recenzje / IMPRESJE

Ołówkiem, farbą, plasteliną…

Joanna Mueller

Esej Joanny Mueller o twórczości Krystyny Miłobędzkiej.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Cho­ciaż rocz­ni­ko­wo Kry­sty­na Miło­będz­ka nale­ży do poko­le­nia poetów „Współ­cze­sno­ści”, uro­dzi­ła się bowiem 8 czerw­ca 1932 roku (w Mar­go­ni­nie koło Cho­dzie­ży), a debiu­to­wa­ła cyklem Ana­gli­fy w 1960 roku, to jed­nak praw­dzi­we odkry­cie jej twór­czo­ści przy­pa­da na pierw­sze lata XXI wie­ku. To wów­czas uka­za­ły się życz­li­wie przy­ję­te przez kry­ty­kę i czy­tel­ni­ków tomy Imie­sło­wy (2000), wszyst­ko­wier­sze (2000) oraz Po krzy­ku (2004), któ­re dowio­dły, że obraz nur­tu awan­gar­do­we­go w pol­skiej poezji powo­jen­nej bez uwzględ­nie­nia pisar­stwa Miło­będz­kiej był­by nie­kom­plet­ny i fał­szy­wy. Tymo­te­usz Kar­po­wicz, wymie­nia­ny przez samą poet­kę jako jeden z trzech naj­waż­niej­szych dla niej twór­ców (pozo­sta­li to Leśmian i Bia­ło­szew­ski), tak okre­ślał miej­sce Miło­będz­kiej w pol­skiej lite­ra­tu­rze: „Nale­ży do rodzi­ny tych poetów, któ­rzy wie­rzy­li, wie­rzą i będą wie­rzyć, że bez odno­wy języ­ka nie da się odno­wić wyobraź­ni poetyc­kiej. Przod­ków ma wśród tych, któ­rzy tor­tu­ro­wa­li język, by zmu­sić go do wypo­wie­dze­nia pierw­sze­go sło­wa świa­ta lub ‘mówią­ce­go bez­sło­wia’. (T. Kar­po­wicz: Meta­fo­ra otwar­ta. O poezji Kry­sty­ny Miło­będz­kiej).

Pisar­stwa miesz­ka­ją­cej na ubo­czu życia lite­rac­kie­go – w Pusz­czy­ko­wie pod Pozna­niem – autor­ki nie da się wpi­sać w kon­tekst żad­nej gru­py czy gene­ra­cji poetyc­kiej. Od uwa­ża­ne­go za wła­ści­wy debiut tomu Pokrew­ne, któ­ry uka­zał się w 1970 roku (co sytu­owa­ło­by Miło­będz­ką w bli­skim sąsiedz­twie poetów Nowej Fali, choć ani ona z nimi, ani oni z nią nigdy się nie utoż­sa­mia­li), do książ­ki Zbie­ra­ne (Wro­cław 2006), zawie­ra­ją­cej wier­sze z lat 1960–2005, poet­ka kon­se­kwent­nie reali­zo­wa­ła swój bar­dzo osob­ny i ory­gi­nal­ny – nawet na tle rodzi­me­go nur­tu poezji lin­gwi­stycz­nej – pro­jekt poetyc­ki. W pro­jek­cie tym mak­sy­ma­li­stycz­ne zamie­rze­nia języ­ko­we zosta­ją wyra­żo­ne w for­mie pozor­nie mini­ma­li­stycz­nej. Miło­będz­ka oga­ła­ca poezję z kolej­nych zuży­tych przez lite­ra­tu­rę środ­ków poetyc­kich, ale jej sztu­ka rezy­gna­cji oka­zu­je się jed­no­cze­śnie tym, co Kar­po­wicz nazwał „sztu­ką nie­moż­li­wą” (czy­li naj­bar­dziej rady­kal­ną, doko­nu­ją­cą „zama­chu na wszyst­kość”). Isto­tę swo­je­go uto­pij­ne­go zamia­ru poet­ka wyra­zi­ła w wywia­dzie udzie­lo­nym Karo­lo­wi Mali­szew­skie­mu: „To jest nie do zro­bie­nia, ale chcia­ło­by się wymy­ślić sobie język, wymi­nąć wszyst­kie sło­wa, któ­re są. To jest naj­prost­sze pra­gnie­nie. Zro­bić coś na nowo. Wymi­nąć język, posłu­żyć się przed­mio­tem. Prze­biec to, wyko­nać, ale nie mówić.”

Kry­sty­na Miło­będz­ka nie jest jed­nak wyłącz­nie poet­ką. Spo­śród wie­lu zajęć, jakie w cią­gu życia podej­mo­wa­ła (a były wśród nich takie pro­fe­sje, jak: sekre­tarz redak­cji pisma w poznań­skim Insty­tu­cie Tech­no­lo­gii Drew­na, biblio­te­kar­ka czy przed­szko­lan­ka), naj­waż­niej­sze dla jej twór­czo­ści oka­za­ły się te zwią­za­ne z teatrem. Autor­ka pra­co­wa­ła w słup­skim Teatrze Lalek „Tęcza” oraz w teatrach lal­ko­wych we Wro­cła­wiu i Wał­brzy­chu, a tak­że pro­wa­dzi­ła zaję­cia z eks­pe­ry­men­tal­nych form dra­ma­tu i teatru na Uni­wer­sy­te­cie Ada­ma Mic­kie­wi­cza w Pozna­niu. Teatro­wi była poświę­co­na rów­nież jej pra­ca dok­tor­ska (sto­pień dok­to­ra nauk huma­ni­stycz­nych Miło­będz­ka – absol­went­ka uni­wer­sy­te­tów w Pozna­niu i Wro­cła­wiu – uzy­ska­ła w 1983 roku). Dyser­ta­cję o Teatrze Dzie­ci Zagłę­bia w Będzi­nie pro­wa­dzo­nym przez Jana Dorma­na opu­bli­ko­wa­no w 1990 roku. Doświad­cze­nia te mia­ły wpływ na rów­nie istot­ną jak poezja, a chro­no­lo­gicz­nie – wcze­śniej­szą od niej, dzie­dzi­nę pisar­stwa Miło­będz­kiej – dra­ma­tur­gię dzie­cię­cą. Jej sztu­ki dla dzie­ci zosta­ły zgro­ma­dzo­ne w tomie Sia­ła baba mak. Gry słow­ne dla teatru z 1995 roku. Były wie­lo­krot­nie wysta­wia­ne przez teatry zarów­no kra­jo­we, jak i zagra­nicz­ne, a wszyst­kie zre­ali­zo­wał poznań­ski Teatr Lal­ki i Akto­ra „Mar­ci­nek” (to wła­śnie w kon­kur­sie zor­ga­ni­zo­wa­nym przez tę pla­ców­kę w 1964 roku zwy­cię­ży­ła naj­po­pu­lar­niej­sza „gra słow­na” pisar­ki – „Sia­ła baba mak”).

Mimo że twór­czość Kry­sty­ny Miło­będz­kiej przez dłu­gi czas była zanie­dby­wa­na przez dys­kurs kry­tycz­ny, autor­ka zosta­ła uho­no­ro­wa­na kil­ko­ma waż­ny­mi nagro­da­mi lite­rac­ki­mi. Otrzy­ma­ła nagro­dy m.in.: im. Bar­ba­ry Sadow­skiej (1992), Fun­da­cji Kul­tu­ry (1993), Mini­stra Kul­tu­ry (2001) oraz Nagro­dę Lite­rac­ką Czte­rech Kolumn za cało­kształt twór­czo­ści (2003). W 2004 roku wyróż­nio­no ją ponad­to nagro­da­mi Poznań­skie­go Prze­glą­du Nowo­ści Wydaw­ni­czych oraz Pre­zy­den­ta Wro­cła­wia.

Pyta­na kil­ka­krot­nie o lek­tu­ry, jakie mia­ły naj­więk­szy wpływ na jej pisar­stwo, Miło­będz­ka zawsze wymie­nia Ali­cję w Kra­inie Cza­rów Lewi­sa Car­rol­la. Rów­nież Andrzej Fal­kie­wicz (pry­wat­nie – mąż poet­ki) nazy­wa autor­kę „Hump­tym Dump­tym”, któ­ry lubi wymy­ślać miesz­czą­ce w sobie wie­le zna­czeń sło­wa-waliz­ki („Stu­dium”, 2005 nr 4/5). Z posta­cią Car­rol­la, a zara­zem z naj­więk­szy­mi poeta­mi awan­gar­do­wy­mi i lin­gwi­stycz­ny­mi, łączy Miło­będz­ką naczel­ne pra­gnie­nie jej twór­czo­ści – chęć zawar­cia naj­więk­sze­go w naj­mniej­szym. Sama autor­ka, w wywia­dzie udzie­lo­nym Jaro­sła­wo­wi Borow­co­wi, defi­niu­je isto­tę swe­go języ­ko­we­go marze­nia wła­śnie w odnie­sie­niu do Ali­cji.… Mówi, że książ­ka ta utwier­dza ją – piszą­cą – w prze­ko­na­niu, że:

język jest two­rzy­wem, któ­rym się posłu­gu­je­my tak jak ołów­kiem, far­bą, pla­ste­li­ną. Jest rucho­my i w każ­dej chwi­li powsta­je, że nie bie­rze się tyl­ko z jakie­goś goto­we­go zapa­su. Bo ja na przy­kład takie­go goto­we­go zapa­su wszyst­kich słów nie mam. Znaj­du­ję je w momen­cie zapi­sy­wa­nia. Oczy­wi­ście, że z zapa­su tak­że korzy­stam, ale w dużej mie­rze po to, żeby coś postrzę­pić, porwać, prze­su­nąć. Myślę, że naj­le­piej by było, jak­by każ­dy piszą­cy mógł stwo­rzyć wła­sny język, w któ­rym by zapi­sał to bar­dzo nie­wie­le, co ma od sie­bie do powie­dze­nia. Tyl­ko koniecz­ne sło­wa. Ina­czej cią­gle tra­fia­my na jakieś zbit­ki, któ­re sie­dzą nam w gło­wie i nie­do­kład­nie pasu­ją do tej chwi­li, do tego uczu­cia, do tego pomy­śle­nia.

„Te zapi­sy. No takie są, nie takie jak­bym chcia­ła. Zawsze słab­sze od tego, co wła­śnie jest. Wlo­ką się lata­mi, nie mogą zdą­żyć. Nie­go­to­we, nie­ca­łe, peł­no w nich dziur (gdy­by cho­ciaż świe­ci­ły pust­ka­mi). Nie potra­fię zaga­dać tych dziur. Moja wina, nie umiem. I nawet tego, cze­go nie umiem, nie umiem powie­dzieć. Gdy­by ktoś prze­czy­tał to nie­za­pi­sa­ne i to zapi­sa­ne. Gdy­by te roz­rzu­co­ne kawał­ki po swo­je­mu połą­czył. Gdy­by kto­kol­wiek jak­kol­wiek zechciał to sobie.”

Poezja i dra­ma­tur­gia Kry­sty­ny Miło­będz­kiej sta­no­wi dosko­na­ły przy­kład tego, że sztu­ka świa­do­ma nie­moż­no­ści zapi­su jest zara­zem sztu­ką nie­moż­li­wą, rady­kal­nym pro­jek­tem zwy­cię­ża­ją­cym dzię­ki ponie­sio­nej klę­sce. Nale­ży wie­rzyć, że dys­kurs histo­rycz­no-lite­rac­ki dostrze­że wresz­cie wagę tej pozor­nie nie­po­zor­nej poezji – sło­wem: że „kto­kol­wiek jak­kol­wiek zechce to sobie”.

O autorze

Joanna Mueller

Urodzona w 1979 roku. Poetka, eseistka, redaktorka. Wydała tomy poetyckie: Somnambóle fantomowe (2003), Zagniazdowniki/Gniazdowniki (2007, nominacja do Nagrody Literackiej Gdynia), Wylinki (2010), intima thule (2015, nominacje do Nagrody Literackiej m.st. Warszawy i do Silesiusa), wspólnie z Joanną Łańcucką Waruj (2019, nominacje do Silesiusa i Nagrody im. W. Szymborskiej) oraz Hista & her sista (2021, nominacja do Silesiusa), dwie książki eseistyczne: Stratygrafie (2010, nagroda Warszawska Premiera Literacka) i Powlekać rosnące(2013) oraz zbiór wierszy dla dzieci Piraci dobrej roboty (2017). Redaktorka książek: Solistki. Antologia poezji kobiet (1989–2009) (2009, razem z Marią Cyranowicz i Justyną Radczyńską) oraz Warkoczami. Antologia nowej poezji (2016, wraz z Beatą Gulą i Sylwią Głuszak). Członkini grupy feministyczno-artystycznej Wspólny Pokój. Mieszka w Warszawie.

Powiązania