzuca jedynie nową pulę elementów do przepastnego worka ze stemplem „realizm kapitalistyczny”, to afirmacja ludowego populizmu jest już czymś innym. Ma wektor zwrócony ku przyszłości i jest ekstatyczna w rdzennym (łac. radix) znaczeniu tego słowa. To właśnie ta druga strategia wyróżnia Tosiek na tle autorów i autorek, którzy fetyszyzują wieś w sposób czysto nostalgiczny. „[M]iąższ pod paznokciami […] różowy i czysty” wybrzmiewa niejednoznacznie, a gdzieś w tle tych słów rozgrywa się możliwy, ale jeszcze nie realny, performens inspirowany Jakubem Szelą. Jedno wiem na pewno: jeżeli poetka pomaga mi wyobrazić sobie taki performens, to gramy do jednej bramki.