recenzje / ESEJE

„Oko dostrzegające grozę świata” versus „oko zimnej ciekawości” – o wierszach Grzegorza Kwiatkowskiego i jednym artykule na ich temat

Józef Olejniczak

Wypowiedź Józefa Olejniczaka poświęcona książce Karl-Heinz M. Grzegorza Kwiatkowskiego.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Mar­ta Tom­czok w recen­zji[1], a póź­niej raz jesz­cze już we wspól­nym z Paw­łem Tom­czo­kiem arty­ku­le o czte­rech tomi­kach wier­szy Grze­go­rza Kwiat­kow­skie­go[2], wytacza/wytaczają prze­ciw nim naj­cięż­sze dzia­ła. Zarzuca/zarzucają Kwiat­kow­skie­mu mani­pu­la­cje, etycz­ny rela­ty­wizm, a w osta­tecz­nym roz­ra­chun­ku tak­że rodzaj współ­cze­sne­go szmal­cow­nic­twa (to moje okre­śle­nie) pole­ga­ją­ce­go na kon­stru­owa­niu poetyc­kich obra­zów żeru­ją­cych na moty­wie Zagła­dy pro­wa­dzą­cym do bana­li­za­cji i prze­miesz­cze­niu go w prze­strzeń kul­tu­ry popu­lar­nej[3]. Dla ilu­stra­cji przy­ta­czam zda­nia powta­rza­ne w tych tek­stach, a dla autorki/autorów zapew­ne istot­ne, bo gra­ficz­nie zazna­czo­ne w nich w wyraź­ny spo­sób; „Pro­jekt Kwiat­kow­skie­go raczej iry­tu­je i każe pytać o gra­ni­ce przy­zwo­ito­ści w sztu­ce”[4]; „Zagła­da zbyt czę­sto sta­je się kata­li­za­to­rem zupeł­nie innych tre­ści niż te przez nią repre­zen­to­wa­ne”[5]; „Mani­pu­la­cja Kwiat­kow­skie­go pro­wa­dzi do pomi­nię­cia infor­ma­cji i zmia­ny per­spek­ty­wy”[6]; „Kwiat­kow­ski mie­sza ze sobą spraw­ców i ofia­ry w ich wspól­nej banal­no­ści”[7]; „Widz takie­go spek­ta­klu uczy się obo­jęt­no­ści wobec cier­pie­nia innych”[8]. Arbi­tral­ne oce­ny moc­ne, a jest ich w obu tek­stach wię­cej, moim zda­niem bar­dzo krzyw­dzą­ce, chy­bio­ne i po pro­stu nie­traf­nie uar­gu­men­to­wa­ne… Recen­zja uka­za­ła się w „Wizjach” („Aktu­al­nik”) w czerw­cu 2020, arty­kuł nie­co póź­niej, oby­dwa tek­sty wywo­ła­ły pole­mi­kę i rodzaj obro­ny poezji Kwiat­kow­skie­go – naj­moc­niej­szą Mał­go­rza­ty Mel­chior, Pio­tra Mit­zne­ra i Sta­ni­sła­wa Obir­ka; oraz soli­da­ry­zu­ją­ce się w znacz­nym stop­niu z oce­na­mi Mar­ty i Paw­ła Tom­czo­ków – Anny Kału­ży.[9]

Od uka­za­nia się ostat­nie­go tomi­ku Kwiat­kow­skie­go (Karl-Heinz M.), a potem recen­zji Mar­ty Tom­czok, mio­ta­ły mną dwa sprzecz­ne pozor­nie uczu­cia: 1. Pozy­tyw­ne – pierw­sza lek­tu­ra wier­szy Kwiat­kow­skie­go i poczu­cie „pry­wat­ne­go” odkry­cia nowe­go, sil­ne­go i ory­gi­nal­ne­go poetyc­kie­go gło­su arty­ku­łu­ją­ce­go naj­bar­dziej tra­gicz­ne doświad­cze­nia czło­wie­ka w XX wie­ku; 2. Nega­tyw­ne – zasko­cze­niem napa­stli­wą i auto­ry­ta­tyw­ną kry­ty­ką Mar­ty Tom­czok, wzmoc­nio­ną nie­co póź­niej arty­ku­łem Mar­ty i Paw­ła Tom­czo­ków.

Nie jestem i nie czu­ję się kry­ty­kiem lite­rac­kim, mało, praw­dę pisząc, inte­re­su­ją mnie toczą­ce się współ­cze­śnie spo­ry kry­ty­ków lite­rac­kich, a więk­szość z nich zda­je mi się po pro­stu jało­wa, więc sto­sun­ko­wo (jak na wymiar bie­żą­cych kry­tycz­no­li­te­rac­kich pole­mik) dłu­go nie upu­blicz­nia­łem swo­je­go w spra­wie wier­szy Kwiat­kow­skie­go sta­no­wi­ska. Jed­nak – być może prze­ży­wa­ny czas pan­de­micz­ne­go odosob­nie­nia miał na to wpływ – posta­no­wi­łem pod­jąć pró­bę jego arty­ku­la­cji. Bo recen­zja i arty­kuł o poezji Kwiat­kow­skie­go są moim zda­niem ilu­stra­cją nie­po­ko­ją­cych zja­wisk coraz powszech­niej­szych we współ­cze­snej prak­ty­ce kry­tycz­no­li­te­rac­kiej, tak­że – i tu mamy do czy­nie­nia z taką sytu­acją – wyra­sta­ją­cych lub wro­śnię­tych z lub w śro­do­wi­ska lub śro­do­wi­sko lite­ra­tu­ro­znaw­stwa aka­de­mic­kie­go. Ta dru­ga („nega­tyw­na”) emo­cja sta­ła się impul­sem do napi­sa­nia niniej­sze­go arty­ku­łu. Wyja­śniam żeby unik­nąć jakich­kol­wiek nie­po­ro­zu­mień – po pro­stu pro­te­stu­ję tu prze­ciw takie­mu upra­wia­niu kry­ty­ki! I to pomi­mo tego, iż twier­dzę, że: 1. Każ­da lek­tu­ra tek­stu jest jego upraw­nio­ną i peł­no­praw­ną inter­pre­ta­cją; 2. Inter­pre­ta­cja jest prze­strze­nią wol­no­ści, zwąt­pie­nia i kre­acji, w któ­rej nie powin­no mieć miej­sca dla zakła­da­nych a prio­ri ide­olo­gicz­nych prze­sła­nek.

Nim roz­pocz­nę pole­mi­kę, jako kon­tekst, przy­wo­łam frag­men­ty, oby­dwa a pro­pos, cho­ciaż doty­ka­ją odmien­nych sfer mojej nie­zgo­dy na opu­bli­ko­wa­ne przez Mar­tę i Paw­ła Tom­czo­ków tek­sty. Pozo­sta­wię je bez komen­ta­rza w nadziei, że nie zosta­ną w opacz­ny spo­sób zro­zu­mia­ne.

1. Witold Gom­bro­wicz w 1938 roku w nastę­pu­ją­cy spo­sób, iro­ni­zu­jąc z współ­cze­snej mu prak­ty­ki lite­rac­kiej, „inter­pre­to­wał” Sana­to­rium pod klep­sy­drą Bru­no­na Schul­za: „Weź­my dla przy­kła­du tytu­ło­wą nowe­le zbio­ru i spró­buj­my stre­ścić ją »wła­sny­mi sło­wa­mi«. Boha­ter odwie­dza ojca, któ­ry żyje »roz­luź­nio­nym« życiem na bli­żej nie okre­ślo­nej zasa­dzie »cof­nię­te­go cza­su« w pół­sen­nym mia­stecz­ku, odbyw­szy drzem­kę z ojcem boha­ter wałę­sa się po ryn­ku, zacho­dzi do skle­pu, w któ­rym nie­spo­dzie­wa­nie otrzy­mu­je prze­sył­kę: mały skła­da­ny tele­skop. Boha­ter nasz roz­kła­da tele­skop, któ­ry deli­kat­nie prze­obra­ża się w samo­chód i uwo­zi go na rynek. Po czym w mia­stecz­ku wybu­cha woj­na i rewo­lu­cja. Boha­ter wra­ca do pen­sjo­na­tu, ale tutaj wyska­ku­je na nie­go pies – jed­nak­że oka­zu­je się, że to nie pies, lecz czło­wiek, a wła­ści­wie czło­wiek prze­ła­mu­ją­cy się w psa i pies w czło­wie­ka. Boha­ter ucie­ka. […] Ale cóż to za kupa absur­dów! Jaka dowol­ność związ­ków i sko­ja­rzeń! Jaka roz­wią­złość tre­ści!”[10]

2. Michel Laub w Dzien­ni­ku upad­ku (z 2011 roku) dzie­li się nastę­pu­ją­cą reflek­sją: „Za trzy­dzie­ści lat będzie nie­mal nie­moż­li­we zna­leźć byłe­go więź­nia Auschwitz. Za sześć­dzie­siąt lat będzie bar­dzo trud­no zna­leźć dziec­ko byłe­go więź­nia Auschwitz. Za trzy albo czte­ry poko­le­nia nazwa Auschwitz będzie tak samo mało zna­na w świe­cie, jak dziś Maj­da­nek. Sobi­bór, Beł­żec.”[11]

Przy­wo­łam teraz parę frag­men­tów arty­ku­łu Paw­ła i Mar­ty Tom­czo­ków, aby wska­zać na łatwość for­mu­ło­wa­nia arbi­tral­nych nega­tyw­nych sądów o wier­szach Kwiat­kow­skie­go argu­men­to­wa­nych wąt­pli­wy­mi mikro­ana­li­za­mi, rezy­gnu­ję przy tym z odsy­ła­nia w przy­pi­sach do źró­dło­we­go arty­ku­łu Oko zim­nej cie­ka­wo­ści (Grze­gorz Kwiat­kow­ski, „Karl-Heinz M.”) opu­bli­ko­wa­ne­go w Inter­ne­cie, adres jest kon­se­kwent­nie taki sam, jak odno­to­wa­ny w przy­pi­sie nr 2 do niniej­sze­go szki­cu.

„Zauważ­my, że w tych wier­szach mat­ki nie uży­wa­ją imion – mowa jest tyl­ko o »dziec­ku«, »syn­ku«, a bar­dziej praw­do­po­dob­ne było­by wypo­wie­dze­nie imie­nia odda­wa­ło­by bli­skość, intym­ność rela­cji mat­ki z dziec­kiem, któ­ra mówiąc w pierw­szej oso­bie uży­ła­by zapew­ne jakiś form zdrob­nia­łych. Zamiast tego Kwiat­kow­ski two­rzy abs­trak­cyj­ne obra­zy eks­tre­mal­ne­go cier­pie­nia – oczysz­cza­jąc je z oso­bi­stych kon­tek­stów, tak aby zosta­ła sama sce­na śmier­ci, opusz­cze­nia, zre­zy­gno­wa­nia. Jak­by cho­dzi­ło o wyab­stra­ho­wa­nie afek­tów, ode­rwa­nie ich od pod­mio­tów, by sta­ły się wize­run­ka­mi powie­la­ny­mi i repro­du­ko­wa­ny­mi jak gra­fi­ki czy kadry z hor­ro­rów. Holo­kaust sta­je się w tym uję­ciu zesta­wem klisz, któ­re funk­cjo­nu­ją niczym obie­go­we obra­zy kul­tu­ry popu­lar­nej: ode­rwa­ne od źró­dła czy kon­tek­stu, lecz nio­są­ce ze sobą chwi­lo­wy szok, prze­ra­że­nie, este­ty­kę gro­zy.” – Czy rze­czy­wi­ście zwrot mat­ki lub ojca do syna lub cór­ki rezy­gnu­ją­cy z uży­wa­nia imion i ich zdrob­nień jest naruszeniem/zerwaniem intym­no­ści i bli­sko­ści rela­cji? I „odpod­mio­to­wie­niem”?… Nie bar­dzo też zro­zu­mieć moż­na sko­ja­rze­nie tego zwro­tu z „kli­sza­mi”, „kadra­mi z hor­ro­rów” i „obie­go­wy­mi obra­za­mi kul­tu­ry popu­lar­nej”. Nie­ja­sne też jest, że ten zabieg sta­no­wi jeden z ele­men­tów kształ­tu­ją­cych „este­ty­kę gro­zy”… Obra­zy z wier­szy Kwiat­kow­skie­go nie są „abs­trak­cyj­ny­mi obra­za­mi cier­pie­nia” „oczysz­czo­ny­mi z oso­bi­stych kon­tek­stów”, bo prze­cież wła­śnie ano­ni­mo­wość tych rela­cji budu­je uni­wer­sal­ność przed­sta­wie­nia, a kon­tek­stem nie jest oso­bi­sta, indy­wi­du­al­na histo­ria, lecz uni­wer­sal­ne doświad­cze­nie ludo­bój­stwa… Do tego pro­ble­mu wró­cę w dal­szej czę­ści niniej­sze­go szki­cu, gdy przej­dę do wła­snych prób inter­pre­ta­cji wier­szy. Teraz przed­sta­wię rodzaj kata­lo­gu nad­użyć auto­rów Oka zim­nej cie­ka­wo­ści (Grze­gorz Kwiat­kow­ski, „Karl-Heinz M.”).

We frag­men­cie pt. Tana­tos. Od śmier­ci do eks­hu­ma­cji auto­rzy komen­tu­ją dwa moty­wy z wier­szy Kwiat­kow­skie­go – rytu­ały grze­ba­nia ofiar i eks­hu­ma­cji. Moty­wy wstrzą­sa­ją­ce, bo grze­ba­nie, maso­we i ano­ni­mo­we grze­ba­nie ofiar sta­je się u Kwiat­kow­skie­go zwy­czaj­no­ścią, nawet for­mą zaba­wy… Kry­ty­ka tego moty­wu jest co naj­mniej nie na miej­scu! Gdy­by ją bro­nić, to trze­ba skre­ślić z Meda­lio­nów Zofii Nał­kow­skiej pamięt­ną kwe­stię dzie­ci bawią­cych się na tere­nie wyzwo­lo­ne­go już obo­zu „Bawi­my się w pale­nie Żydów”… A jeśli idzie o eks­hu­ma­cje… tu też Tom­czo­ko­wie przy­wo­łu­ją kon­tek­sty wybiór­czo… I nie cho­dzi mi tyl­ko o to, że eks­hu­ma­cje to „pol­ska spe­cjal­ność”, dość przy­po­mnieć histo­rie eks­hu­ma­cji cia­ła gen. Sikor­skie­go, Wit­ka­ce­go czy maso­we eks­hu­ma­cje ofiar kata­stro­fy smo­leń­skiej, ale też o wstrzą­sa­ją­cy i świet­nie udo­ku­men­to­wa­ny esej Jana Toma­sza Gros­sa Zło­te żni­wa. Przy­wo­ła­nie zna­ko­mi­tej skąd­inąd for­mu­ły Hen­ry­ka Gryn­ber­ga („Anty­go­na”), nie­ko­niecz­nie „patro­nu­ją­cej” moty­wo­wi z wier­szy Kwiat­kow­skie­go uznać trze­ba jako wybiór­cze i ten­den­cyj­ne. „Tuż po woj­nie maso­we gro­by żydow­skie eks­hu­mo­wa­li Żydzi powra­ca­ją­cy do swo­ich daw­nych miast i mia­ste­czek (czę­sto pod okiem pol­skiej wła­dzy). Celem ich dzia­łań było »zabez­pie­cze­nie i ozna­ko­wa­nie […] miejsca śmier­ci […] bli­skich«. Nie­jed­no­krot­nie dzia­ła­li z nara­że­niem życia, w nie­zgo­dzie z wolą pol­skiej lud­no­ści (w jed­nym ze swo­ich opo­wia­dań Hen­ryk Gryn­berg użył nie­zwy­kle traf­ne­go okre­śle­nia »Anty­go­na«)” – to ogól­ni­ki i eufe­mi­zmy (te wyróż­ni­łem w cyta­cie) nie­wie­le mają­ce wspól­ne­go z poetyc­ki­mi obra­za­mi, a raczej z kry­ty­ką histo­rycz­ne­go zapi­su, któ­rym poezja prze­cież nie jest…

We frag­men­cie pt. Symu­la­cje doku­men­tu auto­rzy wska­zu­ją – i słusz­nie – na świa­do­me nawią­za­nie wier­szy Kwiat­kow­skie­go do Umar­łych ze Spo­on River Edga­ra Lee Master­sa. A dokład­niej do tego, że współ­cze­sny poeta wzo­rem Master­sa każe w swo­ich wier­szach mówić zmar­łym, naj­czę­ściej ofia­rom ludo­bój­stwa. Zgo­da, ale jest chy­ba bliż­sza tra­dy­cja! Pol­skiej lite­ra­tu­ry – tru­py „gada­ły” u Mic­kie­wi­cza i Wyspiań­skie­go, ofia­ry Zagła­dy u Kan­to­ra i Sło­bo­dzian­ka (Nasza kla­sa) – ten kon­tekst jest chy­ba bliż­szy poezji Kwiat­kow­skie­go! Master­so­wi, poza prze­ję­ciem liry­ki roli, utwo­ry Kwiat­kow­skie­go nie­ja­ko zawdzię­cza­ją cał­kiem spo­ro ele­men­tów poety­ki – iro­nię (o niej jesz­cze będę sze­rzej pisał), lako­nicz­ność, anty­oz­dob­ność i pro­sto­li­nij­ność gra­ni­czą­cą z naiw­no­ścią. Czy to „dość powierz­chow­ne” nawią­za­nie? Moim zda­niem – nie. A też i jak war­to­ścio­wać „powierz­chow­ność” lite­rac­kich nawią­zań, według jakich kry­te­riów oce­niać?… Nie bar­dzo wiem, ale też z oma­wia­ne­go tek­stu się tego nie dowia­du­ję. Zresz­tą takich łatwych ocen­nych epi­te­tów jest w nim wię­cej – impu­to­wa­na wier­szom Kwiat­kow­skie­go „este­ty­ka gro­zy” jest „czy­sta”, nie dostrze­ga się róż­ni­cy mię­dzy świa­dec­twem i histo­rycz­nym doku­men­tem, łatwo oce­nia się bio­gra­fię Haupt­man­na, iko­nicz­na ana­li­za nar­ra­cji Płasz­cza Gogo­la napi­sa­na przez Ejchen­bau­ma wpierw jest „dekon­struk­cją”, by jed­nak pozo­stać póź­niej ana­li­zą, a for­mu­ła o „banal­no­ści zła” Han­nah Arendt oce­nio­na jest jako nie­ak­tu­al­na, cze­go auto­rzy nie uza­sad­nia­ją, „kry­jąc się” za póź­niej­szy­mi opra­co­wa­nia­mi o Adol­fie Eich­man­nie.

Z tych „dro­bia­zgów” naj­bar­dziej obu­rza mnie jed­nak taki frag­ment: „Chy­ba naj­bar­dziej doj­mu­ją­cym przy­kła­dem takiej zamia­ny per­spek­tyw jest wyko­rzy­sta­nie posta­ci Jose­fa Men­ge­le­go. Z wier­sza Soły, w któ­rym powra­ca for­mu­ła »na pod­mo­kłych tere­nach u zbie­gu Wisły i Soły« [], dowia­du­je­my się, że »mając sześć lat omal nie uto­pił się w becz­ce z desz­czów­ki«. Zda­nie to zaczerp­nię­te zosta­ło z pol­skiej Wiki­pe­dii, a w dokład­nie takim brzmie­niu krą­ży jako… mem z demo­ty­wa­to­rów.” Tu jest prze­cież wyraź­na, wła­ści­wie depre­cjo­nu­ją­ca poezję Kwiat­kow­skie­go, suge­stia, że przej­mu­je on całe fra­zy swo­ich wier­szy z Wiki­pe­dii (na doda­tek pol­skiej) lub posił­ku­je się mema­mi z demo­ty­wa­to­rów… Dość o szcze­gó­łach, będą­cych moim zda­niem inter­pre­ta­cyj­ny­mi nad­uży­cia­mi lub z taki­mi gra­ni­czą­cych. Spo­śród nich chy­ba naj­bar­dziej jaskra­wym jest suge­stia, by tytu­ło­wą postać tomi­ku Karl-Heinz M. sko­ja­rzyć pośred­nio z histo­rycz­nym Jose­fem Men­ge­le, a bez­po­śred­nio z pasier­bem leka­rza-zbrod­nia­rza z Auschwitz. Tom­czo­ko­wie piszą (decy­du­ję się na dłuż­szy cytat, aby zilu­stro­wać spo­sób rozu­mo­wa­nia pre­zen­to­wa­ny w arty­ku­le; w cyta­cie wyróż­niam frag­men­ty budzą­ce naj­więk­sze wąt­pli­wo­ści): „Do krę­gu Men­ge­le nale­ży, zda­je się, tytu­ło­wy Karl-Heinz M.[engele?], któ­ry miał zostać wyste­ry­li­zo­wa­ny w wie­ku czter­na­stu lat, a zatem wów­czas, gdy jego mat­ka poślu­bi­ła Jose­fa Men­ge­le­go. O ste­ry­li­za­cji pasier­ba nie wspo­mi­na­ją jed­nak bio­gra­fie eses­ma­na, wia­do­mo nato­miast, że Karl-Heinz po latach prze­jął kon­tro­lę nad rodzin­ną fir­mą, a jego kon­takt z ojczy­mem, zmu­szo­nym do ukry­wa­nia się, dość szyb­ko się urwał. Zbyt mało tu tek­stu, by roz­wi­nąć inter­pre­ta­cję – jeże­li jed­nak tytu­ło­wym boha­te­rem tomi­ku jest spad­ko­bier­ca rodzi­ny Men­ge­le, z któ­re­go czy­ni się ofia­rę ste­ry­li­za­cji, to czy­tel­nik może poczuć się wpro­wa­dzo­ny w błąd, gdyż krzyw­da swo­bod­nie prze­su­wa się z ofiar na potom­ków spraw­ców.” Przy­znać trze­ba, że dzi­wacz­ny to tryb rozu­mo­wa­nia – na pod­sta­wie ini­cja­łu fik­cyj­nej posta­ci lite­rac­kiej i być może przy­pad­ko­wej zbież­no­ści z real­ną posta­cią histo­rycz­ną (pasier­bem Jose­fa Men­ge­le), nawet wbrew usta­le­niom bio­gra­fów, zarzu­ca się poecie wpro­wa­dze­nie czy­tel­ni­ków w błąd oraz sta­wia tezę ‒ powta­rza­ną w arty­ku­le paro­krot­nie ‒ że Kwiat­kow­ski „rela­ty­wi­zu­je” rela­cje mię­dzy ofia­ra­mi a spraw­ca­mi. Oby­dwa zarzu­ty nie­spra­wie­dli­we i nicze­go nie zmie­nia przy­pis jakim opa­trzo­ny jest cyto­wa­ny frag­ment, w któ­rym na pod­sta­wie inter­ne­to­wych źró­deł Tom­czo­ko­wie infor­mu­ją o ste­ry­li­za­cji Kar­la-Hein­za Spie­gla…

Wła­śnie etycz­ny rela­ty­wizm oraz mani­pu­la­cja (to bodaj naj­czę­ściej uży­wa­ne w arty­ku­le sło­wo) histo­rycz­ny­mi fak­ta­mi są naj­istot­niej­szy­mi zarzu­ta­mi kry­ty­ki poezji Kwiat­kow­skie­go prze­pro­wa­dzo­nej w arty­ku­le Tom­czo­ków. Ich arty­kuł mie­ści się w porząd­ku kry­tycz­no­li­te­rac­kim, jed­nak prze­kra­cza jego gra­ni­ce wyraź­nie kie­ru­jąc się w stro­nę ese­ju nauko­we­go, cho­ciaż­by przez cał­kiem spo­rą ilość eru­dy­cyj­nych przy­pi­sów i się­ga­nie do spe­cja­li­stycz­nej ter­mi­no­lo­gii. W wie­lu frag­men­tach ta stra­te­gia pozo­sta­wia wra­że­nie, że auto­rzy arty­ku­łu nie­ja­ko kry­ją się za uzna­ne auto­ry­te­ty huma­ni­sty­ki, powo­łu­ją się na Scho­pen­hau­era, Sofo­kle­sa, Mas­su­mie­go (kry­ty­ku­ją­ce­go Jame­so­na), Didi-Duber­ma­na, Arendt (ale jej tezy uzna­jąc za unie­waż­nio­ne prze bio­gra­fię Eich­man­na napi­sa­ną przez Cesa­ra­nie­go), Pohla, Ejchen­bau­ma, Boh­re­ra, Jün­ge­ra, Levie­go, Brech­ta, Lejeune’a, Gros­sa, Webe­ra, Elia­sa, Rosen­fel­da, Bar­the­sa, Fukuy­amę, Stan­din­ga, Agam­be­na… Trze­ba przy­znać, że to zna­ko­mi­ta ple­ja­da, któ­rą uda­ło się pomie­ścić w jed­nym śred­niej wiel­ko­ści arty­ku­le doty­czą­cym paru tomi­ków współ­cze­sne­go poety.

Ety­mo­lo­gia sło­wa ‘mani­pu­la­cja’ nie jest pew­na, wywo­dzi się ono ze śre­dnio­wiecz­nej łaci­ny mani­pu­lus, od łaci­ny kla­sycz­nej „(garść, garst­ka, narę­cze” – manus, ręka), moż­li­wy jest też zwią­zek z greckim Μαρέ (marē), ręka oraz ‒ pulus: oraz z łaciń­skim ple­nus (peł­ny) oraz plére (napeł­niać) lub grec­ki­mi πλήρώς plērēs (peł­ny) i πλήθειν (plēthe­in) (być peł­nym); nie moż­na wyklu­czyć związ­ku z łaciń­skim pel­le­re, od pel­lō, (roz­pę­dzić, wpra­wić w ruch, dotknąć, poru­szyć); lub z wyra­że­niem manus pel­lō ozna­cza­ją­cym „trzy­mać czy­jąś dłoń” lub „mieć kogoś w ręku”. Mani­pu­la­cja to ter­min odno­szą­cy się do zręcz­no­ści w wyko­ny­wa­niu danej czyn­no­ści lub samej czyn­no­ści prze­pro­wa­dzo­nej w ten spo­sób; w następ­stwie ozna­cza tak­że „prze­ina­cza­nie, nagi­na­nie”, „wyko­rzy­sta­nie do wła­snych celów, wywie­ra­nie (czę­sto ukry­te) wpły­wu” oraz wszyst­kie dzia­ła­nia mają­ce na celu wywo­ła­nie kon­kret­nych zacho­wań i reak­cji u odbior­cy, przez co nabrał rów­nież cech pejo­ra­tyw­nych takich jak: „kno­wa­nie, knu­cie, krę­tac­two, machi­na­cja, machloj­ka, oszu­stwo”. Mani­pu­la­cja doty­czy nie tyl­ko środ­ków, ale tak­że rela­cji pomię­dzy nadaw­cą a odbior­cą.[12] Od razu chcę stwier­dzić, że żad­ne­go z ele­men­tów mani­pu­la­cji w prak­ty­ce poetyc­kiej Kwiat­kow­skie­go nie dostrze­gam – tu nie ma „kno­wa­nia, knu­cia, krę­tac­twa, machi­na­cji, machloj­ki, oszu­stwa”, nie ma też zma­ni­pu­lo­wa­nej rela­cji do odbior­cy. Chy­ba że posta­wi­my znak rów­no­ści mię­dzy histo­rycz­nym doku­men­tem, rela­cją świad­ka lub oca­leń­ca (świa­dec­twem zwy­kle zło­żo­nym kil­ka­dzie­siąt lat po poświad­cza­nym wyda­rze­niu[13]), lite­rac­ką fik­cją i poetyc­kim obra­zem. Ale żeby to zro­bić musie­li­by­śmy usu­nąć poza obręb lite­ra­tu­ry cał­kiem spo­rą część kla­sycz­nych dzieł, czę­sto od wie­ków kształ­tu­ją­cych zachod­nią świa­do­mość huma­ni­stycz­ną. Tak rozu­mu­jąc, mani­pu­la­cją jest też wiersz Cze­sła­wa Miło­sza, odno­to­wy­wa­ny w nie­omal wszyst­kich opra­co­wa­niach lite­ra­tu­ry „poza­gła­do­wej”. W Cam­po di Fio­ri skon­ta­mi­no­wał prze­cież egze­ku­cję Gior­da­na Bru­no (auten­tycz­nej posta­ci histo­rycz­nej) z likwi­da­cją war­szaw­skie­go get­ta (auten­tycz­ne i udo­ku­men­to­wa­ne zda­rze­nie histo­rycz­ne)… Innym przy­kła­dem, tak­że z krę­gu moich lite­rac­kich zain­te­re­so­wań jest reak­cja „zawo­do­wych histo­ry­ków” na publi­ka­cję Moje­go wie­ku (wywia­du-rze­ki udzie­lo­ne­go przez Alek­san­dra Wata Miło­szo­wi), któ­rzy zarzu­ca­li Wato­wi myle­nie dat, posta­ci (histo­rycz­nych), wyda­rzeń. Tom­czo­ko­wie postę­pu­ją podob­nie, tyle że w sto­sun­ku do tek­stów poetyc­kich nie­aspi­ru­ją­cych w żad­nym frag­men­cie do roli wia­ry­god­ne­go prze­ka­zu histo­rycz­ne­go! Przy­znam, że trud­no i tę stra­te­gię pojąć, bo w osta­tecz­nym roz­ra­chun­ku jest ona rodza­jem zama­chu na auto­no­mię lite­rac­kiej fik­cji i auto­no­mię poetyc­kie­go obra­zu, któ­ry moż­na w odbio­rze akcep­to­wać lub nie, ale moim zda­niem nie wol­no narzu­cać sen­sów, jakich ten­że obraz nie gene­ru­je. I nie cho­dzi mi tutaj o inten­cjo­nal­ność tek­stu, w któ­rą moc­no wąt­pię. Raczej o jego reto­rycz­ność – Kwiat­kow­ski i jego pod­miot na pozio­mie reto­ry­ki nie narzu­ca odbior­cy swo­je­go doświad­cza­nia Zagła­dy, doświad­cze­nia nie­ja­ko ufun­do­wa­ne­go na pod­sta­wie naby­tej wie­dzy, lek­tu­ry, kon­tak­tu z poza­gła­do­wy­mi „nie-miej­sca­mi”. Jest w sytu­acji, któ­rą skró­to­wo i dosad­nie okre­ślił w cyto­wa­nym na począt­ku frag­men­cie Dzien­ni­ka upad­ku Michel Laub, jest w gro­nie tych, dla któ­rych: „nazwa Auschwitz będzie tak samo mało zna­na w świe­cie, jak dziś Maj­da­nek, Sobi­bór, Beł­żec”…

Cyto­wa­ny na począt­ku niniej­sze­go szki­cu Gom­bro­wicz napi­sał „potwor­ne bzdu­ry” o opo­wia­da­niu Bru­no­na Schul­za. „Bzdu­ry”, jeśli małost­ko­wo nie zauwa­ży się iro­nicz­ne­go gestu auto­ra Fer­dy­dur­ke, przy oka­zji kpią­ce­go prze­cież z obser­wo­wa­nej przez nie­go u schył­ku mię­dzy­wo­jen­ne­go dwu­dzie­sto­le­cia prak­ty­ki kry­tycz­no­li­te­rac­kiej. Otóż mam takie poczu­cie, że w oma­wia­nym arty­ku­le Tom­czo­ko­wie nie zauwa­ży­li wła­śnie iro­nii „pra­cu­ją­cej” w poezji Kwiat­kow­skie­go, gdy usi­łu­ją „popra­wić” fak­to­gra­fię (któ­rej w poetyc­kich obra­zach w sen­sie histo­rycz­nej doku­men­ta­cji po pro­stu nie ma) lub gdy zarzu­ca­ją tej poezji (czy­li też auto­ro­wi, bo jest w szki­cu Tom­czo­ków suge­stia toż­sa­mo­ści poety i pod­mio­tu autor­skie­go jego wier­szy) „etycz­ny rela­ty­wizm”. Zacy­tu­ję jesz­cze jeden frag­ment tego arty­ku­łu: „Anty­na­ta­li­stycz­na wyobraź­nia kar­mi się tak­że obra­za­mi poro­du w sytu­acji ukry­wa­nia się. W wier­szu strych kobie­ta dekla­ru­je »dziu­ra w zie­mi / nora pod chle­wem czy strych / wszę­dzie uro­dzę / nie potrze­bu­ję wie­le: / dziu­ra w zie­mi / nora pod chle­wem czy strych« [], a w rodzić: »prze­trwać w zie­mian­ce / w lesie w sto­gu sia­na / czy w dziu­rze pod chle­wem / wszyst­ko byle­by prze­trwać / i dalej rodzić« []. Prze­trwać i rodzić, wszę­dzie i dalej – to for­mu­ły woli życia, wita­li­zmu, któ­ry jed­nak w kon­tek­ście filo­zo­fii Scho­pen­hau­era jawi się jako zwie­rzę­cy instynkt god­ny pogar­dy, gdyż pod­po­rząd­ko­wu­ją­cy rozum dyk­ta­to­wi popę­du sek­su­al­ne­go…” Dla popraw­no­ści i wia­ry­god­no­ści oraz zacho­wa­nia gra­fii utwo­rów przy­to­czę oby­dwa wier­sze Kwiat­kow­skie­go:

strych

dziu­ra w zie­mi
nora pod chle­wem czy strych
wszę­dzie uro­dzę
nie potrze­bu­ję wie­le:
dziu­ra w zie­mi
nora pod chle­wem czy strych

rodzić

prze­trwać w zie­mian­ce
w lesie w sto­gu sia­na
czy w dziu­rze pod chle­wem
wszyst­ko byle­by prze­trwać
i dalej rodzić

Muszę pomi­nąć narzu­co­ny wier­szom Kwiat­kow­skie­go i zało­żo­ny przez auto­rów oma­wia­ne­go arty­ku­łu a prio­ri kon­tekst inter­pre­ta­cyj­ny – „anty­na­ta­li­stycz­ne akcen­ty w filo­zo­fii Scho­pen­hau­era”. Po jego odrzu­ce­niu to są prze­cież utwo­ry o zacho­wa­niu woli prze­trwa­nia pomi­mo kon­tek­stu holo­kau­sto­we­go zagro­że­nia, mimo tra­ge­dii Zagła­dy. Prze­trwa­nia, tak­że by dać świa­dec­two! O tym jest moim zda­niem parę wier­szy z tomi­ku Karl-Heinz M. (spro­wa­dzi­ła, ludzi, gro­bem, rodzic, zbie­rać). Tak­że, wła­śnie dzię­ki iro­nii, wstrzą­sa­ją­ce wyzna­nie z takie­go dwu­wer­so­we­go utwo­ru:

zro­bi

szcze­gól­nie przy­jem­ne jest grze­ba­nie małych dzie­ci
ponie­waż wie się że nikt im już nicze­go złe­go w życiu nie zro­bi

Scho­pen­hau­erow­ska opo­zy­cja popę­du i rozu­mu, przez pry­zmat któ­rej inter­pre­tu­ją utwo­ry Kwiat­kow­skie­go Tom­czo­ko­wie pro­wa­dzi do ani­hi­la­cji z tej poezji iro­nii, co już samo w sobie jest nie­upraw­nio­ne i nie­bez­piecz­ne, ale pro­wa­dzi też do dys­kur­su we współ­cze­snej pono­wo­cze­snej huma­ni­sty­ce waż­ne­go i mod­ne­go – doty­czą­ce­go sek­su­al­no­ści i toż­sa­mo­ści płci. Że mod­ne­go, to zro­dzi­ło zagro­że­nie jego bana­li­za­cją i zeste­re­oty­pi­zo­wa­niem. Nie jest prze­cież tak, że każ­dy lite­rac­ki obraz poczę­cia czy naro­dzin włą­cza się w ten dys­kurs! „Zwie­rzę­cy popęd sek­su­al­ny” – jeśli się w poezji Kwiat­kow­skie­go poja­wia – zna­czy tu ni mniej ni wię­cej po pro­stu wolę prze­trwa­nia ludz­kie­go gatun­ku. A histo­rycz­ny kon­tekst (Zagła­da, ludo­bój­stwo) iro­nicz­nie wzmac­nia gro­zę jed­nost­ki wobec ludo­bój­stwa i sta­je się zna­kiem jej hero­izmu. Nie mają te obra­zy wie­le wspól­ne­go suge­ro­wa­ną w arty­ku­le „este­ty­ką gro­zy”, któ­ra trium­fal­nie zawład­nę­ła spo­rą część kul­tu­ry popu­lar­nej. Takich kon­tek­stów jest zresz­tą w arty­ku­le przy­wo­ła­nych wię­cej, rodzą wąt­pli­wo­ści i pyta­nia – co upraw­nia włą­cza­nie wier­szy Kwiat­kow­skie­go w pono­wo­cze­sną z lewi­co­wych pozy­cji prze­pro­wa­dzo­ną kry­ty­kę kapi­ta­li­zmu?; Gdzie Kwiat­kow­ski „symu­lu­je” doku­men­ty, sko­ro w jego wier­szach zna­leźć moż­na co naj­wy­żej para­fra­zy świa­dectw?; Jak się ma Lejeune’owska ana­li­za auto­bio­gra­fii (jej prze­cież doty­czy „pakt auto­bio­gra­ficz­ny”) do niej (auto­bio­gra­fii) poezji, sko­ro po pierw­sze fran­cu­ski badacz wyklu­cza tekst poetyc­ki z obsza­ru auto­bio­gra­fii, a po dru­gie wier­sze Kwiat­kow­skie­go nie mają żad­nych cech auto­bio­gra­fii, wyklu­cza je cho­ciaż­by kon­se­kwent­nie sto­so­wa­na w nich liry­ka maski?; Jak się ma wni­kli­wa ana­li­za Płasz­cza Gogo­la, doty­czą­ca prze­war­to­ścio­wa­nia kate­go­rii reali­zmu, do wier­szy Kwiat­kow­skie­go?; Na jakiej pod­sta­wie z mno­go­ści prac poświę­co­nych Zagła­dzie, w więk­szo­ści sta­wia­ją­cych tezę, że Auschwitz prze­kra­cza gra­ni­ce wyobraź­ni i moż­li­wo­ści poetyc­kie­go obra­zo­wa­nia, auto­rzy jako kon­tekst wier­szy Kwiat­kow­skie­go arbi­tral­nie wybie­ra­ją kry­tycz­ne sta­no­wi­sko Boh­re­ra? Pyta­nia mógł­bym roz­mna­żać, pod­sta­wo­wym jest pyta­nie o obec­ność (lub nie) w poezji Kwiat­kow­skie­go Scho­pen­hau­era, anty­na­ta­li­zmu i „gno­styc­kiej eko­no­mii obo­jęt­no­ści”. Wszyst­ko to spra­wia wra­że­nie, że auto­rzy oma­wia­ne­go arty­ku­łu nie inter­pre­tu­ją wier­szy Kwiat­kow­skie­go, lecz usi­łu­ją prze­ko­nać, że są one ilu­stra­cją (nega­tyw­ną!) z góry zało­żo­nej tezy.

Kwiat­kow­ski w swo­ich wier­szach się­ga po poety­kę liry­ki maski, „mówią” w nich posta­ci z histo­rycz­nych prze­ka­zów i rela­cji świad­ków oraz oca­lo­nych. Sto­sun­ko­wo czę­sto „mówią” z per­spek­ty­wy „zagrob­nej”, „gada­ją” po pro­stu tru­py. To też gest iro­nicz­ny! Nawią­zu­ją­cy – o czym już wspo­mi­na­łem – do tra­dy­cji Umar­łych ze Spo­on River oraz Mic­kie­wi­czow­skich Dzia­dów, Wyspiań­skie­go, Sło­bo­dzian­ka. „Tru­pia” per­spek­ty­wa pozwa­la mówić dosad­niej, pozwa­la też ope­ro­wać skró­tem, pozwa­la na odre­al­nie­nie przed­sta­wio­ne­go obra­zu, pozwa­la na poety­kę prze­wrot­nej skar­gi. Wier­sze Kwiat­kow­skie­go są asce­tycz­ne, ope­ru­ją skró­to­wym obra­zem, uni­ka się w nich jakiej­kol­wiek oce­ny. Te obra­zy są w zna­ko­mi­tej więk­szo­ści prze­ra­ża­ją­ce, roz­ple­nio­ne w nich zło prze­kra­cza gra­ni­ce wyobraź­ni, pod­miot autor­ski nie­ja­ko wyco­fu­je się, kry­je za nimi, „patrzy” na nie nie z cie­ka­wo­ści, a moim zda­niem z prze­ra­że­nia i bez­rad­no­ści, bo zło wraz z klę­ską III Rze­szy i koń­cem reali­zo­wa­ne­go przez nią „pla­nu osta­tecz­ne­go roz­wią­za­nia” trwa w świe­cie dalej (tu przy­po­mi­nam cho­ciaż­by wiersz Sylvie Umu­by­eyi, ur. 1974* z tomu Rado­ści). Pod­miot autor­ski Kwiat­kow­skie­go nie jest cie­kaw­skim pod­glą­da­czem, bliż­szy jest biblij­nej figu­rze słu­pa soli… W tych wier­szach „patrzy się” nie „okiem zim­nej cie­ka­wo­ści”, a „okiem dostrze­ga­ją­cym gro­zę świa­ta”. W tych wier­szach nie się­ga się po „este­ty­kę gro­zy”, świat Kwiat­kow­skie­go po pro­stu taki jest… A może sze­rzej – świat po pro­stu taki jest?…

Nie czu­ję się kry­ty­kiem lite­rac­kim, kon­se­kwent­nie sta­ra­łem się dotąd nie uczest­ni­czyć w kry­tycz­no­li­te­rac­kich pole­mi­kach, to nie mój tem­pe­ra­ment. Ale jestem nało­go­wym wła­ści­wie czy­tel­ni­kiem prac kry­tycz­no­li­te­rac­kich, coraz bar­dziej zanie­po­ko­jo­nym współ­cze­sną prak­ty­ką kry­tycz­no­li­te­rac­ką. Prze­in­te­lek­tu­ali­zo­wa­ną, w coraz więk­szym stop­niu zaj­mu­ją­cą się sama sobą, spo­ra­mi, pole­mi­ka­mi itd. Lite­ra­tu­rę coraz czę­ściej trak­tu­jąc jako pre­tekst do tych poła­ja­nek, oka­zu­jąc jej swo­ją (zwy­kle rze­ko­mą) inte­lek­tu­al­ną wyż­szość. W moim prze­ko­na­niu arty­kuł Tom­czo­ków jest ilu­stra­cją tych zja­wisk… A że poezja Kwiat­kow­skie­go mnie jako po pro­stu czy­tel­ni­ka poezji poru­szy­ła, posta­no­wi­łem się – wbrew sobie – ode­zwać. Nie czu­ję się tą poezją zma­ni­pu­lo­wa­ny, oszu­ka­ny, prze­miesz­czo­ny w stro­nę popkul­tu­ro­wej pap­ki… Żeby – już na koniec – było jasne: Nie napi­sa­łem tu pasz­kwi­lu na Mar­tę i Paw­ła Tom­czo­ków, któ­rych pra­ca w więk­szo­ści znam oraz cenię i ‒ jak każ­de­mu – pozo­sta­wiam im wol­ność ide­owych, świa­to­po­glą­do­wych i etycz­nych ocen i wybo­rów. Nie zga­dzam się jed­nak na instru­men­ta­li­zo­wa­nie poezji pod­po­rząd­ko­wy­wa­nie jej tym­że wybo­rom.

 

 

[1] Zob. M. Tom­czok, Czy­ści­ciel gro­bów (Grze­gorz Kwiat­kow­ski, „Karl-Heinz M.”); http://magazynwizje.pl/aktualnik/tomczok-kwiatkowski/ [dostęp: 28 grud­nia 2020]. W arty­ku­le cho­dzi o nastę­pu­ją­ce tomi­ki Kwiat­kow­skie­go: Rado­ści (2013), Spa­la­nie (2015), Sową (2017) i Karl-Heinz M. (2019); wszyst­kie wyda­ne przez „Biu­ro Lite­rac­kie” w Wro­cła­wiu i Stro­niu Ślą­skim.

[2] P. Tom­czok, M. Tom­czok, Oko zim­nej cie­ka­wo­ści (Grze­gorz Kwiat­kow­ski „Karl-Heinz M.”); http://magazynwizje.pl/aktualnik/tomczok-kwiatkowski‑2/ [dostęp: 28 grud­nia 2020].

[3] Ten ostat­ni zarzut – poja­wie­nia się doświad­cze­nia Zagła­dy w pop-kul­tu­rze, a co za tym idzie jego zeste­re­oty­pi­zo­wa­nie i bana­li­za­cję – uwa­żam za traf­ny, ale nie doty­czy on poezji Kwiat­kow­skie­go. Jest on jak­by kal­ką grun­tow­nej kry­ty­ki powie­ści szwedz­kie­go pisa­rza Steve’a Sema-Sand­ber­ga Bied­ni ludzie z mia­sta Łodzi (pol­skie wyda­nie w prze­kła­dzie Mariu­sza Kali­now­skie­go – WL Kra­ków 2011) prze­pro­wa­dzo­nej m.in. przez wybit­ne­go znaw­cę lite­ra­tu­ry poza­gła­do­wej Jac­ka Leocia­ka [zob. np. Spoj­rze­nie w otchłań (Ste­ve Sem-Sand­berg, „Bied­ni ludzie z mia­sta Łodzi”) – Zaco­fa­ny w lek­tu­rze (zacofany-w-lekturze.pl); data dostę­pu: 12 stycz­nia 2021 r.] Wie­le zarzu­tów sta­wia­nych Kwiat­kow­skie­mu (przede wszyst­kim mani­pu­la­cji doku­men­ta­mi) to wła­ści­wie powtó­rze­nie słusz­nej (!) kry­ty­ki Leocia­ka, przy czym – przy­po­mi­nam – doty­czy­ła ona powie­ści sty­li­zo­wa­nej na udo­ku­men­to­wa­ny repor­taż, a nawet bio­gra­fię i są moim zda­niem nie do obro­ny, jeśli odnie­sio­ne są do tek­stu poetyc­kie­go. W pol­skiej lite­ra­tu­rze naj­now­szej zja­wi­sko ste­reo­ty­pi­za­cji i bana­li­za­cji Zagła­dy – nie­ste­ty! – jest obec­ne, ale z całą pew­no­ścią nie doty­czy poezji Kwiat­kow­skie­go. Ilu­stru­je to zja­wi­sko wie­le w ostat­nich latach wyda­nych ksią­żek, „na chy­bił tra­fił” wska­zu­ję parę tytu­łów: Oświę­cim­ki Woj­cie­cha Albiń­skie­go (2015), Gry w Bir­ke­nau Agniesz­ki Kłos (2015), Lek­cje ana­to­mii dok­to­ra D. Woj­cie­cha Engel­kin­ga (2016), Punkt rosy Mata Nowa­cia (2019) czy Regu­ła Klaj­na Ewy Różyc­kiej (2019), a ostat­nio – cho­ciaż z nie­co innych powo­dów ‒ łza­wo-ckli­wo-sen­ty­men­tal­ne opo­wia­da­nia Marii Kocot z tomu Popiół i róże (2020), któ­re są sty­li­zo­wa­ne na wspo­mnie­nia Oca­lo­nych z Zagła­dy.

[4] M. Tom­czok, Czy­ści­ciel gro­bów (Grze­gorz Kwiat­kow­ski, „Karl-Heinz M.”)

[5] Tam­że.

[6] P. Tom­czok, M. Tom­czok, Oko zim­nej cie­ka­wo­ści (Grze­gorz Kwiat­kow­ski „Karl-Heinz M.”)

[7] Tam­że.

[8] Tam­że.

[9] Zob. Archi­wa: Wokół książ­ki „Karl-Heinz M.” Grze­go­rza Kwiat­kow­skie­go – http://magazynwizje.pl/aktualnik [dostęp: 28 grud­nia 2020]

[10] W. Gom­bro­wicz, Twór­czość Bru­no­na Schul­za. W: tegoż, Pro­za (frag­men­ty). Repor­ta­że. Kry­ty­ka. 1933–1939. Wyb. J. Jarzęb­ski, red. J. Błoń­ski i J. Jarzęb­ski, Kra­ków 1995, s. 365; wyróż. za źró­dłem..

[11] M. Laub, Dzien­nik upad­ku. Przeł. W. Char­cha­lis, War­sza­wa 2020, s. 148.

[12] Ety­mo­lo­gię i defi­ni­cję ‘mani­pu­la­cji” stwo­rzy­łem na pod­sta­wie kwe­ren­dy paru słow­ni­ków, dla­te­go też rezy­gnu­ję z odsy­ła­nia do kon­kret­ne­go adre­su biblio­gra­ficz­ne­go. Muszę jed­nak zauwa­żyć, że w pol­skiej Wiki­pe­dii hasło ‘mani­pu­la­cja’ jest popraw­nie i wyczer­pu­ją­co opra­co­wa­ne.

[13] Na przy­kład ponad dzie­wię­cio­go­dzin­ny film Claude’a Lan­zman­na miał swo­ją pre­mie­rę w 1985 roku, roz­mo­wy z oca­lo­ny­mi i świad­ka­mi Zagła­dy prze­pro­wa­dził on zapew­ne na prze­ło­mie lat sie­dem­dzie­sią­tych i osiem­dzie­sią­tych XX wie­ku, a więc ponad trzy­dzie­ści lat po zakoń­cze­niu II woj­ny świa­to­wej. Frag­men­ty tych roz­mów Tom­czo­ko­wie trak­tu­ją jako histo­rycz­ne doku­men­ty. To spo­re nad­uży­cie, nie chcę napi­sać, że… mani­pu­la­cja.

O autorze

Józef Olejniczak

Urodzony w 1957. Zatrudniony w Instytucie Polonistyki na Wydziale Humanistycznym Uniwersytetu Śląskiego. Napisał kilkanaście książek o największych postaciach polskiej literatury modernistycznej (Gombrowicz, Wat, Miłosz, Wittlin, Myśliwski, Schulz, Nowak, Białoszewski), pracuje jako nauczyciel akademicki z kilkuset studentami, wielu z nich to dzisiaj „badacze literatury” lub pisarze. Kocha żonę, córkę i wnuczkę (teraz chyba najbardziej).

Powiązania

Karl-Heinz M.

nagrania / stacja Literatura Grzegorz Kwiatkowski

Czy­ta­nie z książ­ki Karl-Heinz M. z udzia­łem Grze­go­rza Kwiat­kow­skie­go w ramach festi­wa­lu Sta­cja Lite­ra­tu­ra 25.

Więcej

O doświadczeniu czytelniczym. Karl-Heinz M. Grzegorza Kwiatkowskiego

recenzje / ESEJE Jarosław Hetman

Wypo­wiedź Jaro­sła­wa Het­ma­na poświę­co­na książ­ce Karl-Heinz M. Grze­go­rza Kwiat­kow­skie­go.

Więcej

Karl-Heinz M. Grzegorza Kwiatkowskiego

recenzje / ESEJE Magdalena Lubelska-Renouf

Wypo­wiedź Mag­da­le­ny Lubel­skiej-Reno­uf poświę­co­na książ­ce Karl-Heinz M. Grze­go­rza Kwiat­kow­skie­go.

Więcej

Kilka słów po lekturze tekstów Marty Tomczok i Anny Kałuży o poezji Grzegorza Kwiatkowskiego

recenzje / ESEJE Andrzej Fabianowski

Wypo­wiedź Andrze­ja Fabia­now­skie­go poświę­co­na książ­ce Karl-Heinz M. Grze­go­rza Kwiat­kow­skie­go.

Więcej

Po lekturze Karl-Heinza M. Grzegorza Kwiatkowskiego słów kilka

recenzje / ESEJE

Recen­zja Marii Jolan­ty Olszew­skiej poświę­co­na książ­ce Karl-Heinz M. Grze­go­rza Kwiat­kow­skie­go.

Więcej

Podważać samego siebie

wywiady / o książce Filip Łobodziński Grzegorz Kwiatkowski

Roz­mo­wa Fili­pa Łobo­dziń­skie­go z Grze­go­rzem Kwiat­kow­skim, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Karl-Heinz M. Grze­go­rza Kwiat­kow­skie­go, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 18 listo­pa­da 2019 roku.

Więcej

Karl-Heinz M. i inni

recenzje / ESEJE Wojciech Wilczyk

Recen­zja Woj­cie­cha Wil­czy­ka towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Karl-Heinz M. Grze­go­rza Kwiat­kow­skie­go, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 18 listo­pa­da 2019 roku.

Więcej

zrobi

recenzje / KOMENTARZE Grzegorz Kwiatkowski

Autor­ski komen­tarz Grze­go­rza Kwiat­kow­skie­go, towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze książ­ki Karl-Heinz M., któ­ra uka­że się w Biu­rze Lite­rac­kim 18 listo­pa­da 2019 roku.

Więcej

Karl-Heinz M.

utwory / zapowiedzi książek Grzegorz Kwiatkowski

Frag­ment zapo­wia­da­ją­cy książ­kę Karl-Heinz M. Grze­go­rza Kwiat­kow­skie­go, któ­ra uka­że się w Biu­rze Lite­rac­kim 18 listo­pa­da 2019 roku.

Więcej